Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Wielojęzyczna frajda (cz.64)
- Written by Redakcja
- Published in Belgia
- Add new comment
Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie
Agnieszka Steur
Wielojęzyczna frajda
Już nieraz do naszej porannej kawy pisałam o wielojęzyczności. Poruszałam przeróżne aspekty z nią związane. Dwu- i wielojęzyczność dla większości rodziców i ich dzieci jest wyzwaniem. Należy bardzo się starać, być konsekwentnym i wiedzieć, jak „to wszystko działa”. Gdy dzieci są małe, rodzice bez przerwy zastanawiają się, czy dobrze robią. Chcą wiedzieć, jak zachować się w danej sytuacji? Co zrobić, gdy dziecko odmawia mówienia po polsku? Ja poradzić sobie z opiniami innych ludzi, którzy o wielojęzyczności niewiele wiedzą, ale lubią się na ten temat wypowiadać? Co z rodziną i znajomymi, którzy również mają na jej temat mnóstwo poglądów, z których prawie każdy jest inny? To jest bardzo trudne.
Gdy to wszystko minie, gdy dzieci są już prawie dorosłe, ich wielojęzyczności już nie łączy się ze stresem, strachem lub niepewnością. Zazwyczaj to sama radość i frajda. Człowiek już się nie martwi, nie trzeba do niczego przekonywać ani zmuszać. A na opinię innych już się wcale nie zwraca uwagi. Pozostaje tylko obserwacja i świetna zabawa. Dzisiaj właśnie o tym chcę napisać - wielojęzyczność to frajda. A komunikacja z dorosłymi wielojęzycznymi dziećmi staje się formą nowego rodzaju związku. Języki łączą je w specyficzny sposób ze mną.
Ostatnio trochę z nudów i trochę z ciekawości, obejrzałyśmy z córką jedną z nowszych produkcji Disneya. Mimo naszego wieku, nadal czasem oglądamy filmy animowane. Tym razem po raz pierwszy obejrzałyśmy film pt.: „Vaiana: Skarb oceanu”. Film bardzo nam się spodobał. Szczególnie nawiązania do mitologii polinezyjskiej nas urzekły. Jest to opowieść o córce wodza niewielkiej wyspy. Plemię mieszka w rajskim miejscy. Mieszkańcy żyją w zgodzie ze sobą i z naturą. Tak się przynajmniej na pierwszy rzut oka wydaje. Ludzie przez całe życie muszą pozostać na wyspie a główną bohaterkę wzywa otwarty ocean. Dziewczyna czuje, że jej przeznaczeniem nie jest to, do czego przekonują ją jej rodzice. Chce słuchać swego serca. Więcej o fabule już nie napiszę, bo przecież chcę poruszyć temat wielojęzyczności.
W filmie jest mnóstwo piosenek i to właśnie o nich chcę dziś wspomnieć. Po obejrzeniu bajki, od razu zaczęłyśmy się zastanawiać, jak ze słowami utworów muzycznych poradzili sobie twórcy w języku polskim i niderlandzkim? Jak zostały one przetłumaczone? Wybrałyśmy trzy i zaczęłyśmy je porównywać. To była przednia zabawa, jeszcze fajniejsza niż oglądanie filmu.
Zaczęłyśmy dyskontować, która wersja jest najlepsza, komu najtrafniej udało się oddać atmosferę pierwowzoru, ale to bardzo trudne.
Bardzo spodobało nam się tłumaczenie tytułu jednej z piosenek, którą śpiewa półbóg Maui. W wersji oryginalnej głosu użyczył mu Dwayne Johnson i również on śpiewa. Tak, The Rock, który śpiewa! To trzeba usłyszeć. W języku angielskim piosenka nosi tytuł „You're welkom”. Zadufany w sobie półbóg, wylicza, co też on zrobił dla ludzkości i że to nic takiego.
W języku niderlandzkim tytuł przetłumaczono to na „Geen dank, hoor”. Przy tym porównaniu, od razu rozpoczęła się dyskusja na temat znaczenia słowa „hoor”. No, bo tak naprawdę, co ono oznacza? Jak wytłumaczyć znaczenie słowa, które nie oznacza niczego a daje wypowiedzi tak wiele? To wykrzyknik, który używa się, aby podkreślić zgodę, albo odmowę, albo przyzwolenia, albo zakaz...
Mnie najbardziej podobało się tłumaczenie na język polski, które oddaje w pełni wierzącego w swoją wielkość półboga, który śpiewa, że to „drobnostka”. Dał ludziom tak wiele, ale dla niego to drobnostka, nie ma, o czym mówić.
„What can I say except you're welcome
For the tides, the sun, the sky
Hey, it's okay, it's okay, You're welcome”
„Heel graag gedaan, ik zeg: geen dank hoor
Voor de zon, de lucht, de zee
Het is al goed, 't is al goed, geen dank hoor”
„Co mam powiedzieć, prócz - drobnostka?
Ten ocean, słońce, świat.
Hej, jest okej, jest okej - drobnostka!”
Nasze rozmowy na temat trafności tłumaczeń, choć może powinnam napisać fajności tłumaczeń, spowodowały, że znów zaczęłam zastanawiać się, jak ważne jest, aby dzieci znały języki ojczyste swoich rodziców, aby nie tylko rozumiały, ale również czuły, co oznaczają słowa. Przecież my każde z nich nie tylko rozumiemy, ale także czujemy. Dopiero, gdy poznajemy kolejny język zdajemy sobie sprawę z tego pokładu emocji, nasze wielojęzyczne dzieci wiedzą to intuicyjnie.
Wielojęzyczność to zabawa językiem, słowami, znaczeniami, ale również uczuciami. Przygoda nawet podczas oglądania filmu animowanego! Muszę przyznać, że tylko ja to tak przeżywam, dla moich dzieci to coś całkiem normalnego. Nie ma się, czym podniecać. No tak, one całe swoje życie mają kontakt z kilkoma językami, ja zaledwie połowę swojego, więc inaczej na to patrzę.
Filmik: TUTAJ.
Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.
Agnieszka
23.08.2020 Niedziela.BE
(as)
Latest from Redakcja
- Polska: Najtańsze zakupy zrobisz w tych sklepach. Ten sam lider po raz trzeci
- Ojciec jako żywiciel rodziny – stereotyp silny również w Belgii
- Prawdziwa pamięć czy fikcyjny produkt? Skandal z Renee Salt i „książkami duchów”
- Wojna: Trump obwinia Putina: przełom w narracji o wojnie
- Sport: Straszna cena kibicowania: Nowe prawo piłkarskie po zamieszkach na stadionie