Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Jakie tankowanie na majówkę? Stacje kuszą promocjami
Belgia: W maju w Brukseli zostanie otwarty nowy klub jazzowy!
Belgia: Prawie co czwarte dziecko w Brukseli „żyje w niedostatku”
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (wtorek 29 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Tenis: Świątek bezlitosna w Madrycie: Pewne zwycięstwo nad Noskovą!
Walka o godne zarobki pisarzy: Czy literatura w Belgii czeka na zmiany?
Polska: Czterodniowy tydzień pracy. Nie wiadomo, czy firmy w to wejdą
Belgia, Woluwe-Saint-Lambert: Senior zatruł się tlenkiem węgla
Belgia: Policja poszukuje świadków strzelaniny w Anderlechcie
Polska: 18-latek poszedł popływać i utonął. Zaczął się tragiczny sezon na wodzie
Redakcja

Redakcja

PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (na skrót www.PRACA.BE)

Polskojęzyczny serwis ogłoszeniowy portalu internetowego NIEDZIELA.BE jest coraz popularniejszy - znajdziesz tu pracę w Belgii, mieszkanie w Belgii, samochód w Belgii, busy do/z Polski, itp, itd.

Zapraszamy do umieszczania ogłoszeń jak również do korzystania z ogłoszeń już tam obecnych na http://OGLOSZENIA.NIEDZIELA.BE

Skrót do ogłoszeń Praca - zatrudnię to PRACA.BE

Jeśli szukasz pracowników lub podwykonawców to daj ogłoszenie na portalu http://OGLOSZENIA.NIEDZIELA.BE - ogłoszenia są bezpłatne :)

 

Jeśli szukasz pracy w Holandii to zaglądnij na holenderski portal Niedziela.NL - a setki ogłoszeń (ponad 1000 wakatów codziennie!) znajdziesz na PRACA.NL

 


09.07.2021 NIEDZIELA.BE - polskojęzyczny portal internetowy Numer 1 w Belgii (wg rankingu firmy Amazon www.ALEXA.COM)

(kmb)

{jcomments off}

 

 

 

 

 

Holandia: Kolejne szczegóły na temat Polaka zamieszanego w zamach na dziennikarza. W zeszłym tygodniu Kamil Paweł E. został aresztowany za pogróżki!

35-letni Polak, który został aresztowany w związku z zamachem na dziennikarza śledczego, Petera R. de Vries, przebywał w areszcie także w zeszłym tygodniu, kiedy zatrzymano go za wysyłanie pogróżek. O sprawie donosi De Gelderlander.

Kamil Paweł E. mieszkał z ciężarną żoną i dziećmi w niewielkiej wiosce Maurik, liczącej około 4 tys. mieszkańców. Został aresztowany przed tygodniem, w dniu 1 lipca, za wysyłanie pogróżek, ale niedługo potem wypuszczono go na wolność. Nie wiadomo, komu groził 35-latek. Policja nie skomentowała na razie tej sprawy.

W rozmowie z holenderską gazetą policja poinformowała, że rodzina E. wynajmowała dom ulokowany przy Goudenregenstraat przez „miesiąc lub dwa” i planowała niedługo wyjechać. W środę rano, kiedy aresztowano 35-latka po zamachu na reportera, w mieszkaniu przebywała jego żona, córeczka i synek.

Sąsiedzi E. opisali go jako „przyjaznego mężczyznę”, który zawsze się z nimi witał na ulicy. Z drugiej strony, jeden z sąsiadów przyznał, że często widział Polaka w sytuacjach, które wydały mu się „podejrzane”. „Niemal codziennie podjeżdżał jakiś samochód i mężczyzna wychodził na zewnątrz z torbą i przekazywał ją osobom w aucie” - skomentował rozmówca gazety.

Dziennikarz śledczy, Peter R. de Vries, walczy o życie w szpitalu, po tym jak we wtorek wieczorem, tuż po wystąpieniu w telewizyjnym show, został postrzelony w głowę w centrum Amsterdamu, kiedy szedł do swojego auta. Poza Polakiem, w związku z zamachem aresztowano 2 inne osoby, z czego jedną zwolniono i nie jest dłużej w tej sprawie brana pod uwagę.

Jak podają polskie media Kamil Paweł E. jest poszukiwany w Polsce za kradzieże i rozboje. Najprawdopodobniej Polak był kierowcą mężczyzny, który oddał strzały, na razie policja tego nie potwierdza.

Przeczytaj również:

Holandia w szoku. Zamach na dziennikarza, wśród aresztowanych 35-letni Polak


08.07.2021 Niedziela.NL // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)(el)

Historia: 80 lat temu we Lwowie Niemcy dokonali zbrodni na polskich profesorach. Sprawstwo na tle rabunkowym pośpiesznego nocnego mordu profesorów przypisuje się holenderskiemu aferzyście i kolekcjonerowi dzieł sztuki Pieterowi Mentenowi

Sprawa mordu na profesorach lwowskich nadal jest otwarta – napisała w 1967 r. we „Wspomnieniach wojennych” Karolina Lanckorońska – wybitna mecenas sztuki, ale też badaczka tej zbrodni sprzed już 80 lat. Egzekucji na polskich uczonych dokonali Niemcy wspierani przez kolaborujących z nimi Ukraińców.

Poza ponad 20 profesorami lwowskich uczelni w piątek 4 lipca 1941 r. na Wzgórzach Wuleckich we Lwowie zamordowani zostali również ich najbliżsi krewni oraz osoby, które przebywały z nimi w chwili aresztowania.

Po agresji III Rzeszy na Związek Sowiecki 22 czerwca 1941 r. i po zajęciu okupowanych dotąd przez Sowietów wschodnich ziem II Rzeczypospolitej działalność na tych terenach rozpoczęły specjalne grupy operacyjne niemieckiej Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa. Niemcy wiedzieli, że tylko likwidacja przedstawicieli polskich elit - jak mówił gubernator okupowanej Polski Hans Frank - ułatwi im sprawowanie władzy na okupowanych terenach.

"Nie da się opisać, ileśmy mieli zawracania głowy z krakowskimi profesorami. Gdybyśmy sprawę tę załatwili na miejscu, miałaby ona całkiem inny przebieg" - wspominał pod koniec maja 1940 r. Hans Frank, zwracając się do przedstawicieli SS i policji z "usilną prośbą", by nie kierowali tego rodzaju osób do obozów koncentracyjnych, lecz "podejmowali likwidację na miejscu lub wyznaczali zgodną z przepisami karę".

"Każdy inny sposób postępowania stanowi obciążenie dla Rzeszy i dodatkowe utrudnienie dla nas. Posługujemy się tutaj całkiem innymi metodami i musimy je stosować nadal" - stwierdził generalny gubernator.

Lwów został zajęty przez armię niemiecką 30 czerwca 1941 r., gorąco witaną - jak podkreślił prof. Zygmunt Albert, jeden z najważniejszych badaczy zbrodni na lwowskich profesorach, który zbierał o niej relacje świadków - przez część Ukraińców.

"Natychmiast pojawiły się na ulicach Lwowa liczne grupy młodzieży ukraińskiej z żółto-niebieskimi opaskami na ramieniu lub kokardami o tych barwach w klapie marynarek. Ci młodzi ludzie wywlekali z domów Żydów, każąc im sprzątać gołymi rękami szkło z rozbitych okien, gęsto zaścielające ulice" - napisał prof. Albert, przypominając początek jednego z najstraszniejszych pogromów ludności żydowskiej we Lwowie.

Niemcy zwodząc ukraińskich nacjonalistów wizją uzyskania przez nich niepodległej Ukrainy (proklamowany 30 czerwca 1941 r. rząd Jarosława Stećki funkcjonował zaledwie siedem dni), wykorzystali ich jednocześnie do systematycznej eliminacji polskiego "elementu przywódczego", do którego zaliczano m.in. intelektualistów. Dzięki byłym studentom związanym z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów Niemcy mieli listy proskrypcyjne dotyczące polskich profesorów. Do ich domów zatem funkcjonariusze SS, gestapo i Żandarmerii Polowej wtargnęli późnym wieczorem 3 lipca 1941 r.

Wykazy nazwisk były jednak zdezaktualizowane, co sprawiło, że w ręce oprawców trafiały osoby, które nie figurowały na liście. Ponadto część uczonych, których Niemcy planowali schwytać, w chwili aresztowań już nie żyła. Podczas akcji posuwano się do aktów grabieży i wandalizmu.

Sprawa udziału ukraińskich pomocników w tej popełnionej przez Niemców zbrodni wciąż nie jest do końca wyjaśniona. To - jak zauważył historyk dr hab. Andrzej A. Zięba z Uniwersytetu Jagiellońskiego podczas konferencji zorganizowanej w 75. rocznicę zbrodni - stanowi mglisty wątek zbrodni.

"Mglisty, ponieważ cała uwaga badaczy [...] skupiła się na głównych pomysłodawcach i sprawcach zbrodni, czyli żołnierzach i oficerach niemieckich. Ale gdzieś w tle przez badania nad tym straszliwym i jednym z pierwszych epizodów okupacji niemieckiej Lwowa przewija się cień pomocników. Niemalże od samego początku wiedziano, kim oni są, ale do dnia dzisiejszego nie dysponujemy ich nazwiskami" - powiedział badacz.

"O ile niemieccy sprawcy zostali wyliczeni, wręcz policzeni, o tyle ukraińscy pomocnicy pozostają grupą bezimienną" - dodał. Przypomniał też, że temat udziału Ukraińców w zbrodni poruszyła Karolina Lanckorońska, która wykładała na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, a w czasie okupacji działała w polskim podziemiu niepodległościowym.

We "Wspomnieniach wojennych" Karolina Lanckorońska przytacza swoją dramatyczną rozmowę po jej aresztowaniu w maju 1942 r. z Walterem Kutschmannem - esesmanem i gestapowcem, który brał udział w egzekucji profesorów lwowskich. Rozmowa dotyczyła m.in. zbrodni niemieckich popełnionych na polskiej inteligencji i roli Hansa Krügera, również gestapowca i esesmana, który - jak się przekonała Lanckorońska - był osobistym wrogiem Kutschmanna.

"Gdy więc Kutschmann wspomniał, że Krüger ma inna straszną rzecz na sumieniu, tu, we Lwowie, odpowiedziałam spokojnie: +Wiem o tym+. - +Co pani wie?+ - +Że Krüger zastrzelił lwowskich profesorów uniwersytetu+. - +Skąd pani to wie?+ - +Od Krügera+" - napisała Lanckorońska, dodając, że opowiedziała przesłuchującemu ją gestapowcowi o tym, że Krüger przechwalał się zbrodnią z lipca 1941 r.

"Kutschmann stał tuż przede mną, oko w oko, i zapytał trzykrotnie z rosnącym napięciem: +On to pani powiedział???+. Na moją trzykrotną odpowiedź twierdzącą oświadczył: +Przecież ja byłem przy tym! Służyłem pod nim. Kazał mi owej nocy przyprowadzić drugą część profesorów uniwersytetu, według spisu, oraz szereg osobistości lwowskich. Oświadczyłem, że nikogo w mieszkaniach nie zastałem, dlatego ci ludzie żyją+. - +Skąd mieliście spisy skazanych?+ - zapytałam. +Naturalnie od marnych (hergelaufen) studentów ukraińskich+. Tu zasłonił twarz rękami. +Gdy myślę o Wyższej Sprawiedliwości (die ausgleichende Gerechtigkeit), pytam się zawsze, co nas kiedyś spotka za ten czyn+" - mówił gestapowiec, który za chwilę się opamiętał i kontynuował przesłuchanie.

Wracając do przebiegu samej egzekucji, należy przypomnieć, że aresztowani przez Niemców naukowcy byli pracownikami trzech lwowskich uczelni: Uniwersytetu Jana Kazimierza, Politechniki Lwowskiej oraz Akademii Medycyny Weterynaryjnej. W nocy z 3 na 4 lipca 1941 r. zostali oni przewiezieni do Bursy Abrahamowicza, gdzie mieściła się tymczasowa siedziba gestapo.

Relację z tamtych wydarzeń pozostawił prof. Franciszek Gror, jedna z nielicznych osób, które zostały uwolnione przez Niemców: "Głowy kazali nam opuścić w dół. Jeżeli ktoś się poruszył, uderzali go kolbą albo pięścią w głowę. [...] Mniej więcej co 10 minut z piwnicy budynku dobiegał krzyk i odgłosy wystrzałów, a jeden z pilnujących nas Niemców wypowiadał po każdym wystrzale: "Einer weniger" ("jednego mniej" - PAP), co raczej uważałem za próbę zastraszenia nas". ("Kaźń profesorów lwowskich - lipiec 1941").

Gdy zatrzymani zostali przesłuchani, we wczesnych godzinach porannych 4 lipca 1941 r. przetransportowano ich na miejsce kaźni, którym okazały się Wzgórza Wuleckie.

Polaków rozstrzeliwał specjalny oddział Einsatzkommando. Egzekucję nadzorował SS-Brigadeführer Eberhard Schöngarth. Wzięli w niej udział jego bliscy współpracownicy: Heinz Heim, Hans Krüger, Walter Kutschmann, Kurt Stawizki, Felix Landau oraz współpracujący z nazistami Holender, Pieter Nikolaas Menten.

Od niemieckich kul zginęło wówczas 40 osób, wśród nich m.in. profesorowie: Antoni Cieszyński, Władysław Dobrzaniecki, Jan Grek, Jerzy Grzędzielski, Edward Hamerski, Henryk Hilarowicz, Włodzimierz Krukowski, Roman Longchamps de Bérier, Antoni Łomnicki, Witold Nowicki, Tadeusz Ostrowski, Stanisław Piłat, Stanisław Progulski, Roman Rencki, Włodzimierz Sieradzki, Adam Sołowij, Włodzimierz Stożek, Kazimierz Vetulani, Kasper Weigel, Roman Witkiewicz oraz Tadeusz Boy-Żeleński.

Świadek egzekucji inż. Karol Cieszkowski wspominał: "Mniej więcej w połowie zbocza zobaczyłem nad wykopaną jamą cztery cywilne osoby zwrócone twarzą do zbocza, a plecami do mnie. Za plecami tych osób stali czterej niemieccy żołnierze z karabinkami w ręku, a obok nich oficer. Zapewne na słowną komendę tego oficera żołnierze równocześnie strzelili i wszystkie cztery osoby wpadły do jamy. Wówczas sprowadzono z góry ścieżką nowe cztery osoby i cała scena dokładnie się powtórzyła. Trwało tak do końca, aż wszystkie osoby cywilne zostały sprowadzone nad jamę i zastrzelone ("Kaźń profesorów lwowskich - lipiec 1941").

Niemcy nie poprzestali na zbrodni dokonanej 4 lipca 1941 r. Prawdopodobnie następnego dnia zamordowali doc. Stanisława Mączewskiego. Z kolei 11 lipca ujęli pracowników naukowych Akademii Handlu Zagranicznego Henryka Korowicza i Stanisława Ruziewicza. Obaj profesorowie stracili życie następnego dnia.

Kolejną ofiarą był były premier II Rzeczypospolitej prof. Kazimierz Bartel z Politechniki Lwowskiej, którego rozstrzelano 26 lipca.

Zamordowani Polacy - jak przypomniał na wyżej wspomnianej konferencji ks. prof. Franciszek Longchamps de Bérier, którego krewny zginął w tej zbrodni - nie doczekali się godnego pochówku. W październiku 1943 r. ich zwłoki zostały odkopane, a następnie spalone, przez co ślady mordu uległy zatarciu.

"Ekshumowane zwłoki rozstrzelanych na Wzgórzach Wuleckich profesorów i ich współtowarzyszy przewieziono bezzwłocznie do Lasu Krzywczyckiego i następnego dnia, tj. 9 października, dorzucono je do kilkuset innych trupów i spalono wspólnie na olbrzymim stosie. Zachowane resztki kości zmielono w żwirowym młynie i wraz z popiołami rozrzucono po okolicznym lesie" - cytował prof. Alberta ks. Longchamps de Bérier, dodając, że taki los polskich profesorów jest dużo bardziej przejmujący niż tylko to, że ich pod osłoną nocy zatrzymano, a następnie wywieziono i rozstrzelano.

Sprawców zbrodni nie udało się osądzić, choć kwestia tego mordu była m.in. przedmiotem obrad Międzynarodowego Trybunału Wojskowego w 1946 r. w Norymberdze. Śledztwo w sprawie mordu prowadzono później zarówno w RFN, jak i w Polsce.

W 1959 r. w Ludwigsburgu ruszyło dochodzenie prowadzone przez Centralę Krajowych Zarządów Wymiaru Sprawiedliwości do Wyjaśnienia Zbrodni Narodowosocjalistycznych. W 1983 r. zostało ono jednak umorzone. Powodem była niemożność przesłuchania jednego z głównych sprawców zbrodni, Waltera Kutschmanna, który ukrywał się w Argentynie.

W 2003 r. za sprawą pionu śledczego IPN w Rzeszowie ponownie zaczęto szukać winnych egzekucji Polaków. Pojawiły się nowe dowody - dokumentacja przekazana w 2001 r. do Archiwum Akt Nowych przez Władysława Żeleńskiego, bratanka Tadeusza Boya-Żeleńskiego. W 2007 r. śledztwo po raz kolejny umorzono.

W lipcu 2011 r. na Wzgórzach Wuleckich odsłonięto pomnik profesorów zamordowanych w 1941 r. Monument powstał z inicjatywy władz Wrocławia i Lwowa.

Sprawcy

Egzekucji dokonali członkowie oddziału Einsatzkommando zur besonderen Verwendung, przy czym według wypowiedzi jednego świadka[43] oddział rozstrzeliwujący składał się z jednego SS-Führera i 5–6 policjantów pomocniczych, którzy jako Ukraińcy byli tłumaczami, odziani w niemieckie mundury. Według dziennika Felixa Landaua[45] był on jednym z rozstrzeliwujących. Hans Krüger podczas przesłuchania Karoliny Lanckorońskiej, przekonany, że aresztowana wkrótce poniesie śmierć, przyznał się do kierowania egzekucją i osobistego w niej udziału. Zdaniem Szymona Wiesenthala egzekucją dowodził Walter Kutschmann.

Sprawstwo na tle rabunkowym pośpiesznego nocnego mordu profesorów przypisuje się holenderskiemu aferzyście i kolekcjonerowi dzieł sztuki Pieterowi Mentenowi, obeznanemu w okresie międzywojennym z prywatnymi kolekcjami we Lwowie. W lecie 1941, podczas zajęcia przez Niemców Lwowa, w stopniu Hauptsturmführera SS Einsatzkommando dowodzonego przez Schöngartha powrócił do Lwowa, w którym mieszkał przez lata przed wojną. 2 lipca Menten znalazł się we Lwowie w charakterze tłumacza, przewodnika i historyka sztuki, 3 lipca wieczorem widziano go w samochodzie w pobliżu mieszkań prof. Ostrowskiego i prof. Greka, a już nazajutrz po zamordowaniu prof. Ostrowskiego i jego rodziny ulokował się w jego mieszkaniu. Oprócz kosztowności posiadanych przez rodzinę profesora, były tam zdeponowane zbiory z kolekcji książąt Jabłonowskich i hrabiostwa Badenich. Menten nadzorował też trwającą kilka dni akcję rabowania mienia z mieszkań prof. Greka, w którym były m.in. dzieła Matejki, Wyspiańskiego i Witkiewicza, oraz prof. Dobrzanieckiego.

Dieter Schenk na podstawie analizy dowodów przypuszcza, że w egzekucji brali udział:
    Max Draheim (1898–1973)
    Walter Martens (1893–1961)
    Paul Grusa (ur. 1911)
    Hans Krüger
    Walter Kutschmann
    Johann Maurer (ur. 1914)
    Wilhelm Maurer (ur. 1918)[31]

Kolejne rozstrzelania

11 lipca gestapo aresztowało dwóch profesorów Akademii Handlu Zagranicznego: Henryka Korowicza i Stanisława Ruziewicza, zostali rozstrzelani następnego dnia w nieznanym miejscu[49].

Kazimierz Bartel po pobycie w więzieniu Gestapo przy ul. Pełczyńskiej[50], 21 lipca został przeniesiony do więzienia przy ul. Łąckiego, a następnie rozstrzelany 26 lipca na rozkaz Heinricha Himmlera.


LINKI
1. Artykuł pt "Mord profesorów lwowskich" na Wikipedia.org TUTAJ
2. Pomnik na miejscu egzekucji lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich odsłonięty 3 lipca 2011. TUTAJ




Pomnik na miejscu egzekucji lwowskich profesorów na Wzgórzach Wuleckich odsłonięty 3 lipca 2011. Fot. Franciszek Vetulani - Praca własna, CC BY-SA 4.0, wikipedia.org


07.07.2021 Niedziela.BE // źródło: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl (autor www.dzieje.pl) ORAZ artykuł pt "Mord profesorów lwowskich" na Wikipedia.org // fot. Franciszek Vetulani - Praca własna, CC BY-SA 4.0, wikipedia.org

(cl)



Obrót gotówkowy i bezgotówkowy w pandemii

Zaletą obrotu gotówkowego jest większe poczucie kontroli wydatków; ogromnym plusem pieniądza bezgotówkowego jest z kolei znaczne obniżenie kosztów obsługi – wskazuje dr Piotr Maszczyk ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
 

Pieniądz

Pieniądz to powszechnie akceptowany środek płatniczy przyjmowany w zamian za towary i usługi lub służący do regulowania zobowiązań, w tym podatkowych. Właściwie towarzyszy ludzkości od najbardziej zamierzchłych czasów, ponieważ ułatwia dokonywanie wymiany. Alternatywą jest barter, czyli wymiana towar za towar, która niezmiernie wydłuża czas.

„Proszę sobie wyobrazić, że macie państwo towar A, pożądacie państwo towaru B i teraz musicie znaleźć kogoś, kto ma towar B i pożąda towaru A albo rozpocząć całą serię transakcji, które doprowadzą do upragnionego towaru B. To jest bardzo czasochłonne, a pieniądz bardzo skraca ten proces, czyli pozwala – jak to ekonomiści mówią - zmniejszyć koszty transakcyjne” – wyjaśniał dr Piotr Maszczyk podczas webinarium, które odbyło się w ramach projektu Serwisu Samorządowego PAP „Wiem jak w banku. Wszystko o pieniądzu”.


Obrót gotówkowy i bezgotówkowy

Historia obrotu bezgotówkowego (alternatywne określenia to wkładowy albo żyrowy) sięga późnego średniowiecza w północnych Włoszech, gdzie pojawiły się pierwsze weksle. Tamtejsi złotnicy, którzy przekazywali monety kruszcowe od jednych klientów do drugich, w pewnym momencie stali się bankierami. Nazwa „bank” pochodzi właśnie od włoskiego słowa banco, oznaczającego ławę, przy której pracowali włoscy handlarze. Złotnicy zaczęli de facto kreować pieniądz.

„W kontekście pieniądza bezgotówkowego mówimy o procesie kreacji. Czasami dzieci odpytywane w rożnych programach, skąd się biorą pieniądze, mówią, że z bankomatu. I tak faktycznie jest. Banki to nic innego, jak wielkie fabryki pieniądza bezgotówkowego, który jest kreowany, czyli tworzony trochę z niczego” – mówił dr Maszczyk.

Pieniądz gotówkowy, czyli banknoty i monety, to historia dobre 200-300 lat późniejsza. Pierwsze banknoty wydrukowano w Europie dopiero w XVII wieku. Pieniądz gotówkowy jest emitowany przez współczesne banki emisyjne, w Polsce zajmuje się tym Narodowy Bank Polski.

Materialny wyraz pieniądza bezgotówkowego w Polsce to niemal od razu były karty płatnicze. Zwykli ludzie nie weszli w ogóle w rachunek czekowy. Kiedy mówimy o pieniądzu bezgotówkowym, mówimy przede wszystkim o transakcjach płatniczych dokonywanych za pomocą różnego rodzaju kart, poleceniach zapłaty czy przelewach.  


Plusy i minusy

Zaletą obrotu bezgotówkowego jest to, że zmniejsza on koszty obsługi pieniądza (gotówkę trzeba przewozić, magazynować, pilnować). Z punktu widzenia zwykłych obywateli obrót bezgotówkowy ma także tę zaletę, że zmniejsza ryzyko kradzieży pieniędzy.

„Jeżeli ktoś nam ukradnie kartę, to możemy ją zastrzec i większość wystawców kart stosuje zasadę, zgodnie z którą wszystkie transakcje na 24h przed takim zastrzeżeniem nie obciążają już klienta” – przypomniał dr Maszczyk.

Jednak w przypadku obrotu bezgotówkowego dla niektórych osób trudna może być kontrola wydatków – jeśli płacimy kartą, to wydajemy więcej.

„Tu przewagę ma wówczas gotówka, bo widzimy wypływ pieniędzy z portfela” – zaznaczył ekonomista.


Kartą czy gotówką?

W 2019 roku udział transakcji gotówkowych w całości płatności w Polsce wynosił 54 proc., czyli gotówka jednak przeważała, ale nieznacznie. Dla porównania w Szwecji udział transakcji gotówkowych to jest już tylko 9 proc. Z kolei najwyższy udział płatności gotówkowych wśród państw unijnych jest na Malcie – 88 procent. Niższy udział płatności gotówkowych od Polski ma tylko sześć krajów: Estonia – 48 proc., Finlandia – 35 proc., Holandia – 32 proc., Wielka Brytania – 23 proc., Dania - 16 proc. i właśnie Szwecja – 9 proc.


Wpływ pandemii

W marcu ubiegłego roku, kiedy w Polsce odnotowano pierwszy przypadki zakażenia koronawirusem, ludzie masowo zaczęli wypłacać pieniądze z bankomatów.

„Naturalnym odruchem było pójść i zabezpieczyć gotówkę: bo gotówka to jest coś konkretnego, zawsze będzie akceptowana” – zwracał uwagę dr Maszczyk.

Początkowo wydawało się więc, że pandemia znacznie zwiększy udział obrotu gotówkowego. Kiedy okazało się, że nie ma problemów z wypłatą gotówki, sytuacja się ustabilizowała. Wróciło zainteresowanie obrotem bezgotówkowym, m.in. ze względu na zakupy dokonywane przez Internet.


07.07.2021 Niedziela.BE // żródło informacji: Serwis Samorządowy PAP // fot. Shutterstock, Inc.

(cl)

 

Subscribe to this RSS feed