Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (wtorek 29 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Tenis: Świątek bezlitosna w Madrycie: Pewne zwycięstwo nad Noskovą!
Walka o godne zarobki pisarzy: Czy literatura w Belgii czeka na zmiany?
Polska: Czterodniowy tydzień pracy. Nie wiadomo, czy firmy w to wejdą
Belgia, Woluwe-Saint-Lambert: Senior zatruł się tlenkiem węgla
Belgia: Policja poszukuje świadków strzelaniny w Anderlechcie
Polska: 18-latek poszedł popływać i utonął. Zaczął się tragiczny sezon na wodzie
Belgia: Tragiczne skutki kłótni w Turnhout, dwóch zabitych
Polska: Wybory 20205. Jak głosować poza miejscem zamieszkania? Nie trzeba iść do urzędu [WIDEO]
Temat dnia: Ukończone studia gwarancją pracy? „Wielka różnica”
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Mięso do kontroli. Inspektorzy nazwali grzechy handlowców

Jakie mięso trafia do polskich hipermarketów? Czy znamy kraj pochodzenia? Odpowiedzi na te pytania poszukiwali inspektorzy IJHARS.

Kontrolerzy z Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych (IJHARS) wzięli pod lupę ponad 2 tony mięsa wieprzowego – pakowanego i sprzedawanego luzem – w hipermarketach w całej Polsce. Sprawdzili, czy właściwie jest oznakowane.

Ich kontrola – jak podaje na swojej stronie IJHARS – wykazała różne nieprawidłowości w co 10 ze skontrolowanych partii towaru. Co ważne – nieprawidłowości dotyczyły jedynie mięsa sprzedawanego bez opakowania.

To pokazała kontrola jakości mięsa w dużych sklepach

W pięciu przypadkach okazało się, że informacje o miejscu hodowli i uboju były nieprawdziwe. Na etykiecie jako kraj pochodzenia wskazansa była Polska. W rzeczywistości jednak mięso pochodziło z Belgii, Niemiec i Holandii.

W sumie nieprawidłowości w oznakowaniu mięsa stwierdzono w co piątym skontrolowanym sklepie. Inspektorzy stwierdzili m.in.:

podawanie nieprawdziwych danych o kraju pochodzenia mięsa;
brak wizerunku flagi państwa, z którego pochodziło kontrolowane mięso,
stosowanie niezgodnych z obowiązującymi przepisami określeń opisujących pochodzenie mięsa.

Wobec handlowców podejrzanych o zafałszowanie sprzedawanej żywności prowadzone są postępowania administracyjne w celu – jak to określił na swojej stronie IJHARS – „wymierzenia kar pieniężnych, w tym za wprowadzenie do obrotu towarów zafałszowanych”.

Taka gra z klientem może narazić sklep na spory wydatek

– Nieprawidłowe oznakowanie krajem pochodzenia wprowadza konsumenta w błąd i jest zafałszowaniem żywności – podkreśla Przemysław Rzodkiewicz, główny inspektor jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych.

I przypomina, że zgodnie z przepisami UE i krajowymi handlowcy maja obowiązek podawania informacji o pochodzeniu mięsa.

Jeśli bez opakowania sprzedawane jest mięso wieprzowe, drobiowe, baranie lub kozie, przepisy zobowiązują sklepy do udostępnienia również grafiki flagi kraju pochodzenia.

Obowiązek informowania o pochodzeniu mięsa dotyczy również producentów. Klienci kupujący mięso w opakowaniu muszą wiedzieć, skąd pochodzi.

– Handlowcom naruszającym ich interesy grozi kara finansowa w wysokości od 1000 zł do nawet 10 proc. rocznego przychodu – przypomina szef IJHARS.


10.03.2024 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sl)

Polska: Jest problem z ubraniami-śmieciami. Trzeba z nimi jeździć po mieście

Kolejne miasta decydują się na uruchomienie mobilnych PSZOK-ów. To samochody, które podjadą po stare ubrania, żeby mieszkańcy nie musieli krążyć z nimi wiele kilometrów.

To wynik działania przepisów, które weszły w życie z początkiem tego roku. Zgodnie z nowymi zasadami doszła nam nowa frakcja w segregacji śmieci. To tekstylia, które trzeba wyrzucać osobno.

I nie chodzi tylko o stare spodnie i koszule, ale także o buty, kurtki, płaszcza czy dywany.

Kilometry z jedną parą butów w ręku

Problem w tym, że z samorządy muszą co roku osiągać odpowiednie normy przetworzenia odpadów, z drugiej strony nowy system nie zachęca do segregacji. Ustawa nie nakazuje samorządom postawienia na tekstylia kolejnych pojemników na osiedlach. Nie mają obowiązku dostarczyć mieszkańcom worków w innym kolorze. W ogóle nie muszą odbierać starych ubrań.

Za to ludzie muszą je dostarczyć sami do Punktów Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych. I to też kłopot, bo tylko w nielicznych miejscowościach i gminach jest ich więcej niż jeden. Nawet tak wielkie miasta jak Warszawa ma cztery PSZOK-i.

Dodatkowo takie punkty zazwyczaj znajdują się na obrzeżach miast. W efekcie, jeżeli ktoś chce wyrzucić parę starych butów, to musi jechać z nimi wiele kilometrów.

Można inaczej. Pierwsze mobilne PSZOK-i wyjechały na ulice

Szybko okazało się, że nowy system przyniósł więcej kłopotów niż zysków. Dlatego kolejne miasta uruchamiają (i planują uruchomić) mobilne PSZOK-i.

„Do tej pory warszawiacy mogli oddawać odpady odzieży i tekstyliów jedynie do stacjonarnych Punktów Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych (PSZOK-ów), zlokalizowanych na Białołęce, Bielanach, Woli i w Wilanowie. Dzięki nowej uchwale mieszkańcy stolicy będą mogli korzystać z MPSZOK-ów, które są dostępne w 42 lokalizacjach na terenie miasta, w wybrane dni tygodnia” – informuje Urząd Miasta Warszawy.

Taki punkt to nic innego jak samochód dostawczy, który zabierze przygotowane do wyrzucenia tekstylia.

Nie tylko stolica idzie tym śladem. Takie plany ma też m.in. Lublin.

„Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom mieszkańców, planujemy wprowadzenie w Lublinie dopełnienia systemu zbiórki tych odpadów. Dlatego, żeby zapewnić łatwy dostęp dla wszystkich mieszkańców gminy, chcemy zorganizować mobilną zbiórkę odpadów tekstyliów i odzieży w kilku lokalizacjach miasta, szczególnie w tych oddalonych od Punktu Selektywnego Zbierania Odpadów Komunalnych” – zapowiada Urząd Miasta w odpowiedzi na pytania jednego z radnych.


9.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva / Urząd Dzielnicy Wawer

(sm)

Polska: Bliski koniec mediów władzy. Wójt będzie musiał zamknąć gazetkę

Ministerstwo Kultury jest zdeterminowane, żeby zlikwidować media samorządowe. Chce zakazać wydawania gazet, a portale mają być prowadzone inaczej.

Gminy, powiaty i miasta wydają swoje gazetki i prowadzą portale. Jeżeli nie osobiście, to poprzez swoje instytucje, jak biblioteki czy miejskie spółki. Często takie gazety są bezpłatne. Dodatkowo samorządy mają swoje portale informacyjne. Teraz zbliża się ich koniec.

Psucie rynku prasy lokalnej

Lokalni wydawcy i organizacje samorządowe od dawna chcą zakazu mediów samorządowych. Argumentują, że nie jest rolą władzy bycie dziennikarzami.

„Obowiązkiem władzy jest tworzyć warunki dla realizacji wolności słowa, także przez tworzenie warunków działania w pełni niezależnym mediom. A jednym z zadań owych niezależnych mediów jest kontrolowanie działań władz samorządowych. Z tej podstawowej przyczyny władza samorządowa nie może prowadzić swoich mediów, gdyż czyniąc to, wolność tę pośrednio ogranicza – stanowiąc konkurencję dla niezależnych od niej tytułów” – to wspólne stanowisko Stowarzyszenia Gazet Lokalnych, Stowarzyszenia Mediów Lokalnych, Izby Wydawców Prasy, Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka i Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska.

Dodatkowo często takie gazety przyjmują płatne reklamy, odbierając klientów komercyjnym mediom. Kolejny grzech to fakt, że media samorządowe często służą do promocji wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. A najgorsze jest to, że czytelnik z takich gazet i portali dowie się tylko o pozytywnych sprawach. Nie przeczyta o problemach swojego miasta.

Dlatego media samorządowe muszą zniknąć.

Samorządowcy są temu przeciwni

„Obywatel ma prawo do uzyskiwania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne i nie wolno ograniczać tego prawa” – uważa Związek Miast Polskich.

Podobnie myślą inne stowarzyszenia samorządowe. Mówią zgodnie, że chcą nadal być wydawcami i jedyne, na co się zgadzają, to rezygnacja z płatnych reklam.

Ostra gra. Projekt ustawy ma być gotowy jeszcze w marcu

Tymczasem Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w przygotowywanej nowej ustawie medialnej zamierza zakazać samorządom wydawania mediów. W środę w Sejmie rozmawiali o tym posłowie, samorządowcy, dziennikarze i przedstawiciele resortu.

Wiceminister Maciej Wróbel sprecyzował, jakie zajdą zmiany. Mają dotyczyć nie tylko papierowych wydań, ale także portali internetowych.

Pomysł jest taki, żeby gazetki i serwisy internetowe zamieniły się w biuletyny z najważniejszymi dla mieszkańców informacjami. Nie może być w nich treści dziennikarskich – typowych artykułów czy rozmów. Przynajmniej 10 procent pierwszej strony takiej gazety ma zajmować informacja o tym, kto jest wydawcą.

Papierowy biuletyn mógłby mieć najwyżej 12 wydań w roku i niski nakład. MKiDN planuje, że będzie odpowiadał najwyżej 5 proc. liczby mieszkańców gminy. Takie wydania nie będą mogły mieć także reklam.

Projekt ustawy ma być gotowy jeszcze w marcu.


6.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Miał być pierwszy polski „elektryk”, na razie są... duże zwolnienia

Czołowa inwestycja PiS-u – pierwszy polski samochód elektryczny – kończy się fiaskiem na oczach Polaków. Właśnie rozpada się fabryka, która nawet na dobre nie zaczęła działać.

Produkcja polskich samochodów elektrycznych marki Izera była jednym z flagowych projektów rządu PiS.

Ten projekt to halucynacja

Ambitny program miał wprowadzić Polskę na mapę producentów nowoczesnych pojazdów zeroemisyjnych. Niestety, do tej pory nic z tego nie wyszło.  Pomimo głośnych deklaracji i medialnych prezentacji projekt nigdy nie wyszedł poza fazę koncepcyjną.

Minister aktywów państwowych Jakub Jaworowski stwierdził nawet, że „nie ma czegoś takiego, jak projekt Izera”. Określił ten projekt jako „halucynację PiS-u”.

Masowe zwolnienia

ElectroMobility Poland, spółka odpowiedzialna za realizację projektu, zdecydowała o redukcji zatrudnienia. Jak donosi „Dziennik Gazeta Prawna”, decyzja o likwidacji 40 stanowisk została przekazana pracownikom 28 lutego przed południem.

Oficjalne oświadczenie EMP wskazuje, że redukcja zatrudnienia jest wynikiem zmian w strategii realizacji projektu oraz konieczności optymalizacji kosztów, wynikającej z przedłużających się problemów z pozyskaniem finansowania.

Nie wszystko poszło na marne

Pomimo zamrożenia projektu Izera plany budowy fabryki samochodów elektrycznych na terenie Jaworznickiego Obszaru Gospodarczego nie zostały oficjalnie odwołane. ElectroMobility Poland utrzymuje, że zamierza zrealizować inwestycję. Obecnie priorytetem jest opracowanie nowego modelu biznesowego i nawiązanie współpracy z międzynarodowymi partnerami.

Wciąż nie ma jednak jasnej deklaracji, czy zakład faktycznie powstanie i jakie pojazdy miałby produkować.

Czy będzie klaster elektromobilności zamiast Izery?

W obliczu fiaska projektu Izera rząd zaproponował rozwój tzw. klastra elektromobilności. Ma on na celu stworzenie zaplecza technologicznego i produkcyjnego dla szeroko pojętej branży pojazdów elektrycznych. Inicjatywa zakłada współpracę z międzynarodowymi koncernami oraz firmami technologicznymi z zachodniej Polski, które specjalizują się w nowych rozwiązaniach dla sektora motoryzacyjnego.

Rządowe zapowiedzi sugerują, że klaster elektromobilności może stać się fundamentem dla przyszłego rozwoju polskiej branży samochodów elektrycznych. Jednak, podobnie jak w przypadku Izery, realna skuteczność tej inicjatywy będzie zależeć od dostępności finansowania oraz konkretnych działań podejmowanych przez państwo i sektor prywatny.


6.03.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. izera.pl

(sm)

Subscribe to this RSS feed