Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Brudno, myszy, szczury... Coraz więcej lokali przymusowo zamkniętych
Belgia: Zgwałcił studentkę. Sąd: winny, ale... kary nie będzie
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (środa 2 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Tylu obcokrajowców „wyrzucono” z Belgii
Polska: Lekcje religii wracają na plebanię? Kościół reaguje na zmiany
Belgia: Żona dyrektora Goodyear Europe zabita podczas włamania
Polska: Nieodwołanie wizyty u lekarza nie ujdzie na sucho. Trzeba będzie zapłacić
Belgia: W Jodoigne znaleziono ciało niemowlęcia
Polska: Mia być recykling, a jest spalarnia śmieci. Tu lądują stare ubrania
Temat dnia: Belgijska kolej zrekompensuje pasażerom strajki?
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Stacje paliw bez leków? Sklepy też? Czeka nas poważna zmiana

Nie będzie można kupić leków przy okazji tankowania paliwa albo zakupów w sklepie? Wiele na to wskazuje, bo poważna nadchodzi zmiana przepisów.

Sprawa przycichła na kilka miesięcy, ale znowu wraca. Przypomniał o niej poseł koła Republikanie Jarosław Sachajko i Anna Gembicka z klubu PiS. Zapytali resort zdrowia o dostępność leków sprzedawanych bez recepty na obszarach wiejskich.

Sprawa jednak nie dotyczy tylko wsi.

Najważniejsze jest bezpieczeństwo pacjentów

Przeciwbólowe czy na przeziębienie. Każdy, kto odwiedza stacje paliw, wie, że takie specyfiki można kupić przy okazji tankowania auta. Mnóstwo leków jest też w zwykłych, nawet najmniejszych sklepach. I to się teraz może zmienić.

„Minister zdrowia podjął działania mające na celu wzmocnienie kompetencji Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, również w zakresie zwiększenia efektywności kontroli nad obrotem lekami OTC” –  czytamy w odpowiedzi Marka Kosa, wiceministra zdrowia, na pytania posłów. Wspomniane leki OTC (over-the-counter) to leki, które można kupić bez recepty.

Wiceminister informuje, że GIF otrzymał polecenie przygotowania przepisów, które unormują zasady sprzedaży takich produktów w miejscach inne niż apteki.

„Prace nad kształtem regulacji trwają, dlatego obecnie nie jest możliwe przedstawienie ostatecznej treści rozwiązań. Celem wprowadzanych zmian jest zapewnienie odpowiedniego poziomu dostępu do leków wszystkim pacjentom, przy czym priorytetem jest ich bezpieczeństwo” – podkreśla Kos.

Do leków w sklepach swobodny dostęp maja także nieletni

Czy zatem zmiana przepisów będzie tak głęboka, że leki znikną ze stacji paliw i sklepów. Na razie trudno prognozować, ale to możliwe. Tak samo jak to, że sklepy, które chcą sprzedawać popularne lekarstwa, będą musiały uzyskać wpis do specjalnego rejestru.

Skąd te pomysły? Uwagę na problem w grudniu 2024 zwróciła NIK.

„Niemal 94 proc. takich leków jest sprzedawanych w aptekach, gdzie można zasięgnąć fachowej porady farmaceuty. Potencjalne ryzyko stwarza natomiast ich sprzedaż w supermarketach, drogeriach, czy na stacjach benzynowych oraz przez internet” – stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli.

I podkreśliła, że do takich produktów swobodny dostęp mają także nieletni. Co więcej, okazało się, że wiele z tak sprzedawanych tabletek czy saszetek ma substancje, które jednak powinien przepisywać lekarz.

Uwielbiamy leczyć się sami

Dochodzi  jeszcze problem z tym, że klient-pacjent nie ma żadnej opieki, fachowej porady i np. może w niebezpieczny sposób zmieszać leki.

„W przypadku błędnego stosowania leku na podstawie niewłaściwej samodiagnozy, np. dobrania nieodpowiedniej dawki, zbyt długiego przyjmowania lub podjęcia leczenia objawowego, w sytuacji kiedy konieczna jest pogłębiona diagnostyka wykluczająca poważniejsze schorzenia, w tym zagrażające życiu” – upomniał NIK.

A uwielbiamy leczyć się sami. Aż 87 proc. Polaków regularnie kupuje leki bez recepty i suplementy diety. Według danych PMR Market Experts w 2024 roku – jak podaje dlahanldu.pl. – wartość rynku tych produktów przekroczyła 21 mld zł.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

Polska: Najniższa krajowa 2026. Dobra wiadomość dla ponad 3 mln osób

Od przyszłego roku mają się zmienić zasady ustalania płacy minimalnej. Będzie bliższa zarobkom osób zarabiającym znacznie więcej.

Teraz wysokość płacy minimalnej jest ustalana na podstawie prognozowanej na kolejny rok inflacji i – jeśli jest niższa od połowy wysokości średniej krajowej – również o dwie trzecie realnego wzrostu gospodarczego.

Jeśli inflacja nie przekracza 5 proc., to minimalne wynagrodzenie zmienia się tylko raz w roku – 1 stycznia każdego roku, Jeśli przekracza – to na kolejną podwyżkę pracownicy mogą liczyć także w lipcu.

Tak jest. A jak będzie?

Podwyżka o ponad 400 złotych

Otóż od przyszłego roku – przypomniał infor.pl – mają się zmienić zasady wyliczania najniższej krajowej. Wynika to z konieczności dostosowania polskiego prawa do unijnej dyrektywy.

Po zmianie płaca minimalna ma stanowić 55 proc. prognozowanego przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce narodowej. Według szacunków w przyszłym roku wyniesie ona 9219 zł brutto.

A to oznacza, że pensje 3 mln pracowników z najniższą krajową wzrosłyby do 5070 zł brutto. Dla porównania – w tym roku jest to 4666 zł. Wzrosłaby więc o 404 zł brutto.

Polska w środku tabeli państw UE

A jak wygląda płaca minimalna w Polsce  na tle innych krajów Unii Europejskiej? Otóż pensja na poziomie 1091 euro, bo tyle wynosi teraz u nas, daje nam – jak podaje serwis – 9 miejsce.

Najwyższą najniższą krajową dostają pracownicy:

w Luksemburgu – 2638 euro,
w Irlandii – 2282 euro,
w Holandii – 2193 euro.

Na najniższą płacę minimalną wśród krajów UE mogą liczyć pracownicy:

w Bułgarii – 551 euro,
na Węgrzech – 707 euro,
na Łotwie – 740 euro.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

Polska: Nauczyciele niechętnie stawiają jedynki. Bo później mają same problemy

Nauczyciele rezygnują z oceniania uczniów tak, jak na to zasługują. Zwłaszcza ze stawiania jedynek.

W ten sposób uciekają od presji, jaką wywierają na nich dyrekcje i rodzice. Prawda o poziomie uczniów wychodzi na jaw w szkołach średnich.

Nauczyciel może wystawić jedynkę, ale będzie dla niego lepiej, jeśli tego nie zrobi

Ocena niedostateczna powinna być naturalnym elementem systemu edukacji – sygnałem, że uczeń nie przyswoił materiału. Jednak w praktyce – jak podaje Strefa Edukacji – coraz częściej nauczyciel spotyka się presją na to, żeby jej nie wystawiać.

Nauczyciele słyszą od dyrekcji: „Czy na pewno zrobiła pani wszystko, żeby uczeń zdał?”, a rodzice domagają się wyjaśnień, ponieważ traktują jedynkę jako porażkę systemu, a nie dziecka.

Efekt? Uczniowie są „przepychani” z klasy do klasy, mimo że brakuje im podstawowej wiedzy.

Presja dyrekcji: „Nie róbmy problemów tam, gdzie ich nie ma”

W wielu szkołach jedynka to problem, który dyrekcja stara się eliminować. Oficjalnie nie zabrania jej wystawiania, ale naciska na nauczycieli, aby znajdowali sposoby na „uratowanie” ucznia.

Przykładem może być opisana przez Strefę Edukacji historia pani Karoliny, nauczycielki matematyki, która wystawiła uczniowi jedynkę, ponieważ nie oddawał prac, nie zgłaszał się po poprawki i unikał sprawdzianów. Po wystawieniu ocen została wezwana przez dyrekcję i usłyszała, że może warto dać uczniowi kolejną szansę, bo rodzice są niezadowoleni.

Roszczeniowi rodzice

Coraz częściej to nauczyciel musi się tłumaczyć, dlaczego uczeń dostał jedynkę, zamiast uczeń walczyć o jej poprawienie. Argumenty rodziców bywają zaskakujące: „Nasze dziecko nigdy nie miało problemów”, „Inni nauczyciele nie robią takich trudności”, „To pan nie potrafił go zainteresować przedmiotem”.

Strefa Edukacji przytacza historię pani Marty, nauczycielki języka polskiego. Otrzymała ona wiadomość od oburzonych rodziców po wystawieniu jedynki uczniowi, który przez cały rok unikał lekcji, nie przeczytał żadnej lektury i nie skorzystał z możliwości poprawy. Rodzice uznali, że to ona nie spełniła swojej roli, skoro nie zachęciła dziecka do nauki. Ostatecznie dyrekcja zaproponowała, by uczeń napisał jedno wypracowanie w domu i otrzymał ocenę dopuszczającą.

Czy system edukacji jeszcze działa?

Jeśli jedynka jest oceną, której „nie wypada” wystawiać, to zamiast uczyć dzieci konsekwencji nieprzygotowania się do zajęć, szkoły eliminują ryzyko konfliktów, a uczniowie przechodzą do kolejnych klas, mimo że nie zdobyli podstawowej wiedzy.

Skoro wiadomo, że i tak się przejdzie do następnej klasy, to po co się starać? Problem pojawia się w szkole średniej, gdy nagle okazuje się, że wymagania są realne, a studia nie rozdają zaliczeń za samą obecność.


31.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Skandal w policji. Kebab ważniejszy niż zatrzymanie złodzieja

Policjanci z Poznania mają kłopoty. Kiedy klient sklepu obezwładnił złodzieja, 100 metrów dalej patrol policji kupował kebab. I nie zareagował.

– Zdecydowanie policjanci powinni zareagować. Przede wszystkim pomóc obywatelowi, który był w potrzebie. Sytuacja wymagała natychmiastowej reakcji – komentuje sprawą podkom. Łukasz Paterski z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu.

Policjanci, których ma na myśli, muszą się teraz tłumaczyć. W najgorszym wypadku grozi im nawet wydalenie ze służby.

Powiedziała, że policjanci nie pomogą

W tej historii bohaterami nie są jednak policjanci, ale Krzysztof Ziętkowski. Mężczyzna był w jednym ze sklepów w Poznaniu i tam pomógł w obezwładnieniu złodzieja perfum. Wydawało się, że dalej sprawy potoczą się już szybko, bo 100 metrów dalej stał radiowóz.

– Nie dzwońcie na policję, bo bez sensu, lepiej szybciej, jak oni podjadą te 50 metrów. Czekam minutę, dwie, trzy, cztery, nie wiem, co się dzieje – opowiada TVN mężczyzna.

Chwilę potem do pana Krzysztofa podbiegła jego narzeczona. Cała we łzach. Powiedziała, że policjanci nie pomogą.

– W radiowozie siedziała policjantka, otworzyła szybę. Ja proszę, żeby zareagowali. Niespiesznie wyjęła telefon, żeby zadzwonić do kolegi, który czekał na kebab – relacjonuje partnerka pana Krzysztofa.

Straciłem wszelką wiarę w polską policję

Policjant z kebabem zaczął dzwonić po kolegów, żeby zajęli się złodziejem. Zanim jednak na miejsce dotarło aż ośmiu policjantów, ujęty został zamknięty na zapleczu sklepu. A i tak trzeba „pochwalić” mundurowych za szybką reakcję, bo – jak relacjonuje obsługa sklepu – w takich przypadkach zdarza się im czekać kilka godzin na przyjazd policji.

Pan Krzysztof poszedł złożyć skargę na komisariat. Tam po raz drugi przeżył szok. Narzeczona mężczyzny mówi, że zostali wyproszeni „jak śmieci”.

– Straciłem wszelką wiarę w polską policję – podsumowuje mężczyzna.


31.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Subscribe to this RSS feed