Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Słowo dnia: Augurk
Belgia, biznes: Wielkie spadki na giełdzie. Efekt Trumpa…
Niemcy: Znaleziono trzy ciała. Trwa obława
Polska: Wybory 2025. 11 już już na boisku, 6 czeka na wejście do gry
Belgia: Przed nami słoneczny poniedziałek!
Belgia: Koniec z papierowymi ulotkami do leków? „Zły pomysł”
Polska: Kwiecień miesiącem niedziel handlowych. Sprawdź, ile ich jest
Belgia, biznes: Mniej bankructw w pierwszym kwartale!
Państwo belgijskie potępione za przeludnienie w więzieniu w Mons
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (poniedziałek 7 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Łukasz Koterba

Łukasz Koterba

Bruskela - Pałac Królewski w Brukseli (i chrząszcze)

Może nie jest to najważniejsza atrakcja turystyczna Brukseli, ale jeśli jesteś latem w stolicy Belgii – i Europy – warto wpaść do tutejszego Pałacu Królewskiego: bądź co bądź miejsca pracy króla Belgów, Filipa I. W dodatku miejsca z sufitem pełnym chrząszczy!

O nowym królu Belgów, Filipie I oraz jego częściowo polskiej żonie Matyldzie, już pisaliśmy. Filip jest królem od 21 lipca 2013 roku i zastąpił na tronie swego ojca Alberta II, który abdykował.

Bycie królem to nie tylko zaszczyt i prestiż, ale także praca – może nietypowa, może nie najcięższa, ale jednak praca. Król musi więc mieć swoje biuro oraz biura dla pracowników. Także sypialnie dla dostojnych gości oraz wielkie reprezentacyjne sale bardzo się każdemu monarsze przydadzą. Król Belgów pod tym względem nie może narzekać: wszystkie te funkcje spełnia Pałac Królewski w Brukseli. W tym dwujęzycznym mieście nazywa się go albo „Palais du Roi” (w języku francuskim) albo "Koninklijk Paleis" (niderlandzki).

Król w pałacu nie mieszka. Podobnie jak jego ojciec Albert, Filip za rezydencję mieszkalną wybrał inny budynek, położony dalej od centrum Pałac w Laeken. Pałac Królewski w Brukseli jest jednak oficjalnym miejscem pracy monarchy. Jeśli król jest akurat w środku, na maszcie łopocze belgijska flaga. 

Latem pracy jakby mniej – wiadomo, nawet król potrzebuje wakacji – więc od 1965 roku istnieje tradycja udostępniania wnętrz pałacu zwiedzającym. Po święcie narodowym 21 lipca drzwi budynku otwierają się dla turystów i pozostają otwarte aż do początku września. Kto chce, może (gratis) zobaczyć, w jakich warunkach Filip I i jego ludzie muszą pracować.

Nie są to najgorsze warunki. Już z zewnątrz Palais du Roi robi wrażenie: wielki, majestatyczny, masywny budynek wzbudzający respekt i emanujący powagą. Zbudowano go w trzeciej dekadzie XIX wieku. Wcześniej w tym miejscu stał inny pałac (w którym mieszkał niegdyś m.in. cesarz habsburski Karol V), jednak w 1731 roku całkowicie spłonął.

Kiedy w 1815 roku, po upadku Napoleona i po kongresie wiedeńskim, na mapie Starego Kontynentu pojawiło się nowe państwo obejmujące tereny mniej więcej dzisiejszej Holandii i Belgii, głową owego Królestwa Zjednoczonych Niderlandów został król Wilhelm I. To właśnie on nakazał budowę nowego pałacu w Brukseli. Miał on być jedną z dwóch głównych siedzib monarchy, obok tej w Hadze.

Wilhelm I nie nacieszył się Pałacem w Brukseli zbyt długo. Do nowego budynku mógł się wprowadzić w 1829 roku, jednak już rok później południowa część jego królestwa – z Brukselą na czele – wypowiedziała mu posłuszeństwo i zbrojnie się zbuntowała. Belgijska rewolucja z 1830 roku oznaczała koniec Królestwa Zjednoczonych Niderlandów i narodziny nowego państwa: Królestwa Belgii.

Pałac pozostał monarszą siedzibą, zmieniło się jednak i królestwo, i monarcha. Od 1831 roku mieszkał tu pierwszy król Belgów, Leopold I. Od tego czasu pałac kilkakrotnie przebudowywano i powiększano; dochodziły nowe sale, pojawił się ogród.

Jedną z ciekawszych sal jest Sala Lustrzana (Spiegelzaal / Salle des Glaces), a w szczególności: jej sufit. W 2002 roku na zlecenie królowej Paoli słynny belgijski artysta Jan Fabre umieścił na suficie i żyrandolu... 1,4 mln pancerzyków (pokrywek) chrząszczy, głównie gatunku pochodzącego z Tajlandii. Ta benedyktyńska praca (każdą skorupkę umieszczano osobno) zajęła mu – oraz jego 29 asystentom – trzy miesiące, ale efekt jest imponujący. Dzieło to, nazwane dosyć pompatycznie Heaven of Delight (Niebo Rozkoszy), ma być nawiązaniem do słynnego tryptyku Ogród Rozkoszy Ziemskich Hieronima Boscha i do renesansowych oraz barkowych fresków, takich jak na przykład te stworzone przez Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej.    

O tym,  że część pokrywek chrząszczy układa się w literę P (jako hołd dla zleceniodawczyni, królowej Paoli), wiadomo od dawna. W 2013 roku Jan Fabre zadziwił znawców sztuki i zleceniodawców sprzed ponad dekady, mówiąc, że kto się sufitowi dobrze przyjrzy, ten znajdzie tam również skorupki układające się w  kopyta żyraf, ryby, odrąbane dłonie czy nawet dwie odcięte głowy. A wszystko to ma być krytycznym komentarzem artysty  do czarnych kart historii Belgii i jej kolonialnej przeszłości. Problem w tym, że poza samym artystą niewiele osób jest w stanie dopatrzyć się owych ukrytych znaków.

Może Tobie się uda? Pałac Królewski w Brukseli zaprasza! (Ale uwaga: tylko latem)  

INFORMACJE PRAKTYCZNE

ADRES: Palais du Roi (Koninklijk Paleis van Brussel), Brederodestraat 16, B-1000 Bruksela

OTWARTE: Pałac jest otwarty do zwiedzania tylko w okresie letnim przez parę tygodni. Osoby które nie mogą się wybrać mogą skorzystać ze zwiedzania online TUTAJ

WSTĘP: gratis

Ł.K, Niedziela.BE

 

18.05.2014 Niedziela.BE, aktualizacja 20.07.2022

 (el)

 

„To smutny dzień dla Belgii i Europy”

Na wiadomość o śmierci Jeana-Luca Dehaene (73 l.), byłego premiera Belgii (1992-1999), ze smutkiem i niedowierzaniem zareagowało wielu flamandzkich, belgijskich, holenderskich i europejskich polityków.

O śmierci Jeana-Luca Dehaene – byłego chadeckiego premiera Belgii, związkowca i burmistrza, a w ostatnich latach zasiadającego w Parlamencie Europejskim - pisaliśmy TUTAJ.

Oto niektóre z reakcji polityków na tę smutną wiadomość.

Elio Di Rupo, obecny premier Belgii (od 2011 r.):

- Nasz kraj stracił niezwykłego męża stanu, doświadczonego przewodnika i punkt odniesienia dla wielu polityków. Jean-Luc Dehaene był świetnym kompanem, któremu można było zaufać i z którym dobrze się współpracowało, i z którym później szczerze się przyjaźniłem.

- Dehaene zrobił niezwykle wiele dla Belgii, zarówno na polu społeczno-gospodarczym, jak i instytucjonalnym. Poza tym miał jasną wizję silnej Europy, będącej blisko obywateli.

Mark Rutte, obecny premier Holandii (od 2010 r.):

- To niewyobrażalnie wielka strata dla polityki belgijskiej i europejskiej. Dehaene był wyróżniającym się politykiem, który mówił to, co myślał. Był zawsze dobrze przygotowany, szukał rozwiązań problemów, jasno formułował myśli i umiał pokonywać podziały, nawet jeśli wydawały się one być bardzo wielkie. 

Herman Van Rompuy, były premier Belgii (2008-2009), od 2009 r. pierwszy stały przewodniczący Rady Europejskiej (nazywany czasem „prezydentem Europy”):

- To był być może największy premier w dziejach naszego kraju. Jeszcze nie otrząsnąłem się z szoku.

- Z Jeanem-Luciem Dehaenem związane jest całe moje polityczne życie. Kiedy był ministrem, widzieliśmy się co tydzień. Byłem jego wicepremierem, a on był być może największym premierem, jakiego mieliśmy. Powiedziałem mu kiedyś: wszystkiego czego się nauczyłem, Jean-Luc, nauczyłem się od ciebie. Tak też uważam.  

- Miał dwie wielkie zasługi. Pierwszą było to, że wprowadził nas jako premier do strefy euro, a w latach osiemdziesiątych przyczynił się do poprawy sytuacji gospodarczej. Bez niego nigdy nie pokonalibyśmy tej długiej drogi do strefy euro i ożywienia gospodarczego. Drugą zasługą były dwie wielkie reformy ustrojowe, z 1988 i 1992 roku. Jestem szczęśliwy, że mogłem mu wtedy w tym pomagać.

- W tych dwóch kluczowych kwestiach odegrał niepodważalną rolę. Darzę go niezwykle dużym szacunkiem, a także wielką przyjaźnią.

Guy Verhofstadt, były premier Belgii  (1999-2008), obecnie szef frakcji liberalnej w Parlamencie Europejskim i kandydat tej frakcji do stanowiska szefa Komisji Europejskiej:

- To smutny dzień dla Belgii i Europy. Był fantastycznym człowiekiem, którego bardzo będzie w Europie brakować. Także jako poseł Parlamentu Europejskiego był bardzo proeuropejski. Był politykiem, który dotrzymywał słowa. 

Wim Kok, były premier Holandii (1994-2002):

- Był wyróżniającym się politykiem, który mocno się przyczynił do integracji europejskiej, a także zacieśnienia współpracy w ramach Benelux-u. Był pełnym entuzjazmu pragmatykiem i premierem, który dzięki swej kreatywności i wytrwałości potrafił rozwiązywać skomplikowane problemy i jednocześnie dawał wyraz głębokiemu przekonaniu, że intensywna integracja jest z korzyścią dla obywateli Europy. Jego umiejętność łączenia ludzi oraz niezmordowane zaangażowanie uczyniły wiele dobra, za co powinniśmy być Jeanowi-Lucowi Dehaene bardzo wdzięczni.

 

Ł.K., Niedziela.BE

 

 

„Nasz kraj stracił niezwykłego męża stanu”

Tak śmierć Jeana-Luca Dehaene’a, 73-letniego byłego premiera Belgii, skomentował obecny szef rządu tego państwa, Elio Di Rupo. Belgia w żałobie po odejściu jednego z najważniejszych polityków we współczesnych dziejach tego kraju.

Dehaene, będący członkiem partii flamandzkich chadeków CD&V, był premierem Belgii w latach 1992-1999. To wówczas doszło do wielkich reform ustrojowych, w wyniku których Belgia stała się krajem federacyjnym z większą autonomią regionów: Flandrii, Walonii i Brukseli.

Za czasów Dehaene’a-premiera Belgia wstąpiła również do strefy euro. Polityk sympatię mediów i wyborców zdobył bardzo bezpośrednim sposobem bycia. Był wielkim fanem klubu piłkarskiego Club Brugge. Tak wielkim, że kiedyś powiedział nawet, że przegrana jego ukochanego zespołu boli go bardziej niż upadek rządu.

Po okresie premierostwa  Jean-Luc Dehaene przez wiele lat był burmistrzem flamandzkiego miasta Vilvoorde, a także posłem do Parlamentu Europejskiego. Był też wiceprzewodniczącym Konwentu Europy, przygotowującego projekt Konstytucji Europejskiej (ostatecznie odrzuconej w referendum przez Francuzów i Holendrów).

W ostatnich latach zasiadał także w radach nadzorczych wielu firm, co często spotykało się z krytyką opinii publicznej. Bądź co bądź, karierę zaczynał jako związkowiec, stający w obronie robotników i twardo negocjujący z zarządami firm.

Na początku roku wykryto u niego raka trzustki. Został zoperowany, ale jego stan nadal był poważny. W kwietniu rozpoczął chemioterapię. W czwartek 15 maja belgijskie media poinformowały o jego śmierci. Zmarł we Francji, gdzie przebywał z żoną i przyjaciółmi na wakacjach.

Jean-Luc Dehaene miał 73 lata.

- Nasz kraj stracił niezwykłego męża stanu, doświadczonego przewodnika i punkt odniesienia dla wielu polityków. Jean-Luc Dehaene był świetnym kompanem, któremu można było zaufać i z którym dobrze się współpracowało, i z którym później szczerze się przyjaźniłem. – powiedział obecny premier Belgii, Elio Di Rupio.

Na wiadomość o śmierci byłego szefa belgijskiego rządu ze smutkiem i niedowierzaniem zareagowało wielu flamandzkich, belgijskich, holenderskich i europejskich polityków. Więcej reakcji TUTAJ.

 

Ł.K., Niedziela.BE

50.000 euro jednak nie dla belgijskiego pisarza

Wśród sześciu pisarzy nominowanych do Libris Literatuurprijs, jednej z najważniejszych nagród dla niderlandzkojęzycznych autorów, znalazło się aż trzech Belgów. Wyróżnienie i 50,000 euro powędrowały jednak w holenderskie ręce.

Zwycięzcę tegorocznej edycji Libris Literatuurprijs ogłoszono we wtorek 13 maja w trakcie uroczystej gali w amsterdamskim hotelu Amstel. Jury pod przewodnictwem Paula Wittemana, znanego dziennikarza telewizyjnego (Pauw & Witteman), przyznało nagrodę Ilji Leonardowi Pfeijfferowi za książkę La Superba. 

Akcja La Superba dzieje się w Genui i to właśnie to włoskie portowe miasto jest jednym z głównych bohaterów powieści. 

- Jury wybrało powieść, w której indywidualny los głównego bohatera łączy się z historią – skomentował przewodniczący jury.

Wśród szóstki tegorocznych nominowanych znalazło się trzech belgijskich (flamandzkich) autorów. Opowiadająca o pierwszej wojnie światowej (która rozpoczęła się sto lat temu) i oparta o rodzinne wspomnienia powieść Oorlog en terpentijn Stefana Hertmansa uchodziła za jednego z faworytów do nagrody. Podobnie duże szanse miała książka Gelukkige slaven Toma Lanoye’a. Trzecim z flamandzkich nominowanych był Jeroen Theunissen i jego książka De omwegen.

Ostatnim flamandzkim zwycięzcą Libris Literatuurpijs był Yves Petry. W 2011 roku nagrodzono jego powieść De maagd Marino.

 

Ł.K., Niedziela.BE

Subscribe to this RSS feed