Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (czwartek 17 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Kawiarnia w Antwerpii zamknięta na dwa tygodnie. Powodem przestępczość
Polska: Ponad 2 razy więcej za przegląd osobówki. Coraz bliżej podwyżki
Belgia: Z okazji urodzin króla wydano złotą monetę o nominale 12,50 euro
Polska: Wiadomo, kto zagra Łęcką w „Lalce”. Będzie o nią zabiegał Dorociński
Belgia: 80-latka ofiarą napaści seksualnej. Sprawca miał... 13 lat!
Polska: Co dalej z pracami domowymi? Wiceministra edukacji: Popełniliśmy błąd
Temat dnia: 100 tys. bezrobotnych straci zasiłek. Co zrobią?
Polska: Koniec z bazarkami w Poczcie Polskiej. Stoiska mają zniknąć
Słowo dnia: Haasje
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Mia być recykling, a jest spalarnia śmieci. Tu lądują stare ubrania

Tekstylia oddawane do PSZOK-ów nie są ponownie przetwarzane. Okazuje się, że to paliwo. Ubrania, które oddają ludzie z myślą o recyklingu, lądują w piecach.

Buty, koszulki, kurtki, a nawet koce i dywany. To wszystko tekstylia, które zgodnie z przepisami od stycznia tego roku stanowią kolejną frakcję śmieci. I należy je segregować oraz wyrzucać oddzielnie.

Skoro gminy nie muszą, to tego nie robię

Kłopot w tym, że nie powstały żadne przepisy, które zmuszałyby samorządy do postawienia w śmietnikach kolejnego pojemnika na nową frakcję. Skoro nie muszą, to tego nie robię. Nieliczne tylko zdecydowały się na takie posunięcie.

Każdy, kto ma do wyrzucenia parę starych butów, powinien ją przywieźć do PSZOK-u. To Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Z reguły położony na obrzeżach miast czy gmin. I właśnie tam trzeba jechać z „ciuchami”, które chce się wyrzucić.

Niektóre miasta, jak np. Warszawa, już dostrzegły problem. Uruchomiły mobilne PSZOK-i. To ciężarówki, które krążą po dzielnicach zgodnie w harmonogramem. Mieszkańcy wiedzą, kiedy PSZOK podjedzie i mogą w wyznaczony dzień przynieść tekstylia.

Zaznaczmy, że na ulicach nadal zostały pojemniki na stare ubrania zbierane przez organizacje charytatywne. Ale te proszą (samorządy także), żeby wrzucać tam rzeczy jeszcze w dobrym stanie. Te zniszczone powinny wylądować w PSZOK-u.

Rynku recyklingu tekstyliów i odzieży dzisiaj w Polsce nie ma

Po co to wszystko? Żeby coraz więcej rzeczy wykorzystywać ponownie i poddawać recyklingowi.

„Tylko 1 proc. używanych ubrań jest poddawanych recyklingowi w celu przetworzenia na nowe ubrania, ponieważ technologie, które umożliwiłyby recykling ubrań na włókna pierwotne, dopiero zaczynają się pojawiać. Zwykle dotyczą one ubrań z prostym składem, zawierającym tylko jeden rodzaj materiału, np. czystą bawełnę. Wkrótce możliwy będzie też m.in. chemiczny recykling poliestru” – wyliczał w styczniu serwis Newseria.

A Karol Wójcik, przewodniczący Rady Programowej Izby Branży Komunalnej, tłumaczył: – Rynku recyklingu tekstyliów i odzieży dzisiaj w Polsce praktycznie nie ma. Możemy wykorzystać te odpady do odzysku energetycznego, ale już nie ściśle do recyklingu, czyli wytworzenia nowych produktów z przetworzonego surowca, tak jak na przykład możemy to zrobić z butelek z tworzyw sztucznych.

Jeśli ubrania trafią do kosza na odpady zmieszane, nie naliczamy kar

Jak ten recykling wygląda w praktyce? Ogniście. I to dosłownie. „Dziennik Gazeta Prawna" ujawnia, że ubrania trafiają do pieców spalarni śmieci. Tak jest np. w Poznaniu. I nie jest to wyjątek.

„Z kolei UM w Warszawie wskazał, że zebrana odzież i tekstylia trafiają do instalacji przetwarzania odpadów, gdzie są sortowane i poddawane wstępnym procesom przetwarzania. W wyniku takich procesów część tekstyliów jest przerabiana na czyściwo i ponownie wykorzystana. Natomiast pozostała część jest przekazywana do spalarni” – czytamy.

Tak samo jest w Gdańsku. – Nic się nie stanie, jeśli ubrania trafią do kosza na odpady zmieszane, nie naliczamy za to kar. Wynika to z tego, że miażdżąca większość ubrań jest wykonana z poliestru, więc nie nadaje się do recyklingu. Nieważne, czy stare ubrania trafią do PSZOK, czy do kubła resztkowego, i tak ostatecznie staną się paliwem do odzysku energetycznego – mówi Olga Goitowska, dyrektorka Wydziału Gospodarki Komunalnej w Urzędzie Miejskim w Gdańsku.

Są miasta, które o spalaniu nie mówią wprost. Za to tłumaczą, że tekstylia są „poddawane dalszym procesom”. Jakim? Nie wiadomo.

Stare ubrania jak paczka

Tymczasem firma kurierska In Post prowadzi akcję/usługę EKOzwroty. W jej ramach za darmo można umieścić w paczkomatach stare ubrania, a te „trafiają do profesjonalnej firmy, gdzie są sprawdzane pod kątem sprawności i możliwości ponownego wykorzystania.

Partnerem akcji jest Fundacja Odzyskaj Środowisko.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Lekcje religii wracają na plebanię? Kościół reaguje na zmiany

Od września w przedszkolach i szkołach będzie tylko jedna godzina religii tygodniowo. Kościół przygotowuje się do tych zmian i zapowiada zajęcia na plebaniach. Podobnie jak to było przed laty.

Pan Patryk, jak pewnie większość osób 40 plus, pamięta jeszcze naukę religii w salach na plebaniach.

– To były dwie, może trzy, pierwsze klasy szkoły podstawowej. Chodziliśmy na lekcje z siostrą zakonną jakieś 2 km właśnie na plebanię. Wszystko się zmieniło, gdy religia weszła do szkół – wspomina mężczyzna.
Stało się tak na mocy konkordatu – umowy między państwem a Kościołem katolickim. Nie określa ona jednak, ile godzin religii ma być w szkole.

Katechezy nie będą kopią lekcji religii w szkole

– Planujemy, że katechezy w parafiach rozpoczną się powszechnie od września 2026 roku. Będzie to proces związany z wprowadzaniem w życie Nowego Dyrektorium Katechetycznego dla Kościoła w Polsce jak też Nowej Podstawy Programowej. Nowe dokumenty i zawarte w nich założenia teoretyczne będą dobrą okazją do odnowienia praktyki – zapowiedział w rozmowie z PAP bp Artur Ważny, przewodniczący Zespołu Roboczego Konferencji Episkopatu Polski ds. Katechezy Parafialnej.

Te słowa są powszechnie rozumiane jako odpowiedź na posunięcia MEN. To już zdecydowało, że od września tego roku w przedszkolach i szkołach – zamiast dwóch – będzie jedna godzina religii w tygodniu.

Jednak – jak zastrzega bp Ważny – katechezy nie będą kopią lekcji religii. – Głównym celem lekcji religii w szkole jest przekaz wiedzy religijnej i dostarczenie porządku aksjologicznego. Z kolei katecheza parafialna pogłębia formację, wiążąc wychowanie z życiem sakramentalnym. Obok nauczania i wychowania jedynie w parafii może być realizowana trzecia funkcja katechezy, którą jest chrześcijańskie wtajemniczenie – dodał.

Spór pomiędzy MEN i Kościołem

Episkopat od dawna nie zgadza się z inicjatywami MEN dotyczącymi nauczania religii. Biskupi nalegali, żeby zmniejszanie liczby godzin następowało stopniowo i żeby uczeń nieuczęszczający na religię obowiązkowo chodził na etykę.

Z kolei Stowarzyszenie Katechetów Świeckich zaskarżyło do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu decyzję resortu o możliwości łączeniu w jedną grupę (podczas lekcji religii) uczniów różnych wiekowo. Jeżeli na takie zajęcia chodzi mniej niż siedmioro dzieci, to można łączyć grupy z klas I-III, IV-VI i VII-VIII.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot.Canva

(sk)

Polska: Prezydent miasta trafi za kratki. I nie jest to żart

Za kilka dni Paweł Maj, prezydent Puław, pójdzie siedzieć. Nie zgadza się na zapłacenie nałożonej na miasto grzywny. Brzmi komicznie, ale to nie jest żart. Poszło o szkolne boisko i 5 tys. złotych.

Na swoim profilu facebookowym Paweł Maj umieścił zdjęcie – fotomontaż ze sobą samym siedzącym przy biurku na tle więziennej scenerii.

„To już pewne! 7 kwietnia stawię się przy bramie Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim, gdzie odbędę karę pięciu dni aresztu. Za co? Za to, że umożliwiłem naszym dzieciom korzystanie z boiska Orlik przy SP4” – napisał.

Poszło o boisko przy podstawówce i hałasujące na nim dzieci

Wyrok zapadł jeszcze w 2023 roku i był finałem długiej batalii sądowej. Zaczęło się jeszcze 2018 roku. Poszło o boisko przy podstawówce. Kiedy powstało, sąsiedzi placówki zaczęli się skarżyć na hałas – wiadomo, dzieci, grając w piłkę, krzyczą.

Miasto zleciło ekspertyzy akustyczne i postawiło ekran akustyczny za ponad 240 tys. zł. To nie zmieniło nastawienia narzekających i teraz się skarżyli, że ekran zasłania im widok z okna i szkodzi swobodnemu przepływowi powietrza.

W końcu w 2022 r. sprawa trafiła do sądu i sąsiedzi boiska wygrali. Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że Puławy należy ukarać. I nałożył na samorząd grzywnę w wysokości 5 tys. zł.

Powinno zapłacić miasto, ale prezydent Maj uznał, że tego nie zrobi. W takich sytuacjach kara pieniężna zamieniana jest na areszt. Kto ma siedzieć? Prezydent.

Jeśli chcesz mnie wesprzeć, bądź ze mną przy bramie Zakładu Karnego

Paweł Maj już wie, gdzie i od kiedy spędzi kilka dni za kratami. „Jeśli chcesz mnie wesprzeć, bądź ze mną 7 kwietnia o 10 przy bramie Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim” – apeluje.

I nazywa prawo „bezdusznym” i „kalekim”.

„Przez lata ciągną się wyroki, które są absurdem. Zapłacenie przez miasto grzywny za to, że dzieci mogą ćwiczyć na przyszkolnym boisku, byłoby usankcjonowaniem niesprawiedliwości. Dlatego wybrałem więzienie. To nie są tylko słowa – to czyny” – tłumaczy samorządowiec.

Miasto mogło zapłacić, ale sprawa przeszłaby bez echa

Podkreśla, że jego decyzja jest świadoma. Bo chce zwrócić uwagę na fakt, że do podobnej sytuacji może dojść wszędzie w Polsce.

„Miasto mogło zapłacić 5000 zł i sprawa przeszłaby bez echa. Ale wtedy nikt by o tym nie usłyszał, a niesprawiedliwość trwałaby dalej. Wierzę, że mój gest otworzy oczy decydentom i zmobilizuje ich do zmian. Bo dzieci powinny mieć prawo do sportu i wypoczynku bez przeszkód!” – stwierdza Paweł Maj.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Paweł Maj FB

(sk)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Stacje paliw bez leków? Sklepy też? Czeka nas poważna zmiana

Nie będzie można kupić leków przy okazji tankowania paliwa albo zakupów w sklepie? Wiele na to wskazuje, bo poważna nadchodzi zmiana przepisów.

Sprawa przycichła na kilka miesięcy, ale znowu wraca. Przypomniał o niej poseł koła Republikanie Jarosław Sachajko i Anna Gembicka z klubu PiS. Zapytali resort zdrowia o dostępność leków sprzedawanych bez recepty na obszarach wiejskich.

Sprawa jednak nie dotyczy tylko wsi.

Najważniejsze jest bezpieczeństwo pacjentów

Przeciwbólowe czy na przeziębienie. Każdy, kto odwiedza stacje paliw, wie, że takie specyfiki można kupić przy okazji tankowania auta. Mnóstwo leków jest też w zwykłych, nawet najmniejszych sklepach. I to się teraz może zmienić.

„Minister zdrowia podjął działania mające na celu wzmocnienie kompetencji Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego, również w zakresie zwiększenia efektywności kontroli nad obrotem lekami OTC” –  czytamy w odpowiedzi Marka Kosa, wiceministra zdrowia, na pytania posłów. Wspomniane leki OTC (over-the-counter) to leki, które można kupić bez recepty.

Wiceminister informuje, że GIF otrzymał polecenie przygotowania przepisów, które unormują zasady sprzedaży takich produktów w miejscach inne niż apteki.

„Prace nad kształtem regulacji trwają, dlatego obecnie nie jest możliwe przedstawienie ostatecznej treści rozwiązań. Celem wprowadzanych zmian jest zapewnienie odpowiedniego poziomu dostępu do leków wszystkim pacjentom, przy czym priorytetem jest ich bezpieczeństwo” – podkreśla Kos.

Do leków w sklepach swobodny dostęp maja także nieletni

Czy zatem zmiana przepisów będzie tak głęboka, że leki znikną ze stacji paliw i sklepów. Na razie trudno prognozować, ale to możliwe. Tak samo jak to, że sklepy, które chcą sprzedawać popularne lekarstwa, będą musiały uzyskać wpis do specjalnego rejestru.

Skąd te pomysły? Uwagę na problem w grudniu 2024 zwróciła NIK.

„Niemal 94 proc. takich leków jest sprzedawanych w aptekach, gdzie można zasięgnąć fachowej porady farmaceuty. Potencjalne ryzyko stwarza natomiast ich sprzedaż w supermarketach, drogeriach, czy na stacjach benzynowych oraz przez internet” – stwierdziła Najwyższa Izba Kontroli.

I podkreśliła, że do takich produktów swobodny dostęp mają także nieletni. Co więcej, okazało się, że wiele z tak sprzedawanych tabletek czy saszetek ma substancje, które jednak powinien przepisywać lekarz.

Uwielbiamy leczyć się sami

Dochodzi  jeszcze problem z tym, że klient-pacjent nie ma żadnej opieki, fachowej porady i np. może w niebezpieczny sposób zmieszać leki.

„W przypadku błędnego stosowania leku na podstawie niewłaściwej samodiagnozy, np. dobrania nieodpowiedniej dawki, zbyt długiego przyjmowania lub podjęcia leczenia objawowego, w sytuacji kiedy konieczna jest pogłębiona diagnostyka wykluczająca poważniejsze schorzenia, w tym zagrażające życiu” – upomniał NIK.

A uwielbiamy leczyć się sami. Aż 87 proc. Polaków regularnie kupuje leki bez recepty i suplementy diety. Według danych PMR Market Experts w 2024 roku – jak podaje dlahanldu.pl. – wartość rynku tych produktów przekroczyła 21 mld zł.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

Subscribe to this RSS feed