Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Przedsiębiorstwo De Lijn zamówi do 100 „futurystycznych” autobusów
Belgia: Pogoda na 8 maja
Belgia: Uzbrojeni złodzieje obrabowali sklep spożywczy w Waterloo
Polska: Wakacje kredytowe podpisane. Kiedy zawieszenie pierwszej raty?
Polska: Nareszcie! Sprawdź, o ile i od kiedy wzrosną alimenty
Belgia: Zadźgał 17-latkę. Minęło ćwierć wieku. Teraz go aresztowano
Polska: Uwaga, grasują oszuści. Pukają do drzwi i bezprawnie pytają o nasze piece
Polska: Ortopeda, kardiolog, dentysta. Pacjenci nie przychodzą. Plaga w szpitalach i przychodniach
Belgia: Pożar w pralni w Saint-Gilles
Niemcy: Protesty po ataku na europosła
Agnieszka Steur

Agnieszka Steur

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Lata dwudzieste XXI wieku (cz.30)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Lata dwudzieste XXI wieku

Gdy w ubiegłym tygodniu robiłam zakupy świąteczne moją uwagę przykuła piękna kartka z życzeniami noworocznymi. Na karcie widniały dwie dwudziestki. Były zrobione z dwóch plastikowych części, między którymi znajdowała się wolna przestrzeń. Wsypano tam maleńkie kamyczki, które wyglądały niczym diamenciki. Przy każdym poruszeniu karki, diamenciki przesypywały się z jednej strony na drugą. Karta był śliczna, ale moje myśli skoncentrowały się wokół tych dwóch dwudziestek.

Przyglądałam się im, aż nieświadomie pokręciłam głową. Jak ten czas pędzie, za kilka dni rozpoczną się lata dwudzieste XXI wieku. Przecież to brzmi prawie, jak tekst z filmu science fiction. Tych, które opowiadają o podróżach w czasie. I może nawet tak właśnie jest. Być może to nasza wspólna podróż. Czasem tylko szkoda, że nie można się cofnąć i niektórych rzeczy naprawić. Ale właśnie po to jest ten dzień. Za dwa dni będziemy mogli postanowić, co zmienimy i być może nawet uda nam się to zrobić, to czego nie daliśmy radę zmienić w kończącym się właśnie roku. Być może odniesiemy sukces w tym, który za chwilę się rozpocznie.

Pamiętam, gdy dziwiłam się, że już za chwilę nastanie rok 2000… to było 20 lat temu! Jak dziwnie patrzeć w przeszłość, która wydaje się być tak niedaleka. Za dwa dni rok 2019 dobiegnie końca. Jak, co roku jest to chwila, by się zatrzymać i pomyśleć o tym, jakie były te dni. Dla każdego z nas ten rok był inny. Niektóre doświadczenia dzieliliśmy wspólnie i potrafimy zrozumieć inne osoby. Inne doświadczenia są tylko nasze. Nie wszystko, co wydarzyło się w roku 2019 możemy pozostawić za nami.

Niektóre wydarzenia będą miały wpływ na nasz każdy kolejny dzień. Inne pozostaną na zawsze w przeszłości.

Czego nauczył mnie kończący się za dwa dni rok? Tego, że nic nie jest pewne. Dlatego niezwykle ważne jest, by cieszyć się z każdej chwili. By świadomie dostrzegać jej wartość. Na początku jest to bardzo trudne w naszym codziennym zabieganiu. Wciąż gdzieś pędzimy i mamy tak wiele spraw do załatwienia. Trudno zatrzymać się na chwilę i tą chwilą cieszyć. Wydaje nam się, że takich chwil będziemy mieli bez końca. Gdy nagle w naszym życiu dzieje się coś, co pokazuje, że nawet ta pewność jest niepewna. Domyślam się, że teksty typu: cieszmy się z każdej chwili, wydają się być bardzo oklepane. Jestem jednak pewna, że tylko dla osób, które nie poczuły, jak ulotne jest to, co mamy. Jak mały wpływ mamy na burze, które rozpętują się nad naszymi głowami. Jeśli, ktoś, kto czyta te słowa: „cieszmy się każdą chwilą”, pomyślał, że to banał, frazes, wyświechtane powiedzonko, mam nadzieję i życzę tego, aby tak już pozostało. Życzę, aby nie wydarzyło się nic, co pokaże, jak jest to prawdziwe.

A co dalej? Przecież jest to czas, by myśleć o tym, co będzie. By planować i obiecywać sobie zmiany. Z ciekawością będę przyglądać się temu, co przyniosą nam lata dwudzieste XXI wieku. Jakie one będą? Być może zamiast listy tego, co chcę zrobić, stworzę listę tego, czego robić nie chcę. Nie chcę pędzić, nie chcę przegapić żadnego okamgnienia.

Mam nadzieję, że dla Czytelników portalu Niedziela.be będzie to dobry rok. Życzę, aby za kilkanaście a może i kilkadziesiąt lat, każdy z nas, kto będzie wspominał ten czas, te lata dwudzieste, pomyśli, że był to bardzo dobry okres.
Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

 

29.12.2019 Niedziela.be

(AS) 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Hoe zeg je dat? Jak to powiedzieć? (cz.17)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Hoe zeg je dat? Jak to powiedzieć?

Nie tak dawno przysłuchiwałam się rozmowie na temat różnic między językiem angielskim, którym posługują się mieszkańcy Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych Ameryki

Okazuje się, że jest to ten sam język, a jednak różnic można znaleźć wiele.

Rozmowa ta przypomniała mi wywiad, który został przeprowadzony z jedną z moich ulubionych hollywoodzkich par: Emily Blunt i Johnem Krasinskim. Ona jest Angielką a on Amerykaninem (warto wspomnieć, że polskiego pochodzenia), mają dwie córki i z całą stanowczością twierdzą, że dziewczynki są dwujęzyczne ze względu na różnice między językiem amerykańskim i angielskim.

A jak to jest z językiem niderlandzkim? Zaczęłam się zastanawiać. Przecież posługują się nim zarówno mieszkańcy Holandii jak i części Belgii. To ten sam język, ale z pewnością muszą istnieć różnice. Zaczęłam szukać informacji i co się okazało? Oczywiście, że są i to niemałe!

Pierwszą słyszalną różnicą jest oczywiście wymowa. Osoba znająca jeden z języków bez problemu zauważy te różnice. Jednak one nie stanowią żadnego problemu w porozumiewaniu się. Belg zrozumie Holendra a Holender Belga – bez kłopotów. Jednak zagłębiając się w temat, dostrzega się, że znaczące różnice znajdują się gdzie indziej.

Musztarda po obiedzie – tak mówimy my Polacy, gdy coś dzieje się za późno. Podobnego związku frazeologicznego używają Holendrzy. Powiedzą: „mosterd na de maaltijd”. Zwrot ten w Belgii jest zacznie mniej znany. Mieszkańcy tego kraju powiedzą natomiast: „vijgen na Pasen”, co dosłownie oznacza „figi po Wielkanocy”, ale niesie ze sobą to samo znaczenie.

Podobnie jest z innym powiedzeniem. Gdy Holender nie wie już, co ma począć, jest w tak wielkim kłopocie, że nie dostrzega rozwiązania, powie: „met de handen in het haar zitten”, co można dosłownie przetłumaczyć: „siedzieć z rękami we włosach”. W tej samej sytuacji Belg powie: „niet meer weten van welk hout pijlen te maken”, czyli, że „nie wie z jakiego drewna zrobić strzały”.

Jak zawsze, gdy tylko zaczyna się czytać na jakiś temat, okazuje się, że jest on znacznie bardziej rozległy, niż się to na początku zakładało. Podam może jeszcze jeden przykład. Holendrzy zaznaczając, że jakiś temat to już inna sprawa, powiedzą „dat is andere koek” co dosłownie znaczy, że „to inne ciacho”. Belg w takiej sytuacji powie, że „to inna para rękawów” - „dat is een ander paar mouwen”.

Różnice między językami można odnaleźć nie tylko w związkach frazeologicznych i powiedzeniach. W obu krajach osoby chcące nazwać to samo mogą użyć różnych słów. Dla przykładu dżem Holender nazwie „jam” a Belg „confituur”. Autostrada w Holandii to „snelweg” w Belgii natomiast „autostrade”. Holender zwykłe trampki określi słowem „gympen” a mieszkaniec Flamandii „basketsloefen”. Kuchenny pochłaniacz to w języku holenderskim „afzuigkap” a w belgijskim „dampkap”. W Holandii robiąc zdjęcie mówi się „foto maken” a w Belgii „foto trekken”.

Moja ulubiona różnica, którą do tej pory odnalazłam, to powiedzenie, że się kogoś bardzo lubi. Holender powie - lubię cię: „ik vind je leuk” a Belg będzie mniej bezpośredni i wyzna, że z przyjemnością mnie zobaczy – „ik zie u graag”.

Te wszystkie różnice, które do tej pory wymieniłam (a jest ich znacznie więcej) to również różne słowa. A czy istnieją też te same słowa używane przez mieszkańców obu krajów a znaczące w obu miejscach coś innego? Tak i ich również jest sporo. Najprostsze to „lopen”, które w języku niderlandzkim używanym przez Holendrów znaczy chodzić, ale gdy użyje go Belg może jeszcze znaczyć biegać. Albo słowo „kleedje”, które w Holandii oznacza dywanik a w Belgii to sukienka… ojej ależ to pasjonujące! Kolejny temat do którego z pewnością będę wracać!

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


22.09.2019 Niedziela.BE

(as) 

 

 

  • Published in Belgia
  • 0

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Czytajmy! (cz.16)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Czytajmy!

Każda znajdująca się tu książka, każdy tom, posiadają własną duszę. I to zarówno duszę tego, kto daną książkę napisał, jak i dusze tych, którzy tę książkę przeczytali i tak mocno ją przeżyli, że zawładnęła ich wyobraźnią”.

Carlos Ruiz Zafón „Cień wiatru”  

Rozpoczął się rok szkolny a wraz z nim również moje wyjazdy do szkół. Od kilku lat regularnie spotykam się z polskimi dziećmi i opowiadam im o moich książkach z nadzieją, że zachęcę kogoś do lektury. Dzięki wsparciu portalu Niedziela.be miałam okazję spotkać się z dziećmi szkół polonijnych w wielu europejskich krajach. Młodych ludzi zachęcam do czytania książek w języku polskim, ponieważ zazwyczaj czytają, ale w języku miejscowym.

Tym razem jednak jadę do Polski. Odwiedzę Wrocław. To szczególne miejsce, ponieważ wiele lat temu właśnie tam odbyło się moje pierwsze spotkanie autorskie. Byłam tym bardzo przejęta. Spotkałam się z uczennicami i uczniami Szkoły Podstawowej nr 28. Dziś młode osoby, z którymi wtedy rozmawiałam, kończą szkołę średnią, studiują a niektórzy już pracują. Ilu udało mi się zachęcić do czytania? Nie wiem. Mam nadzieję, że kilku. Ponieważ, jeśli spojrzeć na wyniki badań czytelnictwa w Polsce, nie jest dobrze.

A jak zachęcić do czytania? Z pewnością nie powinno się kogoś do tego zmuszać. To zadziwiające, że nadal ludzie tak postępują, bo przecież nie zaliczy się przedmiotu, lub dostanie ocenę niedostateczną. Jak można w ten sposób rozbudzić w młodym człowieku miłość do literatury? Uczeń przeczyta, bo musi, bo się boi, ale czy pokocha książki?

Oto jest pytanie! Przecież nawet najciekawsze książki nie będą czytane z przyjemnością, jeśli czytający „musi”. Tak już działa natura ludzka i nic na to nie poradzimy.

Do czytania należy zachęcać, gdy dzieci są maleńkie, gdy same jeszcze nie znają liter. Czytajmy dzieciom bajki! Nie sadzajmy ich przed telewizorami i laptopami. Czytajmy i bawmy się literaturą a one niech bawią się wyobraźnią. Możliwości jest bezliku. Dzięki temu na zawsze książki będą kojarzyć się z czymś pozytywnym, ciepłym, domowym i rodzinnym.

Spotykając się z młodzieżą rozmawiam o mojej trylogii fantasy „Wojna w Jangblizji”. Każde spotkanie jest inne. Młodzi ludzie zazwyczaj są ciekawi i chcą się dowiedzieć, jak pisze się książki, skąd bierze się pomysły, jak to wszystko można zapamiętać… jak to działa? Czasem zadają tak wiele pytań, że zostajemy jeszcze po zajęciach i rozmawiamy. Staram się ich wszystkich zachować w pamięci, ale czasem jest to trudne. Pamiętam wysokiego chłopca w żółtej bluzie, który przyszedł do mnie po spotkaniu i powiedział: „Wie pani co? Ja to nie czytam żadnych książek, ale tę przeczytam” i wskazał na pierwszą część Jangblizji. To był dla mnie ogromny komplement, to właśnie jest moim sukcesem.

Na spotkaniach z dziećmi rozmawiamy o przygodach krasnala Kwaska. Maluchy są bardzo mądre a to, o czym opowiadają jest szczere. Dzieci jeszcze nie nienawidzą i rozumieją znacznie więcej niż to się często dorosłym wydaje.

W Polsce odwiedzę także dzieci w przedszkolu. To są najbardziej niesamowite i najtrudniejsze spotkania, ale już się cieszę na myśl o nich. Te maluszki patrzą na mnie z niepodważalnym przeświadczeniem w oczach, że u mnie w domu faktycznie mieszka krasnoludek. One jeszcze wierzą w prawdy zawarte w bajkach.

Spotkania z młodzieżą i z dziećmi za każdym razem są dla mnie inspiracją do tego, aby działać, aby pisać. Co powstanie po tych spotkaniach? Zobaczymy.

Według mnie książki są dokładnie tym, o czym pisał Jarosław Iwaszkiewicz: „Za książką kryje się autor. Jego pisanie jest więc zawsze listem do czytelnika. Piszemy zazwyczaj listy do przyjaciół. Książka jest listem autora do przyjaciela”.-

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


15.09.2019 Niedziela.BE

(as) 

 

  • Published in Belgia
  • 0

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Jeszcze kilka słów o belgijskich wynalazkach (cz.15)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

Jeszcze kilka słów o belgijskich wynalazkach

Nie potrafię, po prostu nie potrafię oderwać się od tematu belgijskich wynalazków. W ubiegłym tygodniu rozpoczęłam poszukiwania przedmiotów, które mamy lub znamy dzięki Belgom i przyznaję, nie spodziewałam się, że jest ich tak wiele. Zeszłoniedzielny artykuł poświęciłam już kilku odkryciom LINK i dziś pragnę opowiedzieć o jeszcze paru. Bardzo często zapominamy, że wszystko, co nas otacza, wszystko, co znamy, ktoś kiedyś i gdzieś odkrył lub wymyślił.

Wspomniałam już, że z Belgii pochodzi dzwonek do drzwi, który stworzył Polydoor Lippens oraz dezodorant w kulce, jednak jego twórcy nie udało mi się odnaleźć.
Dowiedziałam się natomiast, że wśród belgijskich wynalazków znajduje się plastikowy kapturek przeciwdeszowy. Wymyślił go Wilfried Janssens w roku 1956. Dziś tych kapturków nie używa się już prawie wcale. Czasem można jeszcze zobaczyć na ulicy babcię, która taki nosi, ale produkcji kapturków zaprzestano lata temu.
Z pewnością każda osoba widziała a większość również użyła zapinki do bandaży elastycznych – maleńkich haczyków na dwóch końcach krótkiej gumki. Data powstania zapinki nie jest dokładnie znana, ale wiadomo, że wymyślił ją Belg Eudore Evrard. Używa się jej obecnie na całym świecie, zarówno w szpitalach jak i w domowych apteczkach.

To jeszcze nic! Jeden z najbardziej niezwykłych instrumentów muzycznych również pochodzi z Belgii. Saksofon, bo o nim mowa, został wynaleziony przez belgijskiego budowniczego instrumentów – Adolpha Saxa. Wydarzyło się to około 1841 roku. Od samego początku istnienia instrumentu toczyła się wokół niego burza. Choć burza to może nawet zbyt delikatne słowo, biorąc pod uwagę ilość pozwów sądowych, kłótni i zwad związanych z tym wspaniałym instrumentem. Wiele osób starało się podważyć jego autentyczność, Saxa jako twórcę a nawet samo istnienie saksofonu. Najbardziej zatwardziali przeciwnicy założyli nawet stowarzyszenie i twierdzili, że „saksofon nigdy nie istniał, nie mógł istnień i powinien być uznany za zwykły szarlatański podstęp”. Współcześnie nie ma to już chyba znaczenie a słuchając tego instrumentu można przeżyć wspaniałe chwile. Co ciekawe saksofon nie powstał na podstawie żadnego wcześniej istniejącego instrumentu.

Nazwa waluty wprowadzonej w większości państw Unii Europejskiej, czyli Euro, również została wymyślona w Belgii, przez Germaina Pirlota nauczyciela języka francuskiego oraz historii. Propozycji nazwy waluty było wiele. Proponowano np. aby nowy pieniądz nazwać dukat, ecu, florin lub fraken, ale żadna z nich nie została zaakceptowana, ponieważ każda z tych nazw kojarzyła się już z jakimś krajem. Powstał również pomysł, aby dodać przedrostek „euro” przed istniejącymi walutami, czyli np. eurofrank, jednak i ten nie został zaakceptowany. Na posiedzeniu Rady Europejskiej w Madrycie w roku 1995 przywódcy państw członkowskich podjęli decyzję, że euro będzie nazywać się euro. Może jeszcze jako ciekawostkę podam, że symbol „€” zainspirowany został przez literę epsilon w alfabecie greckim. Ponadto „E” to również pierwsza litera słowa Europa. A dlaczego te dwie poziome, równoległe linie? Mają one odzwierciedlać stabilność waluty.

Jedno z lekarstw, które z pewnością wielu osobom uratowało wakacyjny wyjazd, pochodzi z Belgii. Loperamid, lek przeciwbiegunkowy stworzył belgijski farmakolog Paul Janssen. To jednak nie jedyne lekarstwo wymyślone przez tego naukowca. Zawdzięczamy mu również lek przeciwgrzybiczy Miconazol, lek uśmierzający ból brzucha Motilium oraz lek przeciwbólowy Perdolan.

Wiele osób uważa również, że dzięki Belgom mamy słodycze, że w tym kraju powstały pierwsze cukierki. Czy tak jest, nie wiem, pewne jednak jest to, że z Belgii pochodzą jedne z najsmaczniejszych słodkości.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka


08.09.2019 Niedziela.BE

(as) 

 

  • Published in Belgia
  • 0
Subscribe to this RSS feed