Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (poniedziałek 6 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Więcej kobiet z pracą niż mężczyzn? Jest tylko jedna taka gmina
Niemcy i Francja opracują wspólnie nowy czołg
Słowa dnia: Binnen, buiten
Belgia: Znaczące utrudnienia w ruchu w tunelu Leonard w dniach 8–20 maja
Belgia, biznes: Belgijska gospodarka na plusie!
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 5 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Płacenie za streaming? Już tylu ludzi to robi
Belgia: Inflacja w Belgii najwyższa w całej strefie euro!
Niemcy: Coraz więcej zagranicznych lekarzy
Redakcja

Redakcja

W 2021 roku nowe nocne pociągi na europejskich trasach m.in. Bruksela-Warszawa, Bruksela-Barcelona

W ramach współpracy przedsiębiorstwa kolejowe w Niemczech, Francji, Austrii oraz Szwajcarii planują uruchomienie w 2021 roku kilku połączeń kolejowych. Planowane są nowe nocne pociągi kursujące pomiędzy europejskimi miastami.

Planowana współpraca ma być ważnym krokiem w celu ponownego uruchomienia Trans-Europ-Express (TEE 2.0). Już we wrześniu niemiecki minister transportu, Andreas Scheuer, przedstawił swoją koncepcję TEE 2.0. Jego zdaniem, celem ma być połączenie mieszkańców miast w całej Europie poprzez rozbudowę sieci pociągów pośpiesznych i nocnych, bez dużych inwestycji w infrastrukturę. W planie uwzględniono również Belgię i połączenia takie, jak m.in. Bruksela-Barcelona, Bruksela-Berlin oraz Bruksela-Warszawa.

Pierwszy pociąg Trans-Europ-Express wystartował w dniu 2 czerwca 1957 roku. Kolej europejska miała być konkurencją dla rozwijającego się ruchu lotniczego. Ostatecznie jednak z pociągów TEE korzystali głównie biznesmeni. Ponieważ ceny były dość wysokie i pociągi posiadały tylko wagony w pierwszej klasie, ostatecznie TEE zawieszono w 1987 roku.



05.12.2020 Niedziela.NL // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

  • Published in Belgia
  • 0

Majka Jeżowska: Gdy widzę dziewczyny w futrach albo otulające się lisem, bo lubią luksus, to mam ochotę oblać je farbą

Wokalistka zaznacza, że los zwierząt nie jest jej obojętny. Od wielu lat jest wegetarianką i uważa jedzenie mięsa za niewłaściwe. Zwłaszcza obecnie, gdy ludzie mają wiele roślinnych alternatyw, żeby uczynić codzienną dietę zbilansowaną, nie muszą zabijać niewinnych istot. Majka Jeżowska stanowczo sprzeciwia się również fermom futrzarskim. Podkreśla, że posiadanie futra już dawno temu przestało być uważane za wyznacznik prestiżu.

Projekt Jarosława Kaczyńskiego, zwany także „piątką dla zwierząt”, wywołał swojego czasu ogromne protesty wśród rolników. Ustawa zakładała między innymi zakaz hodowli zwierząt futerkowych, a także znaczące ograniczenia w kwestii uboju rytualnego. Obecnie prace nad „piątką” zostały wstrzymane. To wywołało niezadowolenie znacznej części społeczeństwa.

– 30 lat temu kupiłam sobie futro, bo zimy były wówczas ostre. W tej chwili, kiedy klimat się ociepla, nie ma sensu prowadzić hodowli zwierząt futerkowych i szyć futer. Nie mieszkamy na biegunie, puchowy płaszcz w zupełności wystarczy. Gdy widzę dziewczyny, które ubierają do zdjęć futra albo otulają się lisem, bo lubią luksus, to mam ochotę oblać je farbą – mówi w rozmowie z agencją Newseria Lifestyle Majka Jeżowska.

Światowi projektanci obecnie oferują społeczeństwu bardzo drogie ubrania wykonane z ekologicznych tkanin. W konsekwencji, aby zaznaczyć swoją pozycję społeczną, nie trzeba uciekać się do zakupu futer. Wręcz przeciwnie, świadczy to głównie o braku wiedzy i świadomości.  

– Przechodząc w sklepie koło kawałka mięsa, nie widzimy cierpienia zwierząt, odsuwamy od siebie tę myśl. Wydaje się nam, że to tylko kawałek mięsa. Jednak bardzo dużo niezużytego, zepsutego mięsa ląduje w śmieciach. Mnie zawsze boli, że zwierzęta giną tylko po to, by skończyć na sklepowych półkach – zaznacza wokalistka.

Obecnie w sklepach możemy cieszyć się szerokim wyborem produktów spożywczych. Bogata oferta warzyw i owoców pozwala skomponować ciekawy codzienny jadłospis. Nie musimy zatem spożywać produktów mięsnych, by przeżyć. Majka Jeżowska zaznacza, że jest to jedynie kaprys, i ma nadzieję, że społeczeństwo szybko zrozumie, jak duży popełnia błąd.

– Chciałabym, żeby wróciły czasy, w których zabicie zwierzaka dla wyżywienia rodziny miało sens. Wówczas jednak krowa miała inne życie. Wąchała trawę i pasła się na łące. Dziś zwierzęta od dzieciństwa są przetrzymywane w klatkach, nie mają żadnego ruchu i są szprycowane antybiotykami. Spożycie mięsa spada, bo wegan jest coraz więcej. Chciałabym, żeby moje wnuki żyły na planecie, w której przemysł hodowlany zniknie zupełnie – tłumaczy.

 


05.12.2020 Niedziela.BE // tagi: Majka Jeżowska, zwierzęta, futra, noszenie futer, wegetarianizm, weganizm, niedziela.be / fot. Shutterstock, Inc.

(new seria/kmb)

 

Bruksela: Od 2022 r. „inteligentny podatek drogowy od przejechanych kilometrów"?

Władze Regionu Stołecznego Brukseli chcą, by od 2022 roku obowiązywał tutaj specjalny podatek drogowy od liczby przejechanych kilometrów.
Władze Flandrii i Walonii uważają to za zły pomysł.


„Inteligentny podatek drogowy” ma być alternatywą dla obecnego podatku, którego wysokość nie jest uzależniona od liczby przejechanych kilometrów.

Według brukselskich władz nowe rozwiązanie będzie sprawiedliwsze: teraz kierowca, który przejeżdża 200 km rocznie płaci tyle samo podatku co kierowca, który pokonuje 20.000 km rocznie. W nowym systemie wysokość opłaty za kilometr uzależniona będzie też od pojemności silnika auta oraz pory dnia. Kilometry pokonywane w godzinach szczytu będą „droższe” niż pozostałe.

Brukselskie władze przekonują, że dzięki „inteligentnemu” podatkowi korki w stolicy, będące obecnie wielkim problemem, zmniejszą się o 25%.

- Nie tylko chcemy zmniejszyć o jedną czwartą korki, tak aby ludzie mogli szybciej dojechać do pracy, ale chcemy też poprawić jakość powietrza w Brukseli, na czym skorzystają i sami mieszkańcy, i osoby dojeżdżające do pracy – powiedział w programie telewizyjnym „Terzake” Pascal Smet z zarządu Regionu Stołecznego Brukseli.

Nie chodzi tu wcale o zmniejszenie korków i lepszą jakość powietrza, ale o zwiększenie wpływów do miejskiej kasy i to kosztem mieszkańców innych regionów, którzy muszą dojeżdżać do pracy w Brukseli – uważają krytycy tego pomysłu z Flandrii i Walonii (a więc pozostałej części kraju).

Jeśli Bruksela wprowadzi to rozwiązanie, to posiadacze samochodów z Flandrii i Walonii nadal będą płacić w swoich regionach „tradycyjny” podatek drogowy (od posiadania auta), a jednocześnie będą musieli płacić w Brukseli nowy podatek (od kilometrów). W dodatku często będzie to najwyższa opłata, bo osoby te korzystają z brukselskich dróg przeważnie w godzinach szczytu, kiedy jadą do pracy lub z niej wracają – argumentują przeciwnicy brukselskiego planu.  

Władze stolicy odpowiadają na tę krytykę, mówiąc, że przecież także Flandria i Walonia mogą wprowadzić w miejsce starego podatku „nowy i inteligentny podatek uzależniony od liczby przejechanych kilometrów”, na zasadach podobnych do brukselskiej propozycji. W takiej sytuacji reguły w całym kraju byłyby podobne.

Decyzja brukselskich władz wywołała w Belgii wielką dyskusję. Sprzeciw, szczególnie ze strony władz Flandrii, jest wielki. Niektórzy flamandzcy politycy grożą nawet, że sprawa trafi do sądu. Najprawdopodobniej dojdzie teraz do trudnych i długich rozmów pomiędzy przedstawicielami poszczególnych regionów.

- Musimy rozpocząć negocjacje na ten temat. Musimy doprowadzić do tego, że to nie mieszkańcy Flandrii i Walonii będą jedynymi, którzy sfinansują ten plan – powiedział w programie „Terzake” Mathias Diependaele, minister finansów we flamandzkim rządzie regionalnym.

Jeśli uda się osiągnąć kompromis, pierwotny plan brukselskich władz zostanie zapewne zmodyfikowany. To, czy nowy podatek faktycznie zacznie obowiązywać w 2022 r. oraz to, jak będzie on naliczany, nie jest więc jeszcze ostatecznie przesądzone.



06.12.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)


Motoryzacja: Wyprzedaże u dealerów mają pobudzić sprzedaż aut przed końcem grudnia. Mimo to w całym roku spadki przekroczą 20 proc.

Sprzedaż samochodów osobowych i dostawczych przez pierwsze 10 miesięcy 2020 roku spadła o 26 proc. Po 20 dniach listopada widać większe zainteresowanie klientów – w osobówkach wzrost sięgnął 7 proc., w autach dostawczych – 26,5 proc. r/r. To może być efekt rozpoczętych wyprzedaży roczników 2020. Pod tym względem pandemiczny rok nie będzie znacząco różnił się od poprzednich. Tym bardziej że od 2021 roku wchodzi w życie nowa norma Euro 6d związana z emisją spalin. Przedstawiciele branży podkreślają, że każdy impuls popytowy byłby na wagę złota, np. programy dopłat połączone ze złomowaniem.

– Spadek sprzedaży notujemy od samego początku pandemii, czyli od kwietnia. Po 11 miesiącach 2020 roku, w połowie listopada, spadek wynosi około 25 proc. Jeżeli nie wydarzą się żadne niespodziewane sytuacje do końca roku, nie będziemy mieli kolejnego pełnego lockdownu, to pewnie zamkniemy rok w przedziale 23–27 proc. spadku sprzedaży – mówi agencji Newseria Biznes Marek Konieczny, prezes Związku Dealerów Samochodów. – Sprzedaż nowych samochodów jest pewnego rodzaju wyznacznikiem kondycji gospodarki. Kiedy ludzie tracą pracę, kiedy są obniżane pensje, to natychmiast jest to widoczne w branży motoryzacyjnej.

Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że od początku roku do końca października przybyło dokładnie 380 965 samochodów osobowych i dostawczych do 3,5 t. To o 26 proc. mniej w porównaniu do 10 miesięcy 2019 roku. Podobne wyniki notuje branża motoryzacyjna w UE – spadki wyniosły tam 26,8 proc.

– Ruch w salonach jest umiarkowany, ale to wynika nie tylko z elementów ekonomicznych, ale także z sytuacji sanitarnej. Ludzie dużo mniej odwiedzają salony, chcą pewne rzeczy załatwić przez internet. Branża odpowiada na to nowymi aplikacjami, nowymi konceptami sprzedaży. Natomiast wydaje się, że jeżeli uda się w przyszłym roku tę pandemię opanować, a optymizm wróci do polskiej gospodarki, a także do polskiego społeczeństwa, to dość szybko te straty zostaną zniwelowane – ocenia Marek Konieczny.

Ostatni miesiąc przyniósł lekkie odbicie. W ciągu pierwszych 20 dni listopada sprzedaż samochodów osobowych wzrosła o 7 proc. w porównaniu z tym samym okresem ubiegłego roku. W segmencie aut dostawczych wzrost przekroczył 26 proc., a w ciężarowych sięgnął 50 proc. W kolejnych tygodniach ruch u dealerów także powinien być nieco większy ze względu na duże wyprzedaże aut z tego rocznika.

 Koniec 2020 roku będzie pewnie podobny do lat poprzednich, bo będziemy mieli liczne wyprzedaże w każdej marce – mówi prezes Związku Dealerów Samochodów. – Liczę na to, że polscy klienci, zwłaszcza że rok przyszły może być zdecydowanie lepszy niż ten, że za chwilę pojawi się szczepionka, będą myśleli już w tej perspektywie i okazje, które pojawią się w grudniowych wyprzedażach, będą dla nich bardzo zachęcające.

Dla branży motoryzacyjnej wyprzedaż tego rocznika jest o tyle istotna, że od stycznia 2021 roku wchodzi w życie nowa norma w zakresie emisji spalin. Zobowiązuje ona producentów samochodów do zastosowania technologii, która umożliwi utrzymanie emisji CO2 na poziomie nie wyższym niż 95 g/km. Obecnie obowiązuje tymczasowa norma Euro 6d-Temp, która miała przygotować producentów samochodów do nowych rygorów. Niższa sprzedaż spowodowała, że – jak prognozuje Europejskie Stowarzyszenie Producentów Samochodów (ACEA) – do końca roku na placach może zalegać nawet 600 tys. pojazdów.

– Z tego powodu dzisiaj cała branża musi starać się sprzedać jak najwięcej samochodów, które spełniają jeszcze starą normę. To z pewnością przyczyni się do tego, że promocje będą nieco lepsze i bardziej atrakcyjne dla klientów – wskazuje Marek Konieczny.

Jak podkreśla, przez sytuację w tegorocznej sprzedaży każdy impuls pobudzający popyt byłby dla branży na wagę złota. Na różnego typu programy dopłat w trakcie pierwszego lockdownu zdecydowały się największe europejskie rynki, m.in. Niemcy, Francja, Włochy czy Hiszpania. Kupujący mogą liczyć na dopłaty do zakupu elektryków, ale także za złomowanie starych pojazdów, co ma również aspekt ekologiczny.

– Państwo na tym nie traci, ponieważ z punktu widzenia modelu podatkowego podatek VAT na tak drogich przedmiotach jak samochody zawsze niweluje te dopłaty. Dla każdego rządu w Europie taki program dopłat oznacza raczej nieco mniejsze wpływy VAT niż wyższe wydatki, nie da się na tym stracić. Apelujemy do polskiego rządu, że taki program jest korzystny nie tylko dla branży, klientów i społeczeństwa, ale także dla budżetu – mówi prezes Związku Dealerów Samochodów. – Branża motoryzacyjna niezależnie od tego, czy to dealerzy, czy importerzy, czy producenci  przyjęłaby taki program z otwartymi rękami. Ale jestem realistą i nie liczyłbym na to, więc chyba musimy sobie poradzić sami.

 


05.12.2020 Niedziela.BE // fot. Prostock-studio / Shutterstock.com

(new seria/kmb)

 

Subscribe to this RSS feed