Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Nie segregują śmieci, dostają kary i idą do sądu. Setki spraw
Polska: Kim jest Ignacy z bluzy Stanowskiego? Ludzie masowo wpłacają pieniądze
19-latek wjechał w policjanta w Antwerpii!
Belg zaginął w Liechtensteinie. Szczęśliwy finał sprawy
Temat dnia: 15 belgijskich żołnierzy rannych podczas ćwiczeń w Szkocji!
Polska: W tych zawodach mogliby pracować kandydaci na prezydenta
Słowo dnia: Liederen
Belgia: Eurowizja - dziś Belgia i Polska walczą o finał!
Niemcy: Zakazano działalności skrajnie prawicowej grupy „Królestwo Niemiec”
Polska: Na połączenia z tego numeru trzeba uważać. Bo można dużo stracić
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: W tych zawodach mogliby pracować kandydaci na prezydenta

Co zawodowo mogliby robić kandydaci na prezydenta, gdyby nie byli tam, gdzie są? Polacy wskazali im konkretne zawody, w których ich widzą.

Ankieterzy SW Research zapytali Polaków, w jakich zawodach widzą polityków ubiegających się o fotel prezydenta RP: Rafała Trzaskowskiego, Karola Nawrockiego, Sławomira Mentzena, Szymona Hołownię, Magdalenę Biejat i Adriana Zandberga.

Ankietowani mogli wybrać im konkretny zawód z listy przygotowanej na podstawie Rankingu Zawodów SW Research, który pokazuje, jakie zawody cieszą się społecznym szacunkiem. Uczestnicy sondażu dokonali takiego wyboru…

Rafał Trzaskowski

Ankietowani widzą go jako dyrektora dużego przedsiębiorstwa albo jako przedsiębiorcę lub właściciela dużej firmy.

Najmłodsi respondenci (do 24 lat) na drugim miejscu usytuowali zawód influencera. Natomiast osoby o dochodach powyżej 7 tys. zł netto – zobaczyli w nim profesora uniwersytetu.

Karol Nawrocki

Część ankietowanych widzi go jako profesora uniwersytetu. Kolejna grupa jako referenta w biurze, urzędnika.

Większość ankietowanych z dużych miast (od 200 do 499 tys. mieszkańców) i o dochodach powyżej 5 tys. zł netto dostrzegało w nim predyspozycje na sprzątacza

Sławomir Mentzen

Ankietowani zobaczyli w nim właściciela dużej firmy. Na drugim miejscu znalazł się influencer.

Mieszkańców największych miast (powyżej 500 tys. mieszkańców) zobaczyli w nim trenera biznesu/coacha, a na drugim miejscu – maklera giełdowego.

Szymon Hołownia

Ankietowani uznali, że znowu mógłby się odnaleźć jako prezenter telewizyjny lub dziennikarz.

Wśród osób z zasadniczym wykształceniem zawodowym na drugim miejscu znalazł się zawód księdza/osoby duchownej.

Magdalena Biejat

Magdalena Biejat mogłaby być nauczycielką lub sprzedawczynią w sklepie.

Respondenci z wykształceniem podstawowym lub gimnazjalnym wybrali jej karierę influencerki. Natomiast mieszkańcy największych miast zawód referenta w biurze, urzędnika, a na drugim miejscu prezenterki telewizyjnej (12,3 proc.).

Adrian Zandberg

Najwięcej osób zobaczyło w Adrianie Zandbergu nauczyciela lub referenta w biurze, urzędnika. Najmłodsi (do 24 lat) – profesora uniwersytetu.

Osoby o dochodach powyżej 7 tys. zł netto wybrały mu zawód informatyka, analityka systemów komputerowych, a na drugim miejscu – referenta w biurze, urzędnika.


13.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. profile kandydatów na FB i X

(sm)

Polska: Kim jest Ignacy z bluzy Stanowskiego? Ludzie masowo wpłacają pieniądze

Mobilizacja była tak wielka, że przestała działać strona internetową ze zbiórką pieniędzy. To przez to bluzę Krzysztofa Stanowskiego, który zaapelował o pomoc dla chorego Ignasia.

Poniedziałkowa debata telewizyjna kandydatów na prezydenta była pełna wzajemnych ataków, oskarżeń i obietnic. Zgodnie z jej zasadami politycy nie mogli posługiwać się żadnymi gadżetami. Jeden się wyłamał.

Okupujący ostatnie miejsca w sondażach Krzysztof Stanowski otoczył się małymi flagami. Dodatkowo dziennikarz, założyciel Kanału Zero miał na sobie bluzę ze zdjęciem małego chłopca.

„Dostałem ją podczas kongresu w Łodzi. Rodzice Ignasia poprosili mnie, bym założył ją do jakiegoś w miarę popularnego programu. To chyba niezła okazja” – ogłosił w sieci jeszcze przed debatą.

Kim jest Ignaś?

Stanowski na wizji wytłumaczył, że rodzice chłopca zbierają pieniądze na leczenie dziecka. Ten motyw wiele razy wracał podczas debaty. Stanowski apelował o to, aby leczyć dzieci, nie szczędząc pieniędzy, i skończyć z internetowymi zbiórkami.

Ignaś Lis to 4-letnie dziecko potrzebujące terapii genowej. Choruje na dystrofię mięśniową Duchenne'a.

„Każdy dzień to walka – z chorobą, ze zmęczeniem, z czasem. Nasz synek jest bardzo zmęczony. Nie ma czasu na beztroską zabawę, jak inne dzieci. Ostatnio do zespołu specjalistów dołączył fizjoterapeuta oddechowy. To niezbędne w walce z dystrofią mięśniową Duchenne'a. Ćwiczymy, by Ignaś jak najdłużej mógł samodzielnie oddychać” – napisali niedawno w sieci rodzice dziecka.

Apelowali o pomoc, bo zbiórka stanęła w miejscu. A pieniędzy trzeba dużo, bo ok. 16 mln zł.

Zbiórka ruszyła z kopyta. Pieniędzy przybywa z sekundy na sekundę

Jak teraz wjedzie się na stronę zbiórki, to licznik zmienia się z sekundy na sekundę. Już uzbierano ponad 8 mln zł, czyli przeszło połowę potrzebnych pieniędzy.

Poruszenie apelem dziennikarza-kandydata było tak wielkie, że ludzie zaczęli wpłacać pieniądze jeszcze podczas telewizyjnego starcia. Chętnych do pomocy było tak wielu, że w pewnym momencie nie wytrzymały serwery – strona przestała działać.


13.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Krzysztof Stanowski X

(sm)

Polska: Nie segregują śmieci, dostają kary i idą do sądu. Setki spraw

Sądy mają ręce pełne roboty z powodu skarg osób ukaranych za brak segregacji odpadów. A to spore pieniądze. Często dotyczy to osób mieszkających w blokach.

Zasady segregacji śmieci w Polsce są jasne. Czytelne są także unormowania w przypadku osób, które tego nie robią – muszą płacić więcej niż inni. Nie jest także tajemnicą, że nie zawsze dzielenie odpadów idzie nam dobrze.

Za złą segregację odpadów trzeba płacić od 200 do 400 proc. więcej

Dlatego w systemach śmieciowych miast znajdują się zapisy, że jak ktoś zostanie przyłapany (zazwyczaj po raz kolejny) na błędnej segregacji, to za kolejny miesiąc odbioru odpadów ma płacić znacznie więcej – od 200 do nawet 400 proc. więcej. W zależności od miejscowości i uchwał określających tę kwestię.

„W warunkach warszawskich oznacza to wzrost stawki dla gospodarstwa domowego mieszkającego w bloku z 60 zł miesięcznie do 120 zł (niezależnie od liczby członków tego gospodarstwa). Natomiast czteroosobowa rodzina z Krakowa zapłaci 216 zł zamiast 108 zł” – przytacza „Gazeta Wyborcza”.

Każdy może się odwołać w swojej sprawie do sądu

Osobę, która popełnia błędy, może ukarać gmina. „Stawkę sankcyjną trzeba zapłacić za miesiąc lub miesiące, w których złamano zasady segregacji odpadów. Kara nie stanowi zaskoczenia, ponieważ firma zbierająca odpady jest zobowiązana do powiadomienia właściciela/zarządcy nieruchomości o nieprawidłowościach zaraz po ich stwierdzeniu” – czytamy.

Nie ma co ukrywać, że największy problem z segregacją jest w blokach. Ale nie tylko wspólnoty mieszkaniowe, spółdzielnie, ale także osoby prywatne od nałożonej kary mogą się odwołać do sądu administracyjnego.

To nie fanaberia, a obowiązek samorządu

I okazuje się, że sądy są zasypane sprawami śmieci. „Mowa o ponad 340 orzeczeniach administracji i sądów. Ta liczba zapewne jeszcze mocno wzrośnie. Zwłaszcza, że obowiązujące od początku tego roku zasady sortowania tekstyliów nie zawsze są przestrzegane przez mieszkańców bloków. W przypadku domów jednorodzinnych niedbałość jednego domownika też może skutkować odpowiedzialnością zbiorową dla całego gospodarstwa domowego” – podaje gazeta.

Naczelny Sąd Administracyjny miał ocenić, czy kary nakładane solidarnie na wszystkich mieszkańców bloku to właściwe rozwiązanie. I orzekł, że nakładanie wyższej stawki za śmieci to nie fanaberia, a wręcz obowiązek samorządu.


13.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Polska: Na połączenia z tego numeru trzeba uważać. Bo można dużo stracić

Telefon jest anonimowy, ale informacja stawia na równe nogi. Dotyczy zadłużeniu i kredytu we frankach. Kiedy oddzwaniamy, numer jest nieosiągalny.

732 202 060. To numer telefonu – jak podaje Wp.pl – z którego ktoś wydzwania w sprawie rzekomo zaciągniętych kredytów i wynikającego z tego zadłużenia. Tyle że ten numer działa tylko w jedną stronę – oddzwonić się już nie da.

Według serwisu nieznany-numer.pl – numer 732 202 060 został wyszukany grubo ponad pół miliona razy. To pokazuje skalę zjawiska.

Internauta: Musiałbym wziąć kredyt już w przedszkolu

Osoby, do których ktoś dzwonił z tego numeru, podkreślają, że jest on cały czas aktywny. Dzwoniący – jak czytamy w serwisie – proponuje swoim „ofiarom”...

„Naciągaczka dzwoni w sprawie rekompensaty za wzięcie kredytu we frankach, którego oczywiście nie brałem, bo bym musiał go wziąć już w przedszkolu” – opisuje swoją historię na stronie nieznany-numer.pl jeden z internautów.

Po odebraniu połączenia słychać kobiecy głos – informuje polsatnews.pl. Kiedy odbierający zaprzecza, że ma kredyt, rozmowa jest szybko przerywana, a próba ponownego nawiązania kontaktu kończy się komunikatem o niedostępności numeru.

„Przy próbie otrzymania informacji, skąd mają takie dane o mnie, pani twierdzi, że nie posiadają żadnych danych... No to skąd niby wie, gdzie dzwonić?” – pyta zasadnie internauta.

Tak chcą wyłudzić nasze dane

Dlatego eksperci ostrzegają, że celem dzwoniących z tego numeru jest pewnie wyłudzenie danych, np. potrzebnych do uzyskania kredytu. Niektórzy internauci informują, że dzwoniący prosił ich od razu o numer PESEL lub numer konta bankowego.

„Na podstawie zgłoszeń użytkowników naszego portalu, pragniemy poinformować, że numer +48732202060 jest głównie kojarzony z oszustwami kredytowymi” – czytamy na stronie nieznany-numer.pl.

Może to sugerować użycie techniki CLI spoofingu.

Co to jest CLI spoofing?

To metoda, w której przestępca dzwoni, podszywając się pod znany numer telefonu, np. bliskiej osoby lub urzędu. Ofiara myśli, że dzwoni ktoś zaufany i może zostać nakłoniona do przekazania swoich danych osobowych lub finansowych. W ten sposób dochodzi do wyłudzeń i strat finansowych.

W pierwszej połowie 2024 r. zgłoszono blisko 56 tys. przypadków oszustw telefonicznych, co pokazuje, jak często dochodzi do takich zdarzeń. M.in. mieszkanka Podkarpacia przez takie oszustwo straciła 110 tys. zł.

Kobieta się ofiarą oszustów, którzy wcielili się w pracownika Biura Informacji Kredytowej i prokuratora z Warszawy. Pod ich wpływem zdecydowała się na kredyt, a gotówkę przelała na konto oszustów.


13.05.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sm)

Subscribe to this RSS feed