Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Kiedy nareszcie będzie ciepło? Jest konkretna data
Belgia: Rekin przy belgijskim wybrzeżu!
Polska: Stary Ursus hitem komorniczej licytacji. Ludzie się o niego bili
Belgia: Kolejna demonstracja w sprawie zawieszenia broni w Strefie Gazy
Polska: Nadchodzi duża zmiana. Firma musi ci powiedzieć, ile możesz zarabiać
Temat dnia: Uchodźców z Ukrainy jest w Belgii więcej niż we Francji!
Polska: Wybory 2025. Nawrocki za Trzaskowskim i daleko od sukcesu Dudy
Słowa dnia: Warm weer
Belgia: Zabiła partnera nożem. „Wiele ciosów”
Niemiecki minister z wizytą w Izraelu
Redakcja

Redakcja

Belgia: Ministrowie… przewrócili dwóch rowerzystów

Dwa razy w ciągu dnia podobny, nietypowy „wypadek”: dwoje belgijskich ministrów z tej samej partii Open Vld, wychodząc z limuzyn w centrum Brukseli, przewróciło w piątek rowerzystów.

Piątek 27 maja nie był najlepszy dla relacji pomiędzy stołecznymi rowerzystami a belgijskim rządem. Najpierw minister zdrowia Maggie De Block tak niefortunnie otworzyła drzwi swojej limuzyny, że uderzyła nimi w przejeżdżającego rowerzystę. Mężczyźnie, może poza kilkoma sińcami, na szczęście nic się nie stało.

Następnie na tej samej ulicy de Wetstraat doszło do podobnego incydentu. Tym razem z limuzyny wychodził kolega partyjny Maggie De Block, minister Alexander De Croo. Również on tak nieszczęśliwie otworzył drzwi samochodu, że przypadkowy rowerzysta wylądował na ziemi. Mężczyzna został lekko ranny, a pomocy udzielono mu w urzędowym mieszkaniu ministra, opisuje dziennik „Het Laatste Nieuws”.

„Mój błąd”, przyznał minister i przeprosił rowerzystę. Również minister zdrowia De Block przeprosiła rowerzystę, którego przewróciła, opisuje portal deredactie.be.

 

28.05.2016 ŁK Niedziela.BE

Dojazd do pracy? Mieszkańcy Belgii mają (trochę) bliżej

Średnia liczba kilometrów pokonywanych przez mieszkańców Belgii w drodze do pracy zmniejszyła się w minionych pięciu latach w prawie wszystkich regionach kraju – poinformował flamandzki dziennik „De Standaard”.

Obecnie statystyczny mieszkaniec Belgii dojeżdża do pracy 19 km, opisuje „De Standaard”, powołujący się na informacje zebrane przez walońskie gazety należące do grupy Sudpresse.

Najbliżej do pracy mają mieszkańcy regionu brukselskiego. Średnia odległość pokonywana przez mieszkańców stolicy udających się do pracy to obecnie 15 km. Pięć lat temu było to minimalnie mniej, bo 14 km.

Najdalej do pracy mają mieszkańcy Walonii, czyli francuskojęzycznej części kraju. Tutaj średnia odległość do pracy wynosi obecnie 25 km. Jednak i tutaj odnotowano spadek w porównaniu z 2011 rokiem, kiedy odległość ta wynosiła jeszcze 27 km.

We Flandrii, czyli północnej, niderlandzkojęzycznej części Belgii, statystyczna odległość pomiędzy miejscem zamieszkania a miejscem pracy wynosi obecnie 19 km, informuje „De Standaard”.

 

27.06.2016 ŁK Niedziela.NL

Belgia: Aż 55 osób zmarło w 2015 r. na brukselskich ulicach. „Także Polacy”

W większości były to osoby bez dachu nad głową lub mieszkające w ośrodkach dla bezdomnych albo u znajomych, informuje stołeczny portal bruzz.be, powołujący się na dane organizacji Collectief Straatdoden.

W ubiegłym roku liczba osób, które zmarły na brukselskich ulicach była wyższa niż w 2014 roku. Dwa lata temu takich zgonów było 46, rok temu już 55. A mowa tu jedynie o oficjalnie zarejestrowanych przypadkach śmierci: faktyczna liczba ludzi, którzy zmarli na ulicach Brukseli była zapewne znacznie wyższa, uważają eksperci.

Wśród osób, które w 2015 roku zmarły na ulicach stolicy Belgii dominowali mężczyźni (47 mężczyzn wobec 8 kobiet). Wiek tych osób był bardzo różny: najmłodsza ofiara życia na brukselskiej ulicy miała 19 lat, a najstarsza 87 lat.  

Obywatele Belgii stanowili jedynie 40% wszystkich tych przypadków, pozostałe osoby pochodziły z zagranicy, informuje dziennik „Het Laatste Nieuws”. W sumie doliczono się aż dwudziestu różnych narodowości, a wśród obcokrajowców, którzy w ubiegłym roku zmarli na brukselskich ulicach najwięcej było Polaków, Rumunów i Francuzów, czytamy na buzz.be.    

- W regionie brukselskim mamy do czynienia z olbrzymimi problemami, jeśli chodzi o zakwaterowanie. Coraz więcej ludzi ma w związku z tym trudności. Zasiłki czy zapomogi wynoszą przeważnie około 800-900 euro, a za wynajęcie malutkiego pokoiku trzeba w Brukseli zapłacić obecnie co najmniej 400-500 euro – tłumaczy Bert de Bock z organizacji Collectief Straatdoden, cytowany przez bruzz.be.

Wiele osób decyduje się więc na życie na ulicy, co - jak pokazują statystki zebrane przez Collectief Straatdoden - często kończy się tragicznie.

 

27.05.2016 ŁK Niedziela.BE

Belgia: Zginął w pożarze, bo brat przykuł go łańcuchem. „Chciałem pomóc”.

Małżeństwu z Heusden-Zolder (gmina niedaleko Hasselt) grożą wysokie kary więzienia w związku ze śmiercią 38-letniego Ibrahima A. Chory psychicznie mężczyzna zginął w pożarze, a na ławie oskarżonych w sądzie w Hasselt znalazł się jego brat i szwagierka.

Do pożaru doszło w styczniu 2014 roku, ale pierwsza rozprawa w związku z tą sprawą miała miejsce dopiero w środę 25 maja 2016 r., informuje dziennik „Het Laatste Nieuws'. Ismailowi A., bratu zmarłego mężczyzny oraz jego żonie, czyli szwagierce ofiary, prokuratura stawia zarzut nieludzkiego traktowania Ibrahima A. oraz pozbawienia go wolności wbrew jego woli.

Ibrahim A. cierpiał na schizofrenię. - Po śmierci naszych rodziców brat zamieszkał u nas. Najpierw mieszkał w naszym domu, ale nie układało nam się najlepiej – powiedział flamandzkiemu dziennikowi Ismail A. Mężczyzna wpadł na pomysł, by chorego brata zakwaterować w przyczepie kempingowej, stojącej w ogrodzie. - Z początku to było dobre rozwiązanie, ale później pojawiły się problemy – opowiada mężczyzna. Cierpiący na schizofrenię brat miał zaczepiać przypadkowe osoby osoby, na co skarżyli się okoliczni mieszkańcy.

Ismail wpadł więc na pomysł... przykucia brata łańcuchem. - Łańcuch miał około trzy, cztery metry długości i nie był ciasny. Brat mógł nawet chodzić po ogrodzie, ale na ulicę już nie wyszedł. Po tym, jak wracałem z pracy, ściągałem mu ten łańcuch, bo mogłem go już sam przypilnować – opowiada mężczyzna.

Według Ismaila odpowiednie instytucje nie były w stanie pomóc jego bratu, a kiedy Ibrahim trafiał do zakładów psychiatrycznych, to z nich uciekał. - Nigdzie go nie chcieli, tylko ja chciałem mu pomóc – dodaje.

Styczniowej nocy 2014 roku w przyczepie kempingowej doszło do pożaru. Przypięty łańcuchem 38-latek zmarł w wyniku zaczadzenia. Policja wykluczyła celowe podłożenie ognia. Przyczyną pożaru był niedopałek.

Zarówno brat ofiary, jak i jego żona zostali aresztowani. Kobietę wypuszczono po trzech tygodniach, ale Ismail A. spędził za kratkami cztery miesiące. Obojgu oskarżonych grożą kary pozbawienia wolności od pięciu do dziesięciu lat, informują belgijskie media.

- Gdybym mógł, cofnąłbym czas. Zdaję sobie sprawę, że może powinienem zachować się inaczej, ale jak? Nie mogłem mu zwyczajnie pozwolić szwendać się po ulicy. Byłem jedyną osobą, która opiekowała się bratem i zawsze miałem dobre zamiary. Nadal co roku jeżdżę do Turcji, by odwiedzić grób Ibrahima – tłumaczy się na łamach „Het Laatste Nieuws” Ismail A.

Kolejna rozprawa w sądzie w Hasselt odbędzie się 12 października.

 

27.05.2016 ŁK Niedziela.BE

Subscribe to this RSS feed