Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Już wkrótce nowe stacje do ładowania na parkingach przy dworcach
Belgia: Te jabłka zdecydowanie najpopularniejsze
Belgia: W tym roku odkryto już 19 laboratoriów narkotykowych!
Temat dnia: Rynek pracy w Belgii - ilu bezrobotnych, a ile wakatów?
Słowo dnia: Sluitingstijd
Flandria: Rośnie liczba dzieci karmionych piersią
Belgia: Uwaga! W sierpniu transport publiczny w Gandawie utrudniony
Belgia: Urzędnicy dyskryminują? Wielu ludzi „tak to widzi”
Belgia: Młody mężczyzna skazany za przemyt marihuany z Tajlandii
Belgia: Brutalny właściciel mieszkania skazany na 3 lata więzienia
Lukasz

Lukasz

Website URL:

Belgia: Kto zapracuje na nasze emerytury? Rodzi się mniej dzieci

W ubiegłym roku w Belgii urodziło się 108,7 tys. dzieci. To aż o 5,2 tys. mniej niż średnio w okresie od 2020 do 2023 r.

Oznacza to, że w 2024 r. w kraju ze stolicą w Brukseli przyszło na świat o 4,6% mniej dzieci niż średnio w trzech poprzednich latach. Dane na ten temat opublikowano na stronie internetowej Belgijskiego Urzędu Statystycznego Statbel.

Od 2021 r. trend jest wyraźnie spadkowy. Wtedy na świat w Belgii przyszło jeszcze około 118 tys. dzieci. Rok później urodzeń było prawie 114 tys., a w 2022 r. około 110 tys.

Ubiegły rok był już trzecim z rzędu rokiem z negatywnym przyrostem naturalnym, czyli z większą liczbą zgonów niż urodzeń. W 2024 r. w Belgii odnotowano 112,1 tys. zgonów. Liczba zarejestrowanych przypadków śmierci była więc o 3,4 tys. wyższa niż liczba urodzeń.

Nie oznacza to jednak, że populacja Belgii się kurczy. Wręcz przeciwnie, mieszkańców Belgii z roku na rok jest coraz więcej. Przyczynia się do tego przede wszystkim dodatni bilans migracyjny. Liczba ludzi przeprowadzających się z zagranicy do Belgii jest bowiem większa niż liczba ludzi wyprowadzających się z tego kraju.

Kto zatem obawia się, że negatywny przyrost naturalny stanowi zagrożenie np. dla przyszłości systemu emerytalnego, ten teoretycznie może się uspokoić. Z analiz i prognoz demografów wynika bowiem, że populacja Belgii będzie rosnąć także w kolejnych latach i dekadach; głównie właśnie za sprawą migracji.


13.02.2025 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

Temat dnia: Bilety na tramwaj i autobus droższe aż o 20%?

Podróżni, korzystający z transportu publicznego we Flandrii, muszą się liczyć z tym, że wkrótce za bilet do autobusu lub tramwaju zapłacą nawet o jedną piątą więcej niż to jest obecnie.

Jak wynika z informacji, do których dotarł między innymi dziennik „De Tijd”, regionalny rząd Flandrii zdecydował o dużej podwyżce cen biletów, którą spółka De Lijn ma wprowadzić na początku kwietnia tego roku.

Flandria to północna, niderlandzkojęzyczna część Belgii. Za transport autobusowy i tramwajowy odpowiada tu przede wszystkim wspomniana już spółka De Lijn.

Ostateczną decyzję w sprawie podwyżek cen biletów podejmie zarząd tej spółki, bo wytyczne regionalnego rządu nie są dla niej wiążące. Jak jednak informuje dziennik „Het Laatste Nieuws”, rząd konsultował swe „wytyczne” z De Lijn i zapewne zarząd się do nich dostosuje.

Rządzący tłumaczą planowane podwyżki cen biletów polityką poprzedniego rządu regionalnego. Poprzednia minister transportu we flamandzkim rządzie regionalnym, Lydia Peeters, na dwa lata zamroziła ceny biletów w transporcie publicznym. Nie były one więc dostosowywane do inflacji i tempa wzrostu płac.

W efekcie sytuacja finansowa De Lijn bardzo się pogorszyła. Koszty prowadzenia działalności poszły bowiem w górę, między innymi w wyniku podwyżek cen energii oraz wzrostu wynagrodzeń pracowników. Szacuje się, że zamrożenie cen biletów na dwa lata zmniejszyło wpływy De Lijn o około 30 mln euro.

Nowy rząd regionalny chce uzdrowić sytuację finansową tej spółki. Zapłacić mają za to jednak sami pasażerowie, bo władze regionalne nie zamierzają zwiększyć wsparcia finansowego dla De Lijn.

Flamandzki rząd zaleca więc zarządowi De Lijn, by ten podniósł w kwietniu ceny biletów nie tylko o wskaźnik inflacji, ale i o dodatkowe 18%. W efekcie należy się spodziewać podwyżek cen biletów na poziomie ponad 20% - wynika z doniesień dziennika „De Tijd”.

Nie wszyscy odczują te zmiany równie mocno. Rząd chce, by nie dotknęły one studentów i uczniów w wieku od 18 do 24 lat oraz emerytów. Ludzie w wieku powyżej 24 lat oraz niepełnoletni podróżni mają jednak od kwietnia płacić więcej - i to sporo więcej.

O ile podrożeją poszczególne rodzaje biletów, jeszcze nie wiadomo. Szczegółowe decyzje w sprawie cennika biletów podejmie spółka De Lijn, czytamy na łamach „Het Laatste Nieuws”.

Doniesienia na temat możliwych wielkich podwyżek cen biletów we flamandzkim transporcie publicznym zbulwersowały wielu obserwatorów, polityków opozycji i samych pasażerów.

Organizacja TreinTramBus, reprezentująca interesy flamandzkich pasażerów transportu publicznego, określiła planowane podwyżki cen biletów jako „nieproporcjonalne”. Politycy lewicowej opozycji mówią, że rządowy plan podwyżek cen jest „nie do zaakceptowania” oraz „niezrozumiały”.

Jakość usług De Lijn bowiem spada, uważa wielu podróżnych i ekspertów. Niedawno informowaliśmy o tym, że wiele autobusów De Lijn nie działa. W efekcie kierowcy często siedzą bezczynnie, bo nie mają czym przewozić pasażerów. Liczni podróżni skarżą się, że autobusy często się spóźniają lub w ogóle nie przyjeżdżają.

Regionalny rząd Flandrii uważa jednak, że znaczące podwyżki cen biletów na transport publiczny są nieuniknione. Oficjalnie nie ogłoszono jeszcze wysokości planowanych podwyżek, ale dziennikarze „De Tijd” twierdzący, że będzie to łącznie nawet ponad 20%, powołują się na solidne źródła.

Także przedstawiciele rządu wskazywali już na potrzebę podniesienia cen biletów - choć nie podawali jeszcze konkretnych liczb.

- Moja poprzedniczka niestety nie dostosowała cen [w komunikacji publicznej] do rosnącej inflacji. W efekcie w budżecie De Lijn powstała dziura, a przychody tej spółki są obecnie mniejsze niż jej wydatki - tłumaczył we flamandzkiej telewizji VTM obecna minister transportu we flamandzkim rządzie regionalnym, Annick De Ridder.

- Będziemy więc musieli więcej płacić za transport publiczny, za bilety autobusowe i tramwajowe. Decyzja flamandzkiego rządu regionalnego, o ile dokładnie wzrosną ceny, jeszcze nie zapadła - dodała pani minister.

Obecny flamandzki rząd regionalny został zaprzysiężony pod koniec września ubiegłego roku. Wybory regionalne, podobnie jak ogólnokrajowe wybory parlamentarne, odbyły się w czerwcu 2024 r.

Nowy flamandzki rząd jest koalicją trzech partii: ugrupowania flamandzkich nacjonalistów N-VA, chadeckiego CD&V oraz lewicowego Vooruit. Na jego czele stoi Matthias Diependaele z N-VA, największej partii tej koalicji. Także minister transportu Annick De Ridder jest polityczką N-VA.

Spółka De Lijn w 2022 r. dysponowała około 2,2 tys. autobusami oraz ponad 400 tramwajami i przewiozła w sumie ponad 245 mln pasażerów. De Lijn operuje przede wszystkim we Flandrii, czyli w północnej, niderlandzkojęzycznej części Belgii. Obsługuje też niektóre połączenia w Regionie Stołecznym Brukseli, kilku walońskich gminach oraz w Holandii, na terenach przygranicznych.

De Lijn jest w całości w rękach państwa i samorządów. Głównym udziałowcem jest flamandzki rząd regionalny, posiadający ponad 81% udziałów w spółce. Około 11% udziałów należy do flamandzkich gmin, a reszta udziałów do flamandzkich prowincji oraz do regionalnego rządu Regionu Stołecznego Brukseli.


12.02.2025 Niedziela.BE // fot. Bjorn Beheydt / Shutterstock.com

(łk)

Słowo dnia: Bankroet

Lepiej tego nigdy nie doświadczyć, ale kto prowadzi biznes, musi się liczyć z takim ryzykiem. Bankroet to w języku niderlandzkim bankructwo, zbankrutowany.

Słowo to może być użyte zarówno jako rzeczownik, jak i przymiotnik. Wyrażenie „bankroet van een bedrijf” oznacza więc bankructwo, upadłość firmy, zaś zdanie „ik ben bijna bankroet” oznacza dosłownie „jestem prawie zbankrutowany” (lepszym tłumaczeniem będzie jednak np. „jestem na skraju bankructwa”).

Wyrażenie „bankroet gaan” to bankrutować, zmierzać do bankructwa, zbankrutować. „Dit bedrijf gaat zeker bankroet” oznacza więc, że „ta firma na pewno zbankrutuje”. Z kolei jeśli coś „is bankroet”, to już zbankrutowało. „Haar schoenenwinkel is bankroet” oznacza zatem, że „jej sklep z butami zbankrutował”.

Podobne znaczenie do bankroet mają słowa failliet (przeważnie używane w funkcji przymiotnika) oraz faillissement (rzeczownik). Zdanie „hij is failliet” oznacza więc, że „on zbankrutował” (dosłownie: on jest zbankrutowany). Wyrażenie „een pijnlijk faillissement” przetłumaczymy jako „bolesne bankructwo”.

Wymowę słowa bankroet znajdziemy między innymi TUTAJ, słowa failliet TUTAJ, a słowa faillissement TUTAJ.

Rzeczowniki bankroet oraz faillissement są rodzaju nijakiego, więc łączą się z rodzajnikiem określonym het. Liczba mnoga to bankroeten, faillissementen.

Orzec bankructwo lub upadłość to het faillissement uitspreken, a ogłosić bankructwo to failliet verklaren. Ogłoszenie lub orzeczenie bankructwa może poprzedzić złożenie wniosku o upadłość (faillissement aanvragen).

Więcej słów dnia


12.02.2025 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

Belgia: Kilkanaście aut na ministra? Absurdalne koszty

Administracja państwowa i samorządowa jest w Belgii bardzo rozbudowana, a to generuje duże koszty. Tylko na leasing samochodów służbowych regionalne rządy wydają co miesiąc małą fortunę…

Jak ustalił Jos D’Haese ze skrajnie lewicowej partii PVDA, dziewięcioro ministrów flamandzkiego rządu regionalnego ma do dyspozycji aż 32 samochody służbowe.

Każdy minister ma jedno auto wyłącznie do swojej dyspozycji, a z pozostałych samochodów mogą korzystać inni pracownicy ministerstw, opisuje dziennik „Het Laatste Nieuws”. .

W Walonii, a więc w południowej, francuskojęzycznej części Belgii, jest pod tym względem jeszcze bardziej „na bogato”.

Ośmioro ministrów tamtejszego rządu regionalnego ma do dyspozycji aż… 86 samochodów. Niektórzy członkowie walońskiego rządu regionalnego dysponują nawet kilkunastoma samochodami - ustalił dziennik „La Dernière Heure”.

Flamandzcy ministrowie korzystają ze swoich limuzyn na zasadzie leasingu. Nie jest to tanie. Rocznie na 32 służbowe auta rząd regionalny Flandrii wydaje około pół miliona euro. Najdroższa limuzyna, BMW 750e, kosztuje miesięcznie 2.310 euro.

Rozbudowana flota samochodowa regionalnych rządów wielu irytuje. -Oni zapominają, w jakich warunkach żyją zwykli ludzie. To absurdalne, że niektórzy ministrowie na leasing limuzyny wydają miesięcznie więcej niż wynosi wynagrodzenie niektórych pracowników - powiedział poseł D’Haese, cytowany przez „Het Laatste Nieuws”.

Jest to tym bardziej kontrowersyjne, kiedy weźmie się pod uwagę sytuację finansową kraju. Belgię czekają wielkie cięcia wydatków, a nowy rząd federalny będzie zmuszony przeprowadzać tzw. „bolesne reformy”.

Również na poziomie regionalnym (Belgia jest pod tym względem bardzo zdecentralizowana) często brakuje pieniędzy, np. na transport publiczny. W tym kontekście duże wydatki na samochody służbowe ministrów wydają się nie na miejscu.

Rzecznik prasowy flamandzkiego rządu regionalnego podkreślił jednak, że wyboru samochodu służbowego dokonuje się w ramach ściśle określonych procedur, poddanych odpowiedniej kontroli. Ministrowie muszą pokonywać długie trasy i nie mogą jeździć starymi, awaryjnymi autami. Samochód to często dla ministrów „biuro na kółkach”, tłumaczył rzecznik.


12.02.2025 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

Subscribe to this RSS feed