Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Robot zdał maturę. Jego pracę oceniało trzech nauczycieli. Znamy wynik
Belgia: Mężczyzna uniewinniony w sprawie "gwałtu z Tindera"
Polska: Oszukują na truskawkach. Można wpaść jak śliwka w kompot
Belgia: Pogoda na środę 15 maja
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (środa 15 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia, Ostenda: Na brzegu znaleziono ciało młodego płetwala karłowatego
Belgia: Ponad pół miliona euro za mieszkanie? Tutaj to normalne
Polska: Strajk w Poczcie Polskiej. Nie kupisz znaczka, nie wyślesz listu ani paczki
Belgia: Silne burze spowodowały powodzie w Walonii
Polska: Seria tajemniczych pożarów. Rosyjski scenariusz bardzo możliwy [ZDJĘCIA]
Redakcja

Redakcja

Zdrowie: Restrykcyjna dieta odchudzająca powinna być uzupełniana suplementami

Osoby spożywające mniej niż 1600 kalorii dziennie powinny rozważyć suplementację niektórych witamin i minerałów, ponieważ dieta o tak niskiej kaloryczności nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania na wszystkie składniki odżywcze. Suplementy diety zaleca się również dorosłym powyżej 50. roku życia, kobietom spodziewającym się dziecka i planującym zajść w ciąże oraz osobom cierpiącym na choroby przewlekłe upośledzające wchłanianie. Składnikiem odżywczym, który muszą przyjmować wszyscy bez względu na wiek, płeć i stan zdrowia, jest witamina D. W Polsce należy ją suplementować w okresie jesienno-zimowym.

Zróżnicowana dieta o wysokiej gęstości odżywczej jest najzdrowszą metodą uzupełnienia niezbędnych składników pokarmowych oraz zapobiegania chorobom cywilizacyjnym. Istnieją jednak przypadki, w których przyjmowanie suplementów jest niezbędne.

– Zabieganie, nieodpowiednie wyżywienie, stres, wszystko, co związane jest w tym momencie z naszym życiem, w tym chemia, środki konserwujące – to wszystko wpływa na obniżenie wartości odżywczej diety. Przykładowo witamina C jest wrażliwa na przechowywanie, brak słońca i konserwowanie, tak więc w przetworzonej żywności mamy jej bardzo mało – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle Urszula Sumińska, dyrektor kreatywny firmy BioOrganic.



Osoby żyjące w ciągłym biegu nie są jedyną grupą narażoną na niedobory. Według Amerykańskiej Akademii Żywienia i Dietetyki suplementację niektórych witamin i minerałów powinny rozważyć osoby spożywające mniej niż 1600 kalorii dziennie. Dieta o tak niskiej kaloryczności nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania na wszystkie składniki odżywcze i zwiększa ryzyko m.in. osteoporozy oraz zaburzeń hormonalnych.

Organizacja zaleca również suplementy dorosłym powyżej 50. roku życia, kobietom spodziewającym się dziecka i planującym zajść w ciąże oraz osobom cierpiącym na choroby przewlekłe upośledzające wchłanianie. Rodzaj oraz dawka suplementu powinny być skonsultowane z dietetykiem.

– Choroba wieńcowa, kłopoty z wysokim ciśnieniem, cukrzyca – te schorzenia powodują niedobory witamin. I to jest główny powód, dla którego zachęcam do suplementacji. Dobre i zdrowe suplementy naprawdę wzbogacają nasz organizm i w dużym stopniu przyczyniają się do hamowania przyczyn chorób – dodaje Urszula Sumińska.

Najlepszym przykładem substancji odżywczej, która działa prewencyjnie, jest witamina D3. Odpowiedni jej poziom we krwi zmniejsza ryzyko raka piersi, jelita grubego, prostaty, niektórych chorób autoimmunologicznych, osteoporozy oraz chorób układu krążenia.

Zgodnie z najnowszymi zaleceniami Instytutu Żywności i Żywienia witaminę D3 w naszym kraju powinien przyjmować każdy w okresie od września do kwietnia. Osoby, które przebywają cały dzień w pomieszczeniu, oraz dzieci i dorośli po 60. roku życia powinni przyjmować tę substancję przez cały rok.


20-01-2015 Newseria

Redbad Klynstra: Polscy filmowcy są bardziej doświadczeni niż holenderscy

Redbad Klynstra, aktor i reżyser holenderskiego pochodzenia, od lat mieszka i pracuje w Polsce. Twórca, któremu największą popularność przyniosła rola doktora Ruuda Van Der Graafa w serialu „Na dobre i na złe”, przyznaje, że jego pochodzenie sprawia, że z powodzeniem wciela się w role zarówno Polaków, jak i Holendrów. Według niego długoletnia tradycja polskiej kinematografii wpływa na zupełnie inną dynamikę pracy na planie niż w Holandii.

Biegła znajomość języka polskiego sprawia, że Klynstra w holenderskich produkcjach najczęściej jest obsadzany w rolach Polaków lub mieszkańców wschodniej Europy. Aktor szkolił się pod okiem profesjonalistów i perfekcyjnie mówi zarówno z polskim, jak i holenderskim akcentem.

– W Holandii dostaję zupełnie inne role od tej, którą gram w serialu „Na dobre i na złe”. Są to na ogół dosyć złej proweniencji mężczyźni i tam z kolei mówię po holendersku z akcentem wschodnim. Miałem bardzo dobrych pedagogów od wymowy w szkole teatralnej i wiem, gdzie powstaje np. dźwięk polski. Polski dźwięk powstaje przed ustami, trzeba mocno ruszać ustami. Holenderski powstaje natomiast w gardle – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle Redbad Klynstra.

Aktor przyznaje, że porównując doświadczenie pracy na planie w Polsce i Holandii, bardzo docenia polski profesjonalizm i długoletnią tradycję filmową, jakiej nie ma w Holandii.



– Polskie ekipy i polscy specjaliści na planie filmowym są bardziej doświadczeni, bardziej profesjonalni. Ta kinematografia istnieje dłużej, więc średnia wieku ludzi z ekipy jest trochę wyższa, a to daje poczucie pewnej stabilności w pracy. W Holandii na planach pracują młodsi ludzie, a to rodzi problem, ponieważ każdy chce się poczuć ważny. Tutaj to, że akurat się w danym momencie się nie uśmiecham, nie spowoduje, że ktoś pomyśli, że go nie lubię, tylko że jestem po prostu skoncentrowany, bo za chwilę wchodzę na plan i mam np. poważną minę. W Holandii każdy chce być nieustannie utwierdzany o swojej wartości, a to wymaga po prostu trochę więcej dyplomacji – mówi Klynstra.


21-01-2015 Newseria

UK: Dwóch Brytyjczyków pobiło Polaka. Mężczyzna zmarł

Dwóch mężczyzn z Luton brutalnie pobiło bezdomnego Polaka, który zmarł w szpitalu po kilku dniach - informuje "Luton Today"

Do incydentu doszło w sobotę, 14 czerwca minionego roku. 26-letni Carl S. oraz 19-letni Daniel M. włamali się do opuszczonego kina w centrum miasta, gdzie przebywał 50-letni Zbigniew P.

Brytyjczycy oskarżyli Polaka o kradzież należącej do nich butelki alkoholu, którą wcześniej zostawili w tamtym miejscu.

Mężczyźni brutanie skopali ofiarę, co zostało nagrane na telefon komórkowy. Następnego dnia świadkowie widzieli 50-latka jak opuszczał budynek. Około godziny 16:00 Polak został znaleziony nieprzytomny na parkingu przy George Street West.

Zbigniew P. został przewieziony do szpitala, gdzie zmarł po trzech dniach. Brytyjczycy początkowo zostali oskarżeni o morderstwo, jednakże patolog sądowy nie potrafił wskazać związku między atakiem a obrażeniami, jakie doprowadziły do jego śmierci.

Daniel M. został dzisiaj skazany na 9 lat pozbawienia wolności, Carl S. - na 8.

Nie mamy pewności, że Zbigniew P. zmarł na skutek obrażeń powstałych po ataku, jednakże nie ulega wątpliwości, że oskarżeni działali z zamiarem skrzywdzenia go. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla ataku na bezbronnego człowieka, dlatego jesteśmy zadowoleni, że przestępcy ponieśli konsekwencje swoich czynów” - skomentował decyzję sądu inspektor Jon McAdam.

16-01-2015 MM, Londynek.net


Dodatkowe informacje:
Więcej informacji i fotografie są dostępne w wiadomości pt "Zbignew Pawelec death: Two jailed for assault (Carl Stockwell, 26, of Dallow Road, Luton; and Daniel McRedmond, 19, of Shirley Road, Luton)" na stronie BBC: http://www.bbc.com/news/uk-england-beds-bucks-herts-30846246

  

 

  • Published in Świat
  • 0

Polska: Eksperci ostrzegają "frankowiczów" przed pochopnymi decyzjami

Osoby posiadające kredyty we franku, które popadną w problemy z jego spłatą, mogą masowo ogłaszać upadłość konsumencką - oceniają prawnicy. Bankowcy zastrzegają jednak, że raty zbyt mocno nie wzrosną, a ogłaszanie upadłości to droga donikąd.

Szwajcarski bank centralny (SNB) ogłosił nieoczekiwanie wczoraj rano, że przestaje bronić swojej waluty i uwalnia kurs franka szwajcarskiego. Dotąd SNB utrzymywał tzw. sztywny kurs, co oznaczało, że euro nie mogło kosztować mniej niż 1,2 franka. Jednocześnie SNB obniżył w czwartek stopę procentową do 0,75%. Efektem tych decyzji była panika i zamieszanie na rynku.

Parę minut przed godziną 11:00 w czwartek kurs CHF/PLN przekraczał 5,19 (dzień wcześniej, po południu frank szwajcarski kosztował 3,57 zł) - takiego kursu nie notowano jeszcze nigdy w historii. Potem sytuacja się nieco uspokoiła i złoty odrobił trochę strat. Jednak dzisiaj po godz. 16:00 za franka trzeba było zapłacić 4,36 zł.

Znaczny wzrost kursu helweckiej waluty, to istotny problem dla polskich kredytobiorców, którzy się w niej zadłużyli, bo ich raty pójdą w górę. Jak wynika ze statystyk, z kredytowania nieruchomości we frankach skorzystało ok. 550 tys. osób w naszym kraju.

"Z jednej strony sytuacja, w której kurs franka przebił 4 zł może zdeterminować pewne osoby do chwytania się każdej możliwej pomocy. W grę wchodzą oczywiście pozwy przeciwko bankom, ale bardziej prawdopodobne, że ludzie skłonią się ku upadłości konsumenckiej" - ocenił mec. Michał Hajduk. "W konsekwencji decyzji szwajcarskiego banku centralnego, rata niektórych kredytów denominowanych w tamtejszej walucie wzrosła nawet o 400 zł, a to już jest spora kwota. W niektórych przypadkach może to oznaczać niewypłacalność - tacy kredytobiorcy mogą stanąć przed decyzją czy spłacać wyższą ratę, czy przeznaczą tę kwotę na utrzymanie" - dodał.

Hajduk wskazał ponadto, że jeszcze przed wejściem w życie przepisów o upadłości konsumenckiej interesowała się nią spora grupa osób, właśnie z powodu kredytów frankowych. Chodzi o osoby, którym coraz trudniej było spłacać swe zobowiązania. Obecna sytuacja może ich skłonić do skorzystania z nowej możliwości - ocenił. "Na to czy faktycznie tak się stanie, będziemy musieli poczekać, zobaczyć jak rozwinie się sytuacja związana z kursem franka" - zaznaczył.

Z początkiem roku w życie weszła nowelizacja Prawa upadłościowego i naprawczego, ustawy o Krajowym Rejestrze Sądowym oraz ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych przygotowana przez Ministerstwo Sprawiedliwości. Nowe przepisy zdecydowanie łagodzą rygory ogłoszenia upadłości konsumenckiej.

Adwokat z firmy Hills LTS Marcin Piotrowski również twierdzi, że konsekwencją decyzji SNB, a co za tym idzie wzrostu wysokości rat kredytów frankowych, być wzrost liczby upadłości konsumenckiej w Polsce. "Zgodnie z obecnym stanem prawnym możliwe jest takie prowadzenie postępowania upadłościowego, by osobom fizycznym umorzyć długi, o ile ich spłata byłaby niewykonalna w postępowaniu upadłościowym. Konsekwencją powyższego jest stworzenie możliwości na niepełne (choć w możliwie jak najwyższym stopniu) zaspokojenie wierzycieli. Celem takiej regulacji jest osiągnięcie sytuacji, w której dłużnik będzie mógł zacząć życie z tzw. czysta kartą” - wyjaśnił.

Wiceprezes Związku Banków Polskich Jerzy Bańka ostrzega jednak przed pochopnym korzystaniem z możliwości ogłoszenia upadłości konsumenckiej. "Byłbym bardzo ostrożny w tej kwestii. Namawianie Polaków by korzystali ze ścieżki upadłości konsumenckiej nie jest najlepszym rozwiązaniem. To jest droga donikąd. Podjęcie takiej decyzji wiązać się będzie ze stratą nieruchomości, a jednocześnie kredytobiorca nie uwolni się całkowicie od długów. Ponadto osoby takie będą na wiele lat stygmatyzowane i to nie tylko przez instytucje finansowe" - podkreślał wiceszef ZBP.

Dodał jednocześnie, że sytuacja nie jest aż tak katastrofalna jak niektórzy twierdzą. "Należy pamiętać, że szwajcarski bank centralny wraz z uwolnieniem kursu franka obniżył stopy procentowe o 0,5 pkt proc. To pozwoli zamortyzować wzrost kursu franka co najmniej o 50 proc." - wskazał. "Mocno przesadzone są więc szacunki pokazujące, że kwota raty kredytu w helweckiej walucie wzrośnie o ok. 400 zł. To nie jest prawdą, gdyż obniżenie stopy procentowej zmniejszy ten wzrost co najmniej o połowę. Nie będzie to więc jakaś niebotyczna podwyżka, która miałaby zrujnować polskie gospodarstwa domowe zadłużone we franku. Oczywiście, wszystko zależy od dochodów, bo to one świadczą o możliwościach regulowania przez nas zobowiązań" - dodał.

W podobnym tonie wypowiada się analityk Home Broker Marcin Krasoń. W jego ocenie sytuacja z wysokim kursem franka może mieć przełożenie na to, że bankom zacznie przybywać klientów z ryzykownym portfelem.
Zaznaczył, że choć nie ma oficjalnych danych o tym, ile i które banki mają klientów z kredytami we frankach, to z informacji prasowych wynika, iż cztery banki mają ich najwięcej. Są to: Bank Millennium, Getin Bank, PKO BP i mBank. "Po notowaniach giełdowych widać, które banki na giełdzie tracą w tych ostatnich dniach" - dodał.

"Powołując się na dane Komisji Nadzoru Finansowego 35 tys. kredytów we frankach nie jest spłacanych w terminie. Dane te są z czasu, gdy frank kosztował 3,5 zł. Zakładam, że jak frank drożeje, to ta liczba się zmienia. To oznacza, że odsetek złych klientów w tych bankach będzie rósł" - ocenił.

Zdaniem Krasonia, nie jest jednak tak, że problem ze spłatą raty kredytu pojawi się z miesiąca na miesiąc. "Sytuacja z drogim frankiem musiałaby potrwać ładnych parę miesięcy, żeby to jakoś zaczęło być zauważalne. Nawet, jak ktoś nie zapłaci jednej raty, to nie od razu ma poważny problem. Taka sytuacja może zaistnieć dopiero po kilku miesiącach" - podsumował.

17-01-2015 AC, Londynek.net

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed