Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Policja poszukuje świadków strzelaniny w Anderlechcie
Polska: 18-latek poszedł popływać i utonął. Zaczął się tragiczny sezon na wodzie
Belgia: Tragiczne skutki kłótni w Turnhout, dwóch zabitych
Polska: Wybory 20205. Jak głosować poza miejscem zamieszkania? Nie trzeba iść do urzędu [WIDEO]
Temat dnia: Ukończone studia gwarancją pracy? „Wielka różnica”
Polska: Siekiera i młotek. Fotoradar działał tylko dobę, bo ktoś go bardzo nie lubi [WIDEO]
Słowo dnia: Armoede
Belgia: 10 osób ewakuowanych po pożarze w Dinant
Niemcy: Rośnie liczba wniosków o azyl kościelny
Polska: Kto zostanie nowym papieżem. Bukmacherzy mają swoje typy
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polak remontuje swoje mieszkanie. I trzyma się mocno za kieszeń

Zdecydowana większość Polaków sama chwyta za pędzle i wałki i maluje swoje mieszkania. Z jednego głównie powodu: stanu swoich portfeli.

Bo różnica między umową z fachowcem czy fachowcami a finalnym rachunkiem bywa niekiedy duża. Potwierdza to także najnowszy raport Fixly „Dla przyjemności, czy z konieczności. Trendy na rynku usług remontowo-budowlanych”.

Duża różnica między cena wyjściową a rachunkiem do zapłaty

– Właśnie remontuję łazienkę i co rusz łapię się za kieszeń. Chociaż wydawała mi się, że dobrze policzyłem budżet remontu – opowiada nam pan Piotr. – Już wiem, że cena wyjściowa a rachunek, jaki zapłacę, będzie dzielił spory dystans.

Pan Piotr ustalił z fachowcami, że za remont łazienki zapłaci im 18 tys. zł. Już w drugim dniu remontu usłyszał od nich, że będzie musiał dopłacić kolejne 2 tys., bo doszły dodatkowe prace.

„Przecież wszystko ustaliliśmy” – nieśmiało protestował zleceniodawca. „Jak pan nie chce, to my nie bierzemy odpowiedzialności za efekt końcowy” – usłyszał w odpowiedzi.

– Co miałem robić, musiałem się zgodzić – mówi coraz bardziej zestresowany pan Piotr.

Właśnie do rachunku musiał dopisać tysiąc złotych. Nie ma pewności, czy to będzie koniec. Jego kalkulator w głowie nieustannie pracuje.

Remontujemy, kiedy zaoszczędzimy. Rzadko na kredyt

W takiej sytuacji jak pan Piotr – wynika z badania Fixly – jest 53 proc. Polaków. Bo tylu badanych przyznało, że rzeczywiste koszty remontu o 20 proc. przewyższyły ich założenia budżetowe.

A te zależą przede wszystkim od naszych oszczędności, bo to one są głównym źródłem finansowania remontów w naszych domach. Po kredyty na ten cel sięga zaledwie 10 proc. badanych.

Również pieniądze są główną przyczyną zmiany planów inwestycyjnych 60 proc. badanych Polaków, czyli rezygnacji z prac remontowo-budowlanych.

Fachowców zatrudniamy do trudniejszych prac

To one również mają największy wpływ na to, że decydujemy się na samodzielny remont mieszkania. Najprostsze prace, które nie wymagają specjalnych uprawnień, chętnie przeprowadzamy sami:

74 proc. badanych – samodzielnie odświeża i wykańcza wnętrza,
71 – przeprowadza mniejsze naprawy i renowacje.

Jak wynika z badania Fixly, sami chętnie remontujemy sypialnię, gabinet, pokój dziecka i salon. Kiedy jednak prace wkraczają kuchni lub łazienki, to od razu poszukujemy fachowców. Im też zlecamy skomplikowane prace, m.in. termomodernizację (78 proc. badanych) czy instalacje domowe (75 proc.).

Nie lubimy opuszczać domu na czas remontu

A dlaczego remontujemy mieszkania? Głównie po to, żeby nasze wnętrza były zgodne z obowiązującą estetyką. To powód, dla którego na remont decyduje się 59 proc. Polaków.

Jak często to robimy?

30 proc. – raz w roku, a nawet częściej,
40 proc. – co trzy lata.

Wspólnym mianownikiem wszystkich remontów – podkreślają autorzy raportu Fixly – jest stres. Towarzyszy on połowie Polaków.

Ale to nie stres jest głównym pretekstem do zmiany planów. Aż 66 respondentów jest skłonnych przesunąć termin remontu, jeśli tylko oznacza on trudności w przebywaniu w domu.


11.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Z mężem lub żoną nie lubimy rozmawiać o wydatkach. Często kłamiemy

Niechętnie rozmawiamy o finansach. Jak się okazuje, takie informacje trzymamy w tajemnicy nie tylko przed obcymi, ale również przed bliskimi.

Badanie „Miłość i pieniądze”, przeprowadzone na zlecenie Goldman Sachs TFI SA, pokazało, że aż 65 proc. jego uczestników przynajmniej raz w życiu nie powiedziało partnerowi prawdy o swoich wydatkach. Wśród nich znalazło się 64 proc. kobiet i 65 proc. mężczyzn.

W ten sposób ukrywamy koszty zakupu

Część kobiet i mężczyzn przyznała się do jednego z czterech sposobów ukrywania rzeczywistego kosztu zakupu. Najczęstsze metody to:

zaniżanie ceny produktu,
ukrycie zakupu,
sugerowanie, że produkt był gratisem,
twierdzenie, że rzecz jest „stara”, mimo że dopiero co została kupiona.

36 proc. kobiet i 35 proc. mężczyzn zapewniło, że nigdy nie zatajało informacji o swoich wydatkach przed partnerem.

Manipulowanie cenami i ukrywanie wydatków

Jednym z najczęstszych sposobów mijania się z prawdą jest zaniżanie kosztów zakupów. Aż połowa kobiet i 54 proc. mężczyzn przyznało, że zdarzyło im się powiedzieć partnerowi, że zapłacili mniej niż w rzeczywistości. Co więcej, 34 proc. mężczyzn oraz 28 proc. kobiet robiło to wielokrotnie, a 12 proc. mężczyzn i 8 proc. kobiet zadeklarowało, że praktykują to często lub bardzo często.

Równie powszechne jest ukrywanie samych zakupów. Aż 45 proc. badanych (kobiet i mężczyzn) przyznało, że przynajmniej raz w życiu świadomie zataiło zakup przed partnerem. Częste ukrywanie zakupów zadeklarowało 6 proc. mężczyzn i 4 proc. kobiet.

Kobiety najczęściej ukrywają wydatki na ubrania, obuwie, dodatki i kosmetyki, podczas gdy mężczyźni skrywają zakupy elektroniki, sprzętu RTV/AGD i produktów związanych z hobby.

Gratisy nie zawsze są prawdziwe

Najrzadziej stosowanym sposobem ukrywania rzeczywistego kosztu zakupów jest twierdzenie, że dany produkt był gratisem. Może to wynikać z ograniczonej liczby przedmiotów mogących uchodzić za darmowe dodatki. Niemniej, 23 proc. kobiet i 28 proc. mężczyzn przyznało, że przynajmniej raz lub dwa razy skłamało, twierdząc, że coś otrzymali za darmo, choć faktycznie zapłacili za to z własnej kieszeni.

Podobnie jak w innych przypadkach, kobiety częściej przypisują „gratisowy” status ubraniom, kosmetykom i dodatkom, natomiast mężczyźni – elektronice oraz sprzętowi RTV/AGD.


14.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Czas mija z końcem marca. Trzeba zgłosić, czy ma się schron

Zarządcy nieruchomości mają zgłosić, czy dysponują miejscami ukrycia. Czas na to jest tylko do końca marca. Tymczasem straż pożarna znowu liczy schrony. Teraz mają być dokładniej sprawdzone.

Temat schronów i miejsc ukrycia stał się bardzo aktualny po ataku Rosji na Ukrainę. Wyszło na jaw, że w stanie zagrożenia nie zapewnią każdemu schronienia. A wręcz tylko nielicznym.

Zaniedbane piwnice

Jeszcze w PRL-u, kiedy trwała zimna wojna, takich miejsc w Polsce było wiele – w urzędach, instytucjach publicznych, blokach. Potem jednak takie pomieszczenia popadały w zapomnienie, niszczały, były przerabiane na magazynki.

Efekt jest taki, że schronów i miejsc ukrycia w Polsce dramatycznie brakuje.

Zgłoś miejsce ukrycia

Tymczasem zaczęła obowiązywać nowa ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej.

„Kluczowym celem dokumentu jest uporządkowanie zasad i działań, które mają przygotować podmioty ochrony ludności do reagowania w czasie pokoju, stanu wojennego i wojny” – przypomina „Rzeczpospolita”.

I dodaje, że jeden z zapisów tego prawa nakłada też obowiązki na właścicieli i zarządców budynków.

„Ustawa zobowiązuje te osoby do zgłoszenia budynków pełniących funkcje budowli ochronnych do wójta, burmistrza lub prezydenta miasta w terminie 90 dni od dnia wejścia w życie ustawy” – czytamy.

A to oznacza, że termin mija 31 marca.

Liczenie schronów. Okażę się, czym naprawdę dysponujemy

Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie strażacy zaczęli chodzić po piwnicach i sprawdzać, w jakim są stanie i czy w razie zagrożenia można się tam ukryć. Tak powstała interaktywna mapa schronów. Teraz strażacy zaczęli je liczyć ponownie.

– Jesteśmy w końcowej fazie ustalania procedury kwalifikowania takich obiektów – powiedział PAP zastępca komendanta głównego PSP nadbryg. Józef Galica.

Przy pierwszej inwentaryzacji PSP wskazała ponad 224 tys. miejsc doraźnego schronienia. Teraz jednak strażacy będą chodzili w towarzystwie inspektorów budowlanych i zdaniem Galicy będzie to „rzeczywista weryfikacja tych zasobów”.


10.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sm)

Polska: Lepiej teraz pójść do urzędu, żeby potem zbudować dom, a nie sadzić marchewkę

Gminy tworzą palny ogólne. Jeżeli ktoś się tym nie zainteresuje, to może się okazać, że na swojej działce nie będzie mógł wybudować domu.

Plan ogólny to strategiczny dokument, w którym będzie opisane, co i gdzie można wybudować, gdzie ma być park, a gdzie uprawy. Samorządy w całym kraju właśnie tworzą takie plany. Idzie im to jednak wolno.

Dokumenty miały być gotowe do końca tego roku, ale wobec problemów Ministerstwo Rozwoju i Technologii właśnie przesunęło finalną datę na koniec czerwca 2026.

To może uniemożliwić budowę domu

To ucieszyło wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, bo procedura jest czasochłonna. I powinno ucieszyć też mieszkańców, bo mają więcej czasu na zapoznanie się z zamierzeniami planistów i zgłoszenie swoich uwag. I lepiej się tym zainteresować, żeby potem nie żałować, bo...

„(...) decyzje o warunkach zabudowy działać będą od połowy 2026 r. na zupełnie nowych zasadach. Co więcej, uzyskanie „wuzetki” na część działek stanie się niemożliwe właśnie w związku z wprowadzeniem planów ogólnych. Może to uniemożliwić niektórym właścicielom działek wybudowanie na nich domu” – wyjaśnia portalsamorzadowy.pl.

Po uchwaleniu planu gmina zostanie podzielona na strefy (przewidziano ich 13) i nie w każdej będzie możliwa zabudowa. Albo będzie tam przewidziana, ale nie taka, o jakiej dziś myśli właściciel działki.

Ludzie są zaskoczeni, że tego już nie zrobią na swojej działce

Może się zatem zdarzyć, że ktoś ma dziś działkę budowlaną i planuje zbudować na niej kiedyś dom. Za nieco ponad rok może się jednak okazać, że w planie została na nią naniesiona strefa produkcji rolniczej albo strefa zieleni i rekreacji. W efekcie właściciel działki nagle się dowie, że może tam jedynie uprawiać marchewkę. I że domu w tym miejscu nie zbuduje.

– Takich osób jak on jest bardzo dużo. Są nieświadomi – mówi Interii Rafał Przybył, burmistrz Wieruszowa, o mieszkańcach zaskoczonych tym, że ich ziemia ma być w określonej strefie.

– Kiedy spotykam się z mieszkańcami, to mówię im po ludzku: przyjdźcie do urzędu i sprawdźcie, czy będziecie mogli pobudować chałupę dla swojej córki na działce obok waszego domu. I nagle wszyscy są zdziwieni, że jak to, że to oczywiste, że będą mogli. A tu okazuje się, że wcale nie jest to takie pewne – podkreśla.


10.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Subscribe to this RSS feed