Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Natuurpunt otwiera nowe centrum dla we Flandrii Zachodniej
Belgia: Nawet 16% mniej. To potaniało najbardziej
Belgia: Epidemia E. coli w domach opieki. Winna wołowina?
Słowo dnia: Biljetten
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek, 3 października 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Aż tylu milionerów w Belgii
Polska: Za tę butelkę kaucji już nie zapłacimy. W taki sposób obeszli system
Belgia, Flandria: Średnio ponad 85 lat! Długość życia wciąż rośnie
Polska: Ludzie się burzą, bo firmy wzywają ich do biur. Wolą pracę na odległość
Belgia, sport: Lekcja pokory. Wysoka porażka Unionu w LM
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Za tę butelkę kaucji już nie zapłacimy. W taki sposób obeszli system

Ledwie ruszył system kaucyjny, a już na rynku pojawiła się butelka, która kaucji nie podlega. Dzięki temu sklep ominie nowe przepisy. Internet się zagotował.

Polak potrafi, proste obejście durnego przepisu – tak skomentował to w serwisie pepper.pl ulman, internauta.

Od środy 1 października wszystkie sklepy o powierzchni powyżej 200 mkw. są zobowiązane zbierać od klientów butelki i puszki. I to bez względu na profil działalności. Mniejsze sklepy – dodajmy jeszcze – mogą, ale nie muszą.

Woda w butelce o nietypowej pojemności

Razem z systemem kaucyjnym w Kauflandzie pojawiła się – jak podaje Wp.pl – woda w plastikowej butelce, która jest poza systemem. Sklep informuje o tym klientów w swojej gazetce.

Chodzi o wodę „Ustronianka” w butelce o nietypowej pojemności, bo  3,001 litra. Można ją kupić za 2,69 zł.

Chwyt z minimalnym zwiększeniem objętości wykluczył butelkę Ustronianki z systemu kaucyjnego. Bo – przypomnijmy dla jasności – obejmuje on trzy rodzaje opakowań:

- butelki plastikowe do 3 litrów – kaucja wynosi 50 groszy, 
- metalowe puszki do 1 litra – kaucja 50 gr,
- szklane butelki wielorazowego użytku do 1,5 litra – kaucja 1 zł.

Kaucja jest, butelkomatów w okolicy brak

Zabieg wyprowadzania butelki poza system kaucyjny rozgrzał emocje internautów.

„Odkąd byłem dzieckiem, słyszałem jęki, bo u Niemców są, a u nas nie. I kiedy wreszcie to wchodzi u nas, to słyszę trzask pękających «D» o tym, jakie to złe. Co niby jest durnego w systemie kaucyjnym?” – pyta jeden z komentujących.

„Niech ich szybko dojadą za to. Kpią sobie z państwa, czyli z nas wszystkich i kretyni w komentarzach im jeszcze biją brawo. I to nie „Polak potrafi” tylko Niemiec. W ich kraju nie myślą nawet o tym, żeby sobie drwić z prawa, a u nas jeszcze za to dostaną uznanie. Chory kraj” – skwitował kolejny użytkownik pepper.pl.

I jeszcze jeden głos w dyskusji: „U mnie w mieście problem jest taki: kaucja jest, butelkomatów w najbliższej okolicy brak. Najbliższy jest w Lidlu, jakieś 7 km ode mnie. Jak ktoś nie ma samochodu, to ma zapitalać ze śmieciami po mieście.

W osiedlowym sklepie, gdzie kupuje wodę, zapytałam, co ze zwrotem: tutaj mam płacić kaucje, a butelki wozić do miasta? Odpowiedź: No tak. Durne to wszystko. Dopóki nie będzie więcej butelkomatów, to jest to po prostu utrudnianie życia.


02.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva / Kaufland

(sc)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Ludzie się burzą, bo firmy wzywają ich do biur. Wolą pracę na odległość

Coraz więcej firm ściąga pracowników z pracy zdalnej do biur. Pokazuje to przykład Allegro. Tyle że ludzie nie chcą wracać.

Praca zdalna w Polsce jest obecna od lat, ale do czasu wybuchu pandemii koronawirusa nie była aż tak popularna. Szefowie woleli mieć pracowników na miejscu, pod ręką.

COVID-19 zmienił wszystko. Zmusił wiele firm i urzędów do pracy na odległość. Okazało się, że to dla pracodawców oszczędność (mniejsze koszty utrzymania biura), a dla pracowników korzyść (nie ma dojazdów, można samemu zarządzać swoim czasem).

Wydawało się, że skoro ten model się sprawdza, to tak już zostanie. Jest inaczej.

To utrudni dostęp do rynku pracy mieszkańcom wsi i małych miast

„Allegro nakazało swoim pracownikom pracę z biur przez cztery dni w tygodniu” – donosi gazeta.pl, a firma potwierdza, że wprowadza zmiany. Mają wejść w życie na początku 2026 roku. 

Marcin Gruszka, rzecznik prasowy Allegro, tłumaczy: „Mamy wiele nowych pomysłów na rozwój, bardzo ambitne plany i potrzebujemy pełnej mobilizacji i zaangażowania naszego zespołu”. I nie jest to jedyna taka firma. Coraz więcej przedsiębiorstw rezygnuje ze zdalnego modelu pracy. 

Według raportu Personnel Service – 38 proc. firm oferuje swoim pracownikom model hybrydowy (część czasu w domu, część w biurze), a 47 proc. pracodawców w ogóle nie chce słyszeć o pracy zdalnej.

„Zainteresowanie ofertami z taką formą zatrudnienia jest bardzo duże – według raportu OLX Praca ogłaszający się z takimi wakatami pracodawcy dostają ponad pięć razy więcej odpowiedzi niż w przypadku ofert pracy stacjonarnej” – podkreśla gazeta.pl.

Konrad Grygo, starszy analityk biznesowy OLX Praca< wyjaśnia: – Jak wynika z naszych danych, liczba tego typu ofert kurczy się, co może mieć związek z coraz powszechniejszym trendem powrotu do biur. Tyle że stoi on w opozycji do idei tworzenia włączającego rynku pracy, ponieważ może jeszcze bardziej utrudnić dostęp do niego mieszkańcom wsi czy małych i średnich miast.

Burza wśród pracowników

Problem w tym, że nie wszyscy chcą wracać do biur. W sieci pojawiło się mnóstwo opinii pracowników Allegro, którzy nie zgadzają się na takie postępowanie. I nie chodzi wyłącznie o pracę zdalną.

Do końca września 2026 firma zmierza zamknąć swoje biura we Wrocławiu i Gdańsku. Jednocześnie Allegro nie mówi, że będzie zwalniać, ale oferuje pracownikom z tych miast relokację do innych oddziałów: w Poznaniu, Toruniu i Krakowie. Daje też do 40 tys. zł wsparcia finansowego na przeprowadzkę. 


02.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sp)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: „Szon patrole” to nie niewinny wybryk, ale przemoc wobec innych

„Szon patrole” w szkołach wzorem „policji obyczajowej” „polują” na uczennice, żeby potem je piętnować, publikując ich zdjęcia w sieci. MEN i rzecznik praw dziecka reagują, ostrzegając przed konsekwencjami prawnymi i psychicznymi.

W polskich szkołach pojawiło się nowe, ale groźne zjawisko. Samozwańcze „szon patrole” – grupy nastolatków w odblaskowych kamizelkach – nagabują uczennice, robią im zdjęcia, a potem publikują w internecie, często z obraźliwymi komentarzami. Zjawisko, które miało swój początek w mediach społecznościowych, szybko przeniosło się do realnego świata.

Dlatego sprawą „szon patroli” zainteresowała się m.in. posłanka KO Katarzyna Osos. Nadała temu formę interpelacji poselskiej. Podkreśliła w niej, że takie działania to forma nękania i znieważania, prowadząca do realnych dramatów psychicznych. I zapytała Ministerstwo Edukacji Narodowej o reakcję na to groźne zjawisko.

MEN: taka aktywność nie może być bagatelizowana

W odpowiedzi ministra Barbara Nowacka wystosowała listy do kuratorów, dyrektorów i nauczycieli. Zaapelowała w nim o natychmiastowe działania i jasne procedury reagowania.

MEN przypomniało, że „szon patrole” to działalność niedozwolona i karalna, a szkoły powinny stosować sankcje statutowe.

„Tego rodzaju aktywność jest sprzeczna z prawem i nie może być bagatelizowana” – napisała szefowa MEN.

Wiceministra Joanna Piechna-Więckiewicz dodała, że zgodnie ze statutem szkoły mają obowiązek chronić godność uczniów. Dlatego… – …jeśli to zjawisko wystąpi w środowisku szkolnym, powinno być eliminowane na bieżąco – podkreśliła.

Resort przygotował też poradnik „Bezpieczna szkoła” oraz zapowiedział październikowe programy profilaktyczne, mające przeciwdziałać przemocy rówieśniczej i edukować o zagrożeniach cyfrowych.

Celem jest publiczne upokorzenie

Do działań włączyła się także rzeczniczka praw dziecka. Monika Horna-Cieślak w piśmie do platform społecznościowych wskazała, że praktyki te „prowadzą do stygmatyzacji, wykluczenia, a w konsekwencji mogą doprowadzić do tragedii”.

Prof. Mikołaj Małecki z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca natomiast uwagę na inny aspekt tego zjawiska.

– „Szon patrole” niewątpliwie są przejawem nieakceptowalnego wkraczania w prywatność.  To nie jest niewinny wybryk, ale realna przemoc wobec jednostki, której celem jest publiczne upokorzenie – stwierdził w rozmowie z „Rzeczpospolitą.

Ofiary mają objawy przewlekłego stresu i depresji

Prawnicy przypominają, że publikowanie takich materiałów może zostać zakwalifikowane jako zniesławienie lub zniewaga, a wobec nieletnich stosowane są środki wychowawcze, włącznie z nadzorem kuratora.

Psychologowie natomiast ostrzegają, że skutki wykraczają daleko poza Kodeks karny. Według analiz cytowanych przez Medonet, nastolatki dotknięte działalnością „szon patrolu” wykazują objawy przewlekłego stresu, lęków i depresji.

Dlatego MEN zapowiada kolejne działania edukacyjne i programy wspierające, ale – jak zaznaczają pedagodzy – o skuteczności walki z tym zjawiskiem zadecyduje przede wszystkim szybka reakcja dorosłych i stworzenie w szkołach przestrzeni, w której uczniowie nie będą bali się prosić o pomoc.


02.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sp)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: 10 można, a 11 już nie. Taką tolerancję mają radary przy drogach

Wiesz, że jedziesz za szybko, a nie dostałeś mandatu? To przez tolerancję błędu fotoradaru. Dobrze widzieć, przy jakiej prędkości wpada się w kłopoty. I nie dotyczy to wyłącznie masztów z żółtymi skrzynkami.

Kierowcom nie trzeba tego wyjaśniać, ale warto przypomnieć, że na piratów drogowych polują nie tylko fotoradary ustawione przy drogach i odcinkowe pomiary prędkości. Kierowcy muszą także uważać na nieoznakowane pojazdy Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD), które są wyposażone w fotoradary.

Uważaj na zaparkowane auto

Zwykło się myśleć, że samochody GITD, tak jak policyjne radiowozy, namierzają pojazdy w ruchu. Że inspektorzy jadą za przekraczającym prędkość, rejestrują wykroczenia i kończy się mandatem.

Tak jest… ale nie zawsze.

„Kluczowe w przypadku pojazdów GITD jest to, że do rejestrowania wykroczeń, nie muszą się one znajdować w ruchu. Wystarczy zaparkować ja na poboczu drogi. Do momentu, w którym pracuje w nich silnik i kamera widzi nadjeżdżające pojazdy, przekroczenia prędkości są dokumentowane. Nie ma nawet wymogu, aby za kierownicą auta siedział funkcjonariusz. Wszystko odbywa się w pełni automatycznie” – ostrzega moto.pl.

Zatem takie, postawione na poboczu BMW działa jak stacjonarny radar do mierzenia prędkości.

Ile można jechać?

– Nigdy nie dostałem mandatu z fotoradaru, chociaż prawo jazdy mam od 20 lat – mówi pan Paweł. I od razu przyznaje: – Nie zawsze jeżdżę przepisowo. Czasami trzeba „depnąć”.

Dlaczego zatem nie za każde przekroczenie prędkości jest mandat? Otóż urządzenia mają tolerancję błędu, która wynosi 10 km/h. To ten margines błędu, na który może sobie pozwolić kierowca.

„Przedstawiciele Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) zapewniali, że próg ten jest respektowany, a w niektórych przypadkach tolerancja bywa nawet wyższa” – sięga 25 km na godz. – podaje autoswiat.pl.

Lepiej jednak mieć w głowie to 10 km/h.

11 to nie 10

Tu trzeba jednak wiedzieć, że jeżeli ktoś przekroczy prędkość o 11 km/h i da się „ustrzelić”, to nie zostanie ukarany za przekroczenie prędkości o 1 km/h, ale o 11 km/h.

W tym przypadku mandat wynosi 100 zł, a na konto kierowcy wędrują 2 punkty karne.


02.10.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canard

(sw)

Subscribe to this RSS feed