Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Gigantyczny mandat za palenie w miejscach publicznych
Słowo dnia: Vlaanderen
Belgia: 50-latek podejrzany o zastrzelenie właściciela baru aresztowany!
Belgia: Dwa nowe śledztwa w sprawie strzelanin w Molenbeek
Polska: W pogodzie idą chłody. Nocą temperatury spadną do kilku stopni
Belgia: Dziś nawet 28 stopni w Brukseli!
Belgia: Szkoły w Belgii lepsze? Sporo holenderskich uczniów
Słowo dnia: Duitsland
Belgia, Flandria: Mniej, ale wciąż dużo. Tylu ludzi pali
Belgia, biznes: Prawie 7 tys. bankructw w tym roku. To dużo?
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Co się dzieje z cenami owoców? „W tym roku przetworów nie będzie”

Najpierw drogie truskawki, a teraz czereśnie i wiśnie. Ceny letnich owoców oszalały, a to sprawia, że trudno myśleć o robieniu zapasów na zimę.

Z truskawkami było tak, że na początku sezonu były drogie i potem ceny miały spadać. Ale tak się działo. Cały czas utrzymywały się wysokie stawki i nawet, kiedy na straganach było najwięcej tych owoców, to za kilogram trzeba było płacić kilkanaście złotych.

Dlaczego ten rok jest inny? Powodów jest kilka, ale najważniejszy wydaje się ten, że polscy plantatorzy wprowadzili zmiany w uprawach. Wielu z nich postawiło foliowe tunele, w których owoce dojrzewają szybciej. Weszły na rynek, a po nich zawitały truskawki uprawiane gołym niebem. Ale nie był to jakiś wielki wysyp, który sprawił, że ceny znacząco spadły.

- W tym roku truskawek na zimę nie robiłam. Nie mroziłam i nie robiłam dżemów. Było za drogo – przyznaje pani Dominika i na pocieszenie dodaje, że ma jeszcze przetwory sprzed roku, a nawet dwóch lat.

Wiśnie i czereśnie drogie

Pani Dominika już wie, że nie będzie też robiła dżemów z czereśni a kompoty wiśniowe w małej ilości. - Kilkanaście słoików, bo udało mi się kupić wiśnie taniej. W ogóle owoce w tym roku są drogie – narzeka.

Teraz jest pora właśnie na czereśnie i wiśnie i faktycznie nie jest tanio. - Na popularnym warszawskim targowisku przy Hali Mirowskiej kilogram wiśni Debreceni kosztuje od 15 do 21 zł. Owoce są dostępne w sprzedaży niemal na każdym owocowym stoisku - luzem lub w 3 kg łubiankach. Łubianka wiśni kosztuje około 16 zł – podaje serwis sadyogrody.pl i mniej więcej takie same ceny są w innych regionach Polski.

Za czereśnie trzeba zapłacić jeszcze więcej, bo cena za kilogram może sięgnąć na targowisku 25 złotych. Drogie są także maliny, ale w tym przypadku sytuacja jest zmienna. Jeszcze tydzień temu kilogram kosztował 13 złotych, a obecnie cena spadła do 8 złotych. Hurtownicy tłumaczą, że akurat tych owoców jest nadmiar.

Gleba, pogoda, zapasy

Ale co z innymi? Czemu wiśnie i czereśnie są takie drogie? Tu przyczyn jest kilka. - Średnia cena warzyw i owoców wzrosła w minionym roku aż o 56 proc. Tegoroczne prognozy Banku PKO BP również nie budzą optymizmu. Świeże i mrożone jarzyny dalej będą drożeć nawet mimo, stopniowej stabilizacji sytuacji na rynku żywności. Przyczyn drożyzny na straganach szukać możemy, poza ogólną sytuacją gospodarczą, również w stanie i jakości polskich gleb – analizował niedawno sytuację Onet, ale to nie wszystko.

Znaczenie ma także pogoda, bo ta np. mocno wpłynęła na zbiory czerwonej porzeczki. Zmieniają się także preferencje przetwórców i to wszystko się ze sobą łączy. Jeżeli owoców jest mniej, większość z nich trafia do producentów soków czy dżemów i na stragany trafia resztka. A skoro towaru jest mało, to ceny idą w górę. Dlatego za kilogram czerwonej porzeczki trzeba zapłacić 30-40 złotych.

Z wiśniami i czereśniami jest jeszcze tak, że wielkim firmom i hurtownikom pokończyły się zapasy i teraz muszą zapełnić chłodnie. Oznacza to, że dla plantatorów przetwórnie są dobrym odbiorcą, a klient indywidualny musi się pogodzić z wysokimi cenami.


17.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sl)

Polska: Będzie nowa funkcja w aplikacji mObywatel. Do stłuczki nie będzie trzeba już wzywać policji

Bez wydzwaniania, wypełniania papierowych dokumentów. Kierowcy wkrótce będą mogli elektronicznie zgłaszać drobne kolizje drogowe. Ma to umożliwić nowa funkcjonalność w rządowej aplikacji.

Moduł mStłuczka w aplikacji mObywatel pozwoli na szybkie i wygodne dopełnienie formalności po stłuczce bez potrzeby wypełniania papierowych dokumentów i wzywania policji.

Szybciej, prościej, bezproblemowo

Funkcja mStłuczka to część większego projektu cyfryzacji usług publicznych prowadzonego przez Ministerstwo Cyfryzacji, które odpowiada za rozwój aplikacji mObywatel.

Cyfrowe zgłaszanie kolizji ma za zadanie usprawnić i uprościć procedury, zwłaszcza w przypadku drobnych zdarzeń drogowych. Kierowca będzie mógł wypełnić elektroniczne oświadczenie, dołączyć zdjęcia z miejsca wypadku i przesłać całość z poziomu aplikacji, bez potrzeby ręcznego sporządzania szkiców i opisów.

Ubezpieczyciel natychmiast dowie się o kolizji

Nowa funkcja w mObywatelu będzie zintegrowana z państwowymi bazami danych, co oznacza, że dane pojazdów oraz uczestników zdarzenia zostaną uzupełnione automatycznie. Jeśli urządzenie ma aktywną lokalizację GPS, system również sam wskaże miejsce kolizji.

Po wypełnieniu formularza zgłoszeniowego dane zostaną przesłane do Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego i trafią bezpośrednio do ubezpieczyciela poszkodowanego.

mStłuczka pojawi się jeszcze w tym roku

Proces legislacyjny jest już niemal zakończono. W lipcu Sejm przyjął ustawę, uwzględniając poprawki wniesione przez Senat. Następnie dokument trafił do podpisu prezydenta.

Zgodnie z przepisami funkcja mStłuczka stanie się dostępna 30 dni po opublikowaniu ustawy w Dzienniku Ustaw. Oznacza to, że kierowcy prawdopodobnie zyskają tę możliwość pod koniec lata lub na początku jesieni 2025 roku.

Z mObywatela korzysta już ponad 9 mln osób. Apkę można bezpiecznie i bezpłatnie pobrać na swój smartfon ze sklepu Google Play i App Store.


17.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Canva

(sl)

Polska: Nie żyje Joanna Kołaczkowska. „Dziękujemy Ci, Asiu”

Po walce  rakiem zmarła Joanna Kołaczkowska, artystka kabaretowa znana głównie z występów z grupami Potem i Hrabi. Kilka tygodni temu zawiesiła działalność sceniczną z powodu choroby. 

„Przyszło Jej zmierzyć się z najgorszym i najbardziej agresywnym przeciwnikiem. Walczyła dzielnie, z godnością, z nadzieją. My razem z Nią. Wyczerpaliśmy niestety wszystkie dostępne formy leczenia. Wierzyliśmy w cud. Cud nie nastąpił” - widnieje na facebookowym profilu kabaretu Hrabi i to słowa pożegnania. Grupa oficjalnie informuje, że odeszła Joanna Kołaczkowska.

Energia na scenie

Miała 59 lat i w kwietniu kabaret poinformował, że będzie występował bez Joanny, która musi skupić się na leczeniu raka. Na scenie Kołaczkowska spędziła ponad 37 lat. Dała się zauważyć w latach 90. XX wieku, kiedy występowała z kabaretem Potem, a w następnie, razem z Dariuszem Kamysem, założyła kabaret Hrabi.

Za każdym razem jak gdy wychodziła na scenę, przykuwała uwagę. Miała w sobie jakąś irracjonalną energię, która w połączeniu z groteskowym humorem dawała piorunujący efekt. Bo Kołaczkowska i jej partnerzy z kabaretów nie operowali prostym i banalnym humorem. To było coś innego, lepszego, trudniejszego i bardziej teatralnego. Ale zawsze przezabawnego.

"Zostajesz z nami"

„Asia odeszła spokojnie, bez bólu. W otoczeniu najbliższych i przyjaciół – wśród tych, których kochała i którzy kochali Ją bezgranicznie” - pisze teraz Hrabi i swoją koleżankę nazywa zjawiskiem, którego obecność była darem.

„ Dziękujemy Ci, Asiu. Za śmiech, za wzruszenie, za piękno i dobro, które nosiłaś w sobie i dawałaś światu. Za dobro. Zostajesz z nami – w każdym wspomnieniu, w każdym wersie, w każdej ciszy, która dziś boli bardziej niż kiedykolwiek. Wierzymy, że gdziekolwiek teraz jesteś – roześmiana, jasna, wolna – niesiesz innym swój śmiech, tak jak nam niosłaś nadzieję i radość, nawet w najciemniejsze dni” - napisano.


17.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Hrabi

(sl)

Polska: „Źle zaczął i źle kończy”. Ostre komentarze po ułaskawieniu Bąkiewicza

Andrzej Duda na koniec swojej prezydentury częściowo ułaskawił Roberta Bąkiewicza, lidera Ruchu Obrony Granic. Kancelaria Prezydenta się ze sprawy nie tłumaczy, a politycy chętnie komentują.

Donald Tusk: - Ułaskawienie Bąkiewicza przez prezydenta Dudę jest nie tylko skandalem w ludzkim, moralnym wymiarze. Jest też politycznym sygnałem, że cała ta ekipa, razem z Nawrockim, Kaczyńskim i Braunem nie cofnie się przed niczym, byle odzyskać władzę. Czas, aby wszyscy to zrozumieli.

Od marszu do granicy

- Zostałem ułaskawiony w tym zakresie, w którym prezydent Duda mógł mnie ułaskawić. Chciałbym podziękować panu prezydentowi. Uważam, że jego decyzja jest sprawiedliwa i uczciwa - powiedział Telewizji wPolsce24 Robert Bąkiewicz, lider Ruchu Obrony Granic i przekonywał, że został skazany niesłusznie: - Mamy do czynienia z ‘wolnymi sądami’, z przestępcami w togach, którzy dowolnie podejmują decyzje polityczne po to, żeby karać przeciwników politycznych jednej wybranej partii.

Bąkiewicz (rocznik 1976) to prawicowy aktywista, o którym stało się głośno gdy w 2016 r. włączył się w organizowanie Marszu Niepodległości. Potem powoływał do życia takie twory jak Straż Narodowa a ostatnio Ruch Obrony Granic. To on właśnie stoi za „patrolami obywatelskimi” na granicy z Niemcami, które mają za zadanie "kontrolować przepływ imigrantów".

Bąkiewicz od dawna ma kłopoty z prawem i jak sam mówi ma obecnie około 20 spraw w sądach. Jedna z nich dotyczyła zajścia z 2020 roku. Wtedy podczas Strajku Kobiet Bąkiewicz miał poturbować Babcię Kasię (Katarzynę Augustynek) – aktywistę biorącą udział w ulicznych protestach.

W 2020 roku Bąkiewicz wyniósł z jednego z warszawskich kościołów Augustynek. I został oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej. W 2023 roku został za to skazany na rok prac społecznych i wypłacenie poszkodowanej 10 tys. zł nawiązki.

Wyrok zasadniczo został utrzymany w drugiej instancji.

Od razu Bąkiewicz zaczął walczyć o prezydenckie ułaskawienie. Jednocześnie zastępca Prokuratora Generalnego wydał w tym postępowaniu postanowienie o wstrzymaniu wykonania kary ograniczenia wolności.

Kilka dni temu sytuacja się zmieniła, bo Prokurator Generalny i jednocześnie minister sprawiedliwości, Adam Bondar uchylił postanowienie o wstrzymaniu wobec Bąkiewicza wykonania kary. W tym momencie sprawy nabrały tempa, bo okazuje się, że 11 lipca (dzień po decyzji Bodnara) Andrzej Duda częściowo Bąkiewicza ułaskawił. Pierwszy tę informację podał serwis Goniec.pl.

Kancelaria się nie tłumaczy

Ułaskawienie dotyczy wyłącznie ograniczenia wolności, czyli obowiązek zapłaty 10 tys. zł nawiązki nadal Bąkiewicza obowiązuje. Generalnie Kancelaria Prezydenta ze sprawy się nie tłumaczy i komunikuje: „Jawność tego postępowania, zarówno na etapie czynności sądowych i prokuratorskich, jak i na etapie postępowania przed Prezydentem RP, jest ograniczona nawet w stosunku do stron postępowania. W rezultacie, postępowanie o ułaskawienie jest postępowaniem o ograniczonej jawności (…) - i dodaje: „(...) Kancelaria Prezydenta RP nie jest uprawniona do udzielania informacji na temat toczących się i zakończonych postępowań o ułaskawienie”.

Chętniej za to sprawę komentują politycy.

„Źle zaczął...”

„Jako wisienkę na torcie uprzejmie sugeruję Panu Prezydentowi, że europoseł Braun oraz panowie Kamraci też potrzebują zrozumienia i wsparcia” – napisał w serwisie X szef MSZ, Radosław Sikorski a już kilka dni temu pół żartem, pół serio pisał, że Bąkiewicz może zostać ułaskawiony.

Senator i były premier Waldemar Pawlak nazywa sytuację „żałosną”. - (...) to naprawdę nawet facet, który poczuwałby się do swojej roli w społeczeństwie, powinien przyjąć to z pokorą, pracować i nie robić szopki, natomiast dla mnie to jest niepojęte – powiedział o karze prac społecznych wobec Bąkiewicza.

Wicemarszałek Sejmu, lider Nowej Lewicy komentuje: - Organizuje akcje obrony granicy, której nikt nie atakuje, jest ksenofobem, jest ultraprawicowy. Komu to się może podobać? Okazuje się, że to się może podobać panu prezydentowi Andrzejowi Dudzie, który właśnie pana Bąkiewicza ułaskawił za czyny naruszenia nietykalności cielesnej starszej kobiety.

Natomiast były prezydent Bronisław Komorowski ocenia: -  Pan prezydent Andrzej Duda źle zaczął i źle kończy.

I przypomina, że ułaskawienie ma naprawiać błędy sądowe, a nie służyć celom politycznym. - Uważam, że to jest dalsza degradacja urzędu prezydenckiego i psucie ustroju państwa, bo szczególne uprawnienia prezydenta RP w zakresie ułaskawień mają swój cel i swoją logikę. Polega ona na tym, że państwo polskie dysponuje możliwością naprawienia błędów sądowych, prokuratorskich, także zareagowania na jakieś absolutnie wyjątkowe nieszczęścia w rodzinach, gdzie na przykład samotna matka popełniła przestępstwo, a zostaje czworo małych dzieci bez opieki – mówi wp.pl były prezydent.

Artur Warcholiński, dziennikarz TVN24 wylicza, że prezydent potrzebował aż 1,5 roku na podjęcie decyzji. A ostatnio nie bywał łaskawy. Od 19 maja odmówił ułaskawienia 22 osób.


16.07.2025 Niedziela.BE // źródło: News4media // fot. Robert Bąkiewicz Facebook

(sl)

Subscribe to this RSS feed