Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Takiego odszkodowania za błędy w leczeniu jeszcze nie było
Belgia: Relikwie św. Bernadetty w antwerpskiej katedrze
Polska: Matura poza szkołą? Właśnie pojawiła się taka propozycja
Belgia: Alert bombowy na lotnisku w Charleroi był fałszywy
Polska: Rząd szykuje zmiany w korzystaniu z dowodów osobistych
Temat dnia: Ile pracuje się w Belgii? W Polsce tydzień pracy dużo dłuższy
Polska: Kosiarze weszli między bloki. To bolesna pobudka dla wielu osób
Belgia odpadła z Eurowizji!
Niemcy: Handlarze migrantami zatrzymani przez niemiecką i belgijską policję
Polska: Jutro już ostatni dzień. Bez tego nie zagłosujesz poza domem [WIDEO]
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Diagnoza: cukrzyca typu 1. Jak dalej żyć?

Z cukrzycą typu 1 jest jak z przejściem w samolocie z autopilota na sterowanie ręczne – mówi dr n. o zdr. Rafał Szpakowski, edukator diabetologiczny z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM. Na początku to trudne, bo utrzymanie poziomu glukozy we krwi w normie zależy od bardzo wielu czynników, a rodzice mierzą się z nowymi problemami w ogromnym stresie. I nie ma czasu na spokojne rozważania.

Z czym na początku mierzą się rodzice młodych diabetyków, gdy trafiają na oddział szpitalny? To pan, jako edukator, prowadzi ich na początku za rękę, bo poruszają się chyba zupełnie po omacku?


Najczęściej przeżywają oni ogromny szok. Nie wierzą w diagnozę. Niejednokrotnie negują chorobę. Dotychczasowy ich świat upadł jak domek z kart. Do tej pory wszystko było dobrze. Mieli zdrowe dziecko i nagle okazuje się, że od chwili przekroczenia progu szpitala muszą zmierzyć się z chorobą, która jest trudna do okiełznania i o której często nawet nie słyszeli. Pomału zdają sobie sprawę, że są na nią skazani, że będzie obecna w ich życiu cały czas, nawet jeśli dziecko się wyprowadzi. To na nich na początku ciąży odpowiedzialność za chorobę. Muszą nauczyć się wyliczać dawki insuliny i reagować na spadki i wzrosty cukru bez względu na porę dnia i nocy. Poznać mechanizm jej działania.

Wiele zależy od osobowości rodziców i tego, w jakim wieku jest ich dziecko. Jeśli jest ono małe, to rodzic przejmuje pełną kontrolę nad chorobą. Musi wstawać w nocy, być cieniem dziecka. Z drugiej strony im mniejsze dziecko, tym łatwiej oswaja się z chorobą. Nie postrzega jej jak wielkiego problemu. Natomiast dużo ciężej jest dzieciom w wieku szkolnym, gdy często pojawia się już większa świadomość i niejednokrotnie brak zrozumienia ze strony rówieśników. Powtarzam rodzicom na spotkaniach, że ich świat się zmienia, ale to nie jest jeszcze koniec świata. Przyzwyczajenie jest przecież drugą naturą człowieka.

Co zrobić, by młodzi diabetycy nie musieli się spotykać z ignorancją, brakiem empatii, wytykaniem palcami przez rówieśników w szkole. Niestety te wszystkie reakcje nadal są na porządku dziennym…

Rozwiązaniem jest edukowanie uczniów. Często fundacje, na prośbę rodziców diabetyków, przysyłają przeszkolone osoby, by opowiedziały o cukrzycy i o tym, jak z nią postępować. Ale to często nie wystarcza, by rówieśnicy zrozumieli na czym ta choroba polega. Większość otwiera oczy, gdy diabetyk nosi pompę insulinową albo nosi przy sobie garść czegoś słodkiego na wszelki wypadek, gdyby pojawiła się hipoglikemia, czyli niedocukrzenie. Wydaje mi się, że ważne byłoby wyrwanie tych wszystkich zdrowych dzieci z ich strefy komfortu np. z klasy i wrzucenie ich do prawdziwego świata diabetyków. By zobaczyły, jak wygląda każda chwila życia z cukrzycą. Wyliczanie wymienników, podawanie insuliny, robienie co trzy dni wkłuć i wymiana sensora (mierzy poziom cukru), czy mierzenie cukru z palca glukometrem. Kto z nas nie boi się igły? A diabetyk musi czasami nakłuwać palec kilka lub kilkanaście razy dziennie. Kto chciałby się z nim zamienić? Chodzi o to, by te osoby zarazić empatią, by weszły w buty tych wszystkich młodych osób w wieku szkolnym mierzących się na co dzień z cukrzycą typu 1.

Cukrzyca jest chorobą na tym etapie postępu medycyny nadal nieuleczalną, ale też najtrudniejsze w niej jest to, by ją kontrolować. To bardziej „zarządzanie” niż leczenie.


Tak właśnie jest. Warto sobie też uświadomić, że oprócz tych trzech podstawowych elementów, o których się mówi, czyli poziom insuliny, aktywność fizyczna, jedzenie, największy wpływ na glikemię mają emocje czy infekcja. O nie szczególnie w wieku dojrzewania i przy cukrzycy nie trudno. Jeśli ktoś ma negatywne podejście, to trudno mu będzie z tą chorobą. W tej chorobie człowiek czuje się cały czas do czegoś zobligowany: do zmierzenia cukru, podania insuliny, wiecznej kontroli. Dzieci i rodzice często czują się zmęczeni. Powtarzam jednak podczas szkoleń w szpitalu, że świat nie jest idealny i każdy ma jakiś problem do rozwiązania. Najważniejszy nie jest problem, tylko nasze podejście do niego i ludzie jakich napotykamy podczas jego rozwiązywania. Z wiekiem, gdy dziecko staje się bardziej samodzielne, zaczyna przejmować pałeczkę.

To chyba moment, na który rodzice czekają, ale którego się obawiają. Wiek wcale nie przesądza o tym, że dziecko bierze chorobę w swoje ręce. Zależy to chyba bardziej od charakteru diabetyka i podejścia samych rodziców?


Trudno orzec, kiedy tak naprawdę oddać kontrolę choroby w ręce naszego dziecka. To powinno następować sukcesywnie, małymi krokami. Skrajne postawy, czyli nadopiekuńczość czy zupełne wycofanie się przez rodziców nie jest dobre. Myślę, że podstawą prowadzenia tej choroby jest zaufanie. Dziecko powinno postępować tak, by można mu było zaufać. To długotrwały proces, bo w XXI w. zaufanie można powiedzieć to towar deficytowy. Rodzic powinien umieć zmotywować swoje dziecko do tego, by zależało mu na utrzymywaniu glikemii w normie. Nie powinien zasłaniać się tym, że nie ma wpływu na dziecko i zostawia mu wolną rękę. Tu przecież chodzi o jego zdrowie. Z drugiej strony, jeśli rodzic poświęca swoje zdrowie, czas, sen, energię, pieniądze na to, by trzymać chorobę w ryzach, to dziecko powinno w tym wesprzeć rodzica. Trzeba od samego początku uczyć odpowiedzialności i wspólnie podejmować decyzje terapeutyczne, bo przecież gra toczy się o zdrowie.

A tak zupełnie od początku. Jak pan tłumaczy na pierwszych zajęciach, czym jest cukrzyca typu 1?


To przejście z autopilota na sterowanie ręczne w samolocie, którego nigdy nie prowadziliśmy. Z początku wydaje się trudne, jednak po dwóch tygodniach teorii i praktyki w klinice pod okiem personelu jest wystarczająco proste dla rodziców, aby poradzić sobie z kontrolą choroby w domu. Oczywiście praktyka czyni mistrza. Rodzic dużo uczy się także sam z własnej praktyki i obserwacji, poza środowiskiem medycznym, gdyż cukrzyca to choroba wymagająca spersonalizowania, indywidualnego podejścia. W praktyce to jak chodzenie po linie na wysokości. Ciągle trzeba trzymać równowagę,  czyli odpowiedni poziom cukru. Nie może być ani za niski ani za wysoki. Do tej pory organizm zarządzał sam glikemią, a teraz to my musimy to robić. Porównałbym to jeszcze to partii szachów błyskawicznych. W przeciwieństwie do klasycznych szachów, gdzie koncentrujemy się na szukaniu najlepszego ruchu w pozycji, tutaj akcent położony jest na to, by popełnić jak najmniej błędów – a na pewno je popełnimy - i doprowadzić do zwycięstwa, zanim skończy się czas. W cukrzycy też nie da się wszystkiego zrobić idealnie i jak w życiu czas nas ogranicza, jest go zwykle za mało (nie samą cukrzycą człowiek żyje – powtarzam zawsze), ale najważniejsze to  popełniać jak najmniej błędów.

Kiedy popełnia się te błędy?

Najczęściej przy wyliczaniu węglowodanów, które zawarte są w posiłku. Na nie podaje się odpowiednią ilość insuliny. Na jednej szalce ma być wyliczone jedzenie, na drugiej odpowiednia ilość insuliny (dawka zależy od naszej wrażliwości na insulinę, od indywidualnego zapotrzebowania organizmu). To wszystko musi się równoważyć. To cała sztuka, bo oczywiście kupowany przez nas pokarm różni się w swoim składzie. Zależy to nawet od tego, czy coś jest ugotowane al dente, czy raczej rozgotowane. Czy zawiera tłuszcz, czy białko, czy tylko same węglowodany. Jaka jest ich proporcja. Też pewne znaczenie może mieć flora bakteryjna w jelicie, np. mleko niektórym osobom bardzo podnosi poziom glikemii, a innym już nie tak bardzo. Starsza młodzież często też zapomina podać insulinę. Nie chcę wchodzić w szczegóły. Powody są różne. Od wielu różnych czynników może zależeć poziom cukru we krwi. Niektórzy pacjenci zauważają zmiany glikemii w zależności od warunków atmosferycznych, np. mróz, silny wiatr, pełnia księżyca. Generalnie w cukrzycy typu 1 chodzi o to, by skroić swój własny „garnitur na miarę”. Ta choroba wymaga często podejścia bardzo indywidualnego. Na szczęście z czasem nabywa się doświadczenie. Poznaje, jak ta choroba funkcjonuje i zaczyna się ograniczać czas potrzebny na zarządzanie nią.


10.02.2023 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie / dr n. o zdr. Rafał Szpakowski, edukator diabetologiczny. Doktor nauk medycznych i nauk o zdrowiu. Pracuje w Oddziale Klinicznym Diabetologii Dziecięcej i Pediatrii w UCK Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. // fot. Oko Laa, Grecja / shutterstock.com

(cl)


Ptaki poprawią ci nastrój

Istnieją badania dowodzące korzystnego wpływu obserwacji ptaków i aktywności z nimi związanych na poprawę samopoczucia, nastroju i ustępowanie lęku. Jeśli masz gorszy dzień może warto wyjść na spacer i poszukać ptaków? Interwencje oparte na kontakcie z naturą są jedną z nowatorskich metod oddziaływania na zdrowie psychiczne. Ukazuje się coraz więcej badań na temat pozytywnego wpływu natury na odbudowę psychiczną i samopoczucie, które z kolei wiążą się z satysfakcją z życia.

Zdaniem brytyjskich naukowców, widok ptaków i wydawane przez nie odgłosy poprawiają nastrój nawet na osiem godzin – informuje pismo „Scientific Reports”.

Przekonują o tym naukowcy z King’s College London, którzy wykorzystali aplikację na smartfony, aby zebrać w czasie rzeczywistym raporty o samopoczuciu psychicznym badanych osób wraz z raportami o zaobserwowaniu ptaków lub usłyszeniu ich śpiewu.

„Korzystając z aplikacji Urban Mind, po raz pierwszy pokazaliśmy bezpośredni związek między widzeniem lub słyszeniem ptaków a pozytywnym nastrojem”- powiedział główny autor badania Ryan Hammoud.

Badanie odbyło się pomiędzy kwietniem 2018 r. a październikiem 2021 r., a 1292 uczestników zgłosiło 26 856 ocen nastroju za pomocą aplikacji Urban Mind, opracowanej przez King’s College London, architektów krajobrazu J&L Gibbons i fundację artystyczną Nomad Projects. Uczestników zrekrutowano na całym świecie, przy czym większość znajdowała się w Wielkiej Brytanii, Unii Europejskiej i USA.

Aplikacja trzy razy dziennie pytała uczestników, czy widzą lub słyszą ptaki, a następnie zadawała pytania dotyczące samopoczucia psychicznego, aby umożliwić naukowcom ustalenie związku między nimi i oszacowanie czasu trwania tego związku.

W trakcie badania zbierano również informacje na temat istniejących diagnoz chorób psychicznych i stwierdzono, że słyszenie lub widzenie ptaków było związane z poprawą samopoczucia psychicznego zarówno u osób zdrowych, jak i u osób z depresją. Naukowcy wykazali, że powiązań pomiędzy ptakami a samopoczuciem psychicznym nie można wyjaśnić współwystępującymi czynnikami środowiskowymi, takimi jak obecność drzew, roślin czy cieków wodnych.

Partner badawczy i architekt krajobrazu Jo Gibbons z J&L Gibbons określił to bardziej malowniczo: „Kto nie dostroił się do melodyjnej złożoności chóru świtu wczesnym rankiem? Wielozmysłowe doświadczenie, które wydaje się wzbogacać codzienne życie, bez względu na nasz nastrój i miejsce pobytu. Te ekscytujące badania pokazują, jak bardzo podnosi na duchu widok i dźwięk śpiewu ptaków. Dostarcza intrygujących dowodów na to, że bioróżnorodne środowisko działa regenerująco pod względem dobrostanu psychicznego. Że zmysłowa stymulacja śpiewem ptaków, część tych codziennych >>dawek<< natury, jest cenna i trwała”.

Nie trzeba być ekspertem w zakresie przyrody, aby odnieść korzyść psychologiczną z kontaktu z elementami środowiska naturalnego. Wystarczy pewien poziom wiedzy i zaangażowania.

"Obserwatorzy ptaków nie muszą mieć dużej wiedzy, ale obserwacje ptaków muszą być ważne dla nich ważne. To z kolei sugeruje, że nawet osoby początkujące w obserwacji ptaków z niewielkim doświadczeniem mogą czerpać korzyści zdrowotne z aktywności w czasie wolnym" - przekonuje psychiatra dr n med. Sławomir Murawiec, autor książki o ornitologii terapeutycznej.

Jego zdaniem, szczególnie teraz, po pandemii, gdy pomocy psychologicznej wymaga zdecydowanie więcej osób, istnieje potrzeba opracowania dodatkowych metod wspomagających zdrowie psychiczne.

"Jednym z nowych kierunków w psychiatrii światowej jest opracowywanie interwencji opartej na kontakcie z naturą. Oczywiście leczymy lekami, psychoterapią i połączeniem tych metod, ale metodą wspomagającą może być kontakt z naturą" – uważa specjalista.

W czasopiśmie „Ecopsychology” ukazał się artykuł jego współautorstwa napisany wraz z prof. Christoph’em Randler’em z Eberhard Karls University w Tuebingen i prof. Piotrem Tryjanowskim poświęcony wpływowi obserwacji ptaków na subiektywne odczuwanie regeneracji/”odbudowy” psychologicznej.

Prof. Murawiec, znanym w środowisku psychiatrów ze swych zamiłowań ornitologicznych wskazuje, że słuchając ptaków, ćwiczymy przy okazji funkcje poznawcze i pamięć.

"Pozornie tylko obserwujemy ptaki, ale tak naprawdę wypatrując je, słuchając zastanawiamy się, jak wyglądają. Gdy rozpoznaję np. dzięcioła zielonego porównuję jego obraz, który mam zapisany w mózgu z tym co widzę, to trochę jak rozwiązywanie krzyżówek, świetne ćwiczenie dla mózgu, w dodatku w znacznie przyjemniejszych warunkach niż w zamkniętym pomieszczeniu. Te doznania dotyczą wielu obszarów naszego mózgu, bo nie tylko pamięci, ale też zmysłów słuchu i wzroku. Dostarczamy sobie przyjemnych przeżyć, wypełniamy pamięć przyjemnymi wspomnieniami" – przekonuje psychiatra w rozmowie z dr hab. prof. Instytutu Biologii UP Tomaszem Zielonką dostępnej na kanale YouTube.

Opracowania naukowe dowodzą, że w takich warunkach świetnie się regenerujemy i odpoczywamy. Bo w środowisku miejskim ilość bodźców jest olbrzymia, jesteśmy przestymulowani, w lesie natomiast nasz mózg nie jest tak obciążony, stwarzamy mu wolną przestrzeń i nasza zdolność myślenia jest dużo bardziej wydajna.

"Dzięki temu na bieżące sprawy, na siebie możemy popatrzeć z innej perspektywy, nie odczuwamy presji, następuje pewnego rodzaju przełączenie. Prace naukowe mówią o innym sposobie funkcjonowania. Z jednej strony patrzę na ptaki, staram się je rozpoznawać, jestem zajęty jakimś celem, ale jednocześnie z tyłu głowy myślę o swoim życiu. Dzieje się coś takiego jak we śnie – mamy przecież nawet takie stwierdzenie >>muszę się z tym przespać<< – to właśnie tak działa" – wyjaśnia dr Murawiec.

Na zachodzie modne stało się polecanie pacjentom tzw. „kąpieli leśnych”. Shinrin-yoku wywodzi się z Japonii i powoli staje się uznaną metodą walki ze stresem, z depresją czy bezsennością. Można je wzbogacać o obserwacje ptaków i czerpać z tego dodatkowe korzyści.


09.02.2023 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie // źródła: https://www.nature.com/articles/s41598-022-20207-6 / https://www.liebertpub.com/doi/10.1089/eco.2021.0062 / https://www.youtube.com/watch?v=EjQwQkoOpZo // foto: Common Hoopoe (dudek zwyczajny / Upupa epops) or Eurasian Hoopoe birds with spiky hairs and feathers standing together on the same branch // Dudek zwyczajny (Upupa epops). Fot. Super Prin, Tajlandia / shutterstock.com

(cf)


Polska: Kolej to najbardziej ekologiczny środek transportu. W Polsce wciąż jednak dominują samochody i ciężarówki

– Polska wciąż jest jednak mocno skoncentrowana na transporcie samochodowym, podobnie zresztą jak wiele innych państw. To zrozumiałe, bo przejście w kierunku innych środków transportu jest dużym krokiem, potrzeba wielu inwestycji w infrastrukturę fizyczną i cyfrową. Jednak, jeśli będą inwestycje i będzie wola polityczna, to przyszłość rysuje się optymistycznie – uważa Monika Heiming, szefowa Stowarzyszenia Europejskich Zarządców Infrastruktury Kolejowej w UE (EIM).​ Jak wskazuje, wyzwaniem na nadchodzące lata jest wzrost konkurencyjności sektora kolejowego, tak aby stanowił on atrakcyjną alternatywę dla innych środków transportu. Jednak pod względem środowiskowym już w tej chwili kolej zajmuje pierwsze miejsce i jest najmniej emisyjnym sposobem przewozu ludzi i towarów.

– Kolej jest środkiem transportu o najwyższej efektywności pod względem zużycia energii, najbardziej ekologicznym pod względem emisji CO2, a także najbardziej wydajnym, ponieważ na niewielkiej przestrzeni transportowane są duże ładunki. I to jest optymalna sytuacja, jeżeli chodzi o wpływ na środowisko, ale także drgania czy hałas. To bardzo dobry sposób na transport dużej liczby osób i towarów w sposób najbardziej efektywny energetycznie i zrównoważony – mówi Monika Heiming.

Według danych przytaczanych przez UTK transport w Europie generuje 25 proc. całkowitych emisji CO2. Największa jego część, bo aż 72 proc., pochodzi z transportu drogowego, do którego zaliczają się m.in. samochody osobowe i ciężarówki. Lotnictwo wraz z transportem morskim produkują odpowiednio 12 i 14 proc. dwutlenku węgla, natomiast kolej zajmuje pod tym względem ostatnie miejsce – tylko 0,4 proc. CO2 emitowanego przez transport w Europie pochodzi z transportu kolejowego. To niewiele w porównaniu do alternatywnych form podróżowania – w przeliczeniu na pasażera pociągi produkują trzykrotnie mniej dwutlenku węgla niż samochody i aż osiem razy mniej niż samoloty. Co istotne, kolej to również jedyny środek transportu, który od 1990 roku zmniejszył ogólną emisję spalin, m.in. dzięki modernizacji lokomotyw, które z roku na rok są coraz bardziej przyjazne środowisku (dane „Transport and environment report 2020”, EEA).

– Kolej jest bardzo efektywna energetycznie i charakteryzuje się niskimi emisjami CO2 w porównaniu do pozostałych środków transportu, ale nadal musimy popracować nad wykorzystaniem paliw alternatywnych. W tej chwili toczą się szeroko zakrojone rozmowy dotyczące m.in. wykorzystania wodoru, energii wiatrowej i fotowoltaicznej. Takie inicjatywy są prowadzone w całej Europie – mówi szefowa EIM.

W dążeniach do całkowitej zeroemisyjności sektora kolejowego pomóc mają silniki wodorowe, które emitują wyłącznie parę wodną. Także energia elektryczna, wykorzystywana do napędu pociągów, ma być w nadchodzących latach pozyskiwana z odnawialnych źródeł. Zgodnie z założeniami Programu Zielona Kolej w 2030 roku OZE powinny pokrywać już 85 proc. obecnego zapotrzebowania kolei na energię. Szacuje się, że pozwoli to zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych w tym sektorze o ok. 9 mln t rocznie.

W Polsce przykładem tego dążenia przewoźników do minimalizowania swojego wpływu na środowisko jest chociażby PKP Intercity. Obecnie już 85 proc. taboru spółki nie emituje spalin wcale, a dodatkowo pociągi Pendolino, PesaDART i FLIRT3 już na etapie projektowania powstawały z myślą o środowisku i zostały zbudowane z ekologicznych, podlegających recyklingowi materiałów. Spółka wylicza, że tylko w 2020 roku Polacy podróżujący pociągami PKP Intercity przyczynili się do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla o 460 tys. t.

Niższe emisje to jednak niejedyna zaleta transportu kolejowego, w którym narażenie na ponadnormatywny hałas jest znacznie niższe niż w przypadku transportu drogowego. Podobnie zresztą jak i bezpieczeństwo podróżowania. Jak wynika z danych w bazie Eko kolej, w 2020 roku w transporcie drogowym w Polsce wydarzyło się niemal 60 razy więcej wypadków niż w transporcie kolejowym.

– Polska wciąż jest jednak mocno skoncentrowana na transporcie samochodowym, podobnie zresztą jak wiele innych państw. To zrozumiałe, bo przejście w kierunku innych środków transportu jest dużym krokiem, potrzeba wielu inwestycji w infrastrukturę fizyczną i cyfrową, trzeba też rozważyć systemy multimodalne, ponieważ nie można inwestować w wyizolowane środki transportu. W Polsce występują też dodatkowe wyzwania, takie jak granica z Ukrainą i kwestie rozstawu torów. Ale jeśli są chęci, jeśli uda się podjąć inwestycje związane z wolumenem przewozów i będzie wola polityczna, aby inwestować w kolej, szczególnie w szybkie przewozy towarowe i pasażerskie, to przyszłość Polski rysuje się optymistycznie – mówi Monika Heiming.

W Polsce realizowany jest Krajowy Program Kolejowy o wartości 76 mld zł z bardzo dużym udziałem środków unijnych przeznaczonych na modernizację infrastruktury kolejowej. W grudniu ub.r. rząd zwiększył budżet KPK na lata 2023–2024 o kolejne 100 mln zł, przeznaczonych głównie na finansowanie wzrostu kosztów realizacji inwestycji i waloryzację kontraktów PKP PLK SA. Kolejna nowelizacja KPK będzie już związana z nowym, unijnym budżetem na lata 2021–2027.

Według danych UTK w 2022 roku koleją przewieziono łącznie 248,63 mln t towarów. Jednak w Polsce wciąż tylko niewielki odsetek przewozów towarowych i pasażerskich odbywa się za pomocą transportu kolejowego, dominuje transport drogowy. Dlatego – jak wskazuje szefowa EIM – głównym wyzwaniem na nadchodzące lata będzie wzrost konkurencyjności sektora kolejowego, tak aby mógł on stanowić atrakcyjniejszą alternatywę dla innych środków transportu.

– Musimy podjąć wzmożone działania na rzecz lepszych połączeń transgranicznych i pracować nad bardziej konkurencyjną ofertą w porównaniu do transportu lotniczego. Takie rozmowy już się rozpoczęły, np. we Francji wprowadzono zakaz lotów krajowych (na dystansach krótszych niż te, które można pokonać alternatywnym środkiem transportu w mniej niż 2,5 godz. – przyp. red.). To jest kropla w morzu potrzeb, bo potrzebujemy też struktury bardziej sprzyjającej transportowi kolejowemu, począwszy od zachęt podatkowych po utrzymanie i innowacje. To duże wyzwania, nad którymi musimy pracować w tej dekadzie. Osobiście uważam, że to będzie dekada infrastruktury kolejowej – mówi Monika Heiming.


08.02.2023 Niedziela.BE // bron: new seria // tagi: transport kolejowy, kolej, PKP Intercity, przewoźnicy, Pendolino, program Zielona Kolej, emisje CO2 // mówi: Monika Heiming, dyrektor wykonawcza, EIM European Rail Infrastructure Managers // fot. santypan, Hiszpania / shutterstock.com

(cl)


Polska: Inflacja nie powstrzymuje Polaków przed podróżowaniem. Szukają atrakcyjnych ofert, ale niekoniecznie najtańszych

Inflacja dotyka także branżę turystyczną – w ubiegłym roku odnotowano wzrost cen paliwa lotniczego, w wielu krajach rosły też koszty żywności i noclegów, co przełożyło się na wyższe ceny wycieczek, biletów lotniczych i rezerwacji. I choć to może wpływać na częstotliwość wyjazdów, nie oznacza to, że Polacy rezygnują z wypoczynku za granicą czy wybierają wyłącznie najtańsze oferty. – Polacy wolą wydawać pieniądze na podróże, które dają wspomnienia, niż na rzeczy, które zostają z nami na krótszy czas – mówi Deniz Rymkiewicz, rzecznik prasowy eSky.pl.

– Zauważyliśmy, zarówno w naszych danych, jak i w badaniu, które przeprowadziliśmy z GfK, że Polacy w ubiegłym roku kierowali się zasadą tzw. value for money, czyli szukali najlepszego możliwego rozwiązania w cenie, którą mogą zapłacić za daną podróż. Wskazuje to na to, że inflacja nie działa bezpośrednio na zachowania konsumentów w Polsce – mówi agencji Newseria Biznes Deniz Rymkiewicz.

Zasada „value for money” przejawiała się m.in. w częstszych podróżach regularnymi liniami lotniczymi. Ci przewoźnicy niekiedy mogą być bardziej atrakcyjni cenowo niż niskokosztowe linie, ponieważ oferują w cenie biletu bagaż podręczny, napoje czy przekąski na pokładzie, a także lądowanie na lepszym – z punktu widzenia logistycznego – lotnisku w danym mieście. Tym bardziej że w ubiegłym roku, kiedy notowano duże wzrosty różnego rodzaju kosztów, m.in. paliwa, wiele linii uruchomiło specjalne promocje cenowe.

– Najmocniej rosną koszty biletów lotniczych, co jest wywołane wzrostem paliwa lotniczego. W ubiegłym roku średnia cena biletów lotniczych wzrosła o około 20 proc. – mówi rzecznik eSky.pl.

Jak podkreśla, porównanie cen biletów z 2022 roku z poprzednim rokiem jest nieco zaburzone, ponieważ średnie ceny z lat 2020–2021 były niższe niż w latach przed pandemią. Linie lotnicze – chcąc się odbić po pandemicznym zamknięciu ruchu międzynarodowego – walczyły o klienta na skalę dotąd niespotykaną i głównie posługiwały się w tej walce promocjami cenowymi. Porównując więc ceny z 2022 i 2019 roku, nie widać istotnego wzrostu.

– W tym roku raczej nie będziemy notować znaczących wzrostów cen biletów lotniczych w stosunku do roku 2022, wręcz bym powiedział, że przewidujemy, iż ceny będą nieco spadać z racji tego, że ceny paliwa lotniczego już na początku tego roku znacząco spadły w stosunku do górki notowanej w wakacje 2022 roku – mówi Deniz Rymkiewicz.

W ocenie ekspertów nie ma też powodów, by obawiać się znaczącego wzrostu innych kosztów związanych z podróżowaniem, bo na świecie widoczne już są pierwsze impulsy dezinflacyjne.

– Jeśli chodzi o pozostałe składniki, które są niezbędne do podróży, czyli m.in. zakwaterowanie, ceny są mniej więcej na takim samym poziomie jak w 2021 roku. Choć w zależności od kierunku one mogą nieco się wahać, lecz są to wzrosty raczej jednocyfrowe niż dwucyfrowe – mówi rzecznik eSky.pl. – W 2023 roku ceny te mogą pozostać raczej na tym samym poziomie bądź lekko wzrosnąć, ponieważ mierzymy się ze wzrostem cen m.in. ogrzewania, ale także innych składników, które wpływają na to, czy zakwaterowanie jest tańsze lub droższe.

Badanie eSky.pl wskazało, że ubiegły rok stał pod znakiem powrotu do masowej turystyki. Polacy najchętniej latali w okresie wakacyjnym, ale też jesienią – wyniki z okresu wrzesień–listopad 2022 roku były lepsze niż w analogicznym okresie 2019 roku. Większą popularnością cieszyły się też city breaki, czyli krótkie, najczęściej dwu-, trzydniowe wypady do różnych europejskich miast. Badanie GfK wskazuje, że 41 proc. Polaków chciałoby się w taką krótką podróż wybrać. Ich częstotliwość w ubiegłym roku była dwukrotnie większa niż w przypadku podróży trwających powyżej tygodnia.

Jak wynika z raportu eSky.pl, w 2022 roku Polacy najczęściej spędzili za granicą około tygodnia w przypadku podróży w obrębie Europy oraz średnio 16 dni podróżując za ocean lotami międzykontynentalnymi. Rezerwowali też podróże lotnicze z większym niż w poprzednich dwóch latach wyprzedzeniem. W przypadku lotów w obrębie Europy średni okres wyprzedzenia wyniósł około 33 dni, o siedem dni więcej niż w 2021 roku, a w przypadku lotów międzykontynentalnych okres wyprzedzenia zwiększył się o półtora tygodnia – do 48 dni.

– Niezależnie od tego, czy jest inflacja, czy nie, możemy znaleźć tanie oferty na loty. Musimy korzystać z różnego rodzaju stron, które pozwalają na porównywanie ofert linii lotniczych – mówi Deniz Rymkiewicz. – Jeżeli rezerwujemy loty, to zdecydowanie rekomendujemy dokonywać tego mniej więcej w środku tygodnia, we wtorki lub w środy, szczególnie po północy, ponieważ właśnie wtedy linie lotnicze aktualizują swoje siatki połączeń. To pozwala na skorzystanie z niższych cen, które mogą być dostępne wyłącznie przez kilka godzin, zanim popyt na dane połączenie wzrośnie.

Pomocne może być także skorzystanie z porównywarek cen zakwaterowania.

– Warto też wziąć pod uwagę zakwaterowanie niekoniecznie w centrum danej miejscowości, ale poszukać czegoś w dalszej lokalizacji, która pozwoli nie tylko na spokojnie zwiedzić i wypocząć, ale także zadbać o domowy budżet – radzi ekspert.


07.02.2023 Niedziela.BE // bron: new seria // tagi: inflacja, ceny biletów lotniczych, koszt podróży, cena paliwa lotniczego, loty międzynarodowe, wyjazd za granicę // mówi: Deniz Rymkiewicz, rzecznik prasowy, eSky.pl // fot. Dusan Petkovic, Serbia / shutterstock.com

(kl)

Subscribe to this RSS feed