Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
28 marca – Międzynarodowy Dzień Żelków
Polska: Zmiany w pracach domowych i ocenach z religii. I to od razu po Wielkanocy
Belgia: W ciągu dekady liczba chrztów dorosłych podwoiła się
Belgia: Wynajmują mieszkania socjalne, choć mają nieruchomości za granicą. Są kary
Belgia: W zoo Planckendael na świat przyszła mała hiena!
Polska: Pacjenci chcą zniesienia skierowań do specjalistów. To niczego nie zmieni – ostrzegają specjaliści
Belgia: Zapisy na bieg na 20 km w Brukseli tymczasowo wstrzymane
Polska: Zapadł dziwny wyrok sądu. Pacjent wygrał odszkodowanie, ale... musi zapłacić
Belgia: Zamaskowani mężczyźni zdewastowali kurdyjską kawiarnię w Gandawie
Polska: Tego dnia drzwi będą zamknięte. Wiele urzędów w Wielki Piątek robi sobie wolne
Agnieszka Steur

Agnieszka Steur

Świętujemy - Dzień Seksu - 7 czerwca [zobacz filmik - DOBRY SEKS - CZYLI JAKI?]

Porozmawiajmy dziś o seksie. Jest to temat, o którym w Polsce mówi się coraz częściej, ale przez wielu nadal uważny jest za tabu. Mówienie o nim wciąż wydaje się być umiejętnością, która trudno posiąść. Dlatego często, jeśli już mówi się o seksie, rozmówcy czują się skrepowani i nie bardzo wiedzą, jak wybrnąć z trudnej sytuacji. Rozmowy o tej intymnej sferze życia nadal traktowane są po macoszemu. A konwersacje międzypokoleniowe są rzadkie. Wystarczy wspomnieć, jakim problemem dla wielu jest słownictwo związane z tym właśnie tematem.

Jak nazywać intymne części ciała i to, co się z nimi robi? Dzisiejsze święto - Dzień Seksu, jest dobrym powodem, aby zacząć rozmawiać o seksie.

Jest to ważne z wielu powodów. Przede wszystkim, pozwala na zrozumienie siebie i swoich potrzeb.

W Polsce wciąż trwają bardzo płomienne dyskusje na temat edukacji seksualnej w szkołach i niestety coraz częściej powtarzane są informacji niezgodne z prawdą. Polacy mieszkający w Holandii, których dzieci uczęszczają do miejscowych szkół, mogą przekonać się, jak taka edukacja wygląda i że, jak to zwykle bywa, strach ma wielkie oczy. W Królestwie Niderlandów edukacja seksualna w szkole jest czymś całkowicie naturalnym i bardzo ważnym. Naturalnym, ponieważ seksualność, jest częścią życia każdego z nas. Dzieciom już w szkole podstawowej przekazywana jest, stosowna do wieku, wiedza na temat płci i szacunku do innych osób. Dzieci uczą się, jak szanować siebie wzajemnie i dowiadują, że zmiany, które w ich ciałach zachodzą są naturalne oraz jak o nich mówić. Edukacja ta jest również bardzo ważna, ponieważ młodzi ludzie dowiadują się, jakie zachowania w tej sferze są niedopuszczalne. Uczą się, jakie zachowania innych nie mogą być tolerowane i co powinny zrobić, jeśli staną się ich ofiarami. Ponadto wiedza na temat seksu powoduje, że rozmowy o własnym zmieniającym się ciele, seksualności, emocjach oraz związkach stają się łatwiejsze. Dzięki temu można uniknąć zarówno drobnych kłopotów jak i wielkich dramatów.

A dlaczego my dorośli powinniśmy rozmawiać o sekście? Z bardzo ważnego powodu, ponieważ seks jest dobry na prawie wszystko.

Warto jednak zaznaczyć za Sue Johanson, która jest autorką jednego z najpopularniejszych programów telewizyjnych w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie „Talk Sex with Sue Johanson”: jedynym wyznacznikiem normy w łóżku jest wyrażenie zgody przez obojga partnerów.

Przede wszystkim seks za obopólną zgodą, ponieważ tylko o takim tu mowa, poprawia nastrój. A to wpływa na zdecydowaną poprawę w relacjach z partnerka lub partnerem.

Jest również dobry na ból głowy. Badania amerykańskich naukowców potwierdziły, że nawet patrzenie na ukochaną osobę może zmniejszyć ból. Seks sprawia, że wyglądamy młodziej i żyjemy dłużej.

Fantastycznie sprawdza się w walce ze stresem a po seksie śpi się zdecydowanie lepiej. Dzieje się tak, ponieważ orgazm uwalnia hormon nazywany prolaktyną. Hormon ten razem z dopaminą odpowiadają za ogólne napięcie woli, kojarzone zwykle właśnie z napięciem seksualnym. Za sprawą prolaktyny neuroprzekaźnik dopamina utrzymuje się na obniżonym poziomie jeszcze przez długi czas po orgazmie. Jest to prawdopodobnie jeden z istotniejszych mechanizmów odpowiadających za zaspokojenie seksualne. Prolaktyna pozwala również się zrelaksować i łatwiej zapaść w sen.

Seks obniża zachorowalność na raka. Badania opublikowane w 2016 roku potwierdziły, że seks zmniejsza ryzyko raka prostaty. Przy czym warto wspomnieć, że zaobserwowano to u mężczyzn, którzy przynajmniej 21 w miesiącu uprawiali seks. Miłość fizyczna poprawia odporność, obniża ryzyko ataku serca oraz obniża ciśnienie krwi. U kobiet wspomaga kontrolę nad pęcherzem. Ponadto zapobiega cukrzycy. To również wysiłek fizyczny, więc jest dla człowieka równie dobry jak uprawianie sportu.

Z tych wszystkich powodów dzisiejsze święto warto spędzić z osobą, która darzy się bardzo ciepłym uczuciem.

Dobry seks sprawia, że nasze życie jest 3P, czyli piękniejsze, przyjemniejsze i pełniejsze. Jest więc o co walczyć. Jaki jednak seks można nazwać dobrym i udanym? Co jest wyznacznikiem dobrego seksu - liczba partnerów, a może orgazmów? A może chodzi o techniki seksualne czy bezpruderyjność? O tym, czym jest dobry seks, opowiada Agata Wilska - psycholożka i autorka porad w portalu Kochaj.pl.

 


07.06.2019 Niedziela.NL // ostatnia zmiana 03.06.2020

(as)

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Irytujący skrzydlaci sąsiedzi (cz.46)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur


Irytujący skrzydlaci sąsiedzi

W książce mojego autorstwa, która nosi tytuł „Słowa do użytku wewnętrznego” znajduje się felieton, opowiadający historię moich skrzydlatych sąsiadów. Opisuję w nim, jak pod dachem naszego domu gniazdo uwiła para kosów. Bardzo lubiłam naszych ptasich lokatorów. Pamiętam weekendowe poranki, gdy można było dłużej poleżeć w łóżku i nieco poleniuchować. Wsłuchiwałam się wtedy w hałas, który robiły głodne pisklęta. Nadal we wspomnieniach jest to dla mnie esencja wiosenności. Skrzydlaci rodzice uwijali się w pocie czoła, aby zamknąć małe dzióbki. Takich sąsiadów mieć, to sama przyjemność. Później obserwowałam naukę latania upierzonej młodzieży, była niczym jeden z ciekawszych seriali na Netflixie. Dopingowałam zarówno rodzicom, jak i dzieciom. Jednemu z maluchów niestety się nie udało. To był bardzo smutny dzień. Wiedziałam, że ptaki lubią wracać na stare miejsca, więc spodziewałam się w kolejnym roku podobnych przeżyć. Kosy wróciły, ale historia nie była już tak wiosennie wzruszająca. Przypominała raczej bardzo krótką wojnę.  

Prawie natychmiast po powrocie kosów pod nasz dach przybyła para kawek i przepędziła naszych sąsiadów. Kawki natychmiast zadomowiły się w nieswoim gnieździe a my bardzo szybko przekonaliśmy się, że nowi sąsiedzi nie są nawet w połowie tak sympatyczni, jak ich poprzednicy. Ptaki hałasowały okropnie i to nie były piski pisklaków. Wszystko, co robiły słychać było w domu, jednak nie to było najgorsze. Z niewiadomych nam przyczyn, być może te ptaki mają takie zwyczaje, do „naszych” kawek regularnie przylatywała inna para tych czarnych ptaków. Już podczas pierwszej wizyty można było odnieść wrażenie, że ptaki przybyły tylko po to, by po chwili urządzić pod naszym dachem straszliwą awanturę. Kłóciły się okropnie a w powietrzu latały pióra (dosłownie). Po jakimś czasie skrzydlaci goście odlatywali, aby wrócić następnego dnia. Z powodu tych ptasich awantur postanowiliśmy, że gdy już wylęgną się młode i odlecą, zlikwidujemy gniazdo i na ile to możliwe, wypełnimy przestrzeń pod dachem tak, aby w kolejnych latach nie było tam miejsca na nowe gniazda.

Udało się i kilka lat mieliśmy spokój, do ubiegłego tygodnia. Kilka dni temu zauważyłam, że pod dach znów zaczynają wchodzić kawki. Natychmiast zaczęły hałasować i natychmiast powróciły wspomnienia awantur. Ptaki szybko zwróciły naszą uwagę oraz uwagę naszych ludzkich sąsiadów.

Postanowiliśmy, że gniazdo musi zniknąć od razu, zanim ptaki złożą jajka. Serce mi drżało na myśl, że mogą już tam być. Nie chciałam im niszczyć domu. Ptaki te są okropne, ale mimo wszystko to żyjące stworzenia, zakładają domy i rodziny. A one latały wciąż tam i z powrotem, przynosząc kolejne gałązki. A co jeśli rynna się zerwie? Albo zatka? Co począć?

Nie było wyjścia. Stwierdziliśmy, że zbrodni dokonać trzeba, ale sami nie damy radę, więc wezwaliśmy specjalistę. Przybył z długą drabiną i wspiął się pod sam dach. Ku naszej uldze okazało się, że ptaków już tam nie ma i że wcale nie wiły gniazda. Z jakiś powodów przynosiły i składowały u nas bardzo długie gałęzie. Specjalista wszystkie wyjął a ja nadal nie potrafię pojąć, w jaki sposób ptaki zaciągnęły je pod dach. Szczelina jest na tyle duża, że mieści się w niej ptak lub ludzka ręka. Natomiast prawie wszystkie gałęzie były, co najmniej dwa razy dłuższe od samych ptaków. Nie jestem specjalistką od ptasich gniazd, ale tych gałęzi użyłby raczej bocian a nie kawka. Co one tam robiły? Dlaczego zbierały te gałęzie? I jak tak długie fragmenty udało im się wciągnąć w tak wąskie wnętrze? Nie wiem i to prawdopodobnie na zawsze pozostanie już kawkową tajemnicą.


Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka



19.04.2020 Niedziela.BE // Fot. Shutterstock, Inc.  

(as)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Wielojęzyczna kuchnia (cz.41)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Wielojęzyczna kuchnia

O wielojęzyczności wspominałam już wiele razy. Jest to temat, o którym można mówić i pisać bez końca. Prawdopodobnie właśnie w tej chwili to udowadniam. Oczywiście temat ten można rozważać z bardzo naukowego punktu widzenia. Ja jednak najbardziej lubię to całkiem domowe podejście, ponieważ dotyczy one każdego z nas, kto mieszka i wychowuje dzieci poza granicami swojej ojczyzny.

W ubiegłym tygodniu wspomniałam o nowej miłości mojego syna a mianowicie o gotowaniu. Mogą sobie Państwo wyobrazić, jak dziwne jest zobaczyć syna, który kuchnię omijał szerokim łukiem, przygotowującego posiłki według przepisów wyszukanych w Internecie. Wcześniej, co najwyżej wkładał pizzę do piekarnika lub podgrzewał parówki w garnku. Ktoś zapyta, a co to ma wspólnego z wielojęzycznością? Okazuje się, że ma i to wiele.

Przeczytałam wiele książek i artykułów na temat dwu- i wielojęzyczności, ale bardzo rzadko specjaliści i naukowcy wspominają o okresach w życiu osób wychowywanych w kilku językach, w czasie których rozwój mowy w każdym z języków rozwija się w innym tempie. I nie mam tu na myśli drobnych różnic, a olbrzymie, wręcz gigantyczne rozbieżności. Te chwile są powodem zmartwień i wątpliwości wielu rodziców.

Moje dzieci od urodzenia wychowywane były zarówno w języku polskim, jak i niderlandzkim. Gdy rozpoczęły naukę w szkole podstawowej oba języki były mniej więcej na tym samym poziomie rozwojowym. Być może nawet polski był nieco lepiej rozwinięty. Gdy poszły do szkoły, szybko zauważyłam, że ich język niderlandzki zaczął wyprzedzać polski. Nowe słowa pojawiały się praktycznie codziennie. Dzieci uczyły się nowych wierszyków i piosenek. W szkole podstawowej nadążyć za niderlandzkim nie miałam większych kłopotów. Z dziećmi rozmawiałam o tym, co robiły w szkole i szukaliśmy nowych słów w języku polskim, aby opisać to, co się wydarzyło lub to, czego się nauczyły. Jednak ważne jest, by w tym miejscu zaznaczyć, że ja pracowałam w domu i miałam wiele możliwości rozmawiania z dziećmi. Dla rodziców, którzy całe dni pracują poza domem, takie rozbudowane kontakty leksykalne mogą być bardzo trudne i to również trzeba brać pod uwagę. Dlatego, tępo rozwoju języków może bardzo się różnić.

Ówcześnie wydawało mi się, że poradzę sobie z każdym „skokiem językowym”. Gdy mój syn zaczął uczęszczać do szkoły średniej, okazało się, że mój optymizm był przedwczesny, nie dałam rady. Pojawiły się nowe przedmioty a z nim nieprawdopodobna ilość słów. Z nastolatkami, również nie na każdy temat się rozmawia. Język niderlandzki moich dzieci zaczął rozwijać się a polski pozostał nieco w tyle.

A co z tym wszystkim ma wspólnego kuchnia? Okazało się, że również w tej materii język polski należy nieco doszlifować. Mój syn czytając nowy przepis, bardzo często zagważdżał się, nie wiedząc, jak dane warzywo lub przyprawa nazywa się w języku polskim. W tym temacie jednak udaje nam się uzupełniać braki.

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że te „nierówności językowe” są źródłem obaw wielu rodziców. Dlatego jeśli zauważymy, że nasze dzieci w jakiejś dziedzinie mają znacznie bogatsze słownictwo w języku miejscowym, nie musimy się tym za bardzo przejmować.

To całkiem naturalny proces.

Co możemy zrobić? Przede wszystkim nie obawiajmy się, że nasze dzieci stają się jednojęzyczne. Należy pamiętać, że pojęcia w umysłach naszych dzieci już są, znają je w jednym języku, wystarczy tylko podpowiedzieć im polski odpowiedniki. Czyli, dużo rozmawiać, czasem zachęcić do obejrzenia filmu w języku polski lub przeczytania książki. A po drugie również istotne jest, by pamiętać, że nie jesteśmy w stanie rozwinąć leksyki we wszystkich kategoriach, we wszystkich językach naszych dzieci na tym samym poziomie. Dla przykładu dodam tylko, że mój syn studiuje mikrobiologię. Jego słownictwo medyczne rozwinęło się w ostatnim czasie bardzo. Po raz kolejny, gdy opowiada mi, co rozbił na zajęciach, w jego wypowiedziach pojawiają się niderlandzkie słowa. Staramy się odnaleźć ich polskie odpowiedniki, ale bardzo często okazuje się, że nie tylko muszę używać słownika, aby wiedzieć, o czym opowiada, ale również zaglądać do encyklopedii, by pojąć znaczenie nowych słów… w języku polskim.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


15.03.2020 Niedziela.BE

(as) 

 

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Gembershots – co to takiego? (cz.40)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Gembershots – co to takiego?

Wczoraj wsiadłam do samochodu, włożyłam kluczyk do stacyjki, przekręciłam go i usłyszałam znajomy dźwięk silnika. Równocześnie włączyło się radio. Pierwsze słowo, które z niego padło to: koronawirus. Znów o tym mówią, wciąż o tym mówią, wszędzie o tym mówią. Ze szkoły naszej córki, regularnie przychodzą maile, które informują, że nikt w szkole (jeszcze) nie zachorował, ale będą nas na bieżąco informować. Włączam Internet, wszędzie wirus, telefon - tak samo. Poszłam do drogerii, ponieważ skończył nam się szampon i rozglądając się zauważyłam, że wszystkie butelki mydła dettol (mydło antybakteryjne) zostały wykupione. W supermarkecie również.

Oznaki niepokoju można dostrzec prawie wszędzie, delikatne, ale jednak obecne. Byłam na zakupach w Ikei i moją uwagę zwróciły dwie panie, które wybierały kubki w rękawiczkach. Nawet nie gumowych, ale takich zwykłych, których zadaniem jest chronienie rąk przed zimnem. Obawiam się, że na ewentualnego wirusa nie pomogą.

Ludzie się boją i w pewnym sensie jest to zrozumiałe, szczególnie, że strach podsycany jest ze wszystkich stron. Jak zawsze w trudnych sytuacjach, najwłaściwsze jest zachowanie spokoju.

A co ja robię? Właściwie nic. Zachowuję spokój. Mydło jest w domu, ponieważ mam je zawsze. Mycie rąk nie jest dla mnie czymś niezwykłym.

Jedyne, co robię, co jest trochę „dodatkowe”, to picie gembershotsjes i pewnie będę to robić jeszcze długo po tym, jak wirus przeminie. Odkryłam je w pobliskim maleńkim sklepie warzywniczym i zaczęłam regularnie kupować. Dla osób, które nie wiedzą, co to jest, informuję, że gembershotsjes to mniej więcej 30ml napoje pełne najlepszych dla zdrowia składników, ich podstawą jest imbir. Najpierw polubiłam ich smak a potem odkryłam, jak zbawienne są dla mojej odporności i nie tylko.

Problem polegał na tym, że były dość drogie. W ich skład wchodzi tylko imbir, cytryna i jabłko, dlaczego więc kosztuje tak dużo? Nie wiem.

Rozwiązanie pojawiło się samo. Mój syn, już student, odkrył niedawno w sobie nowy talent. Poza nauką i komputerem, pokochał również kuchnię. Nie piszę tu tylko o jedzeniu, ale również o kucharzeniu. Z pewnością jeszcze wrócę do tego tematu, ponieważ dzięki niemu odkryłam, że przygotowywanie różnych potraw można rozważać w wielu aspektach. Nawet w aspekcie dwujęzycznym, ale o tym za tydzień. Mój syn wpadł na pomysł, że sam zrobi gembershotsjes. Przecież to nie może być takie trudne.

Od tamtego czasu w naszej kuchni przepięknie pachnie imbirem, a my wypróbowujemy różne smaki, ponieważ okazało się, że przepisów na te superzdrowe napoje jest mnóstwo. Poniżej podaję dwa już przez nas sprawdzone. Oba są niezwykle smaczne (chyba, że ktoś nie lubi smaku imbiru) a z ilości składników powstaje sporo napoju.

Do stworzenia pierwszego potrzebna są nam tylko 3 cytryny, 100 gram imbiru oraz 100 ml miodu. Przygotowanie napoju to dosłownie chwila. Najpierw należy wycisnąć sok z cytryny, obrać imbir, pokroić go w kawałki a potem wszystko wrzucić do blendera. Na koniec dodajemy miód. Napój, który przygotowaliśmy był bardzo ostry, dlatego rozcieńczyliśmy go jeszcze odrobiną soku z jabłek. Pycha!

Aby przygotować gembershotsjes według drugiego przepisu, potrzeba nieco więcej składników. Oczywiście znów należy mieć w domu imbir (100 gram), ponadto 8 mandarynek, 200 ml wody, 1 łyżeczkę kurkumy oraz odrobinę pieprzu. Podobnie, jak w poprzednim przepisie, należy wycisnąć sok z mandarynek, oskrobać i pokroić imbir. Wszystko wrzucić do miksera, dodać kurkumę, wodę i pieprz a następnie zmiksować. Ten napój już nie jest tak ostry, ale brakuje mu nieco słodyczy. Dlatego również do niego dodaliśmy odrobinę (łyżeczkę) miodu.

Już wiemy, że przepisów jest znacznie więcej i będziemy je wypróbowywać. Czy dzięki temu uchronimy się przed chorobą? Nie wiem, w każdym razie mamy przyjemność z wspólnych eksperymentów w kuchni i nowych smaków.

Z tego właśnie powodu, chciałabym przy naszej dzisiejszej kawie, życzyć Czytelnikom portalu Niedziela.be dużo zdrowia i proszę pamiętać, że w sytuacji, w jakiej teraz się znaleźliśmy, panika jest najgorsza. Przeróżne media powiadamiają nas o kolejnych zachorowaniach. Ważne jest, by pamiętać, że zdecydowana większość chorych wraca do zdrowia. Pierwsza osoba, która w Belgi została zarażona koronawirusem, jest już zdrowa.

Dużo zdrowia i spokoju!

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 

08.03.2020 Niedziela.BE

(as)

 

Subscribe to this RSS feed