Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Rząd więcej wydaje niż zarabia. Dużo więcej
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 27 kwietnia 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Fuzja banków zagraża 150 miejscom pracy
Belgia: Prąd w ubiegłym roku potaniał. I to znacznie
Polska: Jesteś po zakrapianej imprezie? Tyle musisz poczekać, żeby znowu wsiąść za kółko
Belgia: Jest nas coraz więcej. Są wyniki spisu ludności
Pracownik belgijskiej agencji rozwoju zginął w zamachu bombowym w Strefie Gazy!
Belgia, biznes: Firm wciąż przybywa. Już ponad 1,1 mln!
Słowo dnia: Tasje
Niemcy podnoszą prognozę wzrostu PKB do 0,3% w 2024 roku
Agnieszka Steur

Agnieszka Steur

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Dwujęzyczność - szkolny projekt – ciąg dalszy (cz.39)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Dwujęzyczność - szkolny projekt – ciąg dalszy

Dziś powrócę do tematu, o którym wspominałam już wcześniej. Pod koniec stycznia podczas jednego z naszych niedzielnych spotkań przy kawie pisałam o projekcie, który rozpoczął się w szkole mojej córki. Na lekcji niderlandzkiego, każda uczennica i każdy uczeń zostali zobowiązani do przygotowania obszernej pracę na temat tego języka. Temat był dowolny, ale musiał mieć coś wspólnego z przedmiotem.

Wspominałam o tym, ponieważ moja córka zdecydowała się pisać o dwujęzyczności. W kończącym się dziś tygodniu, przesłała skończoną pracę do szkoły. Bardzo chciałam jej pomóc, ale praktycznie wszystko zrobiła sama. Ja tylko podsunęłam jej literaturę. Z pewnością nasuwa się pytanie, dlaczego ja znów o tym piszę? Ze względu na to, że pracowała nad projektem samodzielnie, gdy już skończyła pisać, mogłam przeczytać informacje o tym, jak na temat dwujęzyczności patrzy ktoś, kto taką osobą jest.

Oddaję, zatem głos komuś, kto od urodzenia wychowywany jest w dwóch językach. To tylko część pracy, mały wycinek, ale ilustruje to, co dla młodego człowieka jest najistotniejsze. Ona spojrzała na temat z całkiem innej perspektywy i to dla mnie jest właśnie najbardziej fascynujące. Ja od zawsze analizowałam temat od zewnątrz, ona pokazała mi, jak to wygląda „od środka”. Dla niej dwujęzyczność to codzienność, coś całkiem zwykłego, nad czym wcześniej się nie zastanawiała. Tak było i już, teraz przy tej pracy zaczęła analizować.

Pasjonujące!

„Wybrałam ten temat, ponieważ sama jestem osobą dwujęzyczną. Ponadto był to przedmiot studiów mojej mamy. W domu, na co dzień używam języka niderlandzkiego i polskiego. Mama często spotyka się i rozmawia o tym z ludźmi, ponieważ chce, aby lepiej rozumieli, jak ważne jest to zagadnienie. Również dla mnie jest to bardzo interesujący temat.

Zdaję sobie sprawę z tego, że wokół dwujęzyczności narosło wiele mitów i uprzedzeń, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.

Bardzo chciałabym, aby rodzice więcej wiedzieli o tym temacie i nie obawiali się tak bardzo wychowywać dzieci dwujęzycznie. Bardzo się cieszę, że nie mówię tylko po niderlandzku, z prostego powodu, dodatkowy język się przydaje. Nie tylko dlatego, że dzięki dwujęzyczności, nauka innych języków przychodzi mi z łatwością. Dla mnie byłoby okropne, gdybym nie mogła rozmawiać z moją rodziną w Polsce. Nie tylko rozmawiać, ale naprawdę się komunikować. Dla mnie jest to ważne również z innego powodu. Dzięki temu, że znam język Polski rozumiem mamę na całkiem innym, emocjonalnym poziomie. Gdy z jakiegoś powodu jest podekscytowana lub niezadowolona, rozmawiam z nią zawsze w jej języku ojczystym, ponieważ wiem, że w ten sposób ona znacznie lepiej wyraża to, co czuje.

Cieszę się, że to jest możliwe”.

Spodobał mi się również inny fragment:

„Chciałabym również odpowiedzieć na pytanie, czy dwujęzyczność jest problemem. Praktycznie każda osoba, ma wyrobione na ten temat zdanie i zdania te mogą się od siebie diametralnie różnić. Wiem, że niektórzy uważają, że dwujęzyczność nie jest dla dzieci dobra. Ja nie podzielam tego zdania. Dwujęzyczność ma wiele zalet a nad wadami, które również są, można pracować.

Z tego właśnie względu, jeśli rodzice mają wątpliwości, czy wychowywać dzieci w dwóch językach, chcę uspokoić, że nie jest to problemem i nie powinni rezygnować z przekazania dziecku jednego z języków.

Kończąc moją pracę, chciałabym jeszcze raz podkreślić, że dwujęzyczność w żaden sposób nie szkodzi a w niektórych przypadkach może nawet pomóc. Proszę mi wierzyć, nie może pójść źle.”

Praca napisana jest w języku niderlandzkim, jednak specjalnie dla czytelników Niedziela.be wspólnie przetłumaczyłyśmy te fragmenty.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

 

01.03.2020 Niedziela.BE

(as) 

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Oglądanie seriali z kuchni (cz.38)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Oglądanie seriali z kuchni

Nie, nie chcę pisać o tym, że będąc w kuchni oglądam seriale, pewnie bym straciła kilka palców. Jest dokładnie odwrotnie, w kuchni właśnie ich nie oglądam… hmm, trochę to nielogiczne, prawda? Zaraz wszystko wyjaśnię.

Bardzo lubię seriale, szczególną sympatią darzę te kryminalne i fantastyczne. Ostatnio zakochałam się również w historycznych, ale takich, w których dba się o oddanie prawdy sprzed lat. Dlatego bardzo lubię te, które opowiadają o tym, co wydarzyło się naprawdę.

Niestety na oglądanie nie mam za wiele czasu. Nie tak dawno okazało się, że mój dorosły już syn również polubił seriale, które łączą w sobie dwa z moich ulubionych gatunków – historię i kryminał. Namówił mnie, abyśmy razem obejrzeli serial „Narcos”. Dlatego od tamtej chwili czasem wspólnie oglądaliśmy odcinek lub dwa.

Pierwszy sezon serialu pochodzi z roku 2014, czyli nie jest to już nowość. Obecnie dostępne są trzy jego sezony. Dwa pierwsze opowiadają o życiu i działalności Pablo Escobara, który był prawdopodobnie najbardziej znanym kolumbijskim baronem narkotykowym. Escobar był szefem kartelu z Medellin. Trzecia część opowiada o kartelu z Cali i jego czterech przywódcach.

Nałogowe oglądanie serialni to nie jedyna moja wada. Jestem również bardzo niecierpliwa. Dlatego za każdym razem, gdy oglądam serial dotyczący wydarzeń historycznych, chcę natychmiast wiedzieć wszystko, co się wydarzy. Nie, nie czytam spojlerów, zaglądam za to na strony historyczne. Robię to, aby wiedzieć, co się stanie, ale również, aby „sprawdzić” twórców, czy to, co przedstawiają faktycznie się wydarzyło. Z tych właśnie powodów, już podczas oglądania pierwszego odcinka serialu „Narcos” przeczytałam w Internecie wszystkie możliwe informacje na temat życia i działalności Pablo Escobara. Już wtedy wiedziałam, jak zakończy się ta opowieść. Mimo wszystko oglądałam każdy odcinek z zapartym tchem. Po raz kolejny człowiek przekonuje się, że życie pisze najbardziej nieprawdopodobne scenariusze. Oglądając serial nasuwa się mnóstwo pytań, które bardzo często swoje źródło mają w niedowierzaniu. Jak możliwe jest, aby cały kraj był do tego stopnia skorumpowany? Jak żyją ludzie, którzy cały czas są zagrożeni, których życie wisi na włosku? Nie mam na myśli przestępców, bo to wydaje się oczywiste, ale zwykłych mieszkańców miast i wiosek. Jeszcze jedno pytanie nurtowało mnie od samego początku, skąd czerpią siłę osoby, które z tym wszystkim walczą. Przecież batalia z taką korupcją, zakłamaniem i wszechobecną przemocą jest niczym zatrzymywanie dłońmi nadciągającej powodzi.

Dużym plusem serialu był wybór Pedro Pascala, który gra Javiera Pene, agenta DEA (DEA to Drug Enforcement Administration, czyli agencja rządowa do walki z narkotykami). Jednak największe wrażenie robi Wagner Moura, jako Pablo Escobar. Ta postać jest potworem, uosobieniem zła a jednocześnie jest człowiekiem, aktor oddał to w niesamowity sposób.

Gdy skończyliśmy oglądać ten serial, dowiedzieliśmy się, że jest jego kontynuacja pod tytułem „Narcos Meksyk” i w krótkim czasie spodziewana jest premiera drugiego sezonu. Znów zaczęliśmy oglądać i po raz kolejny przenieśliśmy się do bardzo ponurej rzeczywistości.

Ja oczywiście od razu znalazłam informacje o postaciach z przeszłości, które twórcy przenieśli na mały ekran. Jeśli ktoś lubi takie seriale, polecam również obejrzeć wywiady z aktorami, którzy opowiadali, jak przygotowywali się do swoich ról. W tych wypowiedziach również znaleźć można bardzo dużo interesujących informacji z przeszłości.

Trudno oglądać historie o ludziach, którzy walczą z czymś, z czym wygrana wydaje się niemożliwa. Wiele odcinków a może i cały serial to ponura metafora mitycznej Hydry lernejskiej, której odcina się jedną głowę a na jej miejscu wyrastają trzy nowe.

Ale wracając do tytułu dzisiejszego artykułu - co z naszym oglądaniem seriali ma wspólnego kuchnia? Niestety tego typu opowieści są bardzo brutalne i czasem nie potrafię znieść tego, jak straszni byli i są dla siebie ludzie. Wiem to, ale nie chcę tego oglądać. Nie mogę przecież wytłumaczyć przerażających czynów bohaterów wyobraźnią twórców, ponieważ wiem, że to wydarzyło się naprawdę. Gdy dochodzi do takich scen, uciekam do kuchni, aby tego nie widzieć. Potem krzyczę – czy już się skończyło? I wracam na kanapę. W ten sposób, właśnie oglądam i nie oglądam seriali.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

 

23.02.2020 Niedziela.BE

(as) 

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Festina lente (cz.37)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Festina lente

Z radia popłynęła dobrze znana mi melodia i usłyszałam przepiękny głos Anny Marii Jopek:

„Jak w kołowrotku bezwolnie się kręcę
Gubię wątek i dni
A jakiś bies wciąż powtarza mi: prędzej!
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
By spytać siebie: mieć, czy być
A życie przecież po to jest, żeby pożyć
Nim w kołowrotku pęknie nić”

Tak, to będzie temat mojego kolejnego felietonu do naszej niedzielnej kawy.
W ostatnim czasie życie zmusiło mnie, aby zwolnić. Pewnie zazwyczaj tak właśnie się dzieje i to, o czym chcę napisać, nie jest niczym niezwykłym. Od najmłodszych lat uczeni jesteśmy, że najważniejsze jest ciągle pracować, pracować i pracować. Nie wolno się poddawać, należy zaciskać zęby i brnąć przed siebie. Bezczynność i lenistwo to najgorsze, co można zrobić.

O tym, że pęd nie jest najlepszym sposobem na życie rozumiemy dopiero, gdy coś się wydarzy, gdy zostaniemy do tego zmuszeni. Jesteśmy przecież wciąż bombardowani informacjami o tym, że trzeba pędzić a nikt nas nie uczy, by o siebie dbać. Nikt nam nie mówi, że czasem powinno się… nie, że czasem należy cieszyć się „nicnierobieniem”. Nikt nie uczy nas kontemplacji chwili, zwykłego „bezpośpiechu”. A dni mijają tak szybko.
Współczesny świat oszalał na punkcie pędu. Wszystko musi być szybko, na już, na dziś a jeszcze lepiej na wczoraj. A jeśli chce się usiąść, najpierw należy na to zapracować - ciężko zapracować.

Internet przepełniony jest „instrukcjami”, jak wszystko zorganizować, by pędzić jeszcze szybciej, jak się nie poddawać, jak nawet na chwilę nie usiąść w jednym miejscu. Przecież, jeśli chce się coś osiągnąć, to nawet na chwilę nie można przystanąć. Co jakiś czas nachodziły mnie wątpliwości, czy to na pewno jest dobre podejście. Czy pędząc, nie traci się więcej niż można przypuszczać? Ale to nawet nie o pęd chodzi a o zwykłe zapracowanie, przepracowanie, wypalenie.
Czy faktycznie jest to najlepszy sposób na życie, na przeżywanie kolejnych dni?

Jeśli porównać życie do podróży (wiem, nie jest to nowatorska metafora), to według tych instrukcji powinniśmy podróżować niczym samochody wyścigowe i to nie byle jakie, takie nieprawdopodobnie szybkie, które nie zatrzymują się, aż dotrą do celu.

Faktycznie takie auto robi ogromne wrażenie, ale osoba w nim siedząca niczego nie widzi. Jest tylko droga i gdzieś tam daleko wyznaczony cel. A co z tym wszystkim, co nas otacza, co z tym, czego nie dostrzegamy, bo przecież pęd jest taki ważny?
Wiem, czasem tylko trochę ciężko, gdy widzimy innych, którzy osiągają nasze cele. Też byśmy tak chcieli i ten pęd korci. Dobrze jest jednak na chwilę zwolnić, powiem jeszcze „gorzej” - zatrzymać się! Rozejrzeć się i podziwiać roztaczające się widoki.

Dlatego właśnie śpieszmy się powoli - festina lente. Może do celu dotrzemy dzień lub dwa później, ale podróż do niego będzie o wiele bardziej przyjemna. To łacińskie przysłowie znane jest w wielu językach, ale obecnie zapomina się o jego wadze, ponieważ co innego zdaje się być ważne.

angielski: haste makes waste
esperanto: rapidu malrapide
francuski: hâtez-vous lentement
hiszpański: vísteme despacio
niderlandzki: haast u langzaam

Teraz, gdy na chwilę zwolniłam i rozejrzałam się wokół siebie, zdałam sobie sprawę, że tajemnica leży pośrodku. Ci, co przekonują, że należy ciągle pędzić, nie mają racji. Czasem trzeba się zatrzymać. Jeśli tego nie zrobimy, zazwyczaj życie nas do tego zmusi.
Nie ma jednego rozwiązania i nie każdy potrzebuje tego samego. Złote środki nie istnieją. Nie ma ich po prostu. To właśnie balans między pędem a spokojem jest najważniejszy i każdy z nas sam określa, jak ten balans wygląda.

A jaki czas jest najcenniejszy? Ten spędzony z rodziną, na łonie natury, z książką i oczywiście z kawą…, ale to dla mnie, to mój sposób. Dlatego dziś zwalniam i rozglądam się wokół siebie. Mija właśnie połowa lutego. Wiosna nadchodzi wielkimi krokami. Cieszę się dniem, chwilą.

Dlatego:

„Będę tracić czas, szukać dobrych gwiazd
Gapić się na dziury w niebie
Jak najdłużej kochać ciebie”

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

 

16.02.2020 Niedziela.be
(as) 

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Same dwójki i zera (cz.35)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Same dwójki i zera

Po raz kolejny spotykamy się wspólnie pijąc kawę. Oczywiście ktoś, kto nie przepada za tym czarnym napojem, może napić się ze mną czegoś innego, dla przykładu kubek herbaty, lub szklankę wody. Może też czytać dzisiejszy tekst nie pijąc niczego. W tytule serii jest kawa, ponieważ dla mnie kojarzy się ona z chwilą relaksu a jej zapach na zawsze będzie jednym z moich ulubionych. Ponadto w moich wspomnieniach i teraźniejszości łączy się ona z czymś powtarzalnym, czyli kawa stała się już dawno moim prywatnym zwyczajem. Stąd właśnie ten tytuł, aby opisać coś spokojnego, aromatycznego i powtarzalnego. Sami przecież dodajemy znaczenie do tego, co zazwyczaj jest bardzo zwykłe.

Tak samo dzieje się z moim dzisiejszym artykułem. Spotkanie przy porannej kawie, mimo że jest kolejnym, jest równocześnie inne i jedyne w swoim rodzaju. Dlaczego? Jego niezwykłość łączy się z dzisiejszą datą. 02.02.2020 – to same dwójki i zera. Ponadto cyfry te pojawiają się naprzemiennie, w ten sposób, że odczytując datę od lewa na prawo i z prawa na lewo, zawsze będzie to samo – zero, dwa, zero, dwa, dwa, zero, dwa, zero. Oznacza to, że data ta jest palindromem. Zazwyczaj, jeśli mówi się o palindromach, ma się na myśli słowa lub wyrażenia, takie jak „zakaz”, „zaraz” lub moje ulubione „owocowo” (odczytywane w obie strony brzmią tak samo), jednak jak widać data również może być palindromem.

W wielu kulturach i w niejednym miejscu na ziemi dzień ten uważany jest za bardzo niezwykły. Dlatego niezliczona liczba zakochanych par wybrało go, aby powiedzieć sobie dziś sakramentalne „tak”. Szczególnie w Chinach mnóstwo osób zaplanowało na ten dzień ślub, ponieważ dzisiejsza data współbrzmi z frazą w języku chińskim „kocham cię, kocham cię”. A jaki dzień jest lepszy, by zawrzeć małżeństwo, od tego, który sam w sobie jest deklaracją miłości? Niestety w przypadku zakochanych w Pekinie, ta opowieść nie będzie miała aż tak szczęśliwego zakończenia. Ponieważ władze tego miasta z powodu koronawirusa zakazały organizowania wszelkich uroczystości, podczas których zbierają się duże grupy osób, czyli właśnie ślubów. Nawet nie chcę myśleć, z jakim rozczarowaniem to się wiąże.

Ludzie od zawsze przykładali bardzo dużą wagę do znaczenia liczb. W każdej kulturze istnieje przekonanie o tym, że pewne z nich są szczęśliwe a inne przynoszą pecha. Wystarczy wspomnieć o naszej wierze w pechową trzynastkę. Dla każdego Włocha znacznie gorsza od trzynastki jest siedemnastka, która w ich ojczyźnie jest zdecydowanie pechowa. Poszukując informacji na ten temat znalazłam bardzo dużo ciekawostek. Niektórym liczbom ludzie przypisują specjalne znaczenie, ponieważ tego dnia kiedyś coś się wydarzyło i wierzymy w powtarzalność wydarzenia. Są również liczby, które są wyjątkowe w naturze i faktycznie regularnie się poważają. Wystarczy wspomnieć liczbę 28, która nie tylko łączy się z dniami upływającymi pomiędzy fazami księżyca, jak również długością cyklu miesięcznego u kobiety. Co niezwykle interesujące, kalendarz sprzed 28 lat jest dokładnie ten sam, jak w tym roku. Dorosły człowiek ma w ustach 28 zębów (nie wliczają zębów mądrości). Czyż to nie jest fascynujące? Właśnie dlatego liczna 28 ma szczególne znacznie. A to dopiero początek.

Każdy z tych przesądów ma gdzieś swoje źródło. Ludzie uwielbiają liczby i bardzo często są one wyjaśnieniem wielu wydarzeń złych lub dobrych w naszym życiu.
Dzisiejsza data jednak dla większości osób kojarzy się z czymś niezwykłym i pozytywnym. Dlatego właśnie wiele osób zaplanowało na tę niedzielę, coś specjalnego. Być może ta niedziela jest odpowiednim dniem, aby coś zmienić w swoim życiu. Trochę niczym postanowienia na nowy rok, jednak ten zdarza się co roku, taka data jak dzisiejsza już długo się nie powtórzy.

Innymi datami w tym roku, do których ludzie przywiązują szczególne znaczenie, jako dobry dzień, by rozpocząć nowe życie to 20.02.2020 oraz 10.10.2020.
Liczby i matematyka w ogóle, nigdy nie były moją mocną stroną, ale jestem przekonana, że jest w nich ukryta magia, którą niektórzy potrafią dostrzec. Przecież już sam Pitagoras z Samos twierdził, że „liczba jest istotą wszystkiego”. Z tego właśnie powodu, życzę wszystkim czytelnikom portalu Niedziela.be, aby dzisiejszy dzień był początkiem czegoś bardzo dobrego.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

 

02.02.2020 Niedziela.be

(AS) 

 

Subscribe to this RSS feed