Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Lekarz potępia fatalną opiekę zdrowotną w więzieniu w Brukseli
Polska: Kiedy nareszcie będzie ciepło? Jest konkretna data
Belgia: Rekin przy belgijskim wybrzeżu!
Polska: Stary Ursus hitem komorniczej licytacji. Ludzie się o niego bili
Belgia: Kolejna demonstracja w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy
Polska: Nadchodzi duża zmiana. Firma musi ci powiedzieć, ile możesz zarabiać
Temat dnia: Uchodźców z Ukrainy jest w Belgii więcej niż we Francji!
Polska: Wybory 2025. Nawrocki za Trzaskowskim i daleko od sukcesu Dudy
Słowa dnia: Warm weer
Belgia: Zabiła partnera nożem. „Wiele ciosów”
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Bliski koniec mediów władzy. Wójt będzie musiał zamknąć gazetkę

Ministerstwo Kultury jest zdeterminowane, żeby zlikwidować media samorządowe. Chce zakazać wydawania gazet, a portale mają być prowadzone inaczej.

Gminy, powiaty i miasta wydają swoje gazetki i prowadzą portale. Jeżeli nie osobiście, to poprzez swoje instytucje, jak biblioteki czy miejskie spółki. Często takie gazety są bezpłatne. Dodatkowo samorządy mają swoje portale informacyjne. Teraz zbliża się ich koniec.

Psucie rynku prasy lokalnej

Lokalni wydawcy i organizacje samorządowe od dawna chcą zakazu mediów samorządowych. Argumentują, że nie jest rolą władzy bycie dziennikarzami.

„Obowiązkiem władzy jest tworzyć warunki dla realizacji wolności słowa, także przez tworzenie warunków działania w pełni niezależnym mediom. A jednym z zadań owych niezależnych mediów jest kontrolowanie działań władz samorządowych. Z tej podstawowej przyczyny władza samorządowa nie może prowadzić swoich mediów, gdyż czyniąc to, wolność tę pośrednio ogranicza – stanowiąc konkurencję dla niezależnych od niej tytułów” – to wspólne stanowisko Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, Stowarzyszenia Mediów Lokalnych, Izby Wydawców Prasy, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.

Dodatkowo często takie gazety przyjmują płatne reklamy, odbierając klientów komercyjnym mediom. Kolejny grzech to fakt, że media samorządowe często służą do promocji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. A najgorsze jest to, że czytelnik z takich gazet i portali dowie się tylko o pozytywnych sprawach. Nie przeczyta o problemach swojego miasta.

Dlatego media samorządowe muszą zniknąć.

Samorządowcy są temu przeciwni

„Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne i nie wolno ograniczać tego prawa” – uważa Związek Miast Polskich.

Podobnie myślą inne stowarzyszenia samorządowe. Mówią zgodnie, że chcą nadal być wydawcami i jedyne, na co się zgadzają, to rezygnacja z płatnych reklam.

Ostra gra. Projekt ustawy ma być gotowy jeszcze w marcu

Tymczasem Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w przygotowywanej nowej ustawie medialnej zamierza zakazać samorządom wydawania mediów. W środę w Sejmie rozmawiali o tym posłowie, samorządowcy, dziennikarze i przedstawiciele resortu.

Wiceminister Maciej Wróbel sprecyzował, jakie zajdą zmiany. Mają dotyczyć nie tylko papierowych wydań, ale także portali internetowych.

Pomysł jest taki, żeby gazetki i serwisy internetowe zamieniły się w biuletyny z najważniejszymi dla mieszkańców informacjami. Nie może być w nich treści dziennikarskich – typowych artykułów czy rozmów. Przynajmniej 10 procent pierwszej strony takiej gazety ma zajmować informacja o tym, kto jest wydawcą.

Papierowy biuletyn mógłby mieć najwyżej 12 wydań w roku i niski nakład. MKiDN planuje, że będzie odpowiadał najwyżej 5 proc. liczby mieszkańców gminy. Takie wydania nie będą mogły mieć także reklam.

Projekt ustawy ma być gotowy jeszcze w marcu.


6.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Miał być pierwszy polski „elektryk”, na razie są... duże zwolnienia

Czołowa inwestycja PiS-u – pierwszy polski samochód elektryczny – kończy się fiaskiem na oczach Polaków. Właśnie rozpada się fabryka, która nawet na dobre nie zaczęła działać.

Produkcja polskich samochodów elektrycznych marki Izera była jednym z flagowych projektów rządu PiS.

Ten projekt to halucynacja

Ambitny program miał wprowadzić Polskę na mapę producentów nowoczesnych pojazdów zeroemisyjnych. Niestety, do tej pory nic z tego nie wyszło.  Pomimo głośnych deklaracji i medialnych prezentacji projekt nigdy nie wyszedł poza fazę koncepcyjną.

Minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski stwierdził nawet, że „nie ma czegoś takiego, jak projekt Izera”. Określił ten projekt jako „halucynację PiS-u”.

Masowe zwolnienia

ElectroMobility Poland, spółka odpowiedzialna za realizację projektu, zdecydowała o redukcji zatrudnienia. Jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna”, decyzja o likwidacji 40 stanowisk została przekazana pracownikom 28 lutego przed południem.

Oficjalne oświadczenie EMP wskazuje, że redukcja zatrudnienia jest wynikiem zmian w strategii realizacji projektu oraz konieczności optymalizacji kosztów, wynikającej z przedłużających się problemów z pozyskaniem finansowania.

Nie wszystko poszło na marne

Pomimo zamrożenia projektu Izera plany budowy fabryki samochodów elektrycznych na terenie Jaworznickiego Obszaru Gospodarczego nie zostały oficjalnie odwołane. ElectroMobility Poland utrzymuje, że zamierza zrealizować inwestycję. Obecnie priorytetem jest opracowanie nowego modelu biznesowego i nawiązanie współpracy z międzynarodowymi partnerami.

Wciąż nie ma jednak jasnej deklaracji, czy zakład faktycznie powstanie i jakie pojazdy miałby produkować.

Czy będzie klaster elektromobilności zamiast Izery?

W obliczu fiaska projektu Izera rząd zaproponował rozwój tzw. klastra elektromobilności. Ma on na celu stworzenie zaplecza technologicznego i produkcyjnego dla szeroko pojętej branży pojazdów elektrycznych. Inicjatywa zakłada współpracę z międzynarodowymi koncernami oraz firmami technologicznymi z zachodniej Polski, które specjalizują się w nowych rozwiązaniach dla sektora motoryzacyjnego.

Rządowe zapowiedzi sugerują, że klaster elektromobilności może stać się fundamentem dla przyszłego rozwoju polskiej branży samochodów elektrycznych. Jednak, podobnie jak w przypadku Izery, realna skuteczność tej inicjatywy będzie zależeć od dostępności finansowania oraz konkretnych działań podejmowanych przez państwo i sektor prywatny.


6.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. izera.pl

(sm)

Polska: Trudno w to uwierzyć, ale w Polsce brakuje aptek. 400 gmin bez takiej pomocy

Apteka na każdym rogu? Raczej w miastach, bo okazuje się, że aż w 400 gminach w Polsce w ogóle nie ma takich punktów. Ludzie muszą jechać nawet wiele kilometrów po leki.

Jak po coś przeciwbólowego albo na przeziębienie, to na stację paliw czy do pobliskiego sklepu, jeżeli są jeszcze czynne. Bo w okolicy nie ma apteki.

– Mieszkam na wsi. W mojej gminie nie ma ani jednej apteki – mówi pan Jan.

Można powiedzieć, że jednak ma szczęście, bo... – To miejscowość między dwoma miastami powiatowymi i jeżeli jest jakaś potrzeba, to aptekę znajdę tam. Ale i tak do najbliższej mam jakieś 6 kilometrów. Ale już do działającej w nocy muszę jechać ponad 10 kilometrów – narzeka.

Dwa miliony Polaków ma problem z dostępem do leków

Osoby mieszkające w miastach mogą się zdziwić, ale w Polsce brakuje aptek. Takie punkty na co drugiej ulicy to właśnie domena miast. Poza nimi jest już jednak gorzej.

„Według danych rządowego Rejestru Aptek i GUS nawet 2 mln Polaków ma problem z dostępem do leków, ponieważ muszą jeździć po nie wiele kilometrów” – podaje portalsamorządowy.pl. I dodaje, że ponad 400 gmin nie ma dostępu do aptek, a ponad 100 do punktów aptecznych.

– Nie powinniśmy traktować dostępu do leków jako przywileju, lecz jako święte prawo każdego obywatela. Pamiętajmy przy tym, że wraz z aptekami pacjenci zyskują dostęp do usług farmaceutycznych, jak np. szczepienia, które zabezpieczają nasze zdrowie – komentuje Mariusz Kisiel, przewodniczący Platformy Aptecznej Pracodawców RP.

Polski rynek apteczny reguluje aż 18 aktów prawnych

Chodzi o przepisy. Eksperci oceniają, że w Polsce są za ostre normy, a rynek apteczny reguluje aż 18 aktów prawnych. A to przekłada się na problemy mieszkańców.

– Jeśli obowiązujące przepisy nie pozwolą na otwarcie apteki to ten problem nadal nie będzie rozwiązany. A przecież apteka jest jednym z najważniejszych miejsc z punktu widzenia wielu mieszkańców - szczególnie tych starszych, czy z małymi dziećmi. Leki powinny być dostępne i w tym celu wszyscy na każdym szczeblu powinni działać wspólnie. Mam nadzieję, że apteki wrócą na swoje miejsce, także w mojej gminie – ocenia Jakub Krzysztof Wierzbicki, wójt gminy Perlejewo, gdzie już od lat nie ma apteki.


6.03.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Ile Polaków może zostać zmobilizowanych? Armia rezerwowych

Gdyby doszło do wojny, to trzonem polskiej armii byliby żołnierze rezerwy. Ma to być wojsko liczące 550 tys. ludzi.

Sztab Generalny pracuje nad zmianą szkolenia rezerwistów, ich wyposażenia i uzbrojenia. Według „Rzeczpospolitej”, chodzi o to, aby rezerwiści nie różnili się niczym od żołnierzy wojsk operacyjnych.

Dodatkowo armia planuje, że liczba tzw. rezerwistów aktywnych (wzywanych co jakiś czas na szkolenia) będzie rosła.

„Docelowo do 2039 roku powinno być ok. 150 tys. żołnierzy takiej rezerwy. Dla porównania, pod koniec poprzedniego roku było ich zaledwie 1500” – czytamy.

Tylu żołnierzy ma do dyspozycji polska armia

W tym wszystkim chodzi o zabudowanie sprawnej i wyszkolonej armii na wypadek zagrożenia. Bo mamy pewien problem z liczebnością.

„Dotychczas dominował przekaz, w którym podawana była tylko liczba żołnierzy „pod bronią”. Na odprawie z udziałem prezydenta RP Andrzeja Dudy i kierownictwa MON oraz Sił Zbrojnych minister Władysław Kosiniak-Kamysz podał, że żołnierzy jest 206 tys., w tym 144 tys. zawodowych, 40 tys. Wojsk Obrony Terytorialnej, pozostali to podchorążowie i żołnierze dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej” – pisze dziennik.

Teraz wyliczenia się zmieniły.

Generał Wiesław Kukuła, szef Sztabu Generalnego WP, podał, że obecnie Polska ma do dyspozycji 550 tys. żołnierzy. Kiedy dziennikarze zapytali o szczegóły, Sztab odpowiedział, że ta liczba obejmuje „wszystkich żołnierzy Sił Zbrojnych RP oraz zasób rezerwistów, którzy mogą zostać wezwani do służby w przypadku sytuacji kryzysowej”.

Jak podała niedawno Kancelaria Premiera, w ubiegłym roku liczebność polskiej armii przekroczyła 200 tys. żołnierzy.

To rezerwiści skończą wojnę

„Przyjrzyjmy się zatem innym armiom. Zacznijmy od niemieckiej Bundeswehry, która w kwietniu ubiegłego roku, według oficjalnych danych, liczyła nieco ponad 181 tys. żołnierzy.

Znacznie mniej liczne są siły zbrojne Włoch (171,4 tys.), Wielkiej Brytanii (138,1 tys.) oraz Hiszpanii (117 tys.). Porównywalne do Wojska Polskiego są natomiast siły zbrojne Francji, które liczą nieco ponad 205 tys. żołnierzy” – analizuje sytuację serwis xyz.pl.

– Dziś jesteśmy przekonani, że ewentualna wojna będzie długotrwała, krwawa i większość żołnierzy zawodowych nie dotrwa do końca. To rezerwiści będą jej zasadniczym podmiotem, oni ją skończą – powiedział ostatnio gen. Wiesław Kukuła.


6.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva / gov.pl / Generał Wiesław Kukuła

(sg)

Subscribe to this RSS feed