Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Koniec pewnej epoki w Lotto. Ludzie wylecą na bruk, zastąpią ich automaty
Flandria: Pierwszy pacjent otrzymał regulowany implant strun głosowych
Polska: Państwo zarabia na foliowych reklamówkach. Do budżetu wpłynęły ogromne pieniądze
Temat dnia: Skąd pochodzą pracownicy transgraniczni w Belgii?
Polska: Kolejarze będą protestować. Pociągi staną? [LISTA MANIFESTACJI]
Słowo dnia: Familiebedrijf
Belgia, Jette: Para z dzieckiem w szpitalu po zatruciu dymem
Niemcy, Düsseldorf: Podejrzany zbiegł z sądu. Trwają poszukiwania
Polska: Poparzenia i wstrząs. Są wsie, które całkowicie opanował barszcz sosnowskiego
Belgia: Zaatakował sąsiada nożem do chleba!
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Zmiany w liczeniu stażu pracy. "Nawet nie widziałam, że jestem poza systemem"

Staż pracy to element, od którego zależą m.in. urlop i emerytura. Niebawem przepisy z nim związane zmienią się na korzyść pracowników. Kto na tym zyska? na przykład osoby pracujące na własny rachunek.

Pani Karolina, 40-latka, która od pięciu lat prowadzi własną firmę. - To jednoosobowa działalność gospodarcza. Wcześniej pracowałam na etatach w prywatnych firmach. W końcu postanowiłam pójść na własne - opowiada. Ale też przyznaje, że coraz częściej myśli o zamknięciu biznesu i zatrudnieniu się u kogoś. - Interesy nie idą ostatnio dobrze. Poza tym to praca niemal przez całą dobę. Pomyślałam, że może dobrze byłoby wrócić na etat - przyznaje kobieta.

Ona i wiele osób w takiej sytuacji są na gorszej pozycji jeśli chodzi o prawa pracownicze czy emerytalne. Chodzi o fakt, że samozatrudnienie nie jest wliczane do ogólnego stażu pracy. To oznacza, że jeżeli pani Karolina zatrudni się u kogoś będzie traktowana jak osoba z małym doświadczeniem zawodowym, a to ma wpływ na np. wymiar urlopu.  - Dopóki o problemie nie zaczęło być głośno w mediach, to nie miałam o tym pojęcia. Nie wiedziałam, że jestem poza systemem - mówi pani Karolina.

Dlatego właśnie zgodnie z propozycją Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej od 1 stycznia 2026 roku okresy pracy na podstawie umowy cywilnoprawnej, a także prowadzenia jednoosobowej działalności gospodarczej, będą wliczane do ogólnego stażu pracy.

Prawo równe wobec wszystkich

Nowelizacja powinna wyrównać szanse pracowników w dostępie do uprawnień powiązanych ze stażem pracy, takich jak prawo do dłuższego urlopu wypoczynkowego czy awansu na stanowiska wymagające określonego doświadczenia zawodowego. 

Obecnie osoby zatrudnione tylko na umowach cywilnoprawnych lub prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą mają formalnie krótszy staż. Po zmianach, na przykład pracownik, który łącznie przepracował 7 lat, z czego 4 lata na umowie zlecenie, będzie mógł liczyć całe 7 lat wliczane do stażu.

To będzie wliczane do stażu pracy

Projekt precyzuje, jakie dokładnie okresy będą wliczane do stażu pracy. Obejmują one:

okresy prowadzenia pozarolniczej działalności gospodarczej,
współpracę z osobą prowadzącą działalność gospodarczą,
czas zawieszenia działalności gospodarczej w celu opieki nad dzieckiem,
wykonywanie umów zlecenia, umów o świadczenie usług lub agencyjnych oraz czas jako osoba współpracująca,
członkostwo w rolniczej spółdzielni produkcyjnej i spółdzielni kółek rolniczych,
udokumentowane okresy pracy zarobkowej za granicą.

Wszystkie te okresy będą musiały być odpowiednio potwierdzone. Zaświadczenia będą wydawane przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, a w przypadku okresów niezgłoszonych do ZUS lub pracy za granicą – na podstawie innych dokumentów i dowodów zgodnie z zasadami ogólnymi.

Prawo zadziała wstecz

Nowe przepisy mają obowiązywać już od 2026 roku i – co bardzo ważne – zmiany będą działały wstecz. 

Oznacza to, że pracownicy będą mogli uwzględnić w stażu okresy pracy na umowach cywilnoprawnych lub okresy prowadzenia działalności gospodarczej, nawet jeśli miały one miejsce wiele lat temu.


16.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sl)

Polska: Będzie trzeba zapłacić, ale szef pozna prawdziwe wykształcenie pracownika

Ministerstwo Nauki chce umożliwić pracodawcom potwierdzanie autentyczności dyplomów ukończenia studiów przez pracowników. I to nie tylko tych najnowszych dokumentów, bo będzie można sprawdzić sytuację sprzed kilku dekad.

Uczelnie wyższe będą miały obowiązek na wniosek pracodawcy udzielać informacji dotyczących danych zawartych w dyplomie. Dzięki temu nie będzie wątpliwości, czy dokument przedstawiony przez kandydata do pracy lub pracownika jest prawdziwy.

Pracodawca spyta, uczelnia odpowie

Uczelnia udzieli informacji na podstawie wniosku złożonego przez pracodawcę, który wykaże interes prawny oraz uzasadnione wątpliwości co do autentyczności dokumentu. 

Pracodawca będzie musiał wskazać dane identyfikujące posiadacza dyplomu – imię i nazwisko oraz numer dyplomu – a także własne dane identyfikacyjne. Uczelnia sprawdzi następnie, czy dyplom został rzeczywiście wydany, oraz potwierdzi – bądź nie – informacje w nim zawarte.

Za udzielenie informacji trzeba zapłacić

W przypadku dokumentów objętych zabezpieczeniami przed fałszerstwem wniosek będzie składany dopiero po wcześniejszym ich sprawdzeniu, zgodnie z ustawą.

Za udzielenie informacji uczelnia pobierze opłatę w wysokości 1 proc. minimalnego wynagrodzenia obowiązującego w dniu złożenia wniosku.

Sprawdzą twoje dyplomy nawet sprzed pół wieku

Nowelizacja ma umożliwić weryfikację dyplomów wydawanych nawet 50 lat wstecz. Biorąc pod uwagę, że średnio co roku w Polsce wydawanych jest około 300 tys. dyplomów ukończenia studiów, skala potencjalnych weryfikacji będzie znaczna. 

Uczelnie odpowiedzialne za realizację tego obowiązku muszą więc przygotować odpowiednie procedury, przeszkolić pracowników i wyposażyć infrastrukturę. Projektodawcy mają świadomość, że oznacza to realne obciążenie administracyjne, ale jednocześnie są przekonani o rekompensujących je korzyściach dla rynku pracy i uczciwości rekrutacji.

Nowela ma wejść w życie 1 stycznia 2026 roku.


16.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sl)

Polska: Obowiązkowy kask zniechęci do jazdy na rowerze. Tak mówią rowerzyści

Dzieci i młodzież na rowerach i hulajnogach elektrycznych mają obowiązkowo mieć kaski na głowach. Lekarze o ten przepis walczyli od dawna. I okazuje się, że wiele osób uważa to za głupotę. I choć trudno w to uwierzyć, przeciwko nowemu nakazowi są sami rowerzyści.

- W ciągu pierwszych pięciu miesięcy tego roku odnotowano 223 wypadki z udziałem hulajnóg elektrycznych. To wzrost: o 121 wypadków i 136 rannych więcej w porównaniu do analogicznego okresu roku ubiegłego – przedstawiała dane policja, włączając się w dyskusję nad wprowadzeniem nowych przepisów.  Już od pewnego czasu było wiadomo, że prawo się zmieni. Ministerstwo Infrastruktury było coraz bliżej zdecydowania, aby niepełnoletni rowerzyści i jeżdżący na hulajnogach musieli mieć ochronę głowy.

Do lat 16

- Jednogłośne przegłosowanie uchwały w sprawie przyjęcia rekomendacji dotyczących wprowadzenia obowiązku używania przez dzieci i młodzież do lat 16 kasku ochronnego podczas jazdy rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego. Uchwała zobowiązuje do rozpoczęcia prac w celu nowelizacji ustawy „Prawo o ruchu drogowym” - ogłasza minister infrastruktury Dariusz Klimczak po posiedzeniu Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego.

I wylicza: - Dane za pierwsze półrocze 2025 roku są zatrważające. W porównaniu do danych z tego samego okresu 2024 roku liczba wypadków z udziałem hulajnóg wzrosła o prawie 85 proc., a liczba osób rannych zwiększyła się o ponad 95 proc.

Ocenia także, że noszenie kasku podczas jazdy na hulajnodze elektrycznej może zmniejszyć ryzyko urazów głowy nawet o 44 proc. Trudno z tym pomysłem dyskutować. Zwłaszcza jak posłucha się lekarzy, którzy od dawna apelowali, aby kazać nosić kaski.

Wielu przeciwników

Tymczasem okazuje się, że pomysł ma wielu przeciwników. Niektórzy decyzję nazywają populistyczną. Inni używają kolejnych argumentów. W tym takich, że wypadków będzie jeszcze więcej.

„Kaski to głupota. W Holandii jeżdżą w nich tylko kolarze, a niebezpiecznych wypadków rowerowych jest bardzo mało, mimo że na rowerach jeździ mnóstwo ludzi, zwłaszcza uczniów. Nawet małe dzieci śmigają rowerami po ulicach bez kasków” - komentuje ktoś post ministra i podejrzewa, że nowe przepisy, aby „paru kolegów” na tym zarobiło.

Są też głosy, że wypadków przybędzie, bo kierowcy zaczną jeździć agresywniej koło rowerzystów, widząc że ci mają kaski. Kolejni krytycy pomysłu mówią, że obowiązek zakładania kasku wiele osób zniechęci do jeżdżenia na rowerze. I można takie głosy pominąć, gdyby nie to, że oficjalnie wygłaszają je profesjonalne organizacje.

Zniechęci do roweru

- Możliwy spadek ruchu rowerowego o co najmniej 30 proc. - Federacja Rowerowa zwiastuje skutki wprowadzenia nakazu.  Przyznaje jednocześnie, że rośnie liczba wypadków dzieci na hulajnogach elektrycznych. - Dlatego rekomendujemy podniesienie do 14 lat wieku, od którego można korzystać z hulajnóg elektrycznych i UTO – radzi i podsumowuje: - Problemy z bezpieczeństwem związane z użytkowaniem przez dzieci hulajnóg elektrycznych nie powinny prowadzić do nakładania obowiązków na użytkowników znacznie bezpieczniejszych pojazdów, jakimi są rowery.

Ważny jest też aspekt finansowy. Bo jeżeli kask kosztuje 100 zł i trzeba go wymieniać co trzy lata (bo dziecko rośnie), to do ukończenia 14 lat dziecko powinno mieć trzy kaski.

- Przy założeniu, że kaski zostaną kupione dla połowy polskich dzieci, koszty zakupu obowiązkowych kasków dla polskich rodzin wyniosą ok. 705 mln zł – podaje FR i analizuje, że w Australii i Nowej Zelandii po wprowadzeniu obowiązku liczba rowerzystów spadła nawet o ponad 40 procent.


16.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sl)

Polska: System kaucyjny nie wypali? Straszą powrotem butelek bezzwrotnych

Producenci napojów mogą się przedstawić na szklane butelki bezzwrotne – alarmują przeciwnicy rozwiązań, które mają wejść w życie już jesienią. Jeżeli te obawy się sprawdzą, system kaucyjny może okazać się porażką.

Przygotowania trwały wręcz latami i są na ostatniej prostej. W październiku w Polsce ma już funkcjonować system kaucyjny. Polega to na tym, że każdy sklep mający powyżej 200 mkw. (w przypadku mniejszych nie ma obowiązku) musi przyjmować opakowania zwrotne. To szklane i plastikowe butelki oraz puszki po napojach. Za każde takie opakowanie klient otrzyma zwrot kaucji lub odpowiedniej wartości kupon na kolejne zakupy. Stawki są sztywne.

Plastikowe butelki jednorazowego użytku do 3 litrów – kaucja: 50 groszy
Metalowe puszki do 1 litra – kaucja: 50 groszy
Szklane butelki wielokrotnego użytku do 1,5 litra – kaucja: 1 złoty

Trzeba pamiętać, że kaucja zostanie doliczona do zakupu napoju. A także, że opakowania można oddać bez paragonu w dowolnym sklepie objętym systemem.

Nadal walczą

Od początku sklepy i producenci napojów mówili, że system nie jest dopracowany i udawało im się przesunąć jego start. I nadal walczą o zmiany, bo uważają, że ta rewolucja nie się nie uda. 

Mówią np. nie rozwiązuje to problemu tzw. małpek – małych, szklanych butelek po alkoholu, którego dziennie w Polsce sprzedaje się 1,3 mln sztuk. - Szczególnie dla koneserów mocniejszych trunków perspektywa odzyskania kaucji byłaby sporą zachętą do odniesienia zużytych opakowań. Nie brakowałoby pewnie również osób, które sprzątałyby różne miejsca, aby wymienić butelki na pieniądze. Wydaje się, że kaucja powinna być w pierwszej kolejności pobierana od produktów, które są najczęściej wyrzucane w niedozwolonych miejscach – prawo.pl czytuje Krzysztofa Kwarciaka, prezesa Fundacji „Można Lepiej!’”.

To jedna z organizacji, która krytykuje przygotowany przez Ministerstwo Klimatu system. Inni – w tym sklepy – chcą przesunięcia startu obowiązku odbierania opakowań. Tłumaczą, że nie jesteśmy jeszcze w pełni przygotowani a jeżeli ktoś nie zdąży, to musi się liczyć z karą wynoszącą nawet 500 tys. zł.

Wrócą jednorazowe?

Gorzej będzie jeżeli spełnią się najnowsze przewidywania. - Jesteśmy na drodze do zabicia butelki szklanej wielokrotnego użytku - mówiła podczas posiedzenia sejmowej podkomisji stałej ds. monitorowania gospodarki odpadami Iwona Jacaszek-Pruś z Kompanii Piwowarskiej.

Chodzi o koszty, które spadną na sklepy i producentów napojów za sprawą np. wdrożenia systemów cyfrowych.

- Ze względu na to produkt w opakowaniu bezzwrotnym będzie tańszy niż w zwrotnym, a dodatkowo klient nie będzie musiał się kłopotać przynoszeniem butelki do sklepu - tłumaczy portal a Jacaszek-Pruś ostrzega: - Staniemy się niekonkurencyjni. Efekt ekologiczny będzie odwrotny od zamierzonego.

Podobnie uważa dr Dariusz Lizak, prezes Krajowej Izby Gospodarczej Przemysł Rozlewniczy, że system kaucyjny podniesie koszty produkcji nawet o kilkaset procent.


15.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sl)

Subscribe to this RSS feed