Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Agencja pracy tymczasowej Randstad traci zyski
Belgia: Coraz mniej młodych weterynarzy chce pracować na wsi
Belgia: Coraz więcej osób chce zmienić pracę
Belgia, Flandria: Są dzieci, jest urlop za granicą
Belgijscy naukowcy znaleźli lek na ciężką malarię!
Belgia: Chcesz uniknąć chorób? Już 7 tys. kroków dziennie pomoże
Belgia: Orange zwiększa zyski w 2025 roku
Belgia: W tym roku obchody Gentse Feesten przyciągnęły znacznie mniej osób
Słowo dnia: Spits
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 26 lipca 2025, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Na wejście do branży IT decyduje się coraz więcej młodych. Większość programistów to samoucy, a co trzeci zaczynał od studiów kierunkowych

Ponad 60 proc. polskich programistów deklaruje, że samodzielnie stawiało pierwsze kroki w zawodzie. Tylko 35 proc. zgłębianie IT zaczynało na studiach, a 4 proc. – od kursów programowania – wynika z Antybadania firmy Just Join IT. Wbrew stereotypom programiści to nie zamknięci w domach introwertycy mieszkający z rodzicami, ale ludzie, którzy mają lub planują założyć rodzinę, lubią integrację z zespołem i sport. Co drugi pracownik podkreśla, że bardzo ceni sobie work–life balance.

Okazuje się, że stereotypowy programista nie istnieje, a kilka łatek, które im przylepiliśmy, nie mają nic wspólnego z rzeczywistością – podkreśla inicjator badania Piotr Nowosielski, prezes Just Join IT, portalu gromadzącego oferty pracy z branży IT. – 85 proc. polskich programistów lubi spędzać czas wśród innych, integrować się z zespołem, jeździć na wyjazdy integracyjne. Nie są więc oni introwertykami, jak wskazują stereotypy.

Kolejny mit to pogląd, że programista mieszka z rodzicami. Według Antybadania tylko 16 proc. pracowników IT nie wyprowadziło się jeszcze z rodzinnego domu. Nie są też zadeklarowanymi samotnikami. Blisko połowa chce mieć dzieci, a co czwarty przyznaje, że gdyby nie praca, już skupiłby się na rodzinie. Zdecydowana większość deklaruje, że ma lub chce mieć w przyszłości zwierzaka.

– Wbrew pozorom polski programista to człowiek, który lubi sport. Uprawia go 80 proc. z nich [43 proc. regularnie, czyli co najmniej dwa razy w tygodniu, a 42 proc. sporadycznie – red.] wyjaśnia Piotr Nowosielski. – Cenią sobie także work–life balance, na co również bardzo często wskazywali w naszym Antybadaniu.

Programiści nie kodują całą dobę. Ponad połowa pracuje po sześć–osiem godzin dziennie. Wolny czas – jak przedstawiciele innych branż – spędzają najchętniej na oglądaniu filmów i seriali (67 proc. wskazań), głównie na Netfliksie oraz HBO Go.

Antybadanie wskazuje także, że kariera w IT często nie zaczyna się od specjalistycznego wykształcenia, a wejście do branży staje się coraz prostsze. Tylko 35 proc. badanych w zawodzie startowało od kierunkowych studiów, a częściej uczyli się samodzielnie (prawie 61 proc.). To oznacza, że wielu pracowników IT zaczęła programować, zanim wybrała studia informatyczne. Według deklaracji respondentów wykształcenie wyższe powiązane z zawodem ma prawie 55 proc. z nich.

Co najczęściej skłania młode osoby do kariery w IT? Prawie 80 proc. przyznało, że było to zainteresowanie technologiami. Dla blisko połowy motywacją były perspektywy rozwoju zawodowego, a także zarobki.

W zarobkach sytuacja jest dosyć mocno zróżnicowana. Kiedy mówimy o osobie, która wchodzi na rynek bez doświadczenia i chce przede wszystkim otrzymać szansę od pracodawcy, to zarabia około 2,5–3 tys. zł netto na start. Jeżeli jej nauka będzie szła harmonijnie, to po roku–dwóch te zarobki mogą sięgać 5–7 tys. zł, natomiast później mogą dojść do nawet 15–20 tys. zł, a ci najlepsi zarabiają już od dawna ponad 30 tys. zł netto na polskim rynku – mówi prezes Just Join IT.

Co ciekawe, większość programistów przyznaje, że ich praca to nie tylko nudne wklepywanie kodów. Trzy czwarte uważa, że mają ciekawe zajęcie. O tym, że programiści lubią swoją pracę, może świadczyć fakt, że duża grupa badanych w odpowiedzi na to, co robiliby w życiu, gdyby nie musieli zarabiać pieniędzy, przyznała, że dalej by programowała – prawie 42 proc. dla własnej satysfakcji.

Zawód programisty cały czas się zmienia i jest na tyle dynamiczny, że wymaga nie tylko umiejętności ścisłych, ale też miękkich – mówi Piotr Nowosielski. – Pojawiają nam się nowe dziedziny nauki takie jak sztuczna inteligencja, Big Data, Data Science. Obecnie programista musi mieć zdecydowanie więcej kompetencji miękkich, które polegają również na tym, aby komunikować się w zespole, z osobami odpowiedzialnymi za projekt i pracować bardziej kreatywnie nad tymi rozwiązaniami, które dopiero będą kształtować naszą przyszłość.

 


04.12.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(new seria/kmb)

 

Badaczka: Nieśmiertelność przestaje być rozważana w kategoriach eksperymentu myślowego

Istnieją już start-upy i instytuty, które chcą zapewnić ludziom "nieśmiertelność". Jedne zbierają o nas dane i pracują nad stworzeniem awatarów, które mogłyby "żyć" po naszej śmierci. Inne zajmują się możliwością transferu umysłu - przeniesienia naszej świadomości do sieci - mówi w rozmowie z PAP medioznawczyni z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (UAM).

Jak wylicza Katarzyna Nowaczyk-Basińska z Instytutu Teatru i Sztuki Mediów na Wydziale Antropologii i Kulturoznawstwa UAM w Poznaniu, około 200 podmiotów rynkowych - od start-upów aż po jednostki badawcze - zajmuje się na świecie tematyką ludzkiej nieśmiertelności. Według niej oznacza to, że kwestia wiecznego życia wykracza poza ramy religii, filozofii i sztuki, czyli strefy symboliczne i kulturowe.

"Nieśmiertelność uzyskała w ostatnich dwóch dekadach bezprecedensową w historii formę produktowo-usługową. Niesie to za sobą wiele problemów, w tym natury etycznej, których nie można lekceważyć" - powiedziała w rozmowie z PAP medioznawczyni Katarzyna Nowaczyk-Basińska. Na swoje badania dotyczące nowych form nieśmiertelności otrzymała dofinasowanie z Narodowego Centrum Nauki (NCN).

Badaczka przypomina, że o nieśmiertelności ludzie marzą od tysiącleci. Wieczne życie chciał uzyskać na przykład bohater mezopotamskiego eposu sprzed 4 tys. lat - Gilgamesz. Sam epos to najstarszy pisemny dowód opisujący takie pragnienie - zaznacza.

Według niej, wiara w postęp nauki i rozwój technologii, ożywiły pragnienie uzyskania „praktycznej nieśmiertelności” Co to oznacza? "Nie chodzi o to, żeby przetrwała o nas pamięć lub rodzaj dziedzictwa, ale o +oszukanie+ śmierci" - opowiada Nowaczyk-Basińska. Wskazuje na rozliczne terapie medyczne czy chociażby przeszczepy organów, które przyczyniają się do przedłużenia życia. W latach 60. XX wieku w związku z pojawieniem się m.in. respiratorów zmienione zostało nawet kryterium dotyczące uznania osoby za zmarłą. W XXI wiek - zdaniem badaczki kontynuujemy - ten trend, rozwijając kolejne formy inżynieryjne nieśmiertelności.

Dziesiątki firm pracuje m.in. nad stworzeniem naszych kopii (wizji nas), awatarów, które mogłyby "żyć" po naszej śmierci. Aby one powstały - firmy gromadzą dane, a potem przy pomocy algorytmów i sztucznej inteligencji tworzą wyobrażenie o osobie, która zmarła.

Jak wyjaśnia Nowaczyk-Basińska, dzięki takiej technologii możliwa staje się rozmowa z bliską osobą, a nawet kontakt z nią w rzeczywistości wirtualnej (np. dzięki goglom 3D). Zastrzega, że są to ciągle projekty w fazie eksperymentalnej, ale jest ich coraz więcej i działają coraz lepiej. Aby było to osiągalne, niezbędne jest przekazanie mnóstwa danych na temat osoby, która ma być "skopiowana". Jednak to - zdaniem badaczki - rodzi mnóstwo problemów natury prawnej i etycznej.

Można odnieść wrażenie, że według niektórych firm śmierć jest jedynie problemem technicznym, który da się rozwiązać. Uważają, że jest to co prawda trudne - ale osiągalne, jeśli się nad tym zadaniem skupimy - zaobserwowała medioznawczyni.

Nowaczyk-Basińska zaznacza, że tego typu projekty oraz szeroko pojęty „rynek nieśmiertelności” ukierunkowane są zasadniczo na żywych. Osoba zmarła zmarłą pozostaje. Natomiast jej kopią może się nacieszyć jedynie bliska osoba. Właśnie to - chęć podtrzymania więzi z osobą, która odeszła - jest głównym powodem powstawania tego typu przedsięwzięć.

Ekspertka zauważa, że przez całe stulecia kluczowy był los pośmiertny zmarłego. Teraz się to zmieniło.

"Dziś staramy się zapewnić komfort żyjącym. Jest to pokłosiem indywidualistycznej kultury zachodnioeuropejskiej, w której żyjemy" - zaznacza naukowczyni. I dodaje, że taka "inżynieryjna" nieśmiertelność dotyczy jednak głównie społeczeństw zaawansowanych technologiczne. Nie jest zjawisko uniwersalne.

Badaczka przypomina, że gdy tego typu przedsięwzięcia zaczęły się pojawiać, towarzyszyła im spora fala krytyki. Zwracano uwagę na to, że ma dehumanizujący charakter. Wskazywano też na aspekty zdrowotne: utrzymywanie więzi ze zmarłymi w nieskończoność może - zdaniem niektórych ekspertów - doprowadzić nas do trudnych do przewidzenia patologii i zaburzeń.

Twórca psychoanalizy Zygmunt Freud zwracał uwagę, że ludzie muszą przepracować żałobę. Polega to na pożegnaniu i rozłączeniu z kochanym obiektem.

"Ale najnowsze badania wskazują, że żałoba jest podróżą. Jest to bardzo indywidualne doświadczenie, które nie musi się wiązać z koniecznością zamknięcia tej relacji. Jeśli nam służy, to warto ją podtrzymywać" - opowiada Nowaczyk-Basińska. Zresztą - jak dodaje - chęć kontynuowana więzi ze zmarłymi jest częścią ludzkiej egzystencji.

Ale czy codzienne rozmowy z awatarem zmarłego dziadka czy babci byłyby korzystne dla zdrowia? "Trudno o jednoznaczną opinię, bo na razie nie ma badań związanych z używaniem takich technologii. Dlatego jestem ostrożna z entuzjazmem, jeśli chodzi o ich zastosowanie" - podkreśla.

A co, jeśli chodzi o transfer umysłu - przeniesienie naszej świadomości do sieci? Hipotetycznie polegałoby to na transferze do komputera, dzięki odtwarzaniu go w symulacji komputerowej, możliwie wszystkich połączeń neuronalnych znajdujących się w mózgu.

"Nad tego typu rozwiązaniem trwają prace, ale to ciągle bardzo hipotetyczne projekty, pozostające we wstępnej fazie badań. Wielu ekspertów sądzi, że jest to po prostu niemożliwe" - podkreśla.

Jako "dinozaura" technologii nieśmiertelności określa Nowaczyk-Basińska krionikę, czyli technikę ochładzania ciał ludzi, których współczesna medycyna nie jest w stanie utrzymać przy życiu. Intencją jest przywrócenie tych osób do życia, gdy medycyna odpowiednio się rozwinie i zaradzi problemowi osoby "zamrożonej".

"Firm zajmujących się tego typu praktyką jest na świecie kilkanaście. Z procedurą jest jednak pewien problem - może być ona wdrożona dopiero w momencie stwierdzenia przez lekarza śmierci; w innym przypadku byłoby to nielegalne i nieetyczne. Śmiałkowie, którzy poddają się zabiegowi formalnie oddają swoje ciała do eksperymentów medycznych" - podkreśla badaczka. Jak mówi, możliwa jest też procedura neuroprezerwacji polegająca na "zamrożeniu" jedynie swoje głowy, w myśl zasady, że mózg jest przecież kluczowym organem i siedzibą naszej świadomości.

Czy krionika jest skuteczna? Tego jeszcze nie wiadomo. Tylko nieliczni śmiałkowie poddali się zabiegowi, który jest bardzo kosztowny - to kwoty rzędu kilkuset tysięcy dolarów. Badaczka przyznaje, że przedsięwzięcia tego typu owiane są mgłą tajemnicy ze względu na bardzo kontrowersyjny charakter.

 


05.12.2020 Niedziela.BE // źródło: www.naukawpolsce.pap.pl // autor: Szymon Zdziebłowski // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

 

 

Algorytm wykryje fake newsy na podstawie stylu

Nad algorytmem, który na podstawie cech stylistycznych tekstu informacyjnego wykryje, czy jest on fałszywy lub zmanipulowany, pracuje dr inż. Piotr Przybyła z PAN. Jego zespół chce w ten sposób nie tylko wykrywać fake newsy, ale też boty w mediach społecznościowych.

Algorytmy, które wykrywają zmanipulowane lub szkodliwe treści, nie są nowością. Korzystają z nich na przykład media społecznościowe, takie jak Facebook czy Twitter. Jednak wielkie korporacje niechętnie dzielą się informacjami, na jakiej zasadzie one pracują.

"Brakuje w tej kwestii transparentności z ich strony" - uważa dr inż. Piotr Przybyła z Instytutu Podstaw Informatyki PAN. Zespół pod jego kierownictwem zajął się budową algorytmu, który jest w dużej mierze nowatorski, bo do tej pory naukowcy skupiali się na analizie prawdziwości faktów podanych w treści. Przybyła stwierdził, że warto przyjrzeć się stylowi tekstów udostępnianych online, w formie artykułów newsowych i postów w mediach społecznościowych.

"Chcemy sprawdzić, jaka będzie wydajność oceny wiarygodności dokumentu na podstawie cech czysto stylistycznych" - dodał.

Podkreśla, że jego celem jest stworzenie takiego algorytmu, który nie tylko wykryje fake newsy (które są najbardziej jaskrawym przykładem zmanipulowanych treści), ale też innych technik propagandowych i botów.

W jaki sposób powstaje algorytm opracowywany przez badacza? Najpierw jego zespół zebrał dużą bazę anglojęzycznych tekstów (ok. 100 tys.), które pochodzą m.in. od organizacji zajmujących się weryfikacją faktów (tzw. organizacje fact-checkingowe). Jednocześnie algorytm otrzymał informacje o tym, jakich cech użyć do rozróżniania tekstów wiarygodnych i niewiarygodnych.

"Nasz model uczenia maszynowego w pewnym sensie uczy się sam - podajemy mu dane wejściowe z określonym etykietowaniem oraz cechy, które opisują te dane. Następnie do algorytmu należy podjęcie decyzji dotyczącej powiązania cech z wiarygodnością" – opisuje.

Jako największą trudność naukowiec wskazuje kontrolę tego procesu. "Może być tak, że pomimo naszych starań algorytm będzie się kierował przesłankami, którymi wolelibyśmy, by się nie kierował" - dodaje.

Wskazuje, że jako treści wiarygodne określono na przykład informacje BBC. "Ale nie chcielibyśmy, by nasz algorytm uznawał za prawdziwe tylko takie newsy, które napisane są w stylistyce tego konkretnego brytyjskiego nadawcy" - mówi.

Dr Przybyła wskazuje, że wiele tekstów niewiarygodnych w anglojęzycznych mediach dotyczy polaryzacji politycznej w USA. W wielu z nich pojawiają się nazwiska prezydentów Donalda Trumpa i Baracka Obamy. Dlatego, aby algorytm działał lepiej i nie był do takich słów "uprzedzony", Przybyła usunął je z tekstów przekazanych algorytmowi. Liczy, że w ten sposób dane przekazane do dalszej analizy będą bardziej zobiektywizowane - algorytm otrzyma informacje, że np. zdanie składa się z przymiotnika, rzeczownika, przysłówka, czasownika i w ten sposób będzie ślepy na informacje, które badacze chcą odfiltrować, bo zaburzają pracę algorytmu.

Naukowcy sami narzucili algorytmowi kategorie słów, które ma on uwzględniać, po to, aby łatwiej dało się kontrolować jego działanie. Zaobserwowano trzy główne stylistyczne kategorie informacji niewiarygodnych. Po pierwsze to słowa opisujące osąd i dotyczące wartości i celów moralnych. Po drugie to słowa opisujące władzę, szacunek i wywieranie wpływu. Trzecia grupa to słowa silnie nacechowane emocjami - zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi.

Z kolei wiarygodne teksty powołują się na inne źródła i przedstawiają liczne dane.

"Oczywiście to bardzo duże uproszczenie, bo w sumie wyróżniliśmy ponad 900 cech, którymi kieruje się nasz algorytm" - dodaje.

Przybyła skupił się na testowaniu metody dla języka angielskiego, bo jest on znany wszystkim badaczom zajmującym się tą dziedziną. "Łatwiejszy jest też dostęp do dużej liczby dobrze opracowanych i sprawdzonych danych, co usprawnia naszą pracę" - zauważa. Dopiero w dalszej kolejności - gdy założenia modelu okażą się słuszne - będzie można stworzyć analogiczny algorytm dla innych języków, w tym polskiego.

Algorytm radzi sobie już w 80-90 proc., ale taka skuteczność nie jest dla badacza zadowalająca. Dlatego dalej trwają pracę nad jego udoskonalaniem. Kolejnym etapem projektu będzie testowanie jego działania na użytkownikach internetu. Naukowcy chcą sprawdzić, jak będzie on wpływał na postrzeganie wiarygodności treści przez człowieka.

Zdaniem dr. Przybyły nie warto łączyć tego algorytmu z innymi, tak aby powstał "superalgorytm". "Użytkownik musi wiedzieć, na jakiej podstawie maszyna podejmuje decyzje. To musi być transparentne. Gdy nie będzie, wtedy może nie mieć do niej zaufania" - zaznacza.

Przybyła jest przeciwny zautomatyzowaniu działania algorytmu - na przykład w postaci odcinania użytkownika od treści uznanych przez niego za fałszywe. Taką decyzję powinien podjąć jednak sam człowiek - podkreśla.

Projekt dr. Przybyły HOMADOS jest sfinansowany przez Narodową Agencję Wymiany Akademickiej w ramach "Polskich Powrotów".

 


04.12.2020 Niedziela.BE // źródło: www.naukawpolsce.pap.pl // autor: Szymon Zdziebłowski // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Eksperci: niepokojąco wzrasta liczba udarów mózgu wśród osób młodych

Wśród ludzi młodych niepokojąco wzrasta liczba udarów mózgu – alarmują eksperci w ramach ogólnopolskiej kampanii #MłodziPoUdarze. Chorują nawet trzydziesto- i dwudziestolatkowie.   

W Polsce udary zajmują trzecie miejsce pod względem ogólnej śmiertelności oraz stanowią pierwszą przyczynę trwałej niepełnosprawności wśród osób po 40. roku życia. Coraz częściej występują jednak również u osób młodych, u trzydziesto-, a nawet dwudziestolatków.

Eksperci w ramach kampanii edukacyjnej #MłodziPoUdarze realizowanej przez Stowarzyszenie Udarowcy – Liczy się Wsparcie zwracają uwagę, że nigdy nie należy bagatelizować objawów udaru mózgu, nawet u osób młodych. Szybkie rozpoznanie udaru i wezwanie pomocy decyduje o powodzeniu leczenia, co ma szczególne znacznie u ludzi młodych.

Z danych przedstawionych w ramach kampanii wynika, że błyskawiczna pomoc i leczenie w specjalistycznej placówce aż czterokrotnie zwiększa szanse pacjenta na przeżycie udaru mózgu i późniejsze normalne funkcjonowanie. W takich placówkach chory powinien mieć zapewnioną kompleksową opiekę medyczną realizowaną przez zespół neurologów, fizjoterapeutów, pielęgniarki oraz logopedów.

„Każdy z nas powinien umieć rozpoznać podstawowe objawy udaru, a także wiedzieć, jak zareagować, jeśli zaobserwujemy takie objawy u siebie lub u swoich bliskich” – przekonuje w informacji przesłanej PAP prof. Mariusz Baumgart z Wydziału Lekarskiego Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy.

Objawy udaru można zapamiętać wykorzystując chociażby akronim słowa UDAR: U – utrudniona mowa, D – dłoń/ręka opadająca, A – asymetria ust, R – reaguj natychmiast! Dzwoń pod 999 lub 112.

Prezes-elekt Polskiego Towarzystwa Neurologicznego prof. Konrad Rejdaka wyjaśniał podczas webinarium dla dziennikarzy, że udar mózgu to ogniskowe uszkodzenie mózgu, wywołane zatkaniem światła naczyń lub ich pęknięciem, którego skutkiem jest nagły deficyt neurologiczny. Skutkiem tego mogą być niedowłady prawej lub lewej strony ciała, a nawet porażenie, jak również zaburzenie mowy, utrata zdolności wypowiadania sensownych treści, jak też ich rozumienia. Zdarzają się zaburzenia przytomności, gdy dojdzie np. do uszkodzenia pnia mózgu, albo naprzemienne niedowłady prawej i lewej strony ciała.

Według organizatorów kampanii #MłodziPoUdarze szybkość rozpoznania pierwszych objawów i natychmiastowe udzielenie pomocy medycznej, może znacząco ograniczyć uszkodzenia układu nerwowego i zakres niepełnosprawności dotkniętych udarem mózgu osób.

Ważne jest też wczesne wdrożenie fizjoterapii po udarze, jeszcze w szpitalu, kiedy tylko jest to już możliwe. Rehabilitacja zwiększa szanse odzyskania sprawności i powrotu do aktywnego życia zawodowego i społecznego.

Udarom mózgu można też zapobiegać. Trzeba przede wszystkim leczyć nadciśnienie tętnicze krwi, zaburzenia rytmu serca, zmniejszyć spożycie alkoholu i pozbyć się nałogu palenia tytoniu. Są to najczęściej występujące czynniki ryzyka udaru, ale też innych chorób sercowo-naczyniowych, zwiększających ryzyko zachorowania na udar mózgu, takich jak zawały serca.

„Wiele zależy od nas samych. Prawie 90 proc. wszystkich czynników ryzyka jest modyfikowalnych, czyli takich, na którą mamy realny wpływ. Właściwy styl życia, który niweluje ryzyko udaru mózgu w dużej mierze bazuje na prawidłowej diecie, aktywności fizycznej, zaniechaniu używek, a także regularnym wysypianiu się” – przekonuje Prezes Stowarzyszenia Udarowcy – Liczy się Wsparcie dr Sebastian Szyper.

Specjalista podkreśla, że wzrost liczby udarów mózgu wśród ludzi młodych jest szczególnie niepokojący. „W dobie pandemii niezwykle ważne jest, aby szukać zarówno szybkiej pomocy lekarskiej jak i dostępu do wczesnej rehabilitacji po udarze mózgu” - dodaje dr Sebastian Szyper.

Do udaru mózgu co roku dochodzi u prawie 90 tys. Polaków, spośród których 30 tys. umiera w ciągu pierwszego miesiąca od zachorowania, z kolei pacjenci, którzy przeżyli są często niepełnosprawni. 85 proc. wszystkich udarów mózgu stanowią udary niedokrwienne, spowodowane ostrym zamknięciem lub krytycznym zwężeniem tętnicy wewnątrzczaszkowej lub domózgowej. 

 


04.12.2020 Niedziela.BE // źródło: www.naukawpolsce.pap.pl // autor: Zbigniew Wojtasiński // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed