Brak zasięgu sieci komórkowej na wsiach i w małych miejscowościach to spory problem. Utrudnia komunikację i rozwój edukacyjny, zawodowy oraz gospodarczy.

Ministerstwo Cyfryzacji przygotowało pakiet zmian legislacyjnych, który ma ułatwić i przyspieszyć budowę sieci telekomunikacyjnych. W kilka lat planowane jest zwiększenie przepustowości internetu z obecnych 50 Mb/s w gospodarstwach domowych do 95 Mb/s w 2028 i 120 Mb/s w 2030 roku.

Pokrycie zasięgiem sieci na drogach krajowych i wojewódzkich ma wzrosnąć z obecnych 90 do 95 proc. Z kolei w domach z 98 obecnie do 99 proc w 2028.

Warto jednak zaznaczyć, że niektóre gminy przy granicy wschodniej – aż 106 z nich – mogą nie być objęte nowymi zobowiązaniami ze względu na trudności we współpracy z państwami spoza UE.

Sieć 5G także poza dużymi miastami

Urząd Komunikacji Elektronicznej nałożył na operatorów obowiązek uruchomienia co najmniej 3800 nowych stacji bazowych do końca 2027 roku, które będą wykorzystywać pasmo 3400–3800 MHz w bezprzewodowych sieciach szybkiej transmisji nowej generacji o wydajności co najmniej równoważnej z wydajnością sieci 5G. Spośród tych stacji:

700 – w gminach od 20 tys. do 50 tys. osób,
400 – w gminach liczących od 10 tys. do 20 tys. mieszkańców,
300 – w gminach od 50 tys. do 80 tys.

Trzeba pokonać przeszkody

Plany wyglądają ambitnie, jednak ich realizacja nie będzie wolna od przeszkód. Jak zaznaczył sekretarz stanu w Ministerstwie Cyfryzacji Michał Gramatyka, największymi barierami są: protesty lokalnych społeczności (często motywowane obawami o zdrowie), przeciągające się procedury administracyjne, a także brak społecznej i politycznej akceptacji dla uproszczenia procesów inwestycyjnych.

To oznacza, że choć ramy prawne i techniczne są coraz bardziej sprzyjające, powodzenie projektów zależy w dużej mierze od współpracy samorządów, administracji centralnej i mieszkańców.

10.08.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(ss)

Wielu rodziców ma kłopot z wyborem imienia dla dziecka. Inspiracji szukają w różnych miejscach. Swój typ wskazała też sztuczna inteligencja (AI).

Przy wyborze wzięła pod uwagę różne kryteria. Na ich podstawie wskazała – jak podała Eska.pl – najpiękniejsze imię dla chłopca. Nie ma go jednak w czołówce najczęściej nadawanych chłopcom imion w Polsce.

W pierwszym półroczu wygrał Nikodem. AI ma inny typ

Ministerstwo Cyfryzacji systematycznie publikuje rankingi najpopularniejszych imion, jakie rodzice nadają dzieciom. Teraz podsumowało pierwsze półrocze 2025.

Z najnowszego zestawienia wynika, że wśród chłopców najpopularniejszym imieniem był Nikodem. Na drugim miejscu znalazł się Antoni, a na trzecim – Jan.

Tymczasem AI wskazało imię, którego nie ma w topie najczęściej nadawanych dzieciom w Polsce. Najpiękniejszym imieniem dla chłopca jest według sztucznej inteligencji Elian.

W jej ocenie – czytamy w serwisie – to imię „ma piękną fonetykę, jest miękkie, melodyjne i łatwe do wymówienia niemal w każdym języku”. A co oznacza? To zależy od źródła.

Elian może pochodzić z hebrajskiego (oznaczając „Bóg jest moim światłem”), łaciny lub języków celtyckich. W kulturze hiszpańskiej i francuskiej Elian kojarzony jest ze szlachetnością, spokojem i siłą duchową.

To imię może skusić oryginalnością

W Polsce to imię występuje rzadko. Eska.pl przywołuje dane, z których wynika, że Elian pojawia się zaledwie kilka razy w roku.

To dodatkowa zachęta dla rodziców, którzy przy wyborze imienia stawiają na oryginalność.

10.08.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Zgodnie z ustawą apteki będą obowiązkowo przyjmować zużyte opakowania. Farmaceuci protestują. I przypominają, że apteki to nie zwykłe sklepy.

System kaucyjny zacznie obowiązywać w Polsce od 1 października 2025 roku. Zgodnie z założeniami Ministerstwa Klimatu i Środowiska, jego głównym celem jest zwiększenie poziomu recyklingu opakowań po napojach i ograniczenie zaśmiecenia przestrzeni publicznej.

Objęcie systemem kaucyjnym plastikowych butelek, puszek aluminiowych i butelek szklanych to rozwiązanie, które funkcjonuje już w wielu krajach Europy. I to z powodzeniem. W polskim wydaniu wywołuje jednak wiele pytań, zwłaszcza wśród niektórych branż – między innymi farmaceutów.

Apteki to nie tylko punkty wydawania leków

Nie ma mowy, żebyśmy z apteki zrobili punkt odbioru śmieci – mówią w rozmowie z TVN24 farmaceuci. I pokazują, jak wygląda zaplecze przeciętnej apteki w Polsce – leki od podłogi po sufit. Nie ma miejsca na pojemniki na śmieci.

Tymczasem od 1 października większe apteki obowiązkowo, a mniejsze dobrowolnie, znajdą się w systemie kaucyjnym. A to oznacza, że będą musiały przyjmować opakowania po napojach. Także kupionych w zwykłym sklepie.

Dlatego aptekarze domagają się od Ministerstwa Klimatu i Środowiska zmiany tych przepisów. Przygotowali w tej sprawie specjalną petycję. Czytamy w niej m.in.:

„Apteki to nie tylko punkty wydawania leków – to miejsca, w których udzielamy realnej pomocy pacjentom, doradzamy, wspieramy i coraz częściej realizujemy świadczenia zdrowotne, takie jak szczepienia czy przeglądy lekowe.
Z tego powodu zwracam się z apelem o wyłączenie aptek z obowiązku uczestnictwa w systemie kaucyjnym (…)”.

Nie będzie zmiany przepisów

Pomimo tych zastrzeżeń i apelu farmaceutów Ministerstwo Klimatu i Środowiska nie zamierza zmieniać przepisów dla aptek. Nie zamierza też wyłączać z systemu kaucyjnego suplementów diety – o co apelowało wielu ich producentów.

– Nie, nie mamy takich planów. Suplementy diety to w Polsce bardzo szeroka definicja, a gdybyśmy suplementy wyłączyli z systemu kaucyjnego, to definicja mogłaby się jeszcze poszerzyć o kolejne produkty – TVN24 cytuje Paulinę Hennig-Kloska, ministrę klimatu i środowiska.

Zdaniem ekspertów wielu producentów, żeby uciec od obowiązku kaucyjnego, swoje produkty mogłoby nazywać suplementami diety. A to oznacza, że od 1 października apteki nie tylko będą musiały przyjmować śmieci, ale też pobierać kaucję i prowadzić ewidencję opakowań.

6.08.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(ss)

Wiedzą, do kogo dzwoniłeś, wysłałeś sms-a i gdzie logował się twój telefon. Polskie służby sprawdzają bilingi Polaków bez żadnej kontroli.

To sprzeczne z europejskim prawem i wyrokami unijnymi – podkreśla „Gazeta Wyborcza”.

Dostęp do danych zapewnia służbom ustawa

Polskie służby – policja, Straż Graniczna, Krajowa Administracja Skarbowa czy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego – mają nieograniczony dostęp do naszych danych telekomunikacyjnych. Reguluje to ustawy z 2016 roku.

Dzięki temu są w stanie od ręki sprawdzić, gdzie dzwoniliśmy, do kogo sms-owaliśmy i gdzie się logowaliśmy. I to w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Jak podkreśla GW, nie potrzebują do tego żadnego nakazu ani wyroku sądu.

Ten dostęp – czytamy w dzienniku – zapewnia im ustawa, która jest sprzeczna z prawem unijnym. Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) stwierdził, że narusza to konwencję o ochronie praw człowieka.

Nie wiadomo, kogo i po co sprawdzały

Były minister sprawiedliwości Adam Bodnar ujawnił, ile billingów służby pobrały w 2024 r. Dane telekomunikacyjne obywateli sprawdzały ponad 2 mln razy. To najwięcej od chwili wejścia w życie ustawy, czyli od 8 lat.

Nie wiadomo, kogo i po co sprawdzały, bo służby nie muszą tego ujawniać. Prawdopodobnie część spraw dotyczyła przestępczości, ale nie można wykluczyć, że pod lupą znalazły się niewinne osoby.

Pracują nad wdrożeniem wskazań Trybunału Sprawiedliwości

Adam Bodnar w swoim raporcie podał, że ministerstwa Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych i Administracji prowadzą prace nad wdrożeniem wskazań TSUE. Czy jego następca Waldemar Żurek będzie to kontynuował? Nie wiadomo.

Wojciech Klicki z Fundacji Panoptykon, który skomentował ten temat dla GW, stwierdził, że nowe przepisy powinny stać się dla niego priorytetem. Bo – jak to określił – zgodność polskiego prawa z unijnymi regulacjami oraz przestrzeganie praw człowieka znajdują się obecnie w krytycznym punkcie.

6.08.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(ss)