Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Dramatyczny wzrost importu nielegalnego sprzętu. „Drony, smartwatche, słuchawki”
Polska: ZUS i KRUS na celowniku Rafała Brzoski. To ma się zmienić
Belgia, praca: Jest praca dla pielęgniarek. I to dużo pracy!
Polska policja razem z FBI. Filmy nawet w niemowlętami [ZDJĘCIA]
Belgia: Psi festiwal powróci wkrótce do Brukseli!
Polska: Prostują zamieszanie w szkołach. Rodzicowi łatwiej będzie pójść na wycieczkę
Temat dnia: Bruksela bez badań przesiewowych w kierunku raka piersi!
Polska: Dwulatek w oknie życia. Mówi, że przyprowadził go tata
Słowo dnia: Rampzalig
Belgia: Ciało owinięte w plastik znalezione w rowie w Brecht!
Agnieszka Steur

Agnieszka Steur

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Powtórz kilka razy a stanie się prawdą (cz.76)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Powtórz kilka razy a stanie się prawdą

Moja dzisiejsza opowieść swój początek ma w gorącym cieście, wyjętym właśnie z piekarnika. Nie, nie będę dziś poruszać kulinarnych tematów. Może zrobię to za tydzień, ponieważ mam ogromną ochotę znów własnoręcznie przygotować przysmak z belgijskiej kuchni. Dzisiaj natomiast pragnę napisać kilka słów o sile powtarzanych stwierdzeń i jak ważnym jest, aby za każdym razem, gdy powtarzamy coś, co ktoś nam przekazał, zatrzymywać się i sprawdzić.

Wróćmy więc do ciasta. Odkąd pamiętam, słyszałam, że nie powinno się jeść ciasta właśnie wyjętego z piekarnika. Nie powinno się jeść dopiero co upieczonego chleba. Pewnie wielu z nas pamięta, dlaczego. Otrzymywaliśmy zapewne taką odpowiedź „Ponieważ szkodzi na brzuch”. Słyszałam to tak wiele razy, że to stwierdzenie stało się również moją prawdą. Ale czy w rzeczywistości nią jest? Zaczęłam się nad tym zastanawiać, gdy włożyłam do ust gorący kawałek pizzy. Przecież to również ciasto drożdżowe i jest gorące. Przecież to nie jest logiczne! Według tej liczącej sobie już kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset lat „prawdy” gorące ciasto drożdżowe z owocami szkodzi a to równie gorące z pieczarkami i papryką już nie? Jak to możliwe, jak zatem to działa? Okazuje się, że nie ma żadnych badań lekarskich, które potwierdzałyby szkodliwość ciepłego ciasta, oczywiście jeśli wykluczymy różne alergie, ale to oczywiste. Od tego ciasta się zaczęło. Zaczęłam się zastanawiać, jak wiele takich właśnie przekonań funkcjonuje w mojej głowie i jak wiele nowych się pojawia.

Żyjemy w czasach, które są idealnym przykładem na to, jak łatwo jest zmanipulować ludzi powtarzającymi się opiniami, które nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości.

W ubiegłym tygodniu, gdy ogłoszono wyniki wyborów w USA, jakaś niezadowolona osoba z ekranu telewizora krzyczała, że wybory zostały sfałszowane. Dziennikarz zapytał na podstawie czego te stwierdzenia, w odpowiedzi padły słowa: widziałam na filmach w Internecie. To przecież nie jest wiarygodne źródło informacji. Swoje zdanie najlepiej wyrabiać na podstawie faktów, nie filmów czy opinii innych. Ponadto, teraz już wiem, że to, co wiem lub wydaje mi się, że wiemy, dobrze jest od czasu do czasu poddać w wątpliwość i zweryfikować.

Niemożliwym jest powstrzymanie natłoku nieprawdziwych informacji. One będą się mnożyć. Ze względu na Internet jesteśmy i będziemy nimi bombardowani. Dlatego tak niezwykle istotnym jest zatrzymywanie się i sprawdzanie.

Czasem dla relaksu oglądam filmy, właściwie chyba lepszym słowem byłoby „filmiki”, na Instagramie. To takie zajawki z krótką wiadomością, fragmentem filmu albo występu kogoś mniej lub bardziej znanego. Podczas przeglądania tych filmów, pojawiło mi się na ekranie wystąpienie komiczki. Nie wiem, czy ta pani jest osobą znaną, ale jej wypowiedź zafrapowała mnie ogromnie i była kolejnym impulsem do napisania dzisiejszego felietonu. Ważnym w tej opowieści jest jeszcze to, że osoba ta występuje stand up. Dla osób, które nie wiedzą, co to oznacza, wyjaśniam, że to wystąpienie na scenie bez wcześniej przygotowanego scenariusza. Owa stand up-erka opowiadała właśnie o tym, jaką siłę ma wielokrotne powtarzanie tej samej historii, która tak naprawdę nigdy się nie wydarzyła. Wyjawiła, że na scenie opowiadała zmyśloną historię o swojej siostrze. Ta słyszała ją tak wiele razy, że z czasem zaczęła ją traktować, jako prawdziwą i sama zaczęła ją opowiadać znajomym. W końcu zaczęła również do tej historii dokładać szczegóły. Nie wiem, czy ta opowieść jest prawdą, czy wymyślonym na potrzeby sceny żartem, ale tak właśnie działa ludzki mózg. Nie ma znaczenia, czy opowieść jest prawdziwa, czy zmyślona, liczy się tylko to, ile razy została powtórzona i przekazana dalej. Bądźmy zatem czujni i nie wierzmy bezkrytycznie we wszystko, co usłyszymy czy przeczytamy.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka


15.11.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: W poszukiwaniu nadziei (cz.75)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

W poszukiwaniu nadziei

Czasem zastanawiam się, po co mi to? Po co obserwuję wydarzenia ze świata? Przecież tego świata jest tak wiele i wszędzie dzieje się tyle zła! Wiem, że z jednej strony dobrze jest być świadomą tego, co dzieje się bliżej, dalej i całkiem daleko, ale z drugiej… po co się tak dołować.

Przed wyborami prezydenckimi w Polsce obserwowałam wydarzenia w naszej ojczyźnie bardzo uważnie. Na telefonie miałam zainstalowane przeróżne aplikacje, które informowały mnie na bieżąco o wydarzeniach i o nastrojach społecznych. Prasówki i portale społecznościowe przekazywały mi szczegółowo, co się dzieje zaledwie tysiąc kilometrów od mojego miejsca zamieszkania. Chwilami miałam wrażenie, że tam jestem. Jeszcze nim odbyły się wybory, czułam się przygnieciona nienawiścią i zaślepieniem pewnej części społeczeństwa. Starałam się wierzyć, mieć nadzieję, że jednak jaśniejsza strona wygra. Miałam nadzieję, że wydarzyło się już tak wiele złego w Polsce, że ludzie nie wybiorą ponownie znanego już zła i że skierują się w stronę pozytywniejszą, dającą szansę na rzeczywistą zmianę na lepsze. Wybór, który został dokonany, nie był zapewnieniem zmian na lepsze a wręcz przeciwnie. Było mi bardzo przykro.

Wyrzuciłam wszystkie aplikacje. Nie chciałam wiedzieć już nic więcej. Rozumiem przecież, że właśnie na tym polega demokracja. Ludzie zadecydowali, wybrali, należy to uszanować. Dziś jednak podczas protestu kobiet wyraźnie widać w jak złą stronę wyborcy podążyli. Polską rządzą ludzie, którzy nie troszczą się o społeczeństwo. O co się troszczą? To jest bardzo dobre pytanie.

Teraz znów obserwuję to, co się dzieje w Polsce i znów mam wrażenie, że tam jestem, ale już tylko na komputerze, nie tak podręcznie jak wcześniej. Za dużo złego, za dużo. Takie wiadomości trzeba dawkować, bo człowiek może się załamać.

Ale to nie wszystko, wiadomości miejscowe również bombardują złem. Wydarzenia w Stanach Zjednoczonych Ameryki mimo nadziei na zmiany, dalej niepokoją. Ponadto przygniata to, co się stało we Francji i Austrii. Mam na myśli potworne ataki terrorystów, fanatyków religijnych, którzy uważają, że tylko ich wyznanie jest jedyne i prawdziwe, i mają jeden cel - zniszczyć wszystkich, którzy są inni, którzy myślą inaczej… brzmi znajomo, prawda?

Co nam pozostaje? W takiej sytuacji, gdy z każdej strony przygniatają nas złe widomości a na dodatek niczym wisienka na torcie z horroru, każdego dnia towarzyszy nam pandemia, należy szukać jasnych stron, szukać tego, co pozytywne w naszym życiu.

A najbardziej pozytywne są zawsze drobiazgi. Uśmiech córki, opowieści syna, zapach kawy, którą zaparzył dla mnie mój mąż. Nowa książka, którą właśnie kupiłam i zaczynam czytać. Nowe plany, bo dają nadzieję na lepszą przyszłość. Nowa puchata kurtka, choć z domu nie wychodzi się prawie wcale. I jeszcze mruczenie kota i wiadomości od mamy. I świeczka zapalona za tatę. I wspomnienia, i słońce wdzierające się przez zasłony. I jeszcze zdjęcia szczeniaka, który powiększył rodzinę mojego brata. I kubki kawy wypite z przyjaciółką z Polski przez telefon, ale z włączoną kamera, tak prawie całkiem obok. I czerwone, brązowe i żółte liście na drzewach. I jeszcze zapach ciasta i pieczonych jabłek. Opowieści dzieci o tym, co robiły w szkole i w pracy. I jeszcze uśmiech dla i od sąsiadki, pani w sklepie i listonosza. Bałam się, że przez maseczkę nie będzie widać uśmiechów, ale to oczy się śmieją – widać.

Kupiłam ostatnio dla córki książkę do historii. Taką, która w przejrzysty sposób przedstawia wydarzenia z przeszłości. Oglądałyśmy ją razem i nagle zdałam sobie sprawę, że w dziejach naszego świata nieraz źle się działo. Czasem zło panoszyło się wśród ludzi bardzo długo, ale zawsze w końcu wychodziło słońce. Wojny się kończyły, dyktatorzy odchodzili a na zgliszczach budowano nowe. Przez chwilę poczułam, że będzie lepiej. Musi być lepiej. Takie są niepisane zasady i ja chcę właśnie w nie wierzyć.
Dobrej niedzieli!

 

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


08.11.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Kichanie niczym publiczne puszczanie bąków (cz.68)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Kichanie niczym publiczne puszczanie bąków

Ostatnio, coraz częściej o tym myślę - żyjemy w czasem, gdy kichnięcie lub kaszlnięcie w miejscu publicznym jest prawie takim samym powodem do wstydu, jak puszczanie bąka. Człowiek zaczyna się dusić, aby tylko nie kaszlnąć lub kichnąć a gdy nie uda mu się powstrzymać, czuje się prawie tak, jakby zrobił coś bardzo nie na miejscu. Może nie każdy, ale ja tak czasem mam. Już dobrych kilka miesięcy temu, pisząc artykuł o nowych słowach, które pojawiły się w języku niderlandzkim a związane są z wirusem Covid-19, wspomniałam o „hoestschaamte” i „niesschaamte”, czyli właśnie wstydzie przed publicznym kaszlnięciem i kichnięciem. A zatem nie jestem jedyna, która tak czuje.

Ale przecież czasem człowiek nie jest w stanie się powstrzymać i musi kichnąć. A odruch ten wcale nie musi być spowodowany chorobą. Nie wspomnę tu o alergikach, ci to muszą teraz mieć ciężkie życie. Ja kicham, gdy wokół mnie jest zbyt dużo kurzu, znam kogoś, kto musi kichać, gdy prosto w oczy zaświeci mu słońce. No przecież nic na to nie poradzi. Znam kogoś, kto kicha, jeśli w jego pobliżu znajdzie się zbyt wyperfumowana osoba. Co wtedy?

Z jednej strony to bardzo irytujące, ponieważ przecież kichaliśmy zawsze a teraz nagle, prawie z dnia na dzień, stało się to niemile widziane. Zdecydowanie lepiej tego nie robić. Równocześnie z tego samego powodu jest to niezwykle fascynujące. Prawie w jednej chwili, coś, co było zwykłe i czego właściwie się nie zauważało, stało się czymś, na co wszyscy zwracają uwagę i prawie każdy się tego wstydzi.

Przecież to absurd! No, ale może ktoś również tak powiedzieć na temat puszczania bąków albo bekania… Czasem po prostu trzeba i co z tym zrobić?

Równocześnie pojawiają się myśli na temat tego, czy to się zmieni, czy znów będziemy mogli kichać bez skrępowania, czy może na stałe odruchy te będą wywoływały rumieniec zażenowania na twarzy?

Gdy pewnego razu zawstydziłam się kichnięciem, ponieważ w sklepie przechodziłam obok półki z proszkami do pieczenia, pomyślałam, że to prawie tak, jak wstydzić się, że w miejscu publicznym puściło się bąka i co gorsza, ktoś to usłyszał. Gdy o tym pomyślałam, od razu przypomniała mi się książka, którą napisał Pierre Thomas Nicolas Hurtaut pod tytułem „Sztuka pierdzenia". Jeśli ktoś chce się pośmiać, polecam tę niewielkich rozmiarów pozycję. Jest to wyjątkowa książka pod wieloma względami. Sam tytuł już coś o tej wyjątkowości mówi, ale może warto jeszcze dodać, że po raz pierwszy została ona wydana w 1751 roku. Czytanie jej dzisiaj z perspektywy tamtych czasów już jest niezwykłe. Autor przeprowadził głęboką analizę jednego z najbardziej wstydliwych odruchów naszego ciała. A przecież, jak sam autor pisze:

„Doprawdy wstyd, Czytelniku, że od kiedy pierdzieć począłeś, nie wiesz nawet, jak to robisz i jak to robić powinieneś. Sprawa ta, analizowana przeze mnie rzetelnie, dotąd zaniedbana była wielce nie dlatego, że niegodna uwagi, ale z powodów innych: zdawało się bowiem, iż żadnej metodzie nie podlega, i nowych w tej materii nie poczyniono odkryć. To błąd. Znacznie bardziej, niż zwykliśmy mniemać, potrzebna jest wiedza, po co pierdzimy. Pryncypia owej sztuki przedkładam przeto zainteresowanym”

Przekonana o absurdalności tej sytuacji, temu jak bezsensownie popadamy w strach i jak dziwne są moje porównania, poszłam na zakupy. W Internecie wyszukałam przepis na makaron w sosie teriyaki. Chodziłam między półkami i kompletowałam wszystkie ingrediencje. W alejce przy makaronach minął mnie pan o bardzo szerokich ramionach. Gdy był kilka kroków za mną zakaszlał głośno. Odwróciłam się przestraszona i wpatrzyłam w te ogromne plecy, usiłując dopatrzeć się objawów zachorowania na Covid-19. O nie! Moje rozważania na temat absurdalności i bezsensu były czysto teoretyczne, w praktyce również ja patrzę ze strachem na wszystkich, którzy kaszlą i kichają i sama zaciskam nos, aby i mnie się coś nie wymsknęło. No, tak!

 

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


20.09.2020 Niedziela.BE

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Nie ma to jak dobre morderstwo (cz.62)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Nie ma to jak dobre morderstwo

Jeśli dobrze pamiętam, to był mój drugi lub trzeci tekst, który został opublikowany tutaj w serii „Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie”, pisałam w nim o mojej wielkiej miłości do Herculesa Poirot. Wspominałam o nim z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ uwielbiam tę literacką postać, chyba pod każdym możliwym względem, po drugie, ponieważ pochodził on z Belgii.

Pomyślałam, że dziś wspomnę również o drugiej postaci, którą stworzyła Agatha Christie a jest równie niezwykła jak Hercule. Mam na myśli Miss Marple, lub całkiem po polsku Pannę Marple.

Poirot i Marple różni bardzo wiele. On jest prywatnym detektywem i rozwiązywanie zagadek kryminalnych jest jego codziennym zajęciem. Bardzo się denerwuje, jeśli jego szare komórki nie mają wyzwań, a są nim oczywiście zagadki kryminalne, czyli morderstwa. Ona natomiast jest amatorką, która nie szuka zbrodni, one znajdują ją same. Jest mimo tego nie mniej genialna w rozwiązywaniu zawiłych spraw kryminalnych. Obie postacie łączy niezwykle bystry umysł, spostrzegawczość i nieprawdopodobnie celna dedukcja.

Nie tak dawno odkryłam, że na You Tube dostępne jest wiele odcinków seriali opowiadających o przygodach Poirot i Marple, oraz mnóstwo angielskojęzycznych audiobooków Agathy Christie, które czytane są przez wspaniałych angielskich aktorów. Bardzo dobry sposób na podszlifowanie języka. Nie do końca jestem pewna, czy udostępnianie ich jest legalne, ale przyjemność z oglądania i słuchania mimo wszystko jest ogromna.

Agatha Christie napisała 66 powieści kryminalnych. Jest jedną z najpopularniejszych pisarek wszechczasów. Jej książki przetłumaczono na ponad 100 języków. A zekranizowano je już prawie 200 razy. Co ciekawe, jest ona jedną z tych pisarek, których te same książki są ekranizowane wciąż od nowa i nawet, jeśli opowieść jest już znana, nigdy się nie nudzi.
Jej postaci poza Hercule Poirot i Panną Marple to Tommy i Tuppence oraz Mr. Harley Quin… Zaraz! Kim jest Mr. Harley Quin? W ogóle nie znam tej osoby! Koniecznie muszę nadrobić braki.

Książki i seriale, o których piszę, są niezwykle przyjemne do kawy i na wakacje. Czasem jednak zdarzają się odcinki, które zapadają w pamięć, dzięki błyskotliwemu wykorzystaniu zawiłości ludzkiej psychiki. Sama autorka w jednym z wywiadów przyznała, że „może w moich kryminałach nie ma zbyt głębokich myśli, ale dużo jest dramatycznych i przewrotnych pomysłów” i to prawda.

Ekranizacji powieści z Panną Marple jest mnóstwo, ale ja chyba najbardziej lubię te, w których w rolę staruszki wcielają się niestety nieżyjąca już Geraldine McEwan oraz Julia McKenzie. Za każdym razem, gdy oglądam odcinki, w których występuje McEwan wydaje mi się, że to ona jest idealną Panną Marple, ale gdy oglądam te z McKenzie myślę dokładnie to samo, więc… obie są idealne a każda inna. Hmm… ciekawe.

Powieści z Panną Marple jest zaledwie dwanaście oraz trzy zbiory opowiadań. Opowieści o Poirot jest ponad czterdzieści.

Mówi się, że tylko trzy książki Agathy Christie zainspirowane zostały przez morderstwa, które faktycznie się wydarzyły, były to „Morderstwo w Orient Expressie”, „Tajemnica bladego konia” oraz „Uśpione morderstwo”.

Co ciekawe, również w życiorysie pisarki jest pewna tajemnica, której rozwiązanie jeszcze nie ujrzało światła dziennego i prawdopodobnie nigdy do tego nie dojdzie. W roku 1926 Agatha zaginęła. Szukano jej przez jedenaście dni. Do dziś nie wiadomo, co wtedy się wydarzyło i gdzie pisarka była przez ten czas. Jest to powód do wielu spekulacji, ponieważ wątpliwości nie rozwiała również główna zainteresowana. Agatha Christie nigdy nie wyznała, co wtedy się z nią stało.

Pisarka fascynuje mnie jeszcze z innego powodu. Okazuje się, że Agatha Christie miała dysleksję, jednak to nie powstrzymało jej i została wielką kobietą pióra. To jest dopiero inspiracja, aby podążać za swoimi marzeniami, za swoją pasją.   


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka


09.08.2020 Niedziela.be // fot. Jelena990 / Shutterstock.com

(as)

Subscribe to this RSS feed