Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polacy już się na to cieszą. Sezon rowerowy już się rozkręca
We Flandrii i Walonii ponad 10 tys. bezdomnych nieletnich
Polska: Wybory samorządowe 2024. Kampania bez fajerwerków. Wszystko na jedno kopyto
Belgia: Bank centralny na minusie. I to dużym
Polska: Sweter i jeansy do kosza. Czekają nas poważne zmiany w segregacji śmieci
Belgia: „Koniec z prezentami od rządu”. W budżecie wielka dziura
Polska: Wielkanoc 2024. Jeśli jeszcze nie zrobiłeś świątecznych zakupów, to już wygrałeś
Brukselskie lotnisko spodziewa się, że ponad miliona pasażerów w czasie Wielkanocy
Belgia: Trzy osoby ranne w bójce w Schaerbeek
Niemcy: Dodatkowe kontrole graniczne na Euro 2024

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Wielojęzyczna kuchnia (cz.41)

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę: Wielojęzyczna kuchnia (cz.41) fot. Shutterstock

Ciepłe myśli na belgijską niedzielę, czyli cykliczne spotkania przy porannej kawie

Agnieszka Steur

 

Wielojęzyczna kuchnia

O wielojęzyczności wspominałam już wiele razy. Jest to temat, o którym można mówić i pisać bez końca. Prawdopodobnie właśnie w tej chwili to udowadniam. Oczywiście temat ten można rozważać z bardzo naukowego punktu widzenia. Ja jednak najbardziej lubię to całkiem domowe podejście, ponieważ dotyczy one każdego z nas, kto mieszka i wychowuje dzieci poza granicami swojej ojczyzny.

W ubiegłym tygodniu wspomniałam o nowej miłości mojego syna a mianowicie o gotowaniu. Mogą sobie Państwo wyobrazić, jak dziwne jest zobaczyć syna, który kuchnię omijał szerokim łukiem, przygotowującego posiłki według przepisów wyszukanych w Internecie. Wcześniej, co najwyżej wkładał pizzę do piekarnika lub podgrzewał parówki w garnku. Ktoś zapyta, a co to ma wspólnego z wielojęzycznością? Okazuje się, że ma i to wiele.

Przeczytałam wiele książek i artykułów na temat dwu- i wielojęzyczności, ale bardzo rzadko specjaliści i naukowcy wspominają o okresach w życiu osób wychowywanych w kilku językach, w czasie których rozwój mowy w każdym z języków rozwija się w innym tempie. I nie mam tu na myśli drobnych różnic, a olbrzymie, wręcz gigantyczne rozbieżności. Te chwile są powodem zmartwień i wątpliwości wielu rodziców.

Moje dzieci od urodzenia wychowywane były zarówno w języku polskim, jak i niderlandzkim. Gdy rozpoczęły naukę w szkole podstawowej oba języki były mniej więcej na tym samym poziomie rozwojowym. Być może nawet polski był nieco lepiej rozwinięty. Gdy poszły do szkoły, szybko zauważyłam, że ich język niderlandzki zaczął wyprzedzać polski. Nowe słowa pojawiały się praktycznie codziennie. Dzieci uczyły się nowych wierszyków i piosenek. W szkole podstawowej nadążyć za niderlandzkim nie miałam większych kłopotów. Z dziećmi rozmawiałam o tym, co robiły w szkole i szukaliśmy nowych słów w języku polskim, aby opisać to, co się wydarzyło lub to, czego się nauczyły. Jednak ważne jest, by w tym miejscu zaznaczyć, że ja pracowałam w domu i miałam wiele możliwości rozmawiania z dziećmi. Dla rodziców, którzy całe dni pracują poza domem, takie rozbudowane kontakty leksykalne mogą być bardzo trudne i to również trzeba brać pod uwagę. Dlatego, tępo rozwoju języków może bardzo się różnić.

Ówcześnie wydawało mi się, że poradzę sobie z każdym „skokiem językowym”. Gdy mój syn zaczął uczęszczać do szkoły średniej, okazało się, że mój optymizm był przedwczesny, nie dałam rady. Pojawiły się nowe przedmioty a z nim nieprawdopodobna ilość słów. Z nastolatkami, również nie na każdy temat się rozmawia. Język niderlandzki moich dzieci zaczął rozwijać się a polski pozostał nieco w tyle.

A co z tym wszystkim ma wspólnego kuchnia? Okazało się, że również w tej materii język polski należy nieco doszlifować. Mój syn czytając nowy przepis, bardzo często zagważdżał się, nie wiedząc, jak dane warzywo lub przyprawa nazywa się w języku polskim. W tym temacie jednak udaje nam się uzupełniać braki.

Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że te „nierówności językowe” są źródłem obaw wielu rodziców. Dlatego jeśli zauważymy, że nasze dzieci w jakiejś dziedzinie mają znacznie bogatsze słownictwo w języku miejscowym, nie musimy się tym za bardzo przejmować.

To całkiem naturalny proces.

Co możemy zrobić? Przede wszystkim nie obawiajmy się, że nasze dzieci stają się jednojęzyczne. Należy pamiętać, że pojęcia w umysłach naszych dzieci już są, znają je w jednym języku, wystarczy tylko podpowiedzieć im polski odpowiedniki. Czyli, dużo rozmawiać, czasem zachęcić do obejrzenia filmu w języku polski lub przeczytania książki. A po drugie również istotne jest, by pamiętać, że nie jesteśmy w stanie rozwinąć leksyki we wszystkich kategoriach, we wszystkich językach naszych dzieci na tym samym poziomie. Dla przykładu dodam tylko, że mój syn studiuje mikrobiologię. Jego słownictwo medyczne rozwinęło się w ostatnim czasie bardzo. Po raz kolejny, gdy opowiada mi, co rozbił na zajęciach, w jego wypowiedziach pojawiają się niderlandzkie słowa. Staramy się odnaleźć ich polskie odpowiedniki, ale bardzo często okazuje się, że nie tylko muszę używać słownika, aby wiedzieć, o czym opowiada, ale również zaglądać do encyklopedii, by pojąć znaczenie nowych słów… w języku polskim.

Widzimy się za tydzień... przy porannej kawie.

Agnieszka

 


15.03.2020 Niedziela.BE

(as) 

 

Last modified onsobota, 04 kwiecień 2020 22:15

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież