Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Kamila i Michał: Nie musieliśmy pilnować tego, co jemy
Belgia: Wakacyjny wyjazd? Coraz częściej do Europy Wschodniej
Belgia: Dom za mniej niż 90 tys. euro? To możliwe
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (czwartek 3 lipca 2025, www.PRACA.BE
Belgia: Mężczyzna utknął w... podziemnym kontenerze na szkło
Polska: Policzyli koszty przemocy domowej
Belgia: 67-latka zmarła na plaży w Middelkerke
Polska: Koniec poszukiwań. Tadeusz Duda znaleziony martwy
Kolizja na przejeździe kolejowym w Antwerpii. Uwaga na utrudnienia
Polska: Wracają kontrole na granicy. To przez Niemców i patrole ludzi Bąkiewicza
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Kamila i Michał: Nie musieliśmy pilnować tego, co jemy

To wszystko przez wypadek, który ich unieruchomił. Gdyby nie to, ona nie ważyłaby 112, on – 154. Oboje byli nie tylko wysportowani, ale sport uprawiali na co dzień.

A dziś… Waga ich przygniata. Na szczęście pojawił się lekarz, który powiedział: pomogę wam schudnąć, ale jest warunek.

Historię Kamili i Michała opowiedział Medonet. Nie są żadnym wyjątkiem, bo W Polsce na otyłość choruje ponad 9 milionów dorosłych.

Pewnego dnia wydarzył wypadek i wszystko zmienił

Ona – ratowniczka Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego – uczennica klasy sportowej.
On – bez sportu nie potrafił żyć. Gdy dorósł, wstąpił do ochotniczej straży pożarnej.
Oboje – prowadzili zdrowy, aktywny tryb życia.
Kamila od dziecka trenowała pływanie, należała do najlepszych uczennic klasy sportowej.
Michał nie wyobrażał sobie dnia bez ćwiczeń — dwa treningi dziennie były normą.

– Nie musieliśmy pilnować tego, co jemy – wspomina Kamila w rozmowie z Medonetem. 

Rutynowe spalanie kalorii i sportowe nawyki wystarczały, żeby unikać problemów z wagą i utrzymywać ją w normie.

Aż pewnego dnia wydarzył wypadek i przerwał ich dotychczasowe, poukładane życie. Wypadek samochodowy zmienił wszystko, bo okazał się katastrofalny w skutkach.

Bez ruchu masa ciała szybko rośnie

Obrażenia uniemożliwiły im powrót do dawnego poziomu aktywności. Michał, który zmagał się z poważnym złamaniem kości udowej, spędził blisko dwa lata na zwolnieniu lekarskim. Kamila, borykająca się z urazem kręgosłupa szyjnego, również była zmuszona do długiej rehabilitacji.

– Jedliśmy tyle, co wcześniej, ale bez ruchu masa ciała szybko rośnie– opowiada Medonetowi Kamila.

Sytuacja stawała się coraz trudniejsza z jeszcze jednego powodu. Kamila zaszła w ciążę , potem w drugą, wreszcie w trzecią. Zaczęła borykać się z problemami hormonalnymi i chorobą tarczycy, co dodatkowo utrudniało kontrolę wagi.

Przed ciążami ważyła około 60-65 kg, ale w najgorszym momencie jej waga przekroczyła 112 kg. 
Z kolei Michał, który wcześniej 93 kg przy wzroście 190 cm, osiągnął najwyższą wagę – 154 kg.

– Budziłem respekt wśród ludzi, ale wcale się z tym dobrze nie czułem – wspomina Michał. Zaczął sobie uświadamiać, jak bardzo otyłość wpływa na jego życie.

Nie ma miejsca na półśrodki

Kamila i Michał podjęli decyzję o leczeniu po spotkaniu znajomej, która przeszła operację bariatryczną. Tak ich zainspirowała, że zwrócili się do specjalisty w dziedzinie leczenia otyłości – profesora ze Szpitala Czerniakowskiego w Warszawie.

– Nie ma miejsca na półśrodki – miał powiedzieć lekarz, nakreślając warunki programu KOS-BAR, kompleksowej opieki nad pacjentami z otyłością olbrzymią.

Program wymagał pełnej współpracy: wizyt u lekarzy różnych specjalizacji, przestrzegania zaleceń dietetycznych i uczestnictwa w konsultacjach z fizjoterapeutami. Wszystko to dopiero poprzedzało zabieg.

Kamila zdecydowała się na operację jako pierwsza.

– Czułam się fatalnie, ale wiedziałam, że moje zdrowie jest tego warte — opowiada.

Michał, który miał zabieg dwa tygodnie później, również przyznaje, że operacja była momentem trudnym, ale niezbędnym.

– Nie jest łatwo, ale w głowie ciągle toczy się walka — robisz to dla swojego życia – dodaje.

Możemy się najeść, ale jedząc minimalne porcje

Pierwsze dni po zabiegu były dużym wyzwaniem, bo dieta składała się głównie z płynów. Z czasem Kamila i Michał nauczyli się od nowa czerpać radość z jedzenia, traktując je jako element zdrowego stylu życia, a nie źródło przyjemności. Konsultacje z dietetykiem stały się dla nich kluczowe.

– To pozwala nam lepiej funkcjonować i radzić sobie w codziennych sytuacjach. Nawet w restauracji możemy się najeść, jedząc minimalne porcje – mówi Kamila.

Kamila i Michał zdecydowali się aktywnie wspierać innych w walce z otyłością poprzez działalność w Fundacji na rzecz Leczenia Otyłości (FLO).

– Otyłość to choroba, którą należy leczyć, a nie oceniać i odchudzać — podkreślają.

Marzą, by program KOS-BAR stał się dostępny dla każdego potrzebującego, jako świadczenie gwarantowane. 

– Nie ma się co zastanawiać, trzeba szukać pomocy. Zmiana nawyków, leczenie farmakologiczne czy nawet operacja, to wszystko to jest szansą na zdrowsze życie – dziś Michał nie ma co tego wątpliwości.

– Każdy dzień zwłoki w rozpoznaniu i leczeniu otyłości może mieć poważne konsekwencje dla zdrowia. Leczenie może diametralnie poprawić jakość życia – zachęca w rozmowie z Medonetem dr hab. n. med. Mariusz Wyleżoł, ekspert w dziedzinie bariatrii.

30 proc. dorosłej populacji Polaków cierpi na otyłość

Według danych NFZ i Najwyższej Izby Kontroli (NIK), otyłość jest poważnym problemem zdrowotnym w Polsce. Szacuje się, że w 2022 roku liczba dorosłych Polaków z otyłością wyniosła 9185 tys. (około 29,8 proc. dorosłej populacji).

Otyłość dotyczy coraz większego odsetka społeczeństwa i prowadzi do rozwoju innych chorób, takich jak cukrzyca, choroby sercowo-naczyniowe czy nowotwory.

Zgodnie z danymi NFZ, nadwagę ma już trzech na pięciu dorosłych Polaków, a co czwarty jest otyły. NIK podaje, że w latach 2020-2022 z powodu otyłości i jej powikłań w Polsce leczonych było blisko 800 tys. pacjentów, którym udzielono łącznie 2,2 mln świadczeń.


3.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva / zdjęcie jest ilustracją do tekstu

(sl)

Polska: Koniec poszukiwań. Tadeusz Duda znaleziony martwy

W lesie policjanci znaleźli ciało mężczyzny. To poszukiwany od kilku dni Tadeusz Duda, zabójca dwóch osób. Akcja została odwołana.

Kilkuset policjantów ściągniętych z innych województw, wojskowy śmigłowiec i dron. To wszystko siły zaangażowane w poszukiwania Tadeusza Dudy w lasach koło Limanowej w województwie małopolskim.

Zabójstwo córki i zięcia

57-latek w ostatni piątek zastrzelił swoją córkę i jej męża. Usiłował zabić także swoją teściową. Agresor, kłusownik miał się w ten sposób zemścić za sprawę rozwodową i zeznania członków rodziny, którzy mieli świadczyć, że Duda znęcał się nad bliskimi.

Zaraz po tym jak padły strzały, zabójca uciekł do lasu.

Poszukiwania były trudne. Duda znał dobrze gęsty teren, a setki policjantów nie były w stanie go namierzyć. Tak samo jak nie udało się to przy użyciu specjalistycznego sprzętu.

Tymczasem sytuacja robiła się coraz poważniejsza. W grę wchodziło to, że desperat nie będzie miał żadnych oporów, aby strzelać do poszukujących. Możliwe też było, że wróci do wsi i może próbować jeszcze kogoś. - Może chcieć dokończyć, co zaczął – mówili w mediach eksperci i byli policjanci.

Ciało w lesie

We wtorek późnym wieczorem policja podała: „Policjanci znaleźli ciało poszukiwanego sprawcy zabójstwa dwóch osób”, a rzeczniczka Komendy Głównej Policji insp. Katarzyna Nowak dodaje: - Został znaleziony mężczyzna z raną postrzałową, przy nim znaleźliśmy broń.

Link: TUTAJ

Na zwłoki nie trafili policjanci, ale znaleźli je po zgłoszeniu od świadka.

Samobójstwo było jednym z branych pod uwagę scenariuszy, ale raczej nikt nie mówił o nim oficjalnie. - Wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z mężczyzną, który jest w stanie zabić. Tak że desperacja tego człowieka była ogromna. Nieprzewidywalność jego zachowania też stanowiła dla nas wyzwanie – mówi rzeczniczka policji.


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. policja

(sl)

Polska: Policzyli koszty przemocy domowej

Ile kosztuje przemoc domowa w Polsce? Jej wyliczenia podjęły się warszawska uczelnia i Niebieska Linia. Jeden z wniosków brzmi: koszty są niedoszacowane.

Efektem ich pracy jest raport „(Nie)widzialne koszty przemocy domowej w Polsce”, zrelacjonowany przez TVN24. Stoją za nim przedstawiciele Szkoły Głównej Handlowej i Niebieska Linię Instytutu Psychologii Zdrowia.

– Celem tego raportu jest rozpoczęcie dyskusji nad zmianami w zakresie profilaktyki przemocy domowej – podkreśla Izabela Grabowska, adiunkt w Szkole Głównej Handlowej.

Na ile zatem wycenili koszty przemocy domowej?

Osoby „jej doznające i ich rodziny w okresie 2 lat od momentu zgłoszenia przemocy do instytucji zewnętrznych mogą wahać się od około 17 tys. zł (wariant niski) do około 188 tys. (wariant wysoki)”. Liczby te obejmują zarówno źródła publiczne i jak i prywatne.

Według autorów raportu „koszty funkcjonowania systemu przeciwdziałania przemocy są w Polsce niedoszacowane”. I dodają, że dotyczą one „bardzo różnych obszarów i można na nie patrzeć z dwóch perspektyw: systemowej i indywidualnego przebiegu życia”.

Na poziomie makro „są to koszty odnoszące się do procedury Niebieskiej Karty, systemu ochrony zdrowia, zabezpieczenia społecznego/świadczeń pieniężnych, wymiaru sprawiedliwości i wsparcia na rynku pracy”.

Natomiast „na poziomie mikro koszty te odnoszą się przede wszystkim do konieczności skorzystania ze wsparcia psychologicznego, psychiatrycznego i prawnego, a także do kwestii mieszkaniowych i możliwych trudności w znalezieniu lub utrzymaniu zatrudnienia”. 


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Polska: Wracają kontrole na granicy. To przez Niemców i patrole ludzi Bąkiewicza

Od poniedziałku będą kontrole graniczne na przejściach z Niemcami i Litwą. Rząd tłumaczy, że to reakcja na politykę Berlina i sposób na zatrzymanie nielegalnej imigracji.

- Przywracamy czasową kontrolę na granicy Polski z Niemcami i Polski z Litwą. Decyzja zapadła dziś. Wejdzie w życie w poniedziałek 7 lipca. Do tego czasu odpowiednie służby, w tym przede wszystkim Straż Graniczna, zostały zobowiązane do logistycznego przygotowania tej operacji – mówi premier Donald Tusk a jego służby dodają, że to także „odpowiedź rządu na zmieniającą się sytuację migracyjną oraz działania Berlina, który kontynuuje restrykcyjną politykę graniczną wobec migrantów”.

Grania z Litwą ma być uszczelniona, bo to także szlak przerzutu do Europy nielegalnymi imigrantów. - Myśmy zainwestowali bardzo dużo wysiłku, pieniędzy, potu, niestety nawet krwi, aby granica polsko-białoruska była szczelna. Niestety w sytuacji, w której granica łotewsko-białoruska i litewsko-białoruska nie jest tak szczelna jak ta polska, musimy podejmować stanowcze decyzje – dodaje Donald Tusk.

Niemieckie podwożenie

Litwa dostaje trochę rykoszetem, bo naprawdę chodzi o granicę z Niemcami. I premier tego nie ukrywa. - Od mniej więcej miesiąca praktyka działania na granicy polsko-niemieckiej uległa wyraźnej korekcie. Strona niemiecka tak naprawdę odmawia wpuszczania na swój teren – inaczej niż to było przez ostatnich 10 lat – migrantów, którzy z różnych kierunków zmierzają do Niemiec, ubiegając się na przykład o azyl – tłumaczy.

Zgodnie z danymi, jakie przedstawił Onet, od 1 maja do połowy czerwca niemiecka policja odmówiła wjazdu 1 tys. 087 osobom, próbującym przekroczyć granicę z Polską. To dużo, bo w całym 2024 roku było to 9 tys. 387 osób.

To są osoby zawracane, bo jest jeszcze inna procedura. W myśl unijnego rozporządzenia Dublin III migranci ujęci na terenie kraju mogą być odesłani do państwa, w którym po raz pierwszy złożyli wniosek o azyl. Od stycznia końca marca Niemcy przekazali w ten sposób do Polski 170 osób.

Patrole Bąkiewicza

Przywrócenia kontroli na niemieckiej granicy nie sposób nie łączyć z akcją ultraprawicowego działacza Roberta Bąkiewicza. Ściągnął na granicę ludzi, którzy zatrzymują nawet prywatne samochody, zaglądają do nich szukając migrantów, mają zamiar dokonać „zatrzymania obywatelskiego”.

„Wracając z zakupów z Niemiec, zauważyliśmy na przejściu po polskiej stronie zgromadzenie kilkudziesięciu osób, które zablokowały drogę. Wydawało się, że kontrolują wzrokowo każdy przejeżdżający pojazd. Widzieliśmy, że auto na niemieckich tablicach rejestracyjnych zostało przez tę grupę przepuszczone. Przed dojazdem do przejścia granicznego, które zawsze było spokojne i puste, nie znajdowały się żadne ostrzeżenia. Ruszyliśmy wolno do przodu, starając się przejechać na polską stronę, jednak napotkaliśmy na fizyczny opór i agresję tych ludzi. Wszelkie próby poruszenia się o centymetr spotkały się z agresją połączoną z próbami dewastacji naszego pojazdu. Poziom adrenaliny i emocji był tak duży, że musieliśmy ustąpić i wycofać się do Niemiec” - to fragment listu wydrukowanego przez „Gazetę Wyborczą”.

- To nie są żadne patrole, tylko bojówki. Wiemy, kto je kontroluje i kto ma na nie wpływ - ocenia w rozmowie z Onetem. prof. Agnieszka Kasińska-Metryka, politolożka i specjalistka od komunikacji kryzysowej i dodaje, że reakcja państwa jest spóźniona. - Nie można pod patriotyzm podciągać wszystkich akcji, gdzie jest, przepraszam za słowo, mordobicie i gdzie działają bojówki – komentuje.


2.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. SG

(sl)

Subscribe to this RSS feed