Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Odkryto nowe gatunki chrząszczy!
Eksport w Regionie Stołecznym Brukseli spadł w zeszłym roku o 25%
Belgia: To sporo tańsze niż rok temu
Belgia: W tym regionie mieszkania droższe o 6%
Belgia: W Brukseli więcej zabitych na drogach
Belgia: Zeszły miesiąc drugim najcieplejszym czerwcem w historii pomiarów!
Niemcy: „Zmiany klimatyczne największym problemem społecznym”
Belgia: 7 lipca lekarze i dentyści będą strajkować
Słowo dnia: Hooimaand, juli
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 6 lipca 2025, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Belgia: Samochody, motocykle i rowery w Belgii tańsze niż w Holandii, ale droższe niż w Polsce

Ceny samochodów, motocykli i rowerów są w Belgii o niespełna 2% wyższe niż średnia dla całej Unii Europejskiej – wynika z analizy przygotowanej przez unijne biuro statystyczne Eurostat.

Analitycy Eurostatu porównali ceny samochodów, motocykli i rowerów w poszczególnych państwach Unii Europejskiej. Dane pochodzą z 2020 r. i opublikowano je na stronie internetowej Eurostatu. Nie brano pod uwagę cen napraw tych pojazdów oraz cen paliw.

Krajem Unii Europejskiej z najwyższymi cenami pojazdów jest Dania. W tym państwie średnia cena samochodów, motocykli i rowerów jest na poziomie 137,3% unijnej średniej. Drugie miejsce w tym zestawieniu zajęła Holandia (121,5%), a trzecie Irlandia (113,3%). W Belgii ceny są na poziomie 101,9% unijnej średniej.

Polska znalazła się na samym dole tego rankingu. Według obliczeń Eurostatu w żadnym innym kraju UE średnie ceny samochodów, motocykli i rowerów nie są tak niskie jak w kraju ze stolicą w Warszawie. W Polsce ceny tych produktów są na poziomie 80,2% unijnej średniej.

Także na Węgrzech (81,7%) i Słowacji (82,2%) samochody, motocykle i rowery są stosunkowo tanie – przynajmniej w porównaniu z większością innych państw UE.


04.07.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

 

Najgroźniejsza roślina w Polsce. Lepiej się do niej nawet nie zbliżać

Powoduje wymioty, bóle głowy czy obrażenia układu oddechowego. Przyczynia się także do powstawania nowotworów skóry. Arcygroźna roślina ponownie zbiera swoje żniwo. Podpowiadamy, jak ją rozpoznać i jakim służbom zgłosić, gdy się na nią natkniemy.

Na stronie internetowej barszcz.edu.pl, którą rekomenduje Główny Inspektorat Sanitarny, można zgłosić miejsca występowania barszczu Sosnowskiego. Już teraz na interaktywnej mapie znajduje się ponad 3 000 lokalizacji. To szalenie groźna roślina, w której soku i olejkach eterycznych występują substancje toksyczne (furanokumaryny). Pod wpływem promieniowania słonecznego powodują zmiany skórne przypominające oparzenia:

• wysypki,
• zaczerwienienia,
• opuchlizna,
• owrzodzenia.

Objawy nie mijają szybko, a wręcz mogą się nasilać. Jeżeli ktoś zauważy u siebie takie zmiany, to i tak może uznać siebie za szczęśliwca, bo zetknięcie z barszczem może okazać się znacznie groźniejsze. „Wśród objawów u osób mających kontakt z barszczem wymienia się: nudności, wymioty, bóle głowy, a także obrażenia układu oddechowego, oczu, a nawet wstrząs anafilaktyczny. Wskazuje się również na możliwość wpływu toksycznych związków na powstawanie nowotworów skóry.” – ostrzega GIS.

Co więcej, do poparzeń może dojść nawet bez bezpośredniego kontaktu z barszczem Sosnowskiego, gdyż wydzielane przez niego olejki eteryczne mogą unosić się w powietrzu nawet na odległość kilkunastu metrów.

Jak rozpoznać?

Barszcz Sosnowskiego można spotkać wzdłuż strumieni wodnych, na skarpach rowów, na obrzeżach pól i lasów oraz na łąkach i pastwiskach. Zazwyczaj jest duży, rozrośnięty. Osiąga nawet do 3-5  metrów wysokości, a szerokość rozety liściowej do 2 metrów. Łodyga potrafi być gruba na 12 cm. „Barszcz Sosnowskiego należy do rodziny baldaszkowatych przypominając wyglądem koper z charakterystycznymi białymi kwiatami zebranymi w duży baldach i łodygami pokrytymi purpurowymi plamkami.” – uczulają eksperci i radzą:

• nie dotykaj ich i nie zrywaj roślin przy użyciu gołych rąk,
• przebywając w bliskości barszczu Sosnowskiego, chroń skórę i drogi oddechowe przed promieniowaniem UV (okulary i kremy z filtrem, odzież z nienasiąkliwych tworzyw sztucznych zakrywającą skórę, maski ochronne) i pamiętaj, że skóra dzieci jest bardziej wrażliwa na toksyczne działanie soku barszczu,
• nie przebywaj w pobliżu barszczu Sosnowskiego ze względu na lotne olejki eteryczne emitowane do otocznia, które mogą osadzać się na skórze,
• z tego barszczu nie polecamy gotować zupy!

Co robić, kogo zawiadomić?

W przypadku narażenia na działanie rośliny, trzeba jak najszybciej przemyć skórę letnią wodą z mydłem. Należy zdjąć odzież i ją uprać. Jeżeli pojawiły się pęcherze surowicze, ale nie doszło do ich rozerwania, można zastosować miejscowo maści (kremy) kortykosteriodowe. W przypadku kontaktu oczu z rośliną należy je przemyć dokładnie wodą, chronić przed światłem i skonsultować z okulistą. Nie wolno dotykać zmian na skórze mienionych miejsc na skórze, a należy stosować okłady z lodu. Stosowanie leków musi być skonsultowane z lekarzem.

„W przypadku silnego poparzenia i występujących problemów oddechowych wezwij pogotowie ratunkowe. Niezależnie od stopnia nasilenia objawów – należy unikać ekspozycji na światło słoneczne (nawet w przypadku braku objawów przynajmniej przez 48 godzin).” – stawia sprawę jasno GIS.

Kiedy ktoś natknie się na tę roślinę, powinien od razu zawiadomić straż pożarną albo straż miejską. Trzeba też wskazać dokładaną lokalizację barszczu i czekać na przyjazd służb.

Jak się zwalcza?

Jest kilka metod usunięcia rośliny, ale zaznaczmy, że jest ona bardzo odporna. Najskuteczniejsze jest niszczenie jesienią, wtedy po prostu wyrywa się je z ziemi. W drugim roku wegetacji, gdy wyrastają pędy, zabiegi należy wykonywać przed owocowaniem, a najkorzystniej tuż przed lub w trakcie kwitnienia. Najbardziej powszechną i skuteczną metodą jest jego wykaszanie.

„Całkowite wyeliminowanie roślin polega na ich ‘zmęczeniu’, czyli bardzo częstym koszeniu. W takiej sytuacji można przejść na walkę chemiczną, którą w określonych przypadkach można wykorzystać jako jedyną i podstawową metodę.” – tak swoją akcję usuwania barszczu opisuje miasto Wrocław.
Najtrudniejsza jest walka w miejscach, gdzie doszło już do rozsiania się nasion. Wtedy teren trzeba opryskiwać regularnie nawet przez cztery lata.


03.06.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

 

Polska: Sanitariusz pod wpływem narkotyków woził po mieście zmarłą pacjentkę

Prokuratura już wszczęła postępowanie, a szpital rozważa zerwanie umowy z firmą, w której pracuje sanitariusz.

Informacje o tym zdarzeniu pierwsze podało Radio Zet. W czwartek, we Wrocławiu jedna z firm zajmujących się transportem medycznym, a współpracująca z Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym, otrzymała zlecenie przewiezienia pacjentki do innej placówki, znajdującej się przy ul. Koszarowej.

Jak opisują sprawę dziennikarze, sanitariusze mieli kilka razy próbować przekazać pacjentkę na Koszarową, ale się nie udawało. Za pierwszym razem brakowało dokumentacji medycznej kobiety. Kiedy karetka wróciła na miejsce godzinę później, lekarze stwierdzili zgon pacjentki.

Dlatego „transport” został zwrócony do placówki uniwersyteckiej. „Jednak po kilku godzinach zespół sanitarny - z martwą pacjentką - wrócił do tego samego szpitala ponownie. Tym razem do innej izby przyjęć. Na miejsce została wezwana policja. Okazało się, że jeden z sanitariuszy tego transportu jest pod wpływem narkotyków. 31 - latek został zatrzymany.” - informują dziennikarze.

Sprawą zajęła się już wrocławska prokuratura. W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym została powołana komisja, która ma ze swojej strony zbadać to zdarzenie.

Możliwe też, że placówka rozwiąże umowę z firmą na transport międzyszpitalny.

04.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

 

Wyznania męskiej prostytutki. Ile zarabia, kim są jego klientki?

"Bywa ostro. Zaczynają prosić o przebieranki, przynoszą własne ciuchy. Na pozór grzeczne, miłe, spokojne – jakbyś spotkał na ulicy, to byś nie pomyślał, że jak się jest z nią w łóżku, to rękę trzeba jej wykręcić" – mówi Marek, męska prostytutka.

Sławomir Skomra: Bez nazwiska?

Marek: Nie podawaj. Miasta też nie ujawniaj. Imię to żadna tajemnica: Marek.

I tak się przedstawiasz klientkom?
Tak i nie mam z tym żadnego problemu. Siedzimy w twoim mieszkaniu. Nie wygląda jak dom publiczny, nie ma czerwonych lampek, narzuty w cętki geparda…
A sam chciałbyś mieszkać w takim wystroju? Przecież ja tu codziennie żyję i urządziłem je tak, jak chciałem.

Tu przyjmujesz klientki?
Tak, ale często wybierają hotele, chociaż w pandemii był z tym kłopot. Na szczęście znalazło się kilka, które działały na lewo. Kiedy pytały, gdzie się umawiamy, to wskazywałem właściwy hotel. Płaciły za jedną dobę hotelową. Jak umawiamy się u mnie, to też nie ma z tym problemu. Mieszkam sam. Każdy pokój i kuchnia zamykane są na klucz. Klientka może poruszać się tylko między jednym pokojem i łazienką. W tym pokoju nie sypiam. To jest miejsce do przyjmowania pań.

Do rzeczy, ile bierzesz za puszczanie się?
Nie musisz tego tak nazywać. To po prostu usługa i tyle. Ktoś ma potrzebę, płaci i koniec.

To ile?
Od 200 do 250 zł za godzinę. Zależy od oczekiwań. Zazwyczaj na godzinie się nie kończy, ale nie mam stopera i nie liczę czasu co do minuty. Czy spędzimy 30 minut dłużej, to nie ma znaczenia. Musi też zapłacić za hotel, drinki, kolację w restauracji. Sponsoring jest droższy. Ustalamy cenę na pierwszym spotkaniu. Zaczynam od 3 000 zł za miesiąc. W zależności od oczekiwań cena idzie w górę lub w dół.

Czyli miesięcznie ile zarobisz?
Teraz to trudno określić, bo do niedawna prawie wszyscy siedzieli pozamykani w domach i niewiele się działo. Teraz to jakieś 4 000 zł, a wcześniej bywało dwa, trzy razy tyle.

Czyli masz kilkanaście klientek miesięcznie.
Czasem więcej, czasem mniej. W czerwcu było równo 10.

Jak zacząłeś z prostytucją?

Z tymi usługami, a nie tak koniecznie prostytucją. Na trzecim roku studiów. Politologia na średniej jakości uczelni. Kiedy nie wiedziało się, co ma się w życiu robić, to studiowało się politologię albo stosunki międzynarodowe. Dużo się imprezowało, a klubów do potańczenia w mieście było dosłownie 5. Ale były też dancingi. Jeden był w dużym hotelu. Czasami tam chodziliśmy. Nad salą taneczną były balkony. Ustawiały się tam kobiety w średnim wieku i wyhaczały chłopaków. Schodziły na dół, tańczyły, podrywały. Kończyło się w łóżku.

Ile miały lat?

40 – 50. Za którymś razem na koniec dostałem pieniądze – 100 zł. Wymieniliśmy się z nią numerami telefonów i spotkaliśmy kilka razy. Zawsze przynosiła jakiś prezent: perfumy, koszulę, męską bransoletę. Dostałem też rower. Trwało to jakieś pół roku, aż napisała, że sobie kogoś znalazła i już się nie spotkamy. Ale to mi podsunęło myśl, że w taki sposób można się ustawić.

I ogłaszasz się w internecie?

Tak. Anons ze zdjęciem z zasłoniętą twarzą. Często mam telefony.

Kim są twoje klientki?
Kobiety od 30 do 55 lat. Zadbane, majętne. Głównie samotne – rozwódki, singielki, wdowy. Czasami mają dzieci.

I nigdy nie poczułeś się źle, że bierzesz pieniądze za seks?
Nie. To dla mnie interes, a one miło spędzają czas.

Mają jakieś specjalne wymagania?
Niespecjalnie. Żadnego sado-maso. Chcą seksu. Często ostrego, z długą grą wstępną, trochę zabawy i gadżetów.

Masz jakieś?
Same przynoszą, ale nie na pierwsze spotkanie. Dopiero jak się ośmielą. Zawsze delikatnie pytam, na co mają ochotę. Mówią i mam wrażenie, że się przy tym nie krępują. Zawsze jednak muszę mieć wyczucie.

Co się zmieniło na przestrzeni lat?
Klientek jest więcej. I chłopaków, którzy się ogłaszają też. Ale jak patrzę na nich, to ręce opadają – jakieś chłopki ze zdjęciami swoich przyrodzeń albo Ukraińcy, którzy anons przetłumaczyli sobie w internetowym translatorze: „Ja lubić tylko kobiety...”. Żenada.

Czym ty się wyróżniasz?
Dbałością o siebie. Basen, siłownia, dobre ubrania, fryzjer co dwa tygodnie, depilacja ciała, żadnych kolczyków i tatuaży. Kosmetyczkę odwiedzam co miesiąc. Badanie na HIV robię co trzy miesiące i zawsze mam je w portfelu, żeby pokazać klientce, jeśli zapyta.

Inni nie są tacy?
Na pewno są loverboye, ale z tego co widzę po ogłoszeniach, to mnóstwo jest studenciaków albo napalonych kolesi po 40-tce. Samo przyrodzenie tu nie wystarczy, bo klientka chce całej otoczki doznań.

Czyli?
Trzeba bajerować, że ma świetne ciało i że ją uwielbiasz. Jak mam stałą klientkę, to świńtuszymy w necie. Ale nie można się narzucać. Nie można żądać nagich zdjęć. Nie chcę, żeby pomyślała o mnie, jak o jakimś zboczeńcu, który chce ją potem szantażować.

Sponsoring oznacza wyłączność na ciebie?
Tak im mówię i tak myślą, ale przyjmuje inne panie. Jeśli z kimś się umawiam na miesiąc, to jestem na każde zawołanie, tyle że czasami muszę przełożyć godzinę, bo mam inną klientkę. Poza tym pracuję i też nie zawsze mam czas.

Co jeszcze robisz?
Imprezuję. Pomagam organizować koncerty, dbam o muzyków, jak przyjadą tu na koncert, trochę jestem dj-em. To własna działalność gospodarcza. Wyciągam z tego mniej, niż z obsługi pań, ale też się nie spinam.

Wróćmy do seksu. Nie wierzę, że mają możliwość zażądania wszystkiego i są grzeczne.
Nie mówię, że są. Ale na pierwszych spotkaniach wszystko odbywa się klasycznie. Pocałunki, pieszczoty, seks. Kilka pozycji i do domu. Ale jak się trochę lepiej poznamy, to bywa ostro. Zaczynają prosić o seks analny, przebieranki, przynoszą własne ciuchy. Mają zabawki: wibratory, korki analne, kulki gejszy. Są takie, które chcą wykręcania rąk. Na pozór grzeczne, miłe, spokojne – jakbyś spotkał na ulicy, to byś nie pomyślał, że jak się jest z nią w łóżku, to rękę trzeba jej wykręcić.

Z seksem analnym nie masz problemu?
Zawsze używam prezerwatyw. A jak mówisz o higienie, to jeśli ma do tego dojść, to najpierw klientka idzie do łazienki. Czasami bierzemy prysznic razem.

Odmówiłeś kiedyś?
Nie. Ale były takie przypadki, że niemal siłą zaciągnąłem pod prysznic, ze względów higienicznych.

Masz 33 lata, ile pociągniesz w tym biznesie?
Nie wiem. Może jeszcze rok, może 10 lat. Jak mi się znudzi, to odejdę.

Masz dziewczynę?
Nie. Kilka koleżanek, ale bez zobowiązań. Może jak się kiedyś zakocham, to z tym skończę.

A klientki nie zakochują się w tobie?
Nie zdarzyło się. Chyba, w gruncie rzeczy, nie mają o mnie dobrego zdania.

03.07.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sl)

 

Subscribe to this RSS feed