Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Walka o godne zarobki pisarzy: Czy literatura w Belgii czeka na zmiany?
Polska: Czterodniowy tydzień pracy. Nie wiadomo, czy firmy w to wejdą
Belgia, Woluwe-Saint-Lambert: Senior zatruł się tlenkiem węgla
Belgia: Policja poszukuje świadków strzelaniny w Anderlechcie
Polska: 18-latek poszedł popływać i utonął. Zaczął się tragiczny sezon na wodzie
Belgia: Tragiczne skutki kłótni w Turnhout, dwóch zabitych
Polska: Wybory 20205. Jak głosować poza miejscem zamieszkania? Nie trzeba iść do urzędu [WIDEO]
Temat dnia: Ukończone studia gwarancją pracy? „Wielka różnica”
Polska: Siekiera i młotek. Fotoradar działał tylko dobę, bo ktoś go bardzo nie lubi [WIDEO]
Słowo dnia: Armoede
Redakcja

Redakcja

Badaczka e-uzależnień: Obniżanie wieku korzystania z urządzeń mobilnych przez najmłodsze dzieci może niepokoić

Już co drugie dziecko w wieku od 0 do 6 lat używa urządzeń mobilnych. Średnio korzystanie z telefonu czy smartfona rozpoczynają dwulatki. „Wiek inicjacji z roku na rok się obniża. To jest trend niepokojący” - przyznaje dr Magdalena Rowicka, psycholog, autorka badań „Brzdąc w sieci!”.

Zespół badaczy pod kierunkiem dr Magdaleny Rowickiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie zbadał, jak wygląda korzystanie najmłodszych dzieci z urządzeń mobilnych, takich jak telefon, smartfon, czy laptop. Celem projektu było poszukiwanie odpowiedzi na pytania: Jaki procent dzieci w wieku 0-6 lat korzysta z urządzeń mobilnych? Co dzieci robią w sieci? Dlaczego rodzice dają dzieciom urządzenia mobilne? Czy i jakie potencjalne zagrożenia związane z korzystaniem z urządzeń mobilnych dostrzegają rodzice?

Badanie wykazało, że nieco ponad połowa dzieci w wieku od 0 do 6 lat (54 proc.) korzysta z urządzeń mobilnych takich jak smartfon, tablet, smartwatch czy laptop. Wiek dziecka jest skorelowany z korzystaniem z urządzeń mobilnych – im starsze dzieci, tym więcej z nich korzysta z urządzeń mobilnych: dzieje się tak w przypadku trojga na czworo dzieci w wieku od 48 do 72 miesięcy.

Najwięcej, bo aż 75 proc. rodziców dzieci w wieku 5-6 lat przyznaje, że pozwala dzieciom na korzystanie z urządzeń mobilnych. W przypadku 3 i 4 latków jest to więcej niż połowa dzieci. Już co trzeci dwulatek używa urządzeń mobilnych i co dziesiąte dziecko do pierwszego roku życia (12 proc.). „Za dużo najmłodszych dzieci używa urządzeń mobilnych, a bardzo duży odsetek, bo aż 75 proc. z tych, którzy korzystają ma bez żadnej kontroli dostęp do Internetu” - zauważa Magdalena Rowicka, autorka badań.

Dzieci zbyt wcześnie zaczynają korzystanie z urządzeń mobilnych – średnio w wieku dwóch lat i dwóch miesięcy. „Zastanawiać i niepokoić może fakt, że im młodsze dziecko jest na chwilę obecną, tym wcześniej w swoim życiu zaczęło używać telefonów i tabletów, czyli obecne cztero-, pięcio- i sześciolatki zaczęły w wieku trzech lat, ale obecne trzylatki zaczęły w wieku dwóch lat, a obecne dwulatki zaczęły chwilę po skończeniu pierwszego roku życia” – wymienia dr Rowicka.

Wiek inicjacji korzystania z urządzeń mobilnych z roku na rok się więc obniża. „I to jest trend niepokojący. Na pewno jako psychologowie powinniśmy bić na alarm, że chyba nie tędy droga" - ocenia badaczka, która zajmuje się uzależnieniami behawioralnymi, w tym e-uzależnieniami, a także profilaktyką.

Ponad godzina dziennie w sieci

Jeśli chodzi o czas korzystania dzieci z mediów to średnio spędzają na urządzeniach mobilnych godzinę 15 minut w dni powszednie, godzinę 20 minut w weekendy i godzinę 32 minuty w innych sytuacjach np. choroby.

Większość dzieci (88 proc.) korzysta wyłącznie z treści adresowanych do dzieci (filmy, bajki, gry, kolorowanki itp.). Niemal troje na czworo dzieci w wieku od 0 do 6 lat korzysta z urządzeń mobilnych podczas podróży samochodem (lub innym środkiem transportu), co drugie – podczas posiłków, a co dziewiąte – podczas toalety.

Dzieci do pierwszego roku życia korzystają z mediów godzinę dziennie, dwulatki – 39 minut, trzylatki – godzinę, czterolatki godzinę 10 minut, pięciolatki – godzinę 17 minut, a sześciolatki – półtorej godziny. „Zastanówmy się, czy już dzieciom w wieku 12 miesięcy to jest niezbędne i czy nic takiemu dziecku tego nie zastąpi” - komentuje dr Rowicka.

Rodzice zdają sobie sprawę z tego, że ich dzieci, zwłaszcza w tej starszej grupie wiekowej są sprytne, bo oglądają i sięgają po urządzenia mobilne także po czasie, który rodzice kontrolują.

Wśród pomysłów na kontrolowanie czasu dzieci na urządzeniach mobilnych, rodzice podawali zastosowanie blokady palcem, pozwolenie, aby przez godzinę dziecko miało telefon połączony z Internetem, a później już bez Internetu, instalowanie aplikacji rodzicielskich.

Większość dzieci (75 proc.) korzysta z urządzeń, które mają dostęp do Internetu, a zaledwie 5 proc. z urządzeń, które są offline. „Dawanie Internetu bez kontroli nie jest zależne od wieku” - podkreśla dr Rowicka. 82 proc. dzieci w najmłodszej grupie wiekowej (do 1 roku życia) korzysta z urządzeń, które są online. „Są to oczywiście urządzenia rodziców, rodzice nie wprowadzają w związku z tym żadnych zabezpieczeń” - wynika z badań.

Zdaniem ekspertki, za dużo dzieci korzysta z urządzeń, które są online. „To niekontrolowanie może się, niestety, odbić czkawką, bo wtedy pewne nieadekwatne emocjonalnie treści mogą się wedrzeć” - uważa Rowicka. Zdaniem ekspertki, jeśli już coś udostępniamy najmłodszym dzieciom w Internecie, dobrze, aby było to pod kontrolą, bo na przykład jeśli puszczamy bajkę z sieci, to kolejna bajka może być np. „trolowana”, czyli nieodpowiednie treści mogą pod taką bajkę być podszyte.

Co piąte dziecko (20 proc.) posiada własne urządzenie mobilne. „Jeśli już dajemy dzieciom własny telefon, to zadbajmy, aby była w nim aplikacja dziecięca” - radzi ekspertka.

Telefon zamiast niani i dla zabicia nudy

Badania pokazały również, że za często rodzice dają urządzenia mobilne dzieciom zwłaszcza kiedy nie mają siły, energii ani pomysłu jak spędzić czas z dziećmi, a wtedy telefon staje się swego rodzaju „nianią”.

Rodzice najczęściej dają dzieciom telefon wówczas, kiedy potrzebują wykonać jakieś inne czynności domowe np. posprzątać, czy ugotować. Telefon jest niemal traktowany jak smoczek. „Mówimy o dzieciach do szóstego roku życia, może warto np. znaleźć jakieś zadanie w ramach sprzątania, czy gotowania, aby takiego trzylatka, czterolatka, pięciolatka, czy sześciolatka zaangażować? Może nie od razu krojenie ostrym nożem, ale np. przebieranie ziemniaków itp.” - mówi dr Rowicka.

Inne sytuacje, w których rodzice dają telefon to, kiedy są zmęczeni i nie mają siły zająć się dzieckiem. „Naprawdę są bezpieczniejsze zabawki niż telefon, ale telefon jest najłatwiejszy, jest dostępny (...)” - podkreśla dr Rowicka.

Nieco ponad 80 proc. rodziców daje dzieciom urządzenia mobilne, kiedy dzieci się nudzą. „To oznacza, że dzieci w wieku 5-6 lat nie mają repertuaru innych czynności, zachowań, które przychodzą im do głowy, jak się nudzą” - uważa dr Rowicka. „Internet jest bardzo łatwo dostępny i jeśli małe dzieci nie są nauczone innych zachowań, to może spowodować, że niczego innego nie będą chciały próbować” - podkreśla badaczka.

„Najmłodsze dzieci chcą telefon, wyciągają rączki do telefonu. Dlaczego? Bo obserwują, że my korzystamy z telefonu, tabletów. Już od najmłodszych lat życia ta obserwacja, że my jesteśmy ciągle nosem w telefonie, że my się uśmiechamy, że my coś mówimy – wchodzimy interakcje i doświadczamy pozytywnych emocji. Dzieci to obserwują i później tego samego chcą” - uważa dr Rowicka.

Trzech na czterech rodziców daje telefon dziecku, kiedy nie ma innego pomysłu co robić z dzieckiem lub podczas podróży autem.

Dwie trzecie rodziców daje dzieciom urządzenia mobilne, gdy dzieci płaczą lub marudzą.

„To jest regulowanie emocji i tak nauczone dziecko w wieku dwóch lat, później, coraz starsze, również jako nastolatek, będzie znało tylko ten sposób poprawienia sobie nastroju. A właśnie te mechanizmy, uciekanie od negatywnych emocji, od tego, że nam się coś nie podoba, że jesteśmy zestresowani, a z drugiej strony oczekiwanie, że w tym telefonie będzie coś ciekawego, to są dwie równoległe ścieżki, które prowadzą do uzależnienia” - uważa badaczka.

Dostaniesz jak zjesz brukselkę!

Okazuje się, że większość rodziców (75 proc.) wykorzystuje Internet i urządzenia mobilne do negocjowania z dziećmi różnych rzeczy i przyznaje, że traktuje dostęp do urządzeń jako karę albo nagrodę. To niemalże sposób wychowywania dzieci przez szantaż i korupcję: jak coś zrobisz dostaniesz telefon, jak czegoś nie zrobisz - nie dostaniesz.

„To jest bardzo duży problem” - przyznaje ekspertka. „Traktowanie gier komputerowych, telefonu, Internetu jak nagrody jest nie najlepszym pomysłem. Odejdźmy od tego” - apeluje naukowczyni.

Jej zdaniem dużo lepszym pomysłem niż dawanie dziecku telefonu z Internetem jako nagrody jest raczej korzystanie z niego wspólnie z dzieckiem. „Nagrodą powinien być czas spędzany z rodzicem, bo jest to ciekawe, bo wchodzimy w interakcje, bo rodzic nam coś pokazuje, a nie sam telefon” - mówi dr Rowicka. Nie jest rekomendowane, aby dziecko używało urządzenia mobilnego samo, bez udziału rodzica.

„Już na etapie dwulatka szantażowanie, albo jak kto woli negocjowanie używania Internetu czy telefonu na zasadzie 'dam Ci jak zjesz brukselkę' itp. jest pierwszym krokiem w kierunku nadużywania, a w konsekwencji nawet uzależnienia” - podkreśla Rowicka.

Prosta droga do uzależnienia

Z badań wynika, że rodzice zauważają zagrożenia związane z używaniem urządzeń mobilnych przez swoje dzieci. Rodzice opowiadali, że „dziecko nie potrafi kontrolować czasu korzystania z urządzeń mobilnych”; „jak mu się zabiera to krzyczy, kopie, uderza rękoma”, „przedkłada korzystanie ponad inne aktywności, to się staje dominujące”. Inne odpowiedzi rodziców to: „wykazuje zachowania niepożądane takie jak agresja, irytacja, histeria przy próbach ograniczenia”.

Niektóre zachowania, wymienione przez rodziców, jak np. utrata kontroli, zachowania „odstawienne” przejawiające się np. w postaci histerii, złości, agresji i poczucie, że czegoś nam brakuje - to jedne z kryteriów stosowanych do diagnozowania uzależnień w ICD 10 czy DSM-5.

Rodzic w paczce z telefonem!

Zdaniem badaczki, warto myśleć o tym, w jaki sposób wprowadzać dzieci w świat technologii.

Rekomendacje WHO, towarzystw pediatrycznych, klinicystów pracujących z dziećmi różnią się między sobą i podają średnio wiek, kiedy to urządzenie można dziecku pokazać od 18 do 36 miesiąca życia. Zaleca się, aby najmłodsze dzieci w ogóle nie miały kontaktu z urządzeniami mobilnymi a nawet ekranowymi.

Telefon czy tablet nie powinien być również dawany dzieciom na uspokojenie. Chodzi o to, żeby nie nauczyć dzieci, że to jest sposób na regulowanie emocji. „Jeżeli już dajemy dziecku urządzenie mobilne to razem ze sobą, telefon i ja: rodzic w paczce z telefonem, a nie zamiast mnie, żeby można było sobie coś porobić, a dzieckiem zajął się telefon” - radzi Rowicka.

Aby dzieci się nie uzależniły od telefonu, należy wspierać ich rozwój w obszarze emocjonalnym i kompetencji społecznych. „To te dwa obszary okazują się być najważniejsze później. Jeśli w tych obszarach są deficyty, to dojdzie do próby kompensowania sobie (...) jeżeli dzieci będą się denerwowały, nie potrafiły sobie z tym poradzić, to jest łatwa ścieżka do uzależnienia” – mówi Rowicka.

Rekomendacje dla rodzica i dzieci przygotowane przez badaczy to między innymi: rejestrowanie, ile razy sprawdzamy dziennie coś w Internecie, ustalanie limitów, także dla siebie, modelowanie zachowań poprzez zmniejszenie używania urządzeń mobilnych (zacznij od 1 h bez telefonu), wprowadzanie zasad ekranowych, organizowanie czasu dla dzieci bez mediów np. wycieczek.

Badanie „Brzdąc w sieci” było prowadzone przez Akademię Pedagogiki Specjalnej (APS) w 2020 r. współfinansowane ze środków FRPH. Badanie realizowano w schemacie mieszanym, na który składała się część jakościowa i ilościowa. W ramach badania jakościowego przeprowadzono 8 wywiadów grupowych (FGI) z rodzicami i 8 wywiadów (FGI) z dziećmi w wieku 5-6 lat. Dla zdywersyfikowania próby badania jakościowe były prowadzane w trzech lokalizacjach (Warszawa, Trójmiasto i Kraków).

W badaniu jakościowym udział wzięło łącznie 48 rodziców i 60 dzieci. Badanie ilościowe zostało przeprowadzone na reprezentatywnej próbie 2000 rodziców dzieci w wieku 0-6 lat.

 


13.07.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: Nauka w Polsce // fot. Shutterstock, Inc.

(cl)

 

Lekarzowi i urzędnikowi. Polacy wręczają coraz więcej łapówek

Polska wspina się w niechlubnym rankingu korupcyjnym. Łapówek wręczamy więcej niż jeszcze kilka lat temu.

Co 10. Polak przyznał, że w ciągu ostatniego roku wręczył łapówkę. Tak wynika z raportu Transparency International, który zajmuje się problemem korupcji w krajach Unii Europejskiej i regularnie przedstawia tego typu zestawienia.

Jak podkreślają eksperci chodzi o płacenie lub dawanie upominków za załatwienie spraw w sferze usług publicznych – w urzędach, policji czy w służbie zdrowia.

Wynik Polski przy unijnej średniej 7 proc. to kiepsko. Zwłaszcza, że gorzej pod tym względem jest już tylko w:
Rumunii – 20 proc. obywateli przyznaje się do korupcji,
Bułgarii – 19 proc.,
Węgrzech – 17 proc.,
Litwie – 17 proc.
Chorwacji – 14 proc.,
Czechach – 11 proc.
Słowacji – 11 proc.

Taki sam wynik jak Polska osiągnęła Belgia, a krajami gdzie to zjawisko występuje najrzadziej są: Szwecja, Finlandia, Dania (1 procent).

„Co mieszkańcy UE próbowali sobie załatwiać za pomocą koperty z pieniędzmi? Przede wszystkim dostęp do ochrony zdrowia, do czego przyznało się 6 proc. respondentów. W dalszej kolejności mamy kombinacje przy oficjalnych dokumentach, korumpowanie służb mundurowych oraz dostęp do edukacji.” - opisuje raport bussinesinsider.

Pocieszający może być fakt, że w 2010 roku do korupcji przyznawało się aż 15 procent Polaków. Ale z drugiej strony 5 lat temu było to tylko 7 procent.

Do tego problemu dochodzi jeszcze „kolesiostwo”, czyli załatwianie spraw po znajomości. 33 proc. obywateli UE przyznaje się, że z tego korzysta. Więcej przypadków jest na południu oraz w centralnej części Europy. W Polsce przyznało się do tego 37 procent zapytanych osób.

12.07.2021 Niedziela.NL // Bron: News4Media // fot, główne iStock, grafika do wykorzystana w tekście: Transparency International

(el)

 

A gdyby tak skrócić tydzień pracy do czterech dni? Islandia udowodniła, że to możliwe

Islandia przez kilka lat badała grupę kilku tysięcy pracowników, których tydzień pracy został skrócony do czterech dni, bez obniżenia wysokości pensji. Efekty eksperymentu były zaskakujące. Okazało się, kluczowa jest organizacja.

Dokładne badanie

W przypadku tego eksperymentu można śmiało mówić o dużej dokładności. Islandczycy postarali się, aby badanie przeprowadzone było na zróżnicowanej grupie osób i rozciągnął się w czasie umożliwiającym zaobserwowanie realnego wpływu na jego uczestników.

Pierwszy jego etap miał miejsce w latach 2014 – 2019. Wówczas zaproszono do udziału mieszkańców Reykjaviku, którzy zawodowo zajmowali się pracą w centrach usługowych i opieką nad dziećmi. W późniejszym czasie dołączyli również przedstawiciele ratusza oraz personel domów opieki.

Drugi etap badania dotyczył lat 2017 – 2019 i obejmował 440 urzędników państwowych z kilku różnych instytucji. Tym razem skrócono dzień pracy – zarówno osobom pracującym w regularnych godzinach, jak i tym, które nie miały stałego grafiku.

Mniej nie znaczy gorzej

Wyniki eksperymentu były zaskakujące. Logika podpowiada, że mniej czasu na wykonanie pewnych zadań może spowodować zaległości. Islandczycy obalili jednak tę teorię i wykazali, że skrócenie czasu pracy okazało się być strzałem w dziesiątkę. Pracownicy, którzy mieli przed sobą perspektywę dodatkowego czasu wolnego, odczuli silną motywację, aby szybciej wykonać powierzone im zadania.

Kwestia organizacji

Firmy, wychodząc naprzeciw potrzebom przedsięwzięcia, dopracowały harmonogramy pracy oraz komunikację pomiędzy jednostkami, aby maksymalnie wykorzystać skrócony czas. To pokazało, że właściwa organizacja jest kluczem do efektywności. Wśród badanych odnotowano wzrost poziomu dobrego samopoczucia. Zredukowano również odsetek pracowników borykających się z wypaleniem zawodowym.

Co na to sami pracownicy?

Pytani o subiektywne odczucia, uczestnicy badania podkreślali, że dzięki skróconemu czasowi pracy mogli skupić się na rozwoju i aktywności fizycznej. Lepsza kondycja organizmu i umysłu, w niektórych przypadkach przełożyła się na poprawienie wyników w pracy. Część badanych wskazała również, że dzięki eksperymentowi odczuwała większą satysfakcję i zadowolenie z wykonywanej pracy.

12.07.2021 Niedziela.BE // Bron: News4Media // fot. iStock

(el)

 

Złodzieje wyjeżdżają z lasu z pełnymi samochodami. I nie chodzi o drewno

Leśnicy mówią o „zorganizowanej grupie”, która samochodem dostawczym wjeżdżała między drzewa i wypełniała skrzynki.

Wykorzystywany jest we florystyce, do ozdabiania kompozycji kwiatowych i coraz modniejsze jest tworzenie z niego zielonych ścian w domach czy restauracjach. Mowa o mchach, które coraz częściej są kradzione z lasów.

Straż Leśna z Nadleśnictwa Józefów (województwo lubelskie) właśnie zastała takich złodziei na gorącym uczynku, a leśnicy przyznają, że to nie pierwszy taki przypadek. Tym razem jednak była to działalność hurtowa.

„Podczas wykonywania obowiązków w terenie, podleśniczy Leśnictwa Rybnica, Krzysztof Malec zatrzymał w środku lasu samochód dostawczy marki Volkswagen zarejestrowany w województwie dolnośląskim. O sprawie zostali natychmiast powiadomieni józefowscy strażnicy leśni.” - informuje Regionalna Dyrekcja Lasów Państwowych w Lublinie i dodaje: „Po ich przyjeździe na miejsce, okazało się, że poza kierowcą i towarzyszącym mu trzem pasażerom, w aucie znajdowało się 150 skrzynek wypełnionych po brzegi świeżo zerwanym leśnym mchem”.

Były to występujące na tym terenie gatunki – bielistka siwa (Leucobryum glaucum) oraz widłoząb miotlasty (Dicranum scoparium) objęte częściową ochroną gatunkową.

Na miejsce została też wezwana policja. Złodzieje utrzymywali, że mech zebrali na terenie prywatnego lasu, ale jak leśnicy się rozejrzeli wokół, widać było że rośliny zostały zebrane kilkaset metrów od miejsca zatrzymania mężczyzn.

„Pokaźne ilości mchu zapakowanego do skrzynek świadczą o tym, że mieliśmy do czynienia ze zorganizowaną grupą zbieraczy, która trudniła się tym procederem w celach zarobkowych. W przeszłości na terenie naszych nadleśnictw mieliśmy już do czynienia z podobnymi, specyficznymi przypadkami szkodnictwa leśnego.” - mówi Inspektor Straży Leśnej w RDLP w Lublinie, Marek Dziaduszyński.

Według przepisów zbieranie mchu jest wykroczeniem, za które grozi kara grzywny. Dodatkowo kierowca volkswagena został ukarany mandatem za nielegalny wjazd do lasu.

„Mchy odgrywają znaczącą rolę w retencjonowaniu wody, zabezpieczaniu gleb leśnych przed erozją i stwarzaniu warunków dla rozwoju wielu organizmów, dlatego nielegalni zbieracze działają na szkodę przyrody i leśnych ekosystemów. Warto zaznaczyć, że tak jak w przypadku leśnych ostępów Nadleśnictwa Józefów, polskie lasy porastają również cenne gatunki mchów objęte ochroną. Zdarza się, że one też padają łupem złodziei i zbierane w dużych ilościach trafiają później na rynek zagraniczny.” - przypominają Lasy Państwowe.

12.07.2021 Niedziela.BE // Bron: News4Media // fot. Lasy Państwowe

(el)

 

Subscribe to this RSS feed