Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Niemiecka minister ostrzega przed zagrożeniem klimatycznym podczas wizyty na Fidżi
Belgia: Domy we Flandrii - ile płacono w 2023 r.?
Polska: Nie warto ściągać na maturze. Bo konsekwencje są poważne
Belgia, motoryzacja: Własny samochód? W Polsce częściej niż w Belgii
Belgia: Pogoda na 9 i 10 maja
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (czwartek 9 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia, praca: Młodzi i bezrobotni. Jest ich więcej niż rok temu
Nie na maksa i nie cały czas. Jak rozsądnie używać klimatyzacji w aucie?
Belgia: Hołd dla belgijskiej pary, która „zrewolucjonizowała” Eurowizję
Polska: W końcu jest dobra wiadomość. Rząd przyjął ustawę „ładowarkową”
Agnieszka Steur

Agnieszka Steur

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Belgijskie wynalazki (cz.14)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

Belgijskie wynalazki

Marc Levy w książce „Pierwszy dzień” napisał: „Największe odkrycia często bywają dziełem przypadku. Jedni nazywają to przeznaczeniem, inni szczęściem”.

Każdą rzecz, która znajduje się w naszym otoczeniu, ktoś kiedyś wymyślił. Bardzo często nie wiemy, kto i kiedy. Równie rzadko zdajemy sobie sprawę z tego, gdzie. Właśnie te rozważania spowodowały, że zaczęłam się zastanawiać, co w moim otoczeniu zawdzięczam Belgom? Co wynaleźli i stworzyli mieszkańcy tego kraju?

Rozpoczynając te dociekania, warto wspomnieć Edwarda De Smedt. Był to belgijski wynalazca, który opatentował asfalt, dzięki czemu jest to wynalazek, który przypisuje się temu krajowi. Asfalt stosowany jest nie tylko do budowy nawierzchni dróg, co wydaje się oczywiste, ale także do produkcji papy. Jest też używany jako materiał izolacyjny.

Również Belg uważany jest za ojca współcześnie stosowanej na całym świecie tabletki antykoncepcyjnej. Oznacza to, że Ferdinand Peeters, bo o nim mowa, nie stworzył pierwszej tabletki, ale opracował odpowiednie proporcje nowej, bezpiecznej w użytku.

Belgom zawdzięczamy również słowo „atlas”, które określa książkę będącą zbiorem map. Pierwszy nowoczesny atlas powstał 20 maja 1570 roku w Antwerpii i stworzył go Abraham Ortelius. Z czasem słowo „atlas” zaczęto stosować nie tylko w odniesieniu do zbioru różnotematycznych map, ale także do opisania szeregu różnych wydawnictw. Np. atlas grzybów, ptaków lub samochodów.

Również bakelit ma belgijskiego ojca. Wynalazł go Leo Hendrika Baekelanda na początku XX wieku. Czym jest bakelit? Jest to tworzywo sztuczne oparte na żywicy fenolowo-formaldehydowej. Odkrycie go było ważne, ponieważ bakelit jest pierwszym tworzywem sztucznym, które zaczęto produkować na dużą skalę. Dzięki niemu w naszych domach znalazły się telefony, radioodbiorniki, suszarki do włosów i wiele innych przedmiotów codziennego użytku.

Z Belgii pochodzi także wskaźnik Queteleta II, lepiej znany jako wskaźnik masy ciała BMI. Wskaźnik ten ma dwóch prekursorów, Amerykanina Ancela Keysa oraz właśnie Belga, Adolphe Quatelet. To właśnie Quatelet odkrył zależność, związaną z masą ciała i wzrostem człowieka. Jego badania wykazały, że waga ludzka rośnie w sposób proporcjonalny do kwadratu wzrostu człowieka. Dzięki czemu można określić jaka waga jest odpowiednia dla danej osoby, biorąc pod uwagę jej wzrost. Czyli obliczamy to poprzez podzielenie masy ciała podanej w kilogramach przez kwadrat wysokości podanej w metrach. Jeśli ktoś nie jest zbyt mocny w matematyce, powstało wiele aplikacji, które zrobią to za nas. Jeśli mowa o wskaźniku BMI, warto podkreślić dwie informacje, po pierwsze mimo, że wskaźnik jest prosty w użyciu nie uwzględnia on indywidualnej budowy ciała, po drugie, nie należy go stosować u dzieci.

Pisząc o belgijskich wynalazkach nie mogę zapomnieć o kasecie magnetofonowej. Ach! Ileż się takich kaset miało! Jedno z moich przyjemniejszych wspomnień z nią związanych, to siedzenie wieczorami przy radiu, słuchanie list przebojów na Trójce i nagrywanie na kasetach największych hitów. Pamiętam, jakby to było wczoraj, powtarzane w myślach a czasem i głośno modły do prezentera radiowego, aby nie zaczął mówić w trakcie trwania utworu. No i oczywiście złość, gdy magnetofon „wciągnął” kasetę. To były czasy! Wracając do historii kasety, większość z nas wie, że stworzona ona była w fabryce Philipsa, jednak to imię i nazwisko Belga: Gilberta Mestdagha, widnieje na patencie kasety.

Belgijskich wynalazków jest znacznie więcej. Dopiero w chwili, gdy usiadłam do tego tekstu, odkryłam (nomen omen), że dezodorant w kulce również pochodzi z tego kraju. Nie wiedziałam , że dzwonek do drzwi to również belgijski wynalazek, ale o tym napiszę innym razem.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


01.09.2019 Niedziela.BE

(as)

 

  • Published in Belgia
  • 0

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Opowieść o olbrzymie ze Steenpoort (cz.13)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur



Opowieść o olbrzymie ze Steenpoort

Bardzo lubię stare opowieści, mity legendy i bajki. Jest w nich jakiś urok i czar. Również belgijskie przekazy są czarujące. Staram się miłość do nich zaszczepić w córce i dlatego czasem czytamy je wspólnie. Zabawne jest poznawanie najstarszych opowieści z perspektywy nastolatki.

Dziś opowiemy historię olbrzyma, mieszkającego około 960 roku na zamku, który znajdował się w miejscu, gdzie obecnie jest brukselski Steenpoort i Reuzenberg. Olbrzym miał prawie trzy metry wzrostu i mimo, że wyglądał bardzo groźnie, wszyscy go lubili. Był bardzo szlachetny, chronił słabszych, zwalczał kłusowników i tropił złodziei. Walczył również ze zorganizowanymi grupami włóczęgów.

„Fajnie”, mruknęła córka.

Olbrzym był również kochającym ojcem. Opiekował się córką Heleną, której mama zmarła podczas porodu. Gigant opuszczał wieżę, w której mieszkali regularnie, aby bronić słabszych, córka jego natomiast zamku nie opuszczała nigdy.
Pewnego dnia, gdy olbrzym wyruszył, by pomóc słabszym, ciekawość Heleny wzięła górę i postanowiła pójść na spacer w dolinie Rollebeek. Z pewnością było to przeznaczenie, ponieważ spacer nie trwał długo, gdy przed Heleną stanął przystojny rycerz. Młodzieniec również dostrzegł pannę. Oczywiście, jak się czytelnicy domyślają, była to miłość od pierwszego spojrzenia. Bardzo płomienna i młodzieńcza.

Jak to w legendach bywa, na drodze tej miłości stanęły przeszkody. Nagle pojawił się ojciec, był zły na córkę, że opuściła wieżę i na rycerza, który ośmiela się z nią rozmawiać… który ośmiela się na nią patrzeć. Młodzieniec z pełnym szacunkiem przeprosił i wyznał głęboką miłość do Heleny. Również i ona pokochała rycerza. Mężczyzna wyznał, że pragnie poślubić Helenę.

W tym miejscu, moja córka przestała czytać, spojrzała na mnie i zapytała: „czy oni poszaleli? Dopiero ją poznał i już chce się żenić”. Pokiwała z niedowierzaniem głową i czytała dalej.

Olbrzym oświadczył, że rycerz nie jest godny ręki jego córki. Może ją mieć, tylko ten, kto w ciągu jednej nocy wybrukuje drogę od wieży do granic Brukseli. Gdy droga będzie gotowa, rankiem wybraniec na koniu ma przyjechać po Helenę i zabrać ją do kaplicy Św. Gorika.

Słowa olbrzyma zasmuciły zarówno rycerza, jak i pannę, ponieważ oboje wiedzieli, że wykonanie tego żądania jest niemożliwe. Młodzieniec nie chciał się jednak poddać. Miał nadzieję, że znajdzie sposób, by wybrukować drogę. Wybrukować! W tej chwili zdał sobie sprawę, że nie jest nawet w stanie zdobyć w ciągu jednej nocy potrzebnych kamieni, a co dopiero je położyć. „Nikt nie powiedział, że muszę robić to sam, poszukam pomocy”- pomyślał młodzieniec. Wiedział, że w kopalniach miedzi, należących do jego wuja, pracuje wielu robotników, może oni będą mogli pomóc? Górnicy powiedzieli, że oczywiście pomogą, ale nigdy nie dadzą rady wybudować drogi w ciągu jednej nocy. „Panie, aby wybrukować drogę, prowadzącą z zamku olbrzyma, do granic Brukseli, potrzebowałbyś tysiąca ludzi, którzy pracowaliby codziennie przez rok.”

Rycerz stracił wszelką nadzieję i postanowił wrócić do domu. Powłócząc nogami przemierzał ulice. Nagle dostrzegł niewielkiego mężczyznę, przez chwilę myślał, że to może być dziecko, ale długie siwe włosy i równie siwa broda przekonały go, że to jednak sędziwy człowiek. Miał zaledwie metr wzrostu, może nawet mniej.


„Widzę, żeś smutny” odezwał się w chwili, gdy rycerz go mijał „nikt na świecie nie jest ci w stanie pomóc. Jeśli chcesz ja ci pomogę."

„Powiedziałeś, że nikt na tym świecie nie jest w stanie mi pomóc."

„Nie jestem z tego świata. Jestem duchem kopalni miedzi twojego wuja”. Mężczyzna obiecał pomóc rycerzowi, jeśli ten przysięgnie, że gdy odziedziczy kopalnie, to je zamknie, aby on i inne duchy górników mogły tam mieszkać w spokoju.
Rycerz przysiągł, że tak właśnie uczyni. W tej samej chwili rozpętała się burza, była tak straszliwa, że przepędziła z ulic wszystkich mieszkańców. Zlęknieni pochowali się w domach. Wielu z nich mogło przysiąc, że słyszało uderzenia olbrzymich młotów, przeraźliwy hałas, toczone taczki i dziwne głosy. Nikt jednak nie miał odwagi sprawdzić, co działo się na zewnątrz.

Nad ranem, gdy wszystko ucichło, Helena wyjrzała przez okno. Przez całą noc nie mogła spać. Martwiła się, że jej ukochanemu nie uda się zrealizować życzenia ojca a i burza nie pozwalała nawet przez chwilę zasnąć. Przed zamkiem aż po horyzont widać było piękną brukowaną drogę. A tuż pod bramą na koniu siedział jej ukochany.

Wszystko, o co prosił olbrzym, zostało wykonane i tego samego dnia Helena wyszła za mąż za rycerza. A gdy jego wuj zmarł, nie zapomniał on o złożonej duchowi obietnicy. Kopalnia miedzi została zamknięta a jej korytarze i studnie są ukryte tak dobrze, że do dziś nikt ich nie odnalazł.

Widzimy się za tydzień ... przy porannej kawie ...  

Agnieszka  

 


25.08.2019 Niedziela.be

(as) 

  • Published in Belgia
  • 0

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Festiwal Słowian i Wikingów na wyspie Wolin (cz.12)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Festiwal Słowian i Wikingów na wyspie Wolin

Wakacje, wakacje i po wakacjach. Zdaję sobie sprawę z tego, że mówi się tak o świętach, ale pewnie i o wakacjach można tak powiedzieć, a w głosie również zabrzmi cicha nutka smutku, że znów trzeba wrócić do codzienności. Zanim jednak tak całkiem powrócę, opowiem o jednym bardzo wakacyjnym miejscu i być może dla czytelników portalu Niedziela.be stanie się ono pomysłem na wakacje 2020?

Od kilku lat w czasie letnich wakacji całą rodziną jeździmy nad Bałtyk, nasz polski. Bardzo szybko poczuliśmy, że to nasza nowa tradycja. Jak to bywa z najfajniejszymi wakacyjnymi przygodami, ta o której chcę dziś napisać, nie była planowana. Kilka lat temu… niech się zastanowię, kiedy to było? Sprawdziłam kalendarz i okazało się, że te kilka lat, to już dekada! Czyli dziesięć lat temu, będąc nad polskim morzem, zobaczyłam na słupie ogłoszeniowym piękny plakat zapowiadający Festiwal Słowian i Wikingów.

Plakat spodobał mi, ponieważ widniała na nim niezwykle przystojna twarz woja i chciałam dowiedzieć się, czym dokładnie jest ów Festiwal.

To był początek naszej przygody. Dzięki dostępowi do Internetu, szybko odkryłam, że Festiwal odbywa się każdego roku w pierwszy weekend sierpnia w Centrum Słowian i Wikingów Jomsborg – Vineta Wolin. Od tamtej chwili, właśnie w tym czasie planowałam nasze letnie wakacje. W tym roku również tam byliśmy. Pierwszy Festiwal, w którym uczestniczyliśmy 10 lat temu był prawdziwie magiczny. W tym roku odbyła się już jego piętnasta edycja.

Centrum Słowian i Wikingów Wolin jest skansenem, który znajduje się na nabrzeżu rzeki Dziwna, w północno-zachodniej części Polski. Na miejscu przez cały rok można oglądać kilkanaście replik wczesnośredniowiecznych budynków, a może powinnam napisać chat. Znajduje się ich tam aż 27 i są już plany budowy kolejnych. W czasie trwania Festiwalu chaty wypełniają się mieszkańcami odzianymi w średniowieczne stroje. W Festiwalu udział biorą turyści podobni nam, ale również miłośnicy historii, którzy odtwarzają zwyczaje sprzed setek lat. Na miejscu można zobaczyć przebranych wojowników, mężczyzn i kobiety w pięknych strojach a nawet maleńkie dzieci biegające boso i bawiące się zabawkami z drewna.

Odwiedzając to miejsce, za każdym razem mieliśmy uczucie, jakbyśmy cofali się w czasie. To była i jest prawdziwa „żywa lekcja historii”. Ówcześnie wiele się działo, ale obecnie na odwiedzających czeka niezliczona liczba historycznych atrakcji. Można z bliska zobaczyć, jakie zawody wykonywano, co jedzono i jak się bawiono. Na miejscu można nie tylko zobaczyć, ale i dotknąć zbroje wojowników, pochodzących z różnych zakątków Europy. Program festiwalu każdego roku jest obszerniejszy i mogę zaryzykować stwierdzenie, że każdy znajdzie coś dla siebie. Obserwowaliśmy pokazy średniowiecznych rzemiosł. Dzieci z zainteresowaniem przyglądały się pokazom garncarstwa, bednarstwa i kowalstwa. Niezwykle interesujące były również pokazy złotnictwa i jubilerstwa oraz szewstwa i skórnictwa. Wiem jednak, że i tak nie widzieliśmy wszystkiego. Ominęło nas niestety rzemiosło bursztyniarstwa, snycerstwa, rogownictwa oraz wikliniarstwa. Jejku! Tego jest naprawdę dużo!

Festiwal z każdym rokiem staje się większy. Gdy braliśmy w nim udział po raz pierwszy, wszystko zobaczyliśmy kilka razy, bo uczestników i zwiedzających było jeszcze niewielu. Obecnie dzieje się tam tak dużo, że nie sposób wszystkiego zobaczyć i spróbować. Spróbować! O tym jeszcze nie wspomniałam! Na miejscu można skosztować prawdziwych średniowiecznych potraw, przygotowywanych na ogniu w starych domostwach.

Widzów co roku zachwycają prezentacje uzbrojenia średniowiecznego wojownika oraz walki wojowników z główną atrakcją – wielką bitwą, która odbywa się po południu. W tym roku brało w niej udział aż 700 wojowników. Nieco później odbywa się również morska bitwa.

A ja kocham te maleńkie kramiki z biżuterią, książkami i wyrobami z ceramiki. Tam wszystko jest niezwykłe.

Czasem tylko zabawnie wygląda Wiking, który rozmawia przez telefon komórkowy lub idzie z torbą z „Biedronki”.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

fot. AS / Niedziela.BE

fot. AS / Niedziela.BE

 


18.08.2019 Niedziela.be

(as) 

 

  • Published in Belgia
  • 0

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Chwila relaksu (cz.11)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Chwila relaksu

Gdy moja córka była młodsza i była chora, zostawała w domu, siadałyśmy wtedy na kanapie i wspólnie oglądałyśmy „Shreka”. Obie kochamy tę bajkę, wszystkie części.

Historia ogra i jego ukochanej jest mądra, zabawna i inna niż wszystkie. Właśnie odkryłyśmy, że na Netflixie dostępna są wszystkie jej części. Są wakacje, obejrzałyśmy pierwszy film z serii. To takie miłe uczucie, jakby podróż w czasie.

Netflix jest moją ulubioną platformą, nie ze względu na filmy, ale na seriale. Mam do nich słabość. A może to już uzależnienie? Kto wie? Czasem lubię usiąść na kanapie albo w fotelu i puścić jeden, dwa odcinki… lub cały sezon.

Podróże w czasie są super. Ostatnio w ramach jednej z nich, wybrałam się w kosmos do lat 60. Obejrzałam kilka odcinków „Star Treka”, tego oryginalnego. William Shatner występuje w nim w roli Jamesa T. Kirka, a towarzyszy mu niezapomniany Spock, czyli Leonard Nimoy. Cóż można tu dodać, toż to kultowe postacie. Tylko wciąż człowiek się zastanawia, dlaczego w każdym odcinku te wszystkie identyczne lampki (bez jakiegokolwiek oznaczenia) bez przerwy mrugają?

Każde pokolenie ma swojego „Star Treka”, pomyślałam, że w tej podróży w czasie wrócę na chwilę do mojego. Gdy byłam dzieckiem w polskiej telewizji emitowany był serial „Star Trek: Następne pokolenie”. W Polsce to początek lat 90. Dlatego dla mnie na zawsze dowódcą Enterprise będzie Jean-Luc Picard grany przez Patricka Stewarta.

Pamiętam, jak kochałam się w Wesleyu Crusherze granym przez Wila Wheatona (Ależ to dawne czasy!). A właśnie jeśli o nim mowa to oczywiście trzeba jeszcze wspomnieć o serialu „Teoria Wielkiego Podrywu” (oryg. „The Big Bang Theory”), który w telewizji wyświetlany jest od 2007 roku, z fantastycznymi i niezwykle zabawnymi aktorami: Kaley Cuoco, Johnny Galecki i Jim Parsons. W serialu gościnnie występuje właśnie Wil Wheaton, już całkiem dorosły.

Co jakiś czas puszczę sobie kilka odcinków „Sherlocka”, ale tylko z pierwszego lub drugiego sezonu. Czasem z trzeciego, ale ostatni, czwarty był, jakby to ująć… trochę „naciągany”. Oglądając go, miałam wrażenie, że twórcy trochę przesadzili, za bardzo się starali. Ale i tak zawsze dobrze popatrzeć na Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana w akcji.

Próbowałam obejrzeć serial „The Alienist”, ale mimo super obsady i dobrze zapowiadającej się historii, zakończyłam na pierwszy odcinku, bo serial okazał się wyjątkowo brutalny. Może jeszcze do niego wrócę, ale będę go oglądać tylko jednym okiem.

Po obejrzeniu filmu „Podły, zły, okrutny”, który powiada historię seryjnego mordercy, obejrzałam również serial dokumentalny „Ted Bundy Tapes”. Zarówno film jak i serial jest dowodem na to, jak potwornie źli mogą być ludzie.

Najlepszy serial na Netflixie, w moim rodzinnym rankingu, to bez dwóch zdań „Stranger Things”. Jest to amerykański serial z gatunku horror science-fiction. W pewnym sensie to również podróż w czasie. Akcja rozgrywa się w latach 80., twórcy zrobili go tak świetnie, że oglądając kolejne odcinki, dzięki formie i treści ma się wrażenie, że pochodzi z owych czasów.

Szukając informacji do tego tekstu (to znaczy, przypominając sobie, co widziałam, a co chciałabym jeszcze zobaczyć) znalazłam polski serial pt. „Ultraviolet”. Tak bardzo mi się spodobał, że obejrzałam już pięć odcinków i aż się boję sprawdzić, ile ich jest i co, jeśli dostępny jest tylko jeden sezon? A co jeśli tylko jeden sezon nakręcono?! Od pierwszego odcinka polubiłam bohaterów Martę Nieradkiewicz w roli Aleksandry Serafin-Łozińskiej i Sebastiana Fabijańskiego jako aspiranta Michała Holendra. Moje serce jednak skradła fantastyczna Agata Kulesza jako Anna Serafin, mama Oli.

To jaki mam plan na moją dzisiejszą chwilę relaksu? Może jeszcze jeden odcinek „Ultravioletu”? Albo może odcinek lub dwa „Stranger Things”?

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


11.08.2019 Niedziela.be

(as) 

 

  • Published in Belgia
  • 0
Subscribe to this RSS feed