Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Fuzja banków zagraża 150 miejscom pracy
Belgia: Prąd w ubiegłym roku potaniał. I to znacznie
Polska: Jesteś po zakrapianej imprezie? Tyle musisz poczekać, żeby znowu wsiąść za kółko
Belgia: Jest nas coraz więcej. Są wyniki spisu ludności
Pracownik belgijskiej agencji rozwoju zginął w zamachu bombowym w Strefie Gazy!
Belgia, biznes: Firm wciąż przybywa. Już ponad 1,1 mln!
Słowo dnia: Tasje
Niemcy podnoszą prognozę wzrostu PKB do 0,3% w 2024 roku
Belgia: 6 walońskich gmin zobowiązało się do wspierania dialektów regionalnych
Belgia: Wskaźnik zatrudnienia wśród migrantów osiągnął rekordowy poziom

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Nie zapomnę tych twarzy (cz.57)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Nie zapomnę tych twarzy (cz.57) Fot. Shutterstock, Inc.

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Nie zapomnę tych twarzy

Bardzo staram się nie narzekać, na to, że moje dzieci nie mogą żyć bez swoich telefonów. Nie mogę przecież wypominać im czegoś, co sama robię. A prawda jest taka, że nie wyobrażam sobie życia bez tego urządzenia. Oczywiście nie mam na myśli telefonu, jako urządzenia do telefonowania. Ten przedmiot już dawno przestał służyć tylko do tego. Tak naprawdę, jeśli chodzi o używanie go do dzwonienia, robię to sporadycznie, ale w ręce mam go bardzo często. Telefon współcześnie służy właściwie do wszystkiego. Narzekać nie mogę, ale rozmawiam z dziećmi o tym, co oglądają i jak często. Rozmawiamy do czego służy współcześnie to urządzenie. A służy, jak już wspomniałam, prawie do wszystkiego. Ja również za pomocą niego robię bardzo wiele. Od zakupów, przez płacenie rachunków, kontakty ze znajomymi i rodziną, po czytanie różnego rodzaju wiadomości prasowych. A to tylko początek. Lubię również zaglądać na portale społecznościowe. Nie przepadam za Facebookiem, ale bardzo lubię Instagram i Twitter. Sama raczej mało postuję, ale śledzę innych. Na Instagramie oglądam zdjęcia i zaglądam ludziom w życie, choć wiem, że życie tak nie wygląda. Najczęściej to co widzę, to bardzo ładna fasada, ale miło jest popatrzeć. To bardziej relaks i przyjemność. Twitter to natomiast źródło informacji. Oczywiście to trochę jak układanie puzzli. Pojawiają się urywki a ja składam je w całość a do wszystkiego dokładam jeszcze sporą dawkę sceptycyzmu. Niestety żyjemy w czasach, w których fakty i prawda w podawanych informacjach nie odgrywają głównej roli.

Śledzę dziennikarzy, niektórych polityków i osoby całkiem mi obce, których twitty z jakichś powodów mi się spodobały i chciałam poznać więcej. Dlaczego o tym wspominam? Właśnie siadając do naszej porannej kawy, zerknęłam, co się dzieje na tym portalu. I znów zobaczyłam jedną z tak wielu twarzy.

Jakiś czas temu, ktoś udostępnił wiadomość, że angielskojęzyczne konto Muzeum w Oświęcimiu śledzone jest przez mnóstwo osób, a to po polsku tylko przez kilka. Postanowiłam dołączyć do tej polskojęzycznej grupy. Muszę się przyznać, że poważnie rozważam zaprzestanie.

Konto jest poważne, niezwykłe i prowadzone przez profesjonalistów, ale za każdym razem, gdy widzę udostępniane wiadomości, jest mi tak ciężko na sercu. Na koncie codziennie pojawia się wiele twittów o osobach, które danego dnia mają urodziny… to znaczy miały urodziny. Codziennie widzę twarze kobiet, mężczyzn, dzieci… Nikogo z nich już nie ma. Żadna z tych osób nie przeżyła wielu dni po zrobieniu zdjęć.

W postach pojawiają się dwa rodzaje zdjęć. Część to te zrobione w obozie a inne pochodzą z prywatnych zbiorów ofiar. Każde jest straszne. Na jednych widzę przerażone twarze, pasiaki, krótkie włosy. To ucieleśnienie bólu, strachu i bezsilności. Każde z nich jest powodem do wstydu dla ludzkości, że do tego dopuszczono.

Zdjęcia z prywatnych zbiorów są równie straszne. Widać na nich roześmiane twarze, ale wiem, że ich życie nie miało już długo trwać. Bardzo szybko radość ulotniła się już na zawsze. Teraz już znam ich przyszłość. Ponieważ przy każdym ze zdjęć pojawia się informacja, kim była ta osoba, kiedy i gdzie się urodziła i kiedy została zamordowana w obozie.

Tych osób jest tak wiele. Każda z nich miała twarz, przeszłość, swój język, swojego boga i żadna z nich nie miała przyszłości. Każda z nich marzyła, miała plany… To tak przytłaczające. Znaleźli się tam tylko dlatego, bo ktoś stwierdził, że nie są ludźmi. Że są mniej wartościowi od tych innych… że nie mają wartości.

W książce „Do piekła i z powrotem: Europa 1914-1949” przeczytałam, że gdy podczas przemówienia w 1932 roku Hitler powiedział z dumą „jesteśmy nietolerancyjni” 40 000 tłum bił mu brawo. Nietolerancja stała się cnotą.

A może każdy powinien śledzić to konto? Aby twarze wszystkich tych ludzi, którzy odeszli w tak straszny sposób przypominały, że każda z nich była dokładnie taka, jak nasze twarze, niczym twarze naszych bliskich, sąsiadów, kolegów z pracy. Przecież to wcale nie jest fikcja, to są fakty, to właśnie jest prawda. Tutaj niczego nie trzeba układać. Od tamtych dni minęło wiele lat, ale dziś nadal tak często słyszy się, że jakiś człowiek człowiekiem nie jest, ponieważ… i tu następuje wyjaśnienie.

Być może każdy z nas powinien śledzić to konto. Patrzeć w oczy tym wszystkim ludziom. Kiedyś (wcale nie tak dawno temu) to od nich robiono wolne strefy.

 

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


05.07.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Last modified onniedziela, 05 lipiec 2020 02:03

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież