Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgijskie sklepy bezradne wobec kradzieży? Handlowcy chcą sami wymierzać kary
Polska: Edukacja klimatyczna w szkołach. Od kiedy? To już o niej wiadomo
Belgia: Strażacy uratowali ze strumienia konia
Polska: Pijemy coraz więcej. Jesteśmy w europejskiej czołówce
Temat dnia: Wyciek ropy na odcinku kanału Gandawa-Terneuzen
Polska: Zaskoczenie w pośredniaku. Wiele osób ma prawo do zasiłku przez cały rok
Papież – przywódca Watykanu, sumienie świata
Flandria: Wydano ostrzeżenie dotyczące pożarów
Fantapapa - Włosi przewidują nowego papieża w grze online. Czy Belgowie też by się skusili?
Nowy kanclerz Niemiec z wizytą w Warszawie!
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Karty zgonu miały się unowocześnić. Jest, jak było, tylko gorzej

Miało być tak: papierowa karta zgonu odchodzi do przeszłości, lekarz będzie wystawiał ją elektronicznie. Jak jest? Karty zgonu to tylko nowy druk i duży kłopot dla lekarzy.

Gotowy projekt nowelizacji ustawy o cmentarzach i chowaniu zmarłych długo czekał w kolejce na rozpatrzenie. Mijały kolejne terminy i nic.

W końcu rząd przegrał wybory i nie wiadomo, co dalej będzie z gotowym projektem. Bo ten wciąż czeka w kolejce na przyjęcie go.

Tak miało być

– Naszym celem jest to, aby cały proces – od momentu zgonu aż po pochówek – mógł być realizowany elektronicznie – tak opisywał  projekt ustawy Wojciech Labuda, pełnomocnik ówczesnego premiera ds. ochrony miejsc pamięci.

Oznacza to, że papierowa karta zgonu miała trafić do lamusa. Lekarz miał ją wystawiać elektronicznie. Dane trafiałyby do państwowych rejestrów. Bliski zmarłego otrzymywałby numer karty zgonu, tak jak dziś dostajemy kod recepty.

To uprościłoby obsługę administracyjną, bo poszczególne instytucje miałyby dostęp tylko do tych danych, które są im niezbędne.

A jak jest?

Karty zgonu to tylko nowy druk. Co gorsza – jak podał serwis InnPoland – dotychczas lekarze wpisywali jedynie medyczną przyczynę zgonu. Po zmianie przepisów w styczniu 2024 roku muszą ją wypełniać również w części, która do tej pory była po stronie pracowników Urzędu Stanu Cywilnego.

Oczywiście nie mają one związku z przyczyną zgonu. Co więc na to lekarze?

– Musimy wypytywać rodzinę w żałobie o wykształcenie zmarłego, stan cywilny, nazwisko rodowe, imiona rodziców, czas pobytu na terenie Polski. Rodzina często nie zna wszystkich szczegółów. To jakiś absurd – ocenia nowe zasady Joanna Szeląg, ekspertka Federacji Porozumienie Zielonogórskie.

– To nie jest rola lekarza – podkreśla Małgorzata Stokowska-Wojda, specjalistka medycyny rodzinnej z Porozumienia Zielonogórskiego.

I dodaje: – Wpisujemy informacje niezwiązane ze zgonem. Nie mamy jak ich zweryfikować. Musimy polegać na tym, co sobie przypomni rodzina zmarłego.

Negatywne skutki tych zmian już widać

W pierwszej połowie stycznia urzędnicy odesłali 75 proc. nieprawidłowo wypełnionych kart. To – podkreśla InnPoland – drastyczny wzrost w porównaniu z okresem poprzedzającym zmiany.

– Wypełniamy kartę zgonu i taki dokument przekazujemy np. pracownikowi zakładu pogrzebowego. To dokument zawierający wiele informacji. Co stanie się, gdy ktoś zdąży to wykorzystać? – pyta Szeląg.

Dlatego Federacja Porozumienie Zielonogórskie apeluje o ponowne przyjrzenie się nowym przepisom.

13.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

Polska: Klienci Lidla i Biedronki są wściekli. Skarżą się do UOKiK

Ta rosnąca frustracja klientów wynika z kontrowersyjnych zasad parkowania obowiązujących przy tych popularnych marketach.

Zasady panujące na parkingach Lidla i Biedronki budzą wiele wątpliwości. Problemem jest nie tylko wysokość kar za brak biletu parkingowego.

Tak walczą ze „złodziejami” miejsc parkingowych 

Lidl i Biedronka postanowiły raz na zawsze rozwiązać problem zapełniania miejsc parkingowych przez osoby, które nie są klientami ich sklepów. Sposobem na to okazało się wprowadzenie opłat za parkowanie, z darmowym czasem przewidzianym na zakupy – zazwyczaj wynoszącym do godziny.

Celem takiego podejścia jest zapewnienie ciągłej dostępności miejsc dla faktycznych klientów sklepów, szczególnie w lokalizacjach, w których miejsca parkingowe są na wagę złota. 

Co trzeba zrobić? Pobrać bilet z parkomatu i umieścić go za szybą, żeby potwierdzić godzinę rozpoczęcia parkowania. 

Nieumieszczenie biletu kosztuje 90 lub 150 zł. I właśnie tum jest pies pogrzebany. Niezadowoleni klienci zaczęli skarżyć się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK).

Zasady parkowania pod lupą UOKiK

Zasady panujące na parkingach Lidla i Biedronki budzą wiele wątpliwości. Problemem jest nie tylko wysokość kar za brak biletu parkingowego, ale również sposób informowania o tych zasadach. Niekiedy kary są naliczane nawet w przypadkach, gdy auto ktoś zaparkuje na krótko.

Problem jest na tyle poważny, że liczba skarg systematycznie rośnie. W 2020 roku UOKiK otrzymał 128 skarg dotyczących tego problemu, w 2021 mniej – 113, ale już w 2022 – 275, a w 2023 aż 377. Skarżący często wskazują na trudności w przebiegu reklamacji, nawet mimo to, że posiadają dowód na to, że nie przekroczyli darmowego czasu postoju, lecz z różnych przyczyn nie umieścili biletu za szybą.

Jak odwołać się od nieuzasadnionej kary?

W przypadku otrzymania, według klienta, nieuzasadnionej kary za parkowanie, pierwszym krokiem powinno być złożenie reklamacji do zarządcy parkingu. Jeśli to nie przyniesie pożądanego skutku, warto skontaktować się z lokalnym rzecznikiem praw konsumentów. 

Warto również pamiętać, że właściciel parkingu ma pełne prawo ustalić niemal dowolne zasady korzystania z miejsc postojowych, ale obowiązek informowania o tych zasadach musi zostać spełniony. 

UOKiK interweniuje w przypadkach, gdy zasady nie zostały właściwie zakomunikowane lub gdy karę naliczono pomimo spełnienia przez klienta warunków określonych w regulaminie parkingu.

16.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Polska: Biedronka kontra Lidl. To już otwarta wojna

Dwie największe sieci handlowe weszły na ścieżkę otwartego starcia. Zaczęła Biedronka, która w sms-ach do klientów zapewnia, że ma niższe ceny niż konkurencja.

Tak otwartej walki między Biedronką a Lidlem nie było. Pierwsza z tych sieci ma najwięcej sklepów w Polsce. Lidl w takim zestawieniu jest na drugiej pozycji. Wydawało się, że porządek rzeczy jest ustalony, a walka o klienta toczy się za pomocą reklam czy gazetek promocyjnych.

Teraz jednak starcie jest otwarte i ostre. Zaczęła Biedronka, rozsyłając do swoich klientów sms-y z porównaniem cen konkretnych produktów.

Walka na koszyki

Skąd ten pomysł? Otóż gazety i portale często publikują tego rodzaju zestawienia, prezentując tzw. koszyki zakupowe. To porównanie cen danych produktów z tego samego dnia. W zależności od terminu – zwycięzcą nie zawsze są to dyskonty. Na przykład przed Bożym Narodzeniem taki „konkurs” wygrywały supermarkety.

10 lutego swój koszyk przedstawił „Fakt”.

„We wtorek wybraliśmy się do Biedronki, Lidla, Dino i jednego ze sklepów Lewiatana. Wyobraź sobie koszyk, w którym jest 25 produktów spożywczych typu pieczywo, mięso na obiad, nabiał, owoce i warzywa, olej i mąka. Dwa tygodnie temu najważniejsze sprawunki kosztowały 184 zł. A teraz? Koszyk „Faktu” jest wart średnio 171 zł 54 gr” – czytamy.

Z testu wynika, że za koszyk, w którym są np. jajka, parówki czy cukier trzeba zapłacić:

Lidl 120 zł 96 gr,
Biedronka 131 zł 17 gr,
Dino 199 zł 54 gr,
Lewiatan 234 zł 49 gr.

Atak Biedronki

Tymczasem Biedronka atakuje w sms-ach Lidla, odnosząc się do tego rodzaju koszyków i cen u swojego konkurenta.

„Rywalizacja cenowa sieci rozpędza się, bo konsumenci nadal w dobie sporej inflacji szukają niskich cen. Sieci starają się do nich dotrzeć na różne sposoby, ale to, co zrobiła Biedronka, wydaje się być początkiem nowego wymiaru tej rywalizacji” – analizują sytuację wiadomoscihandlowe.pl.

W sms-ach można przeczytać, że np. jakieś słodycze w dyskontach na literę B są tańsze niż w tych na literę L. Porównywany jest też papier toaletowy, mandarynki czy masło.

Lidl w tym starciu zachowuje się spokojnie. Sieć tłumaczy, że zgodnie z badaniami cen wypada ona bardzo dobrze i np. w zestawieniu koszyków z 23 stycznia sieć okazała się najtańsza w Polsce.

Cierpliwość Lidla może się jednak skończyć lada dzień, tym bardziej że Biedronka nie zamierza rezygnować z akcji sms-owej.

– Jesteśmy zdeterminowani, żeby w praktyce realizować hasło „Codziennie niskie ceny” w interesie naszych klientów. W tym konkretnym przypadku najlepiej widać, kto jest liderem cen na polskim rynku, do którego działań dostosowują się konkurenci – mówi Jan Kołodyńsacki, menedżer ds. komunikacji korporacyjnej w sieci Biedronka.

Czy to jest legalne?

Czy jednak takie działania są legalne? Klienci mogą sobie zadawać to pytanie, bo nie było chyba w Polsce nigdy akcji reklamowych tak otwarcie uderzających w konkurencję.

To tzw. reklama porównawcza. I jest ona zgodna z prawem.

– Reklama porównawcza – jak sama nazwa wskazuje – polega na porównywaniu. Reklamujący porównuje się w niej z konkurentem lub porównuje z produktem konkurenta produkt ze swojej oferty. Porównywane mogą być również ceny tych samych produktów w różnych sieciach, jak czyni to Biedronka. Wszystko to ma na celu wykazanie, że oferta reklamującego jest atrakcyjniejsza niż oferta konkurencji – tłumaczy android.com.pl Natalia Gaweł, adwokatka w Kancelarii Andersen.

Trzeba jednak pamiętać o obowiązujących wtedy zasadach. Na przykład, że taka reklama nie może wprowadzać w błąd. Musi porównywać towary lub usługi zaspokajające te same potrzeby lub przeznaczone do tego samego celu w sposób rzetelny i dający się zweryfikować na podstawie obiektywnych kryteriów.

12.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

Polska: To nie był cud. Miejscowy biskup powołał się na ustalenia naukowców

To jedno z tych zdarzeń, które wierzący nazywają „cudem”. Tymczasem w Topoli – stwierdziła kuria – żadnego cudu nie było. Powołała się na naukowe ustalenia.

Do domniemanego cudu – jak podała gazeta.pl – miało dojść w parafii Wniebowzięcia NMP w Topoli (województwo świętokrzyskie). Opisał je portal opoka.org.

Ciemnoczerwone przebarwienie

Otóż w parafii znaleziono na podłodze hostię (komunikant). Trafiła ona do specjalnego naczyniu z wodą. Po jakimś czasie pojawiło się na niej ciemnoczerwone przebarwienie. Zostało to uznane za cud w Topoli.

Do akcji wkroczył biskup kielecki Jan Piotrowski. I zdecydował, że hostia zostanie poddaniu badaniu, które odpowie na pytanie, co się wydarzyło.

Do specjalistów z Ośrodka Badań Muzealiów, Relikwii i Zdarzeń Eucharystycznych przy Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu trafiły próbki hostii i wody, w której leżała.

To było naturalne zjawisko

Po zakończeniu badać kielecka kuria wydała komunikat. Czytamy w nim:

„Zespół specjalistów jednomyślnie stwierdził, że na podstawie uzyskanych danych można wyjaśnić naturalny, tłumaczony mechanizmami przyrodniczymi, charakter pochodzenia dostarczonej do badania czerwonej zmiany barwnej.

Wobec tego należy stwierdzić, że wydarzenie w parafii Topola nie miało charakteru nadprzyrodzonego”.

Potwierdzony cud eucharystyczny

Gazeta.pl przypomniała, że w ostatnich latach w Polsce miał miejsce jeden potwierdzony cud eucharystyczny. Chodzi o wydarzenie z podlaskiej Sokółki z 2008 r.

Otóż w trakcie mszy na ziemię upadła hostia. Umieszczono ją zgodnie z przepisami w naczyniu z wodą. Po kilku dniach odkryto, że pojawiła się w nim czerwona substancja.

„Dwóch profesorów z Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku orzekło, że w przesłanej próbce odnaleziono tkankę zbliżoną do mięśnia sercowego. Wtedy do Sokółki zaczęli zjeżdżać wierni, a Kościół uznał to zjawisko  za cud eucharystyczny” – czytamy.

12.02.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

Subscribe to this RSS feed