Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Mężczyzna zginął w zderzeniu ze szkolnym autobusem
Polska: Hakerzy atakują. Uważaj, jeśli korzystasz z tego komunikatora
Cztery osoby ranne w strzelaninie w pobliżu Bruksela-Midi
Polska: Nowe zasady prawa jazdy dla wszystkich kierowców. Sprawdź, co się zmienia
Temat dnia: Więcej pociągów nocą i w weekendy
Polska: Najpopularniejsze nazwisko w Polsce. I nie jest to Kowalski
Słowo dnia: Straat
Bruksela: 46 aresztowań w wielkiej operacji antynarkotykowej
Belgia: Policjanci zażywali kokainę na służbie?!
Polska: Dochody w dół, wiek w górę. Mniej osób skorzysta z bonu senioralnego
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Powrót prac domowych. Tak ma wyglądać zmiana w szkole

Eksperci pracujący dla MEN mówią, jak według nich mają wyglądać prace domowe. Bo wydaje się już przesądzone, że wrócą, ale w zupełnie nowej formie. Nauczyciele muszą się przygotować na więcej pracy.

– Nie miało to większego sensu. Widzę to po córce, która znacznie opuściła się w nauce. Sami musimy z nią pracować, a przecież nie mamy odpowiedniego przygotowania do nauczania. Ma dużo wolnego czasu, który po prostu marnuje – narzeka pan Michał, ojciec 12-latki.

I na myśli brak prac domowych.

Żeby uczniowie mieli więcej czasu na utrwalanie wiedzy i odpoczynek

– Uroczyście ogłaszam: od kwietnia nowe zasady prac domowych. W klasach od 1 do 3 żadnych prac domowych. No, chyba że czasami jakiś wierszyk. Od 4 do 8 klasy prace domowe tylko dla chętnych i bez oceniania – powiedział w styczniu 2024 roku premier Donald Tusk.

Zapowiadana zmiana weszła w życie trzy miesiące później.

– Dzięki temu rozwiązaniu uczniowie będą mieli więcej czasu na utrwalanie wiedzy, przygotowanie się do sprawdzianów, czytanie książek, a także, co bardzo ważne, realizowanie swoich pasji i odpoczynek – tłumaczyła Barbara Nowacka, ministra edukacji.

I tak w polskiej szkole prace domowe zostały (z pewnymi wyjątkami) zakazane. Choć potem, gdy na tę zmianę głośno zaczęli narzekać rodzice i nauczyciele, MEN tłumaczył, że nie był to całkowity zakaz, ale sugestia, żeby zadania do wykonania po szkole ograniczyć. Można zadawać do domu, ale ich wykonanie jest nieobowiązkowe i nie na ocenę.

U dzieci mocno spadła motywacja do pracy własnej

W czerwcu MEN zlecił przeprowadzenie ankiet w szkołach, w której udział wzięło 6 tys. nauczycieli i ponad 2 tys. dyrektorów szkół podstawowych. Na jaw wyszło, jak opisał „Newsweek”, że w klasach I−III co czwarty nauczyciel zrezygnował z zadawania prac domowych. Co piąty zdaje do domu, a 20 proc. nadal stawia za ich wykonanie oceny. 

W starszych klasach podstawówki większość nauczycieli nie zdaje, cześć mocno ograniczyła zakres prac, a większość (80 proc.) nie stawia ocen.

Ankietowani ocenili, że u dzieci mocno spadła motywacja do pracy własnej. Pedagodzy także nie wiedzą, jak skutecznie monitorować postępy w nauce i dlatego muszą robić więcej sprawdzianów i kartkówek.

Powrót prac domowych. Na razie nic nie wiadomo

Od dłuższego czasu resort mówi o powrocie prac domowych. Nie przyznaje się do błędu i od razu zastrzega, że to nie będzie przywrócenie poprzednich zasad. Finalna decyzja jeszcze nie zapadła.

Tak samo jak nie wiadomo do końca, jak nowe prace domowe mają wyglądać. 

Tym bardziej że wśród ekspertów pracujących na zlecenie MEN nie ma zgodności. Tymczasem „Gazeta Wyborcza” opisuje pomysły, jakie mogą zostać wpisane do ministerialnego rozporządzenia. Nie jest pewne, czy wszystkie zostaną umieszczone w dokumencie.

Praca domowa nie będzie mogła zająć więcej niż godzinę

„To, co udało nam się ustalić na pewno, to że zdania domowe nie będą oceniane oceną cyfrową, tylko w formie opisowej. Wciąż będą nieobowiązkowe” – dziennik cytuje jednego z ekspertów.

Oznacza to więcej pracy dla nauczyciela, który nie będzie stawiał 3 czy 5, ale będzie musiał poświęcić więcej czasu na zrecenzowanie pracy ucznia.

„Przede wszystkim prace domowe nie mogą służyć przerabianiu przez uczniów materiału, którego nauczyciel nie zdążył omówić na lekcjach. Nauczyciel ma tak skonstruować polecenie, by ograniczyć pomoc rodziców lub sztucznej inteligencji. I powinien uwzględnić nie tylko poziom umiejętności ucznia, ale też jego zainteresowania. Zadanie domowe ma też „dawać satysfakcję z osiąganych efektów oraz wzmacniać motywację wewnętrzną” – to jeden ze zgłoszonych pomysłów.

W klasach I-III mogą być zadawane do domu, podobnie jak teraz, krótkie ćwiczenia usprawniające motorykę.

W starszych klasach nauczyciel będzie musiał tak skonstruować zadanie, żeby jego wykonanie zajęło nie więcej niż godzinę.

„To będzie wymagać od szkół wypracowania własnych zasad: limitów prac domowych na dany tydzień, koordynowania terminów ich zadawania przez nauczycieli oraz sposobu udzielania informacji zwrotnej. A ta powinna wskazywać m.in. na mocne strony oraz obszary, które wymagają poprawy, oraz zaproponowanie sposobów dalszego uczenia się” – czytamy.


01.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sp)

Polska: Szkodliwa atmosfera w ZUS-ie. Urzędniczki miały podtruwać koleżankę

Współpracownice miały dosypywać jej czegoś do wody. Sprawę podtruwania urzędniczki ZUS-u bada prokuratura. Kobieta zaczęła coś podejrzewać, gdy się zorientowała, że czuje się lepiej, gdy nie chodzi do pracy.

– Śledztwo w tej sprawie jest na wstępnym etapie. Postępowanie w tej sprawie toczy się w kierunku artykułu 160 § 1 Kodeksu karnego, czyli narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu osoby pokrzywdzonej – powiedziała Radiu Lublin prokurator Agnieszka Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

I dodała: – Została już przesłuchana osoba pokrzywdzona, natomiast w tej chwili gromadzimy inne dowody, które pozwolą nam na zakończenie tego postępowania.

Dyktafon w pokoju

Ten skandal jako pierwsza opisała „Gazeta Wyborcza”. W czerwcu powstał konflikt między pracownicami lubelskiego ZUS-u. Po prostu jedna z urzędniczek nie spodobała się współpracowniczkom z pokoju. Z czasem jej stan zaczął się pogarszać. Czuła się źle. Bolała ją głowa, ale objawy przechodziły, gdy miała kilka dni wolnych i nie przychodziła do pracy.

Kobieta zaczęła podejrzewać, że może być podtruwana. Kobieta na początku września zawiadomiła prokuraturę.

– Potwierdzam, że zabezpieczyliśmy do badań substancję z pokoju pań – informuje prokurator Kępka. A ma chodzić o „cukier”, w którym wykryto substancje chemiczne.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że poszkodowana pracownica, aby zdobyć dowody, zaczęła zostawiać dyktafon w pokoju, gdy z niego wychodziła.

– Wtedy urządzenie zarejestrowało rozmowę współpracownic sugerującą, że właśnie dosypują jej coś do wody – podaje lublin112.pl. I dodaje, że mógł to być środek przeczyszczający.

Postępowanie dyscyplinarne

O sprawie wie kierownictwo ZUS-u i jak informuje Małgorzata Korba, rzeczniczka lubelskiego oddziału, ruszyła wewnętrzna kontrola, która wykazała, że zawiadomienie jest zasadne.

– Dlatego wobec kobiet, które działały na szkodę pokrzywdzonej, dyrektor oddziału rozpoczął postępowanie dyscyplinarne. Mogę już powiedzieć o zwolnieniu dyscyplinarnym trzech pracownic. Czwarta, która przechodzi na emeryturę, też będzie miała rozwiązaną umowę o pracę. W oddziale jesteśmy wstrząśnięci, że doszło do takiego zdarzenia i wspieramy naszą pokrzywdzoną koleżankę – mówi Korba.

Podtruwanie w pracy

Podobna sprawa ujrzała światło dzienne w marcu tego roku. Wówczas policja poinformowała o wydarzeniach z Warszawy, gdzie w biurze Programu Trzeciego Polskiego Radia sprzątaczki (pracowały dla firmy zewnętrznej) dolewały do napojów współpracownicy środek chemiczny.

Kobieta zostawiła w pokoju kamerę, która wszystko zarejestrowała. Z tymi dowodami poszła na policję.


01.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. ZUS

(sp)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Gigantyczna pensja nie przyciąga lekarzy. Kryzys dławi SOR-y

W SOR-ach dramatycznie brakuje lekarzy. Nawet ponad 100 tys. zł pensji nikogo nie skusiło. Dlaczego? Bo zdaniem ekspertów nie o pieniądze tu idzie.

Jedną z ofiar tego kryzysu jest Szpitalny Oddział Ratunkowy w Bielsku-Białej. 108 tys. zł pensji miesięcznie, które zaproponował lekarzom – jak podaje Medonet – nie stało się magnesem, który przyciągnąłby medyków do pracy w SOR. 

Głos ekspertów nie pozostawia złudzeń: nie o pieniądze tu chodzi. Kluczowym problemem jest przeciążenie związane z liczbą pacjentów. 

Wysokie zarobki to nie wszystko. Ludzie nie dają rady

Naczelna Izba Lekarska podkreśla, że inwestycje w wynagrodzenia pracowników medycyny ratunkowej nie rozwiązują podstawowych trudności związanych z funkcjonowaniem SOR-ów. Jakub Kosikowski, rzecznik Izby, na platformie X zwrócił uwagę na problemy systemowe. 

„Na 144 wolne miejsca na medycynę ratunkową zrekrutowało się 22 lekarzy, mimo takich kokosów. (...) Liczba pacjentów jest nie do ogarnięcia, warunki pracy po prostu nieakceptowalne” – napisał.

Prof. Klaudiusz Nadolny, wybitny ekspert w dziedzinie ratownictwa medycznego, w rozmowie z Medonetem potwierdza ten stan rzeczy. W Polsce działa obecnie 250 SOR-ów, które w ciągu roku przyjęły ponad 4 mln pacjentów. 

– Ogromne obciążenie, które spada na personel medyczny, jest na granicy możliwości – liczba pacjentów jest po prostu przytłaczająca – podkreśla prof. Nadolny.

I przypomina, że zadaniem oddziałów ratunkowych nie jest prowadzenie długofalowej diagnostyki czy leczenia, ale szybkie udzielenie pomocy i skierowanie pacjenta dalej.

Coraz więcej pacjentów, coraz mniej lekarzy

Po pandemicznym spowolnieniu wielu SOR-ów liczby znów poszybowały. W latach COVID-19 oddziały ratunkowe przyjmowały około 3 mln osób rocznie. Teraz liczba ta wzrosła do ponad 4 mln. 

Tymczasem w Państwowym Ratownictwie Medycznym – według danych NFZ – pracuje zaledwie 314 lekarzy, co w zestawieniu z krajowym zapotrzebowaniem na personel medyczny budzi poważne obawy. W ciągu ostatnich lat liczba specjalistów medycyny ratunkowej systematycznie spada.

– Atmosfera pracy na SOR-ach jest trudna, m.in. przez roszczeniowych pacjentów oraz przytłaczającą liczbę osób zgłaszających się z niepilnymi przypadkami – wyjaśnia Medonetowi prof. Nadolny. 

System triage (segregacja medyczna) pomaga pogrupować pacjentów według pilności interwencji, ale problemem pozostają osoby, które teoretycznie nie powinny w ogóle trafiać na SOR. Jak zaznacza ekspert, tylko około 20 proc. pacjentów trafia tam uzasadnioną drogą – dzięki zespołom ratownictwa medycznego. Pozostałe 80 proc. to osoby zgłaszające się „z ulicy”, często z problemami zdrowotnymi, które mogłyby zostać rozwiązane w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej. 

Wysokie wynagrodzenie nie rozwiązuje problemów

NFZ alarmuje, że rosnąca liczba pacjentów, spadek kadry medycznej i przeciążenie systemu udzielania pomocy doprowadziły do sytuacji kryzysowej. 

– W dużych miastach liczba pacjentów przekracza setkę dziennie, co generuje ogromne problemy organizacyjne. Szpitale z największymi oddziałami ratunkowymi starają się balansować sytuację, ale przy tak dużym obciążeniu jest to niemal niemożliwe – przyznaje prof. Nadolny. 

Lekarze pracujący w SOR-ach mierzą się nie tylko z fizycznym, ale też psychicznym obciążeniem. 

– Atmosfera jest trudna dla wszystkich: lekarzy medycyny ratunkowej, pielęgniarek, ratowników medycznych. W dużych SOR-ach, głównie w szpitalach wojewódzkich, skalę problemu widać jak na dłoni – dodaje ekspert.

Prof. Nadolny podkreśla, że braki kadrowe utrudniają funkcjonowanie całego systemu. 

– Chętnych do pracy jest niewielu, a specjalistów medycyny ratunkowej mamy w Polsce zdecydowanie za mało. Wysokie stawki wynagrodzenia nie zniwelują problemów wynikających z niewydolności systemu.


01.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sp)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Terminale, jakich nie było. Zrobisz zakupy jak przez internet

To będzie przewrót w sklepowych terminalach. Za zakupy nie będziemy musieli płacić od razu, ale później. To oferta dla sklepów polujących na klientów.

W ten sposób płatność znana dotychczas z zakupów w internecie zostanie przeniesiony do świata rzeczywistego. Tę przełomową funkcjonalność – jak podaje Radio Zet – wprowadziły Comfino oraz Polskie ePłatności (PeP).

„To nowość na polskim rynku, pozwalająca klientom korzystać z wygody płatności BNPL („Buy Now, Pay Later”) przy tradycyjnej kasie” – czytamy.

Jak działa taki terminal?

Wystarczy kilka kliknięć, żeby sprzedawca uruchamił płatność ratalną lub odroczoną. W aplikacji terminalowej wybiera odpowiednią opcję i wprowadza kwotę transakcji. Klient dostaje kod QR do zeskanowania lub sms z linkiem. Na swoim urządzeniu podaje niezbędne dane i jest weryfikowany.

Jeśli instytucja finansująca wyda pozytywną opinię, sprzedawca kończy realizację zakupu. Proces trawa kilka minut i – co ważne – nie zakłóca obsługi kolejnych klientów.

Ta możliwość zapewni klientom wygodę znaną głównie z zakupów online.

Propozycja dla sklepów małych i dużych

– Naszą ofertę kierujemy do każdego, kto chce zwiększyć sprzedaż, podnieść średnią wartość koszyka i budować lojalność klientów. To rozwiązanie równie dobrze sprawdzi się w dużych sieciach handlowych, jak i lokalnych sklepach czy punktach usługowych – wszędzie tam, gdzie wartość transakcji może uzasadniać rozłożenie jej w czasie: od sklepów i serwisów motoryzacyjnych czy sprzętu sportowego, przez RTV/AGD i meblowe, po salony kosmetyczne i jubilerskie – Radio Zet cytuje Miłosza Mickiewicza, dyrektora ds. sprzedaży i rozwoju biznesu w Grupie Comperia.pl SA.


01.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sw)

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed