Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Zarabiasz najniższą krajową? Komornik będzie mógł ją zająć
Słowo dnia: September
Światłowód oplecie Polskę. Duże pieniądze czekają na inwestorów
Belgia, Flandria: Powrót do szkół - i do starych problemów…
Polska: Stratus w natarciu. Znowu rośnie liczba zakażeń COVID-19
Belgia, praca: Jest lepiej! Chodzi o bezrobocie
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (wtorek, 2 września 2025, www.PRACA.BE)
Belgia, biznes: Tyle bankructw w lipcu. W tych sektorach najwięcej
Polska: Blisko 5 tys. złotych. Tyle mogą zapłacić kierowcy. Którzy?
Temat dnia: Technikum czy liceum? Jest nowy trend
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Marszałek senatu rozpętał burzę: „Mamy 1000 szpitali, powinno być 130”

Lawina komentarzy spłynęła po słowach Tomasza Grodzkiego. Jeden z najważniejszych polityków w Polsce przedstawia swój plan na uleczenie służby zdrowia. Zakłada likwidację setek szpitali.

Tomasz Grodzki (Koalicja Obywatelska) był jednym z gości weekendowego Campusu Polska Przyszłości w Olsztynie. To wydarzenie firmowane przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, które przyciągnęło około tysiąca młodych osób. Przemawiało wielu polityków KO, ale to słowa Grodzkiego nabrały największego rozgłosu. Marszałek senatu, lekarz, pytany był o o plan na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia. Wyjawił, że Polska powinna pójść śladem  Danii, gdzie po przeprowadzeniu szerokiej ankiety, zmniejszono liczbę szpitali, a poprawiło to jakość usług medycznych.

Grodzki wyliczał, że w tym zachodnim kraju jeszcze 16 lat temu funkcjonowały 132 szpitale na 5 milionów mieszkańców. Teraz jest to 16 placówek przypadających na taką samą liczbę pacjentów. „Personel jest zadowolony, a pacjenci plasują medycynę duńską na trzecim miejscu w świecie.” - mówił polityk i dodał: „W Polsce dziś mamy prawie tysiąc szpitali, ale powinno być około 130 szpitali na 40 milionów mieszkańców.” - zaproponował marszałek.

Komentarze przeciwników


Pomysł jest bardzo burzliwie komentowany przez polityków prawicy. Minister w kancelarii premiera Janusz Cieszyński wylicza, że 130 placówek to mniej niż funkcjonuje w Belgii, Czechach czy Austrii, a są to kraje mniejsze od Polski. Także lekarz, były marszałek senatu, Stanisław Karczewski pomysł Grodzkiego nazywa polityką zwijania Polski. „Szczególnie powiatowej i dyskryminacja mieszkańców mniejszych miejscowości. Ta totalna opozycja to prawdziwa udręka, nie dla PiS, ale dla Polski.” - komentuje.

Inny polityk PiS, Tomasz Latos, przewodniczący sejmowej komisji zdrowia przypomina, że gdy konstruowano w Polsce tzw. „sieć szpitali”, Platforma Obywatelska była za tym rozwiązaniem. „Walczyła, żeby każdy szpital był w tej sieci, też zaprzeczając swoim wcześniejszym wypowiedziom. Warto, żeby PO wypracowała jednolite stanowisko i powiedziała, czego tak naprawdę oczekuje.” - ocenia, a jego partyjny kolega, poseł Kazimierz Smoliński opisał obrazowo pomysł marszałka senatu: „Tak więc za rządów PO karetka z chorym do szpitala będzie jeździła nawet po 100 km, a ciężko chorzy będą się leczyć w domach”.

30.08.2021 Niedziel.BE // źródło: News4Media // fot. senat.gov.pl

(ss)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Podwyżki dla szefów państwowych spółek. Nawet po kilkanaście tysięcy złotych

Prezesi państwowych i samorządowych spółek mają otrzymać podwyżki. Takie plany ma rząd, który już przygotował projekt ustawy zapewniający wyższe zarobki. W grę wchodzi nawet kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie więcej.

Chodzi o szefów nie tylko spółek Skarbu Państwa, ale także komunalnych, których największymi, często jedynymi, udziałowcami są samorządy. Według opublikowanego na stronie Rządowego Centrum Legislacji projektu ustawy o szczególnych rozwiązaniach służących realizacji ustawy budżetowej na rok 2022 r., ma zostać odmrożony wskaźnik przeciętnego wynagrodzenia, a na jego podstawie określa się częściowo wynagrodzenie szefostwa publicznych firm.

Nawet kilkanaście tysięcy złotych

Obecny wskaźnik liczony jest od przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw za czwarty kwartał 2016 roku czyli od kwoty 4403,78 zł. Teraz rząd chce posługiwać się danymi z 2018, kiedy średnia pensja wynosiła 5071,25 zł. Szefowie największych firm co miesiąc mogą otrzymywać nawet 15-krotność wskaźnika plus nagrody, premie i inne dodatki. Podniesienie tej składowej doprowadzi - jak tłumaczy „Rzeczpospolita” - do podwyżek. To od kilku do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie na osobę. Zmiany mają dotyczyć nie tylko prezesów, ale także członków zarządów spółek.

Miliony złotych


Ile zarabia się w państwowych spółkach? W 2020 roku około 70 członków zarządów spółek Skarbu Państwa (notowanych w WIG20) otrzymało w sumie ponad 73 mln zł. Chodzi m.in. o takie firmy jak PGNiG, PKO BP, PKN Orlen, Lotos. Największe uposażenie mają osoby zarządzające bankiem PKO BP (w sumie to ponad 17 mln zł) oraz PZU (przeszło 12 mln zł). Prezes wspomnianego banku rocznie otrzymuje ok. 2,4 mln zł, a szef PGNiG 2,1 mln zł. Zarobki prezesa PZU wynoszą ok. 1,8 mln złotych. Daniel Obajtek, prezes PKN Orlen w 2020 roku otrzymał prawie 1,3 mln złotych.

Kontrowersyjne podwyżki


Na początku sierpnia, decyzją prezydenta Andrzeja Dudy, podwyżki (nawet 40 proc.) otrzymali: premier, ministrowie, wiceministrowie, marszałkowie sejmu i senatu oraz posłowie. Parlamentarzyści, w tym samym czasie, dostali do dyspozycji większe środki na prowadzenie swoich biur. W sejmie jest już projekt ustawy, autorstwa posłów PiS, przyznający podwyżkę prezydentowi Polski oraz samorządowcom – wójtom, burmistrzom czy prezydentom miast.

30.08.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Krystian Maj / KPRM

(ss)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: PiS majstruje przy wyborach. W grę wchodzi wydłużenie kadencji

Nie jesienią 2023 roku, ale później Prawo i Sprawiedliwość chciałoby przeprowadzić wybory samorządowe. Dzięki temu obecni włodarze gmin, powiatów i miast mają rządzić dłużej niż zaplanowano.

Ostatnie wybory samorządowe w Polsce odbyły się 21 października 2018 roku. Oznacza to, że po raz kolejny wójtów, burmistrzów, prezydentów miast oraz wszelkie lokalne rady powinno się wskazać jesienią 2023 roku. Od 2018 roku kadencja samorządowa trwa pięć, a nie - jak do czasu zmiany przepisów - cztery lata. Jest jednak bardzo możliwe, że samorządowcy będą swoje stanowiska sprawowali dłużej. Prawo i Sprawiedliwość poważnie rozważa przygotowanie ustawy, która wydłużyłaby kadencję i przesunęła w czasie wybory.

Kalkulacja i kumulacja

Jak informuje „Dziennik Gazeta Prawna”, do urn Polacy mieliby się udać nie jesienią 2023 roku, ale wiosną 2024 roku. W nieoficjalnych rozmowach wskazywane są dwie przyczyny. PiS chciałoby uniknąć kumulacji wyborczej, bo na jesień 2023 roku zaplanowano także wybory parlamentarne. Politycy partii rządzącej obawiają się, że podwójne głosowanie (między wyborami byłby miesiąc odstępu) może być dla Polaków dezorientujące i mogliby mylić kandydatów. Ma to także być ruch w strategii politycznej. PiS liczy na to, że w pierwszych wyborach (parlamentarnych) może uzyskać dobry wynik, a to z kolei ma szansę przełożyć się na późniejsze głosowanie (samorządowe).

Obecnie największymi miastami rządzą osoby krytyczne wobec władzy parlamentarnej, a najbardziej znaczącym ośrodkiem, na którego czele stoi polityk PiS jest 50-tysięczny Chełm w województwie lubelskim.

Jak zaznacza dziennik, Krajowe Biuro Wyborcze na zmianę terminów patrzy przychylnie. Dwa głosowania, przeprowadzone w niemal tym samym czasie, to wielka operacja logistyczna wymagająca powoływania licznych komisji czy szkoleń urzędników. „Nie wspominając o samych wyborcach, którzy byliby narażeni na szum informacyjny wynikający z prowadzonych równolegle kampanii wyborczych.” - komentuje Magdalena Pietrzak, szefowa KBW.

30.08.2021 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(ss)

 

  • Published in Polska
  • 0

Belgia: Alkohol w Belgii droższy niż w Holandii i w Niemczech

W Unii Europejskiej alkohol jest najdroższy w Finlandii, a najtańszy na Węgrzech – poinformowało unijne biuro statystyczne Eurostat.

W Finlandii cena alkoholu to 193% średniej ceny dla całej Unii Europejskiej. Oznacza to, że w tym kraju za produkty alkoholowe płaci się około 2,5 razy więcej niż na Węgrzech (73% unijnej średniej).

Alkohol jest też drogi m.in. w Irlandii (181%), Szwecji (166%), Grecji (137%) i Danii (127%). Do najtańszych pod tym względem państw należą oprócz Węgier także Rumunia (74%), Bułgaria (81%), Polska (87%), Czechy i Hiszpania (po 89%).

W Belgii ceny alkoholu są na poziomie 112% unijnej średniej. Oznacza to, że w kraju ze stolicą w Brukseli za alkohol zapłacimy więcej niż np. w Holandii (104%), Francji (101%) i w Niemczech (91%).

W niektórych krajach europejskich nienależących do UE ceny alkoholu są bardzo wysokie. Liderem jest tu Norwegia, gdzie średnia cena alkoholu wynosi aż 251% unijnej średniej. W Islandii jest to 239%.


30.08.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

 

  • Published in Belgia
  • 0
Subscribe to this RSS feed