Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Słowa dnia: Hoe gaat het?
Polska: Uniowstąpienie. To już 20 lat. Polska świętuje akcesję do Unii Europejskiej
Już w środę bezpłatny wstęp do prawie 30 belgijskich zamków!
Rozległy pożar w centrum Brukseli! „Ludzi ratowały z dachu helikoptery”
Niemcy: Gospodarka wykazuje lekkie ożywienie
Kochasz? Nie bij! 30 kwietnia - Światowy Dzień Sprzeciwu Wobec Bicia Dzieci
Polskim rencistom ubywa lat. Za to ich liczba z roku na rok rośnie
Doszczętnie spłonęła restauracja w Saint-Gilles
Polska: Ksiądz z zarzutami trafił już za kraty. Ciążą na nim poważne zarzuty
W Antwerpii znaleziono 100 kg kokainy. 16-latek aresztowany
Agnieszka Steur

Agnieszka Steur

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Kim lub czym jest Trécouche? (cz.106)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

Kim lub czym jest Trécouche?

Bardzo lubię robić zakupu na pobliskim targu. Kiedyś udawało mi się tam być raz w tygodniu, teraz w coraz bardziej zaganianych dniach, jestem na targu najwyżej raz w miesiącu. Gdy w końcu się wybiorę, cieszę się bardzo. Zawsze, gdy jestem na targu kupuję warzywa, owoce i chleb. Regularnie zaglądam również do kramu rybnego. Tym razem stojąc w kolejce, przyglądałam się asortymentowi „morskiemu”, gdy naglę mój wzrok spotkał się ze wzrokiem innej istoty. Przyglądał mi się krab. Po plecach przebiegły mi ciarki. Patrzyłam na to stworzenie i nagle przypomniała mi się opowieść, którą w Belgii straszy się małe dzieci. Miałam wrażenie, że patrzy na mnie Trécouche. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w kierunku domu, rozmyślając o tym morskim potworze.

O czym jest ta legenda? Niech sobie przypomnę. Ludzie powiadają, że w Semois, rzece, która przepływa przez Belgię i Francję, żyje gigantyczne stworzenie. Jest ono bardzo niebezpieczne i żarłoczne. Zwie się Trécouche, choć niektórzy nazywają go również Traîcousse. Istota przypomina kraba o średnicy metra, o spłaszczonym, zaokrąglonym ciele pokrytym brązowawymi łuskami wielkości dłoni dorosłego mężczyzny. Jego przekrwione oczy są wielkości ludzkiej pięści. Usta ma ogromne i najeżone ostrymi zębami, przypominającymi zębiska rekina. Potwór nie posiada nóg, za to ma niezliczone szczypce, które pozwalają mu nie tylko się przemieszczać, ale również chwytać zdobycz. To bardzo podłe stworzenie, które czaić się może w przeróżnych zbiornikach wodnych w południowo-zachodnich Ardenach oraz we wspominanej już rzece Semois, zwłaszcza Hautes-Rivières we Francji i Bohan w Belgii.

Płytkiej wody zazwyczaj obawiać się nie trzeba, ponieważ ten przerażający potwór żyje w głębinach rzeki, gdzie zakopuje się w dnie. Gdy jest głodny, zmienia swoje położenie i unosi się w wodzie, ale na powierzchni dostrzec można tylko jego czerwone ślepia. Wiadomo już, że potwór wyrusza na łowy.

Ludzie powiadają, że Trécouche lubuje się w zwierzynie, ale również nie pogardzi człowiekiem. Zazwyczaj porywa dzieci. Ponoć rozmiary dorosłego człowieka są dla układu trawiennego potwora zbyt wielkim wyzwaniem. Co nie zmienia faktu, że odnalazłam informacje mówiące o tym, że również rybacy boją się Trécouche.

Gdy potwór upatrzy zdobycz w wodzie lub przy brzegu, podpływa do niej bezszelestnie. Atak jest szybki i skuteczny. Potwór wyskakuje z wody, obraca ciało tak, że dziesiątki pazurów mogą złapać ofiarę i następnie wciąga ją do rzeki. Po zanurzeniu się w wodzie ofiara nie ma szans by uciec Trécouche. Ostre jak brzytwa zęby potwora miażdżą nawet kości. Jeśli ta część opowieści Czytelnikom wydała się straszna, to w kolejnej niestety również nie odnajdą pozytywnych informacji.

W przekazywanych przez ludzi opowieściach usłyszeć można, że Trécouche po strawieniu ofiary, wymiotuje resztkami niestrawionych skóry i kości, które potem jeszcze długo unoszą się na powierzchni wody. Ponoć, jeśli w rejonie Hautes-Rivières we Francji lub Bohan w Belgii, zaginie dziecko lub zwierzę wiadomo już, że wszelkie poszukiwania nie mają sensu. Podejrzenia natychmiast padają na Trécouche.

Brrr! Znów poczułam ciarki na plecach. Jaka straszna opowieść! Poszukując informacji na temat tego rzecznego potwora dowiedziałam się, że historię o nim opowiada się głównie małym dzieciom. Najpierw się zdziwiłam, przecież to mrożąca krew w żyłach legenda. Okazuje się, że właśnie taki był jej cel. Dzieci po wysłuchaniu, miały tak bardzo bać się rzeki, że nawet się do niej nie zbliżały, nie mówiąc o wejściu do wody. Podejrzewam, że musiała być ona skuteczna, bo ja tylko patrząc na kraba w sklepie rybnym poczułam się nieswojo. Pewna jednak jestem, że lepiej uczyć dzieci, by były rozsądne a nie, aby się bały.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie. 

Agnieszka

13.06.2021 Niedziela.be

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Dotyk, który mówi (cz.105)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Dotyk, który mówi

Ostatnio przydarzyło mi się coś zadziwiającego a równocześnie całkiem zwykłego. To znaczy zwykłe było kiedyś, teraz już takie nie jest. Może opiszę, co się wydarzyło a Czytelnicy portalu Niedziela.be sami ocenią tę zadziwiającą zwykłość. 

Nie tak dawno zdałam sobie sprawę z tego, że zawsze chodzę do tych samych sklepów, odwiedzam te same miejsce i bardzo rzadko zbaczam z drogi. Z jednej strony jest to bardzo przydatne, bo oszczędzam czas. Wiem, czego potrzebuję, wiem, gdzie to znajdę. Raz, dwa, trzy i jestem gotowa. Ma to jednak drugą stronę i z mojego nowego punktu widzenia nazwałabym ją: złą. Przecież nie poznaję niczego nowego. Zastanawiałam się nad tym jakiś czas temu i postanowiłam, że teraz będzie mi się zdarzać, zboczyć ze znanej mi ścieżki. Bardzo szybko przekonałam się, że to dobry pomysł, ponieważ zabawa jest przednia, prawie za każdym razem odkrywam coś nowego – nowe miejsce, nowy sklepik, nową kawiarenkę. Nowe dla mnie, ponieważ wcześniej ich nie widziałam, mimo że były tam od dawna.

Dziś chcę napisać o właśnie takim podwójnym odkryciu. Wracając ostatnio od fryzjera (tutaj z pewnością niczego zmieniać nie będę), przechodziłam obok sklepiku, który mijałam już setki razy, jednak nigdy do niego nie zachodziłam. Tym razem zwolniłam kroku, przecież odkrywam i zajrzałam do środka. Poczułam bardzo delikatny, ale niezwykle przyjemny zapach. To mnie zachęciło, by wejść. Nie musiałam nawet skręcać ze znanej drogi, by poznać coś nowego. 

Sklepik był maleńki i niezwykle przyjemny. Mogłam w nim kupić ręcznie robioną biżuterię, ceramikę, tekstylia i buteleczki z domowymi perfumami. Sklep prowadziła bardzo miła pani. Już po chwili rozmawiałyśmy o tym i owym. Właścicielka opowiadała mi, co ma w sklepie i jak sobie radziła w czasie lockdownu. A ja czułam się niczym prawdziwa odkrywczyni. Zakupiłam perfumy, szklaną butelkę na olej i kilka rzemyków, które pani nazywała sznurówkami. Gdy zapłaciłam za zakupy, powiedziałam, że z pewnością jeszcze tu wrócę, bo moja córka koniecznie musi również odwiedzić ten sklep. I w tej chwili TO się stało. Właścicielka sklepu uśmiechnęła się do mnie i położyła swoją dłoń na mojej. Uścisnęła ją. Taki ciepły, zwykły gest, który mówi wiele. Jest równocześnie podziękowaniem i życzeniem. W tamtej chwili dosłownie mnie zamurowało. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że od półtora roku nikt poza domownikami mnie nie dotknął. Nikt nie uścisnął mojej dłoni ani ja niczyjej dłoni nie dotknęłam. Zrobiło mi się tak… normalnie. Zadowolona wróciłam do domu. Nowy sklep, nowe zapachy i nowe doświadczenie. O geście właścicielki sklepu myślałam jeszcze długo.

Przecież czasem gest może powiedzieć więcej niż słowa. Używamy ich, aby zostać lepiej zrozumianym, aby zaakcentować to, czego nie potrafimy wyrazić w słowach.

Bywa również, że właśnie gesty nas zdradzają.  Przecież bardzo trudno jest mówić i nie gestykulować. Jednak te gesty, które „dotykają” mówią najwięcej. Jak wiele „przemilczeliśmy” w czasie pandemii.

W tamtej chwili zrobiło mi się ciepło i miło. Ktoś przemówił do mnie w inny sposób. Nie bał się mnie i ja się nie bałam. To było niezwykłe, taki symboliczny, mój całkiem prywatny, początek nowego czasu. Po raz kolejny przekonałam się jak ważne są drobiazgi. Mam ogromną nadzieję, że już wkrótce, takie wydarzenie będzie tak całkiem zwykłe, że nawet nie przyjdzie mi do głowy, o tym wspominać. Tymczasem będę szukać nowych miejsc, poznawać przemiłych ludzi i odkrywać całkiem bliski świat.

 

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie. 

Agnieszka

 


06.06.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Jak zaakceptować siebie? (cz.104)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Jak zaakceptować siebie?

Czasem dla relaksu kupuję jeden lub dwa egzemplarze kobiecych magazynów. Nie robię tego często, ale zdarza się, że mam ochotę. Trochę dla relaksu, ale również by poszerzyć słownictwo. Zdarza się, że poznaję nowe słowa, ale zazwyczaj po prostu odpoczywam, czytając coś lekkiego. Dowiaduję się, jaki nowy krem wchodzi właśnie na rynek i jaki kolor będzie modny w nadchodzącym sezonie.

W tym tygodniu będąc na zakupach, mój wzrok spoczął na stojaku z gazetami i zatrzymał się na jednym z magazynów. Moją uwagę zwrócił sweterek, który miała na sobie kobieta na okładce. Mogę przysiąc, że moja mama miała taki sam, gdy ja byłam dzieckiem. Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, jak moda z przeszłości wraca i jak bardzo mi się to podoba. Nie zastanawiałam się długo i włożyłam magazyn do koszyka z zakupami.

W domu zaparzyłam kawę i usiadłam do lektury. Mój wzrok zatrzymał się na artykule, którego tytuł brzmiał „Zaakceptowałam siebie, czuję się dobrze z samą sobą”. Obok tytułu znajdował się napis w języku angielskim „Every-body is perfect”, co można przetłumaczyć – każde ciało jest idealne. Obok artykułu znajdowało się zdjęcie młodej kobiety, która o sobie opowiadała. Artykuł przeczytałam z ciekawością, ale i z jakimś smutkiem. Bohaterka opowieści bardzo długo zmagała się z kompleksami i bardzo wiele pracy kosztowało ją zaakceptowanie samej siebie. Patrzyłam na zdjęcie i nie potrafiłam pojąć, dlaczego. Przyglądałam się twarzy kobiety, którą mogłam wielokrotnie mijać na ulicy, która mogłaby być mną.

Nie wyglądała jak modelka, ale mało kto tak właśnie wygląda. Współcześnie dzięki retuszowi komputerowemu w rzeczywistości nawet modelki nie wyglądają, jak modelki.

Po przeczytaniu artykułu zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tak trudno jest zaakceptować siebie taką/takim jakim się jest. Każdy z nas jest jedyny w swoim rodzaju. Na świecie nie ma drugiej takiej osoby. Każdy jest wyjątkowy a jednak prawie każdy chciałby być kimś innym. Chciałby inaczej wyglądać. Niskie osoby chciałby być wyższe, a wysokie nieco niższe.

Szczupli pragną przytyć a ci z nadwyżką kilogramów schudnąć itd., itp. Z jakiegoś powodu, ktoś kiedyś wyznaczył standardy piękna, których nikt bez specjalnych filtrów i aplikacji nie może już osiągnąć. No i męczymy się, albo nie akceptując siebie, albo z całych sił starając się siebie zaakceptować. Dlaczego? Niestety odpowiedzi nasuwają się same. Wystarczy przeczytać kilka komentarzy pod zdjęciami w Internecie albo posłuchać, co się mówi pod adresem osób, które wyglądają „inaczej”, albo co gorsza, jak czasem sami mówimy o innych.

Wydaje mi się, ale zupełnej pewności nie mam, że wszystko zależy od tego, co sama do siebie mówię, gdy nikt mnie nie słyszy. Mogę zrzucać winę na Internet, retusz i nieosiągalne wzorce, ale to, co o sobie myślę, zależy tylko ode mnie. Ktoś może zepsuć mi humor swoją uwagą, ale nie może mieć wpływu na to, jak się ze sobą czuję. I to jest prawdziwe wyzwanie!

Dziś po lekturze tego kobiecego pisma nasunęły mi się dwa wnioski. Przede wszystkimi, zawsze mówmy do siebie z miłością i starajmy się nie komentować negatywnie wyglądu innych.

Mimo pozytywnego wydźwięku tekstu, artykuł, który czytałam zakończył się słowami: „Zazwyczaj dobrze się czuję i w lustrze patrzę na siebie pozytywnie. Gdy się umaluję i ułożę włosy, myślę, że jestem ładna. Wtedy dobrze się ze sobą czuję.”. Muszę przyznać, że nie wiem, czy słowa te faktycznie napełniły mnie optymizmem.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


30.05.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Cykoria w roli głównej (cz.103)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

Cykoria w roli głównej

Dziś po raz kolejny zabiorę czytelników portalu Niedziela.be w kulinarną podróż.

Poszukując w Internecie kuchennych inspiracji trafiłam na artykuł, w którym opisywane były tradycyjne belgijskie potrawy obiadowe. Już kilka razy wspólnie z czytelnikami Niedziela.be piekłam, ale jeszcze nigdy nie gotowałam. Z tego właśnie powodu dziś przygotuję zapiekaną cykorię. Potrawa ta nie tylko jest bardzo popularna w Belgii, ale zajadają się nią również Holendrzy, choć w tym kraju przygotowuje się ją w jeszcze prostszy sposób.

Uwielbiam cykorię głównie z powodu delikatnej nutki goryczki, która jest wyczuwalna w jej smaku. Warto po nią jednak sięgać, ponieważ zawiera mnóstwo cennych składników. Dzięki cykorii dostarczamy naszemu organizmowi m.in. witaminy i minerały, jak sód, cynk, magnez, mangan, potas, żelazo, miedź, fosfor, karoten i witaminy B1, B2, C oraz kwas foliowy.

Ponadto cykoria wpływa pozytywnie na urodę, ponieważ zawiera betakaroten, który poprawia koloryt skóry, a witamina A ją odmładza. Czyli warto, aby od czasu do czasu pojawiała się na naszych stołach.

Aby przygotować dzisiejszy obiad po belgijsku potrzebne nam będzie: 8 główek cykorii, 8 plasterków szynki, odrobina masła, nieco mąki, tarty żółty ser, mleko, ziemniaki, gałka muszkatołowa oraz pieprz i sól.

W wersji holenderskiej z przepisu możemy wykreślić mąkę i masło.

Przepis jest bardzo prosty i przygotowanie go nie zajmuje wiele czasu. W przepisie wspomniałam o 8 główkach cykorii, ja zawsze liczę dwie na osobę. Należy je oczyścić, proszę nie obcinać końcówek oraz obrać i pokroić w kostkę ziemniaki.

Cykorię zanim znajdzie się w piekarniku należy przez 10 minut gotować. Po tym czasie wyjąć z wody i pozwolić by trochę odciekła. Proszę uważać, kilka razy poparzyłam sobie palce, ponieważ między liśćmi warzywa często jest jeszcze sporo gorącej wody. Po chwili, każdą główkę należy owinąć w plasterek szynki.

W międzyczasie ziemniaki już się gotują. Gdy będą miękkie, należy z nich zrobić puree, czyli odsączyć, odparować, zmiażdżyć, wymieszać z odrobiną mleka i doprawić solą, pieprzem i gałką muszkatołową.

W tym momencie zazwyczaj nagrzewam piekarnik do 180/190 stopni.

Wróćmy do cykorii. Wspomniane wcześniej roladki, należy włożyć do posmarowanego tłuszczem (śladowe ilości) naczynia żaroodpornego. Tutaj właśnie zaczyna się równica między belgijskim i niderlandzkim przepisem.

Belgowie uwielbiają cykorię z sosem beszamelowym, Holendrzy wolą ją spożywać bez, czyli w bardziej light wersji. Dlatego w wersji pierwszej rozpuszczamy masło i mieszamy je z mąką. Ważne jest, by sos dobrze podgrzać i mieszając dodawać stopniowo mleko. Mieszać jeszcze przez chwilę aż zgęstnieje. Po czym należy zdjąć sos z ognia i dodać ser - niech się rozpuści. Sos według uznania doprawić solą, pieprzem i odrobiną gałki muszkatołowej.

Sosem pokryć roladki w naczyniu. W wersji niderlandzkiej roladki posypujemy tylko tartym żółtym serem. Na koniec należy jeszcze wokół cykorii za pomocą kuchennego rękawa wycisnąć kwiatki z puree lub po prostu przełożyć ziemniaczaną papkę do naczynia, jeśli nie zależy nam na efekcie estetycznym. Oczywiście naczynie do piekarnika można włożyć bez puree i podać je oddzielnie. Wszystko według własnego uznania.

Cykoria w piekarniku pozostaje przez około 10 minut. Potrawa szczególnie w wersji niderlandzkiej jest bardzo dietetyczna, tym bardziej jeśli użyjemy sera 30+ nie dostarczymy organizmowi zbyt wielu kalorii. Sama cykoria jest niskokaloryczna – jedna główka ma tylko 30 kcal.

Cykoria jest dla mnie odkryciem. Ten przepis jest pierwszym z wielu. Wiem już, że warzywo to Belgowie przygotowują chyba na wszystkie możliwe sposoby, najpopularniejsze są właśnie z piekarnika, ale z pewnością wypróbuję jeszcze inne.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka


23.05.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Subscribe to this RSS feed