Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Coraz więcej strajków w więzieniach!
Belgia: Supermarkety Colruyt i Delhaize wycofują dwie marki
Belgia: Nowe auto? Już tak często „elektryk”
Belgia: Czy w szkołach dyskryminują? Oto liczby
Słowo dnia: Ter ontspanning
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 3 sierpnia 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Inflacja spadła poniżej 2% po raz pierwszy od stycznia 2024!
Belgia: Oszukiwali na egzaminie wstępnym na medycynę z pomocą ChatGPT!
Belgia: Ponad 130 tys. osób „długotrwale” bezrobotnych
Belgia: Świnie głównie tutaj
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Mama potrafi znaleźć wszystko (cz.117)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur, Niedziela.BE

 

Mama potrafi znaleźć wszystko

Dopijałam właśnie poranną kawę, gdy do pokoju weszła moja córka. Wyraźnie sfrustrowana wyrzuciła z siebie – nie mogę się doczekać, kiedy urodzę dziecko. Zakrztusiłam się ostatnim łykiem. – Co?! – jęknęłam, gdy przestałam kaszleć. – No, bo wtedy będę potrafiła wszystko znaleźć – powiedziała.
Uspokoiłam się nieco i uśmiechnęłam się do siebie, bo chyba wiedziałam już, co ma na myśli. Jednak i tak poprosiłam, aby mi wyjaśniła, co ma na myśli.
- Bo Ty wszystko potrafisz znaleźć. Jak się jest mamą, można znaleźć wszystko - powiedziała.
- A czego teraz szukasz?
- Nie wiem, gdzie jest ładowarka do mojego telefonu. Cały pokój przeszukałam, nawet pod łóżkiem. Nie ma, normalnie zniknęła z powierzchni ziemi!
- Sprawdzałaś w torbie?
- Dlaczego w torbie? Nie wkładałam ładowarki do torby.
- Wczoraj byłaś cały dzień u Emmy. Nie zabierałaś czasem ładowarki ze sobą?
Moja córka nic nie powiedziała, ale jej twarz wyrażała wiele. Wybiegła z pokoju. Słyszałam kroki na schodach a po chwil krzyk z jej pokoju – Mam!
Uśmiechnęłam się do siebie, takie szukanie jest łatwe. To nawet nie szukanie. Układam układankę, która zbudowana jest z tego, co się wydarzyło, co wiem i czego się domyślam. Dzięki temu faktycznie jestem dobra w szukaniu. Ale czy to ma związek z tym, że jestem mamą? Ciekawa jestem, czy teoria mojej córki jest prawdziwa. Czy kobiety stają się lepszymi poszukiwaczkami… a właściwie „znajdowaczkami”, gdy zostają mamami? Być może Czytelniczki i Czytelnicy portalu Niedziela.be mogą coś na ten temat powiedzieć?
Po chwili moja córka znów zeszła na dół. – Ty znalazłaś nawet psa, naszej sąsiadki, prawda?
- No tak – uśmiechnęłam się do siebie. – Znalazłam psa.
Kilka dni temu do naszych drzwi zapukała sąsiadka. Ze zmartwioną twarzą, powiedziała, że opiekuje się psem wnuczki. Piesek nie jest na przyjacielskiej stopie (łapie) z naszym kotem i sąsiadka podejrzewa, że być może pobiegł z naszym czworonogiem w krzaki i się zgubił. Poprosiła, że jeśli coś usłyszę, lub zobaczę, bym do niej zadzwoniła. Ona wsiądzie na rower i będzie szukać dalej. Powiedziałam, że oczywiście, jeśli tylko coś usłyszę, dam znać.
Wyszłam do ogrodu z nadzieją, że może zobaczę gdzieś naszego kota i przynajmniej oczyszczę go z zarzutu uprowadzenia czworonoga sąsiadki. Zamiast tego usłyszałam psa. On musi być blisko, pomyślałam, ale gdzie? Za płotem znajdują się gęste krzaki. Wydawało mi się, że właśnie tam go słyszę. Po chwili pojawił się kot. A może faktycznie jest winny? Zaczęłam się zastanawiać.
Kilka minut później do poszukiwań dołączył mój mąż. Zaczął wycinać krzaki, ale psa nadal nie było. Co jakiś czas słyszeliśmy tylko ciche psie kwilenie. Strach zaczął zaglądać nam w oczy, może coś się stało. Ale gdzie on jest? Toż to dziwne! Pomyślałam, że może jest gdzieś w ogrodzie sąsiadki. Ogród nie jest duży, ale pani ma już swoje lata i może nie zauważyła… nie tu nie ma logiki. Mimo wszystko weszłam do ogrodu sąsiadki. W rogu graniczącym z naszym ogrodem nie było nic z wyjątkiem ogrodowej kanapy.
I nagle mnie olśniło. Kanapa składała się z trzech części, stojących obok siebie. Podniosłam pierwszą część, nic. Podniosłam drugą, nic. Może jednak się mylę? Podniosłam trzecią, spod której wyskoczył pies niewiele większy od naszego kota. – Mam go! Krzyknęłam.
Po chwili do ogrodu weszła zachwycona sąsiadka. Wyjaśniłam jej, gdzie był malec i że jednak nasz kot go nie uprowadził.
- No to ja im podziękuję! – wyrzuciła z siebie starsza pani, głaszcząc psa. – Dziś były u mnie przyjaciółki i pomagały mi posprzątać ten kąt. Odsunęłyśmy wszystko. Pewnie, jak stawiały kanapę na swoje miejsce, postawiły ją na psa. Nie wiem, jak to możliwe, ale to jedyne wyjaśnienie. Ufff! Mam dość!
- No widzisz! – Powiedziała moja córka. – Mama potrafi znaleźć wszystko. Kto może powiedzieć, że znalazł psa pod kanapą? Tylko mama.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie. 

Agnieszka


29.08.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Jak być optymistą? (cz.116)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Jak być optymistą?

„Pierwszy umiera optymizm, po nim miłość, na końcu nadzieja. Mimo to musisz trwać.”. To słowa Jonathana Carrolla, które pochodzą z książki „Zaślubiny patyków”.

Wczoraj, 21 sierpnia, świętowany był światowy Dzień Optymisty. Ktoś mógłby powiedzieć, że to nie jest najlepszy czas na bycie optymistą. Walka z pandemią nadal trwa, a jakby tego było mało, w wielu miejscach w Belgii ludzie nadal zmagają się ze strasznymi śladami, które pozostawiły po sobie powiedzie. A co będzie dalej? To też jedna wielka niewiadoma. A to nie koniec. Gdy poświęci się choć chwilę, by zorientować się, jak wygląda sytuacja na świecie… no, nie jest dobrze. A więc, jak w tych czasach być optymistą? Może jednak się nie da? Może należy oficjalnie odwołać wczorajsze święto? Nie! Nic bardziej mylnego. Właśnie w takich czasach optymiści są najbardziej potrzebni. Właśnie teraz potrzebna jest wiara, że będzie lepiej. Dobrze jest mieć nadzieję i kochać.

Ale to wcale nie znaczy, że nie można wątpić. Podobnie, jak nie można być odważnym, gdy nie czuje się strachu. Jeśli ktoś się nie boi, wcale nie jest odważny.

Odwaga to działanie mimo strachu. O tym bardzo często się zapomina. Tak samo optymistą, wcale nie jest osoba, która się nie martwi, która jest całkowicie spokojna o swoją przyszłość. Optymista to ktoś, kto się martwi, ale wierzy, że będzie dobrze. To osoba, która mimo niepowodzeń ma nadzieję.

Znam kogoś, kto jest permanentnym pesymistą. Nie potrafię powiedzieć niczego, co mogłoby tę osobę pocieszyć, wyciągnąć ze stanu „na pewno się nie uda” i „wszystko i wszyscy są źli”, „życie jest brutalne” itd. Osoba ta wierzy, że jeśli coś może się nie udać, z pewnością się nie uda i koniec. Jeśli faktycznie tak się dzieje, jeśli się nie udaje, jest to (kolejne) potwierdzenie reguły. Jeśli jednak się udaje, jeśli wszystko układa się idealnie, wcale nie jest to powód, by zachwiać pesymistyczne nastawienie. To tylko wyjątek od reguły, a zresztą to, co dziś się udało, jutro może się zawalić, zepsuć, odejść… Zresztą z pewnością się zawali, zepsuje, odejdzie, wystarczy poczekać. Nie ma miejsca na radość, na chwilę wytchnienia. Takie nastawienie niszczy nawet to, co jest dobre.
Dlaczego warto jest myśleć pozytywnie? Ponieważ te uczycie ma dziwny wpływ na to, co się wokół nas dzieje. Nawet jeśli nie wszystko układa się tak jak bym chciała, pozytywne nastawienie pomaga. Chcę wtedy zrobić kolejny krok.

Warto również pamiętać, że człowiek jest niczym układanka składająca się z wielu elementów. Nie można zawsze być optymistą, bo człowiek oszaleje. „Zawsze” to straszne słowo. Równie straszne jak „nigdy”. Dlatego, nie każdy dzień w roku może być dniem optymisty, ale też nie tylko wczoraj powinniśmy mieć nadzieję, że będzie lepiej.

A co, jeśli, ktoś nie potrafi myśleć, że jednak będzie lepiej? Co, jeśli ktoś widzi świat tylko w ciemnych barwach? Zawsze może spróbować. Optymizm można trenować. Przy porannej kawie, takiej właśnie, jak ta, którą teraz wspólnie pijemy. Możemy przez chwilę pomyśleć, że to, czym teraz się martwimy najbardziej, że nasz największy niepokój jest zbędny, że będzie dobrze, że będzie lepiej. Pomyśleć i choć przez chwilę poczuć się lepiej. Może w tym uczuciu znajdzie się rozwiązanie.

Dlatego właśnie wczorajsze święto jest takie ważne. Nie, nie musimy z dnia na dzień stać się optymistami i patrzeć na świat przez różowe okulary. Wystarczy, jeśli założymy je od czasu do czasu.

„To czego nie mamy, z łatwością zastąpimy tym, co mamy. To wyłącznie kwestia inicjatywy i myślenia pozytywnego.” Andrzej Sapkowski.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka


22.08.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Straszne opowieści (cz.115)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

Straszne opowieści

Regularnie przy okazji naszej porannej kawy opowiadam belgijskie legendy. Bardzo lubię te stare opowieści. Zawsze wyobrażam sobie, jak kiedyś dawno, dawno temu ludzie opowiadali je sobie przy blasku świec lub w świetle padającym z kominka. Widzę przejęte buzie dzieci, bojące się iść spać, bo właśnie usłyszały jakąś straszną opowieść. Oczami wyobraźni widzę, jak z niepokojem ludzie zaglądali pod łóżka i za szafy, by sprawdzić, czy nie kryje się tam jakaś wiedźma, albo duch, lub coś jeszcze gorszego.

Legendami zachwyciłam się w chwili, gdy po raz pierwszy przeczytałam niderlandzką legendę o Bazyliszku. Od zawsze byłam przekonana, że to całkiem nasz, polski potwór. A potem okazało się, że podobny mieszkał przed wiekami w Utrechcie. Spodobało mi się to tak bardzo, że zaczęłam szukać innych opowieści.

Bardzo szybko przekonałam się, że legendy są odbiciem tego, jacy my jesteśmy. Pod pewnymi względami jesteśmy do siebie podobni a pod innymi bardzo się różnimy.

Dziś nie będę opowiadać legendy, chcę za to poszukać informacji o bohaterach tych historii. Czego kiedyś bali się mieszkańcy Belgii i o czym opowiadali sobie wieczorami. Wiem, że niektóre z tych upiornych postaci znam ze słowiańskich opowieści, ale podejrzewałam, że znajdę też kilka całkiem dla mnie nowych.

Wiele belgijskich (i nie tylko) legend opowiada historie duchów. Duch to dusza zmarłego, która nie może znaleźć odpoczynku i nadal wędruje po ziemi. Dzieje się tak zazwyczaj w wyniku jakiejś niesprawiedliwość, która musi zostać najpierw naprawiona. Czasem jest to obietnica, która musi zostać dotrzymana, zbrodnia, za którą ktoś musi odpokutować lub skarb, który należy odnaleźć i podzielić. Bywa jednak też tak, że duchem jest winowajca, który musi błąkać się na ziemi za karę.

Takie dusze mogły ukazywać się jako zjawiska świetlne lub błędne ogniki. To światło jest dowodem winy. W ludowych opowieściach widmowe zjawy są czasem związane z konkretnym miejscem, na przykład ze starymi zamkami o burzliwej historii.

Jednak to nie jedyne duchy, które błąkają się po ziemi. Okazuje się, że na swej drodze można spotkać również duchy zwierząt. Objawiają się szczególnie w nocy a swym wyglądem mogą przypominać psa, kozę, świnię czy konia. Najbardziej przerażające są te pozbawione jakiś części ciała. Brrr… proszę sobie wyobrazić ducha konia bez głowy.

Ciekawą „odmianą” ducha były białe kobiety, białe damy. Według tradycji zamieszkiwały one dolmeny, wzgórza i kopce. Pojawiały się w nocy i przypominały unoszące się w powietrzu białe lub brudnobiałe postacie kobiece. Duchy te według wierzeń miały być błąkającymi się duszami czarownic. Dziś wiadomo, że ludzie tak właśnie postrzegali pasma mgły.

Równie straszne są duchy zarazy lub duchy oprawcy, choć te nie są ludzkimi duszami, ale demonicznymi istotami, które istnieją (według opowieści) od zawsze. Te koszmary w nocy wskakują swojej ofierze na plecy, przybierają nagle na wadze i przygniatają ofiary do ziemi. Szczerze pisząc, gdy to przeczytałam pomyślałam, że te duchy przypominają zmartwienia, które czasem właśnie tak nas przygniatają. Niektóre z tych demonów za siedliska upatrzyły sobie mokre miejsca pod mostami. Opowieści o nich były jedną z metod wychowywania dzieci. Tak uczono małe dzieci, by nie zbliżały się do wody, bo nigdy nie wiadomo, co wskoczy na plecy.

Prawdopodobnie we wszystkich europejskich przypowieściach pojawiają się diabły. Można je odnaleźć w opowieściach ludowych, sagach i legendach. Wyraźnie świadczą o chrześcijańskim charakterze większości naszych tradycyjnych baśni ludowych. Celem diabłów od zawsze było nakłonienie ludzi do grzechu.

W ludowych opowieściach pojawiają się również elfy, gnomy i wilkołaki. A to dopiero początek. O tym, czego obawiali się nasi przodkowie, można pisać bez końca.

Każda z przypowieści jest sposobem wytłumaczenia tego, co nieznane, ale to co nieznane wcale nie musi być potworem z sennych koszmarów.

 

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie. 

Agnieszka

 


15.08.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Międzynarodowy dzień kota z poezją w tle (cz.114)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Międzynarodowy dzień kota z poezją w tle

Dziś na całym świecie obchodzony jest międzynarodowy dzień kota. Powiadają, że ludzie dzielą się na miłośników kotów lub psów. Moim zadaniem jest to zbyt duże uproszczenie, ponieważ są jeszcze ludzie, którzy nie chcą mieszkać, ani z jednym, ani z drugim zwierzęciem oraz tacy, którzy pragną mieć zarówno psy jak i koty. My mamy kota, ale bardzo chciałabym mieć również psa… choć nie wiem, czy nie jestem zbyt leniwa na kilka w ciągu dnia spacerów… muszę się nad tym jeszcze poważnie zastanowić.

Dzisiejsze święto chciałabym potraktować odrobinę inaczej, bardziej poetycko. O kotach można mówić i pisać bez końca. Ich natura jest tematem wielu opowieści, książkę, ale również i niejednego wiersza.

Czasem chciałabym być trochę jak nasz kot. Gdy patrzę na niego, jestem zachwycona tym, jak w ogóle nie dociera do niego trywialność codziennego życia. On się nie martwi głupotami. Kot nie myśli o przyszłości, nie martwi się tym, co będzie kiedyś. Być może on już wie, że większość naszych zmartwień i tak nie ma odzwierciedlenia w życiu. A co najważniejsze, mój kot nigdy, przenigdy nie robi czegoś, czego nie chce. Kota nie można zmusić. Z człowiekiem jest inaczej, człowiek musi tak wiele… lub może wydaje mu się, że musi i to go przygniata.

Koty to również najlepsi nauczyciele asertywności. Nasz kot, jeśli coś mu się nie podoba, odchodzi. Ze spokojem, godnością i stanowczością. Nie złości się, najzwyczajniej zmienia miejsce na wygodniejsze.

Koty nie zastanawiają się, czy wypada im być indywidualistami, one po prostu nimi są. Za to jedni je kochają a inni ich nie znoszą. One są wolne, eleganckie, dumne i niezależne. Dlatego właśnie czasem chciałabym być jak kot, ponieważ nie obchodzi go wcale, co inni o nim myślą. Koty są szczere i nie udają.

Dzisiaj miałam przecież pisać o kociej poezji. Wróćmy zatem do tematu. Dla mnie bezsprzecznie najpiękniejszy wiersz z kotem w roli głównej to ten autorstwa Wisławy Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu”.

Umrzeć – tego się nie robi kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci. (…)

(…) Niech no on tylko wróci,
niech no się pokaże.
Już on się dowie,
że tak z kotem nie można.
Będzie się szło w jego stronę
jakby się wcale nie chciało,
pomalutku,
na bardzo obrażonych łapach.
O żadnych skoków pisków na początek.

Od bardzo dawna podoba mi się również wiersz Franciszka Klimka „Czego potrzeba kotu”. Szczególnie zachwyca mnie jego ostatnia strofa. Coś musi w tym być.

Kotu potrzeba niewiele:
Pogłaskać go tylko w niedzielę,
w poniedziałek, wtorek i w środę
leciutko podrapać go w brodę,
w czwartek, w piątek i w sobotę
pobawić się trochę z kotem
i w niedzielę – znów niewiele. (…)

(…)
to zauważysz potem
(to zresztą przyjdzie z wiekiem),
że będąc bliżej z kotem,
jesteś bardziej człowiekiem.

Może wspomnę jeszcze krótko o wierszu Julii Hartwig „Kot Maurycy”. Poniższy fragment najlepiej oddaje, dlaczego tak bardzo kochamy koty i być może one kochają nas.

(…) Więc nie za cnoty i charakter nagrodą jest miłość
i nie za posłuszeństwo ani lojalność
ale za wdzięk i niepokorność
za życie samo w sobie w całej jego oczywistości
Wielka jest bowiem w nas potrzeba kochania.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie. 

Agnieszka


08.08.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(as)

 

Subscribe to this RSS feed