Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 1 czerwca 2025, www.PRACA.BE)
Sprzedaż Tesli w Europie spadła o połowę!
Polska: Zamiast do urzędu, idą do paczkomatu. Niektórzy już tak robią
Belgia zwiększa monitoring podejrzanych prywatnych lotów
Belgia: Rekordowa liczba samozatrudnionych!
Niemcy: Zaostrzenie przepisów dotyczących łączenia imigrantów?
Belgia: Co w ciągu roku podrożało najbardziej?
Słowo dnia: Junimaand
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 31 maja 2025, www.PRACA.BE)
Brukselski Weekend Jazzowy przyciągnął 170 tys. osób!
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Zamieszanie z zieloną strzałką. Jedno wykroczenie, dwa różne mandaty

Jedni kierowcy otrzymują mandat na 100 zł i 6 punktów karnych, inni 500 zł i aż 15 punktów. Mimo że popełniają ten sam błąd. Wszystko zależy od tego, kto wymierza karę.

Każdy kierowca wie, co robić, jak widzi na sygnalizatorze zieloną strzałkę. To warunkowa zgoda na skręt w prawo i coraz częściej – w lewo. Żeby jednak wykonać manewr, trzeba zatrzymać samochód, sprawdzić, czy można jechać i dalej i dopiero wtedy ruszyć.

Nie jest żadną tajemnicą, że nie każdy kierowca zatrzymuje się przed sygnalizatorem i jeżeli tylko widzi taką możliwość, jedzie.

Dwa różne mandaty: z policji i GITD

„Obywatele zwracają uwagę we wnioskach do RPO, że w zależności od organu, który ujawnia wykroczenie drogowe, dochodzi do zróżnicowania wysokości mandatu karnego i punktów karnych.  Chodzi o niezatrzymanie się przed sygnalizatorem S-2, tzw. „zieloną strzałką” – zwraca uwagę Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich.

Jeżeli policja przyłapie kogoś na takim wykroczeniu, to nakłada na kierowcę mandat w wysokości 100 zł i 6 punktów karnych.

„Obywatele zgłaszają jednak także odmienną praktykę. Choć nie podają podstawy prawnej nałożenia mandatu karnego i przypisania punktów karnych, to wskazują, że gdy mandat nakłada GITD – na podstawie zdjęcia w ramach Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym – to wynosi on 500 zł oraz 15 punktów karnych” – wyjaśnia RPO.

Wspomniany system to nic innego jak kamery na skrzyżowaniach obserwujące ulice. Właśnie na podstawie nagrań Generalny Inspektorat Transportu Drogowego wymierza kary kierowcom.

Na jakie przepisy się powołują?

GITD przyznaje punkty i wysokie mandaty za to, że kierowca nie dostosował zachowania do sygnałów świetlnych. Z kolei policja posiłkuje się innym przepisem. Uważa, że błąd kierowców polega na tym, że nie zatrzymali pojazdu we właściwym miejscu.

„Według GITD dochodzi zaś do niezastosowania się do sygnałów świetlnych. W konsekwencji takie samo zachowanie kierowcy stanowi zupełnie różne czyny, za które nakłada się odmienny mandat oraz przypisuje inną liczbę punktów” – tłumaczy RPO.

Kto ma rację? RPO prosi o uzasadnienie wyższego mandatu

Rzecznik praw obywatelskich prosi o zajęcie się sprawą Artura Czapiewskiego, głównego inspektora transportu drogowego. I – co bardzo ważne w tej kwestii – wskazuje, które rozumienie przepisów jest właściwe.

RPO ocenia, że rację ma policja. Kierowcy powinni być karani łagodniej za to, że nie zatrzymali się we właściwym miejscu.

„RPO zwraca się do GITD o stanowisko co do zasadności przyjmowanej kwalifikacji prawnej oraz wysokości nakładanego mandatu i przypisywanych punktów karnych w przypadkach ujawnienia niezatrzymania się przez kierowcę pojazdu przed znakiem S-2” – czytamy w wystąpieniu.


26.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

Polska: Oszustwo „na historię pojazdu” uderza w sprzedawców aut

W ostatnim czasie coraz więcej osób zgłasza przypadki oszustwa związanego z rzekomym zainteresowaniem zakupem używanego samochodu.

Proceder określany jako „na historię pojazdu” polega na wyłudzaniu pieniędzy od prywatnych sprzedawców aut, którzy wystawiają ogłoszenia w serwisach internetowych. Ostrzega przed tym m.in. firma Carfax, specjalizująca się w analizie historii pojazdów.

Jak działa oszustwo „na historię pojazdu”?

Schemat działania przestępców jest bardzo prosty, ale niestety skuteczny. Oszust kontaktuje się ze sprzedającym, udając zainteresowanego klienta. Po kilku uprzejmych wiadomościach proponuje weryfikację historii pojazdu i prosi o przesłanie raportu z określonej strony internetowej. Z pozoru wygląda to jak standardowa prośba – wielu prawdziwych nabywców faktycznie interesuje się historią auta. Problem polega na tym, że podana przez oszusta strona to fałszywy serwis.

Ofiara klika w link, opłaca raport (najczęściej kosztuje on około 250 zł), ale żadnego raportu nie otrzymuje. Co gorsza, jeśli przy płatności poda dane swojej karty płatniczej lub loginy do bankowości internetowej, może stracić znacznie więcej – łącznie z dostępem do całych oszczędności.

Naciągacze raczej nie celują w zawodowych handlarzy

Firmy handlujące samochodami zazwyczaj korzystają z usług sprawdzonych dostawców raportów, mają większe doświadczenie i nie dają się łatwo nabrać na podejrzane linki. Oszuści skupiają się więc na osobach prywatnych, które sporadycznie sprzedają auta i nie są świadome potencjalnych zagrożeń. Tacy użytkownicy mogą uznać, że spełnienie prośby „kupującego” zwiększy szansę na sprzedaż.

Dodatkowo osoby prywatne często nie znają wiarygodnych źródeł raportów historii pojazdów, co ułatwia naciągaczom podsuwanie spreparowanych stron o wyglądzie profesjonalnych serwisów.

Nie działaj pod presją!

Przede wszystkim – nie kupuj raportów historii pojazdu z linków wysłanych przez nieznajome osoby. Zawsze korzystaj wyłącznie z oficjalnych i sprawdzonych serwisów, takich jak historiapojazdu.gov.pl lub renomowane międzynarodowe platformy. Zignoruj każdą wiadomość, w której rozmówca nalega na użycie konkretnej, nieznanej strony.

Jeśli masz wątpliwości, sprawdź stronę w wyszukiwarce lub na forach motoryzacyjnych. Nigdy nie podawaj danych karty płatniczej na nieznanych stronach i nie loguj się na podejrzanych witrynach przez linki z wiadomości. W razie jakichkolwiek strat – zgłoś sprawę na policję oraz do banku, aby zablokować potencjalną transakcję.


26.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Państwowe in vitro działa. Wszyscy czekają na dziecko nr 1000

W niemal rok działania rządowego programu in vitro na świat przyszło blisko 1000 dzieci. Tysiące kolejnych kobiet jest w ciąży i czeka na poród. Cały program ma kosztować 2,5 mld zł.

Program wspierania in vitro przez państwo działał od 2013 do 2016 roku. Gdy premierem została Beata Szydło z PiS, został skasowany. Przez trzy lata w ten sposób na świat przyszło ponad 22 tysiące dzieci.

Rządowa procedura wróciła 1 czerwca 2024 roku. „W ciągu 11 miesięcy funkcjonowania państwowej refundacji in vitro ciążę potwierdzono u ponad 12 tys. pacjentek. Urodziło się 951 dzieci” – poinformowało Ministerstwo Zdrowia.

Tysiące par, tysiące ciąż

Do końca kwietnia do programu zostało zakwalifikowanych 31 989 par. U większości, – 30 279 – procedura zapłodnienia już została rozpoczęta. Jest 12 755 ciąż.

Czy to dużo? W porównaniu z naprotechnologią – krytykowaną przez wielu lekarzy metodą wspieraną za rządów PiS – wyniki są pozytywne. W ciągu dwóch lat (2016-2018) dzięki rządowej naprotechnologii urodziło się 70 dzieci.

Będzie więcej pieniędzy

Procedura in vitro jest kosztowna. W 2024 r. Ministerstwo Zdrowia wydało na to ponad 410 mln zł. W tym roku podpisano z klinikami aneksy o wartości prawie 411 mln zł.

Program potrwa do 31 grudnia 2028 r. Łącznie ma kosztować 2,5 mld zł.

Przypomnijmy, że z programu mogą skorzystać pary (nie tylko małżeństwa), a jednym z kryteriów jest wiek:

– 42 lata dla kobiet, które korzystają z własnych komórek jajowych lub dawstwa nasienia,
– 45 dla kobiet, które korzystają z dawstwa oocytów lub zarodka,
– 55 lat dla mężczyzn.


26.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Posłowie wracają do handlowej niedzieli. Mają nowy pomysł

O tym, czy sklep może być otwarty w dzień wolny, mają decydować radni. Taki pomysł zrodził się wśród posłów, którzy jeszcze raz podchodzą do handlu.

W tym roku czeka nas jeszcze pięć handlowych niedziel – najbliższa wypada 29 czerwca. Wydane się, że zakaz, który obowiązuje od lat, nuż nie budzi wśród Polaków emocji.

Kolejne badania i sondaże pokazują, że do tych zasad już się przyzwyczailiśmy. I nie pamiętamy o zapowiedziach padających w 2023 roku podczas kampanii parlamentarnej.

Było kilka pomysłów i... nic z nich nie wyszło

Jak na razie nic z zapowiedzi nie wyszło, a – przypomnijmy – że było ich kilka. Jedni politycy mówili, że w ogóle skasują zakaz handlu. Inni proponowali złagodzenie przepisów. Mówili też, że osoby pracujące w niedzielę tego dnia zarobią więcej i otrzymają dodatkowy dzień wolny.

Nic z tego nie wyszło. Wygląda to tak, jakby politycy zapomnieli o zapowiadanych zmianach. Okazuje się, że jednak nie wszyscy. Ryszard Petru (Polska 2050) nadal walczy.

Pomysł Petru ma kolejny pomysł

Od blisko roku w Sejmie znajduje się firmowany przez posła Polski 2050 Ryszarda Petru projekt, zakładający liberalizację ustawy o zakazie handlu w niedzielę.

Projekt przewiduje m.in. dwie niedziele handlowe w miesiącu (pierwszą i trzecią). Za pracę w ostatnim dniu tygodnia przysługiwałoby podwójne wynagrodzenie, a pracodawca miałby obowiązek wyznaczyć pracownikowi dzień wolny (od 6 dni przed do 6 dni po dniu pracy w niedzielę).

Projekt utknął jednak w sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny – przypomina „Wprost”, ale poseł ma już nowe rozwiązanie. Petru chce, żeby o otwieraniu sklepów w dni wolne decydowały samorządy. I właśnie taki projekt ustawy zamierza przedstawić.

– Będę namawiał moje koleżanki i kolegów, aby złożyć wniosek o możliwość delegacji tych decyzji o handlu w niedziele na poziom samorządów. Te samorządy, które nie chcą otwierać sklepów, nie otwierałyby ich, a te, które chcą, otwierałyby je – powiedział Petru.

Ocenia, że są w kraju miejscowości bardziej konserwatywne, które na takie posuniecie się nie zgodzą, i bardziej liberalne, które mogą zdecydować o otwarciu sklepów.

Petru przekonuje, że jego rozwiązanie może pomóc np. firmom w miejscowościach turystycznych.


26.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Subscribe to this RSS feed