Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia, praca: Tylu młodych bezskutecznie szuka pracy
Przydatne skróty: KSO
Polska: Nowe i puste. Pierwsze miasta biorą się za deweloperów
Belgia, biznes: „Lepsza dekada niż w Niemczech, gorsza niż w Holandii”
Polska: Takiego miejsca w Polsce nie było. Sala pożegnań dla zwierząt
Słowo dnia: Werkgever
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela, 7 września 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Zamiast w Hiszpanii urlop… w Holandii?
Polska: Psia apteczka w pociągu. Warto mieć taką w domu
Przydatne skróty: BSO
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Nowe i puste. Pierwsze miasta biorą się za deweloperów

Budują mieszkania, ale nikt w nich nie mieszka. Przez to ceny na rynku nieruchomości idą w górę. Pierwsze miasta w Polsce chcą zmusić deweloperów do zmiany swojej polityki. Uderzeniem podatkowym.

Deweloperzy przez lata stosowali różne metody mające wpływ na ceny nieruchomości. Zależy im na tym, żeby mieszkania były coraz droższe. Jednym z takich sposobów jest zapełnianie Polski pustostanami.

Nowe i puste

Polega to na tym, że deweloper stawia blok, ale nie sprzedaje mieszkań lub oferuje tylko część lokali w budynku. Albo zagraniczny fundusz inwestycyjny kupuje od razu dużo mieszkań, ale nie za zamiaru ich komuś sprzedać.

To wszystko powoduje, że w całym kraju jest wiele pustostanów, a dostępność mieszkań na rynku jest mniejsza, niż to wynika z oficjalnych danych. A to z kolei powoduje, że cena metra kwadratowego rośnie.

Czy deweloperom to się opłaca?

Tak. Po pierwsze – droższe są mieszkania, które są w sprzedaży. Po drugie – cena pustostanu także rośnie. Po trzecie wreszcie – koszty wcale nie są takie wysokie, bo za takie puste mieszkanie płaci się po prostu podatek od nieruchomości – wcale nie taki wysoki.

Miasta idą na wojnę z taką praktyką

Pierwsze są Katowice, które poszły na wojnę z deweloperami i pustostanami. 

„Chodzi bowiem o to, że do tej pory deweloperzy płacili podatek od nieruchomości za niesprzedane mieszkania w wysokości 1,19 za metr kwadratowy rocznie, czyli tak, jak wszyscy inni za powierzchnie mieszkalne” – wyjaśnia „Gazeta Wyborcza”.

Teraz jednak zasady gry się zmieniają i Urząd Miasta wysyła deweloperom decyzje podatkowe, na mocy których mają płacić podatek w wysokości 34 zł za metr kwadratowy mieszkania.

Miasto powołuje się na orzeczenie Naczelnego Sądu Administracyjnego z jesieni 2024 roku. Wynika z niego, że budynki mieszkalne opodatkowuje się preferencyjną, najniższą stawką tylko w części, w jakiej „służą zaspokajaniu potrzeb mieszkaniowych osób fizycznych”. Czyli za lokale puste, które istnieją i drożeją, są inwestycją, trzeba płacić wyższy podatek.

– Jeżeli lokal mieszkalny nie jest wykorzystywany do mieszkania, to należy się wyższy podatek, ponieważ służy prowadzeniu działalności gospodarczej – tłumaczą urzędnicy z Katowic.

Przykład okazał się zaraźliwy

Pomysł z Katowic już się rozlewa na Polskę. Podchwycił go już Kraków.

„Chcemy, aby w Krakowie deweloperzy i fundusze inwestycyjne, które nie sprzedają lub nie wynajmują posiadanych mieszkań, płacili adekwatne podatki, czyli zamiast 1,19 za mkw. – 34 zł za mkw. nieruchomości. Skoro traktują mieszkanie jak towar i przedmiot spekulacji, to niech płacą!” – pisze w serwisie X Tomasz Maślony, krakowski radny. I zgłasza odpowiedni projekt uchwały do Rady Miasta.

„W Krakowie mamy 70 000 pustostanów” – dodaje radny. I wskazuje, że cześć z nich to właśnie nowe mieszkania, które nie są dostępne na rynku, bo ich właściciele czekają na jeszcze większy wzrost cen.

Maślony przytacza też dane, że Kraków jest europejskim liderem w kategorii drożejących mieszkań. Ceny idą w górę o 19 proc. rok do roku. Zmiana podatkowa ma się miastu też opłacić. 

„To nawet kilkadziesiąt mln podatku!” – podkreśla radny.


07.09.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sw)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Takiego miejsca w Polsce nie było. Sala pożegnań dla zwierząt

Takie miejsca od lat działają za granicą. W Polsce jednak dotychczas ich nie było. To sala pożegnań dla zwierząt. Zapewnia emocjonalne wsparcie ich właścicielom.

Miejsce nazywa się Lumida. Powstało – jak podaje innpoland.pl – na warszawskim Wilanowie. Można w nim przeżyć żałobę po naszym zwierzęciu.

Rodzice zwierząt

A ich rola w codziennym życiu zupełnie się zmieniła. Jak pokazało ubiegłoroczne badanie Atena Research & Consulting, na które powołuje się serwis, aż 70 proc. właścicieli traktuje swoje zwierzęta jak członków rodziny.

To nie wszystko, bo 42 proc. badanych – jak wynika z raportu hiPets z 2023 r. „Zwierzęcy rodzice” – identyfikuje się z określeniem „rodzice zwierząt”.

Nic zatem dziwnego, że miejsca takie jak Lumida stają coraz bardziej potrzebne.

Właściciel: To nie jest żadna fanaberia

Za pierwszą w Polsce salą pożegnań dla zwierząt stoi Leszek Wolany, założyciel firmy. Jak mówi w cytowanej przez serwis opinii:

– Prawo do żałoby po stracie nie może być uzależnione od liczby nóg. Poczucie straty czy żałoba po odejściu istoty, która towarzyszyła nam przez kilka czy kilkanaście lat życia, to nie jest żadna fanaberia czy przesada. To emocja, którą dobrze jest się zająć.

Dlatego Lumida oferuje pogrążonym w żałobie po swoich pupilach właścicielom konkretne wsparcie: pożegnanie w specjalnie zaprojektowanej sali, personalizowane pamiątki, pomoc psychologiczną.

Bierze również na siebie kremację, żeby zdjąć ten obowiązek z opiekunów nieżyjących zwierząt.

Pierwsza w Polsce sala pożegnań dla zwierząt działa od 27 sierpnia tego roku.

Takie miejsca od lat działają za granicą

W Wielkiej Brytanii przy cmentarzach i krematoriach dla zwierząt funkcjonują Farewell Rooms. To miejsca, gdzie rodziny mogą w spokoju pożegnać pupila przed kremacją lub pochówkiem.

W Stanach Zjednoczonych część domów pogrzebowych i krematoriów oferuje prywatne pokoje pożegnań oraz możliwość uczestniczenia w kremacji.

W Niemczech sieci usług Tierbestattung prowadzą liczne filie i krematoria, podkreślając godny, intymny charakter ostatniego spotkania.

Podobne miejsca działają także w Azji. Na przykład w Hongkongu właściciele mogą pożegnać zwierzę w wyznaczonym pokoju przed kremacją.


07.09.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sw)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Renta wdowia przed sądem. To on oceni, czy nie było błędów

Wielu seniorów, którzy liczyli na wsparcie w postaci wdowiej renty, nie dostało tych pieniędzy. Nie spełniali kryteriów. Rozżaleni, poszli z tym do sądów.

W rezultacie do sądów – jak podaje „Fakt” – wpłynęło prawie 900 odwołań. I to one zdecydują, czy nie było błędów podczas przyznawania świadczeń.
Ci, którzy nie dostali pieniędzy, odwołują się od decyzji.

Dla przypomnienia – renty wdowie daje osobom spełniającym kryteria możliwość łączenia swojej emerytury ze świadczeniem po nieżyjącym małżonku. Jedno z nich w 100 proc., a drugie w 15 proc. Od 2027 r. udział drugiego świadczenia wzrośnie do 25 proc.

Renty wdowie są wypłacane od 1 lipca.

Do ZUS wpłynęło ponad milion wniosków o przyznanie świadczenia. 750 tys. osobom te pieniądze zostały przyznane. Średnio zyskały one 353 zł brutto.

Wnioskodawcy, którzy tego świadczenia nie dostali, odwołują się od decyzji ZUS.

„W systemie do obsługi świadczeń zostało założonych 839 postępowań odwoławczych – przekazało „Faktowi” biuro prasowe ZUS.

Z jakich powodów ZUS odmawia przyznania renty wdowiej?

Ich lista jest dość długa. Oto one:

- zbyt wysoka kwota świadczenia aktualnie wypłacanego; bo – przypomnijmy – połączone świadczenia nie mogą przekraczać trzykrotności minimalnej emerytury – teraz jest to ok. 5,7 tys. zł brutto;
- nabycie prawa do renty rodzinnej po zmarłym małżonku wcześniej niż 5 lat przed osiągnięciem powszechnego wieku emerytalnego,
- brak prawa do renty rodzinnej,
- brak prawa do własnego świadczenia,
- niepozostawanie we wspólności małżeńskiej do dnia śmierci małżonka,
- zawarcie nowego związku małżeńskiego,
- nieosiągnięcie powszechnego wieku emerytalnego.

Jak odwołać się od decyzji ZUS?

Osoba, która nie zgadza się z decyzją ZUS, może się od niej odwołać. Ma na to 30 dni od doręczenia decyzji. Odwołanie za pośrednictwem ZUS – jak podkreśla dziennik – składa się do sądu pracy i ubezpieczeń społecznych.

Jeśli się spóźnimy, nic straconego. W takiej sytuacji jeszcze raz trzeba złożyć wniosek o przyznanie renty wdowiej. Decyzja odmowna uruchomi proces odwoławczy.
Decyzję ZUS oceni sąd.


4.09.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sw)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Nie wiem, nie pamiętam. Taki brak wiedzy wykorzystują szarlatani

Jaka jest różnica między owulacją a okresem? – zapytała polityków prowadząca debatę w TVP Info. Żaden nie potrafił odpowiedzieć. Dyskusja dotyczyła edukacji seksualnej.

Prowadząca „Poranek polityczny” w TVP Info Magdalena Pernet  zaprosiła do rozmowy polityków różnych ugrupowań. Wzięli w niej udział Andrzej Kosztowniak z PiS, Marcin Karpiński z Nowej Lewicy, Ireneusz Raś z PSL i Adrian Witczak z KO.

Społeczna wiedza o zdrowiu jest znikoma

Dyskusję o edukacji zdrowotnej rozpoczęło – jak podaje Medonet – banalne z pozoru pytanie dziennikarki: czym różni się okres od owulacji? Okazało się, że wiedza w tej kwestii stanowiła nie lada wyzwanie dla uczestników. W rezultacie ujawniła lukę w podstawowej wiedzy.

– Nie wiem, nie pamiętam. Nie interesowałem się tym, przyznaję, nawet na biologii – przyznał Andrzej Kosztowniak.
– Oj, nie będę wchodził w te tematy – powiedział z kolei Marcin Karpiński. 

Z kolei Ireneusz Raś z PSL stwierdził, że nie zamierza polemizować w tej sprawie.

Prowadząca tak podsumowała sytuację: – I tutaj, proszę państwa, mamy chyba odpowiedź na to, czy przedmiot edukacja seksualna jest potrzebny.

– Nasza społeczna wiedza o zdrowiu jest znikoma. To obszar całkowicie zaniedbany. Brak tej wiedzy wpływa na nasze życie: zdrowie osobiste, publiczne, zdolność do pracy i dostęp do świadczeń. Za brak wiedzy płacimy zbyt dużo – powiedział w rozmowie z Medonetem dr Michał Sutkowski, lekarz specjalista chorób wewnętrznych.

Przestrzeń dla szarlatanów i manipulacji

Edukacja seksualna – przypomnijmy – weszła do szkół z początkiem roku szkolnego 2025/26. Dr Sutkowski zwraca uwagę, że wykracza ona daleko poza kwestie seksualności.

– Te zagadnienia stanowią zaledwie 1/10 podstawy programowej. W podstawie jest też mowa o wartościach, takich jak przyjaźń, miłość czy zauroczenie. Musimy to traktować jako całość i nie pozwalać na wykorzystywanie niewiedzy społecznej w celach politycznych – podkreśla.

Nie jest to przedmiot obowiązkowy. Rodzice do 25 września mogą zrezygnować z udziału swoich dzieci w zajęciach. Rozmówca serwisu wyraźnie podkreśla, że lekceważenie tego obszaru edukacji prowadzi do poważniejszych problemów.

– Brak wiedzy tworzy przestrzeń dla szarlatanów i manipulacji, np. ze strony środowisk antyszczepionkowych. Jeśli nie zaczniemy edukować młodzieży, będziemy dalej ponosić konsekwencje społeczne i ekonomiczne – przekonuje.

Ignorancja kosztuje. Politycy nie są od niej wolni

– Nie sądzę, by osoby, które rzeczywiście zapoznały się z tym, jak ma wyglądać przedmiot edukacji zdrowotnej, uważały, że dzieci zostaną zdeprawowane. Edukacja zdrowotna nie deprawuje – ona chroni, uczy i przygotowuje do życia. Nie wolno jej odrzucać z powodów politycznych czy ideologicznych – dodaje dr Sutkowski.

Czy brak wiedzy w zakresie zdrowia jest wymówką, którą społeczeństwo może sobie pozwolić? W obliczu trwającej debaty jedno jest pewne – ignorancja kosztuje, a politycy – co pokazała debata w TVP Info – nie są od niej wolni.


4.09.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sw)

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed