Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Brudno, myszy, szczury... Coraz więcej lokali przymusowo zamkniętych
Belgia: Zgwałcił studentkę. Sąd: winny, ale... kary nie będzie
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (środa 2 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Tylu obcokrajowców „wyrzucono” z Belgii
Polska: Lekcje religii wracają na plebanię? Kościół reaguje na zmiany
Belgia: Żona dyrektora Goodyear Europe zabita podczas włamania
Polska: Nieodwołanie wizyty u lekarza nie ujdzie na sucho. Trzeba będzie zapłacić
Belgia: W Jodoigne znaleziono ciało niemowlęcia
Polska: Mia być recykling, a jest spalarnia śmieci. Tu lądują stare ubrania
Temat dnia: Belgijska kolej zrekompensuje pasażerom strajki?
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Nieodwołanie wizyty u lekarza nie ujdzie na sucho. Trzeba będzie zapłacić

Długie kolejki do lekarzy specjalistów utrudniają dostęp do opieki zdrowotnej. W 2024 roku pacjenci nie stawili się na około 1,4 miliona wizyt, badań i zabiegów.

Było jeszcze gorzej niż rok wcześniej, bo liczba wizyt, na które pacjenci nie przyszli, wzrosła o ponad 75 tys. w porównaniu z rokiem poprzednim. Najwięcej nieodwołanych wizyt odnotowano w ortopedii, kardiologii, fizjoterapii oraz endokrynologii.

Pomysł Rafała Brzoski na rozwiązanie problemu

Przedsiębiorca Rafał Brzoska odpowiedzialny za deregulację zaproponował wykorzystanie aplikacji mObywatel do umawiania i odwoływania wizyt lekarskich. Jego zdaniem cyfryzacja procesu rejestracji mogłaby znacznie zmniejszyć liczbę niewykorzystanych terminów. Obecnie w Polsce nie funkcjonuje jeden centralny system rejestracji – placówki medyczne prowadzą własne listy oczekujących, często w sposób tradycyjny, bez pełnej digitalizacji.

Ministerstwo Zdrowia rozpoczęło pilotaż centralnej e-rejestracji, obejmujący zapisy na mammografię, cytologię oraz wizyty w poradni kardiologicznej. W przyszłości pacjenci będą mogli rejestrować się zarówno osobiście, jak i przez Internetowe Konto Pacjenta, a wszystkie placówki medyczne będą korzystały z jednolitego systemu kolejkowego. Koszt budowy i utrzymania tego rozwiązania przez 10 lat oszacowano na 618 milionów złotych.

Jeśli nie przyjdziesz do lekarza, to za to zapłacisz

Wielu ekspertów i pacjentów uważa, że wprowadzenie kary finansowej mogłoby zmniejszyć liczbę nieodwołanych wizyt. Brzoska zapytał internautów, czy ich zdaniem pacjenci powinni ponosić opłaty za niestawienie się na umówione konsultacje.

Zasugerował jednocześnie, że z opłat mogłyby być zwolnione osoby po 65. roku życia oraz osoby z niepełnosprawnościami.

W ankiecie na portalu X, którą tylko w około 2 godziny wypełniło ponad 3000 osób, 83,7 proc. internautów uznało, że opłata za nieodwołanie wizyty to dobry pomysł.

Możliwe skutki wprowadzenia opłat

Kara finansowa za nieodwołanie wizyty mogłaby przynieść kilka korzyści.

Po pierwsze, zmniejszyłaby liczbę „zapomnianych” wizyt, a tym samym skróciła kolejki do specjalistów.

Po drugie, pomogłaby lepiej wykorzystywać dostępne zasoby medyczne. Jednak wprowadzenie opłat mogłoby również spotkać się z krytyką – niektórzy pacjenci mogą mieć trudności z terminowym odwołaniem wizyty z powodów zdrowotnych czy losowych.

Czy wprowadzenie kar za nieodwołane wizyty to skuteczny sposób na poprawę systemu ochrony zdrowia? Opinie są podzielone, ale jedno jest pewne – problem wymaga rozwiązania, a cyfryzacja i większa odpowiedzialność pacjentów mogą być kluczem do zmian.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

Polska: Mia być recykling, a jest spalarnia śmieci. Tu lądują stare ubrania

Tekstylia oddawane do PSZOK-ów nie są ponownie przetwarzane. Okazuje się, że to paliwo. Ubrania, które oddają ludzie z myślą o recyklingu, lądują w piecach.

Buty, koszulki, kurtki, a nawet koce i dywany. To wszystko tekstylia, które zgodnie z przepisami od stycznia tego roku stanowią kolejną frakcję śmieci. I należy je segregować oraz wyrzucać oddzielnie.

Skoro gminy nie muszą, to tego nie robię

Kłopot w tym, że nie powstały żadne przepisy, które zmuszałyby samorządy do postawienia w śmietnikach kolejnego pojemnika na nową frakcję. Skoro nie muszą, to tego nie robię. Nieliczne tylko zdecydowały się na takie posunięcie.

Każdy, kto ma do wyrzucenia parę starych butów, powinien ją przywieźć do PSZOK-u. To Punkt Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Z reguły położony na obrzeżach miast czy gmin. I właśnie tam trzeba jechać z „ciuchami”, które chce się wyrzucić.

Niektóre miasta, jak np. Warszawa, już dostrzegły problem. Uruchomiły mobilne PSZOK-i. To ciężarówki, które krążą po dzielnicach zgodnie w harmonogramem. Mieszkańcy wiedzą, kiedy PSZOK podjedzie i mogą w wyznaczony dzień przynieść tekstylia.

Zaznaczmy, że na ulicach nadal zostały pojemniki na stare ubrania zbierane przez organizacje charytatywne. Ale te proszą (samorządy także), żeby wrzucać tam rzeczy jeszcze w dobrym stanie. Te zniszczone powinny wylądować w PSZOK-u.

Rynku recyklingu tekstyliów i odzieży dzisiaj w Polsce nie ma

Po co to wszystko? Żeby coraz więcej rzeczy wykorzystywać ponownie i poddawać recyklingowi.

„Tylko 1 proc. używanych ubrań jest poddawanych recyklingowi w celu przetworzenia na nowe ubrania, ponieważ technologie, które umożliwiłyby recykling ubrań na włókna pierwotne, dopiero zaczynają się pojawiać. Zwykle dotyczą one ubrań z prostym składem, zawierającym tylko jeden rodzaj materiału, np. czystą bawełnę. Wkrótce możliwy będzie też m.in. chemiczny recykling poliestru” – wyliczał w styczniu serwis Newseria.

A Karol Wójcik, przewodniczący Rady Programowej Izby Branży Komunalnej, tłumaczył: – Rynku recyklingu tekstyliów i odzieży dzisiaj w Polsce praktycznie nie ma. Możemy wykorzystać te odpady do odzysku energetycznego, ale już nie ściśle do recyklingu, czyli wytworzenia nowych produktów z przetworzonego surowca, tak jak na przykład możemy to zrobić z butelek z tworzyw sztucznych.

Jeśli ubrania trafią do kosza na odpady zmieszane, nie naliczamy kar

Jak ten recykling wygląda w praktyce? Ogniście. I to dosłownie. „Dziennik Gazeta Prawna" ujawnia, że ubrania trafiają do pieców spalarni śmieci. Tak jest np. w Poznaniu. I nie jest to wyjątek.

„Z kolei UM w Warszawie wskazał, że zebrana odzież i tekstylia trafiają do instalacji przetwarzania odpadów, gdzie są sortowane i poddawane wstępnym procesom przetwarzania. W wyniku takich procesów część tekstyliów jest przerabiana na czyściwo i ponownie wykorzystana. Natomiast pozostała część jest przekazywana do spalarni” – czytamy.

Tak samo jest w Gdańsku. – Nic się nie stanie, jeśli ubrania trafią do kosza na odpady zmieszane, nie naliczamy za to kar. Wynika to z tego, że miażdżąca większość ubrań jest wykonana z poliestru, więc nie nadaje się do recyklingu. Nieważne, czy stare ubrania trafią do PSZOK, czy do kubła resztkowego, i tak ostatecznie staną się paliwem do odzysku energetycznego – mówi Olga Goitowska, dyrektorka Wydziału Gospodarki Komunalnej w Urzędzie Miejskim w Gdańsku.

Są miasta, które o spalaniu nie mówią wprost. Za to tłumaczą, że tekstylia są „poddawane dalszym procesom”. Jakim? Nie wiadomo.

Stare ubrania jak paczka

Tymczasem firma kurierska In Post prowadzi akcję/usługę EKOzwroty. W jej ramach za darmo można umieścić w paczkomatach stare ubrania, a te „trafiają do profesjonalnej firmy, gdzie są sprawdzane pod kątem sprawności i możliwości ponownego wykorzystania.

Partnerem akcji jest Fundacja Odzyskaj Środowisko.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sk)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Lekcje religii wracają na plebanię? Kościół reaguje na zmiany

Od września w przedszkolach i szkołach będzie tylko jedna godzina religii tygodniowo. Kościół przygotowuje się do tych zmian i zapowiada zajęcia na plebaniach. Podobnie jak to było przed laty.

Pan Patryk, jak pewnie większość osób 40 plus, pamięta jeszcze naukę religii w salach na plebaniach.

– To były dwie, może trzy, pierwsze klasy szkoły podstawowej. Chodziliśmy na lekcje z siostrą zakonną jakieś 2 km właśnie na plebanię. Wszystko się zmieniło, gdy religia weszła do szkół – wspomina mężczyzna.
Stało się tak na mocy konkordatu – umowy między państwem a Kościołem katolickim. Nie określa ona jednak, ile godzin religii ma być w szkole.

Katechezy nie będą kopią lekcji religii w szkole

– Planujemy, że katechezy w parafiach rozpoczną się powszechnie od września 2026 roku. Będzie to proces związany z wprowadzaniem w życie Nowego Dyrektorium Katechetycznego dla Kościoła w Polsce jak też Nowej Podstawy Programowej. Nowe dokumenty i zawarte w nich założenia teoretyczne będą dobrą okazją do odnowienia praktyki – zapowiedział w rozmowie z PAP bp Artur Ważny, przewodniczący Zespołu Roboczego Konferencji Episkopatu Polski ds. Katechezy Parafialnej.

Te słowa są powszechnie rozumiane jako odpowiedź na posunięcia MEN. To już zdecydowało, że od września tego roku w przedszkolach i szkołach – zamiast dwóch – będzie jedna godzina religii w tygodniu.

Jednak – jak zastrzega bp Ważny – katechezy nie będą kopią lekcji religii. – Głównym celem lekcji religii w szkole jest przekaz wiedzy religijnej i dostarczenie porządku aksjologicznego. Z kolei katecheza parafialna pogłębia formację, wiążąc wychowanie z życiem sakramentalnym. Obok nauczania i wychowania jedynie w parafii może być realizowana trzecia funkcja katechezy, którą jest chrześcijańskie wtajemniczenie – dodał.

Spór pomiędzy MEN i Kościołem

Episkopat od dawna nie zgadza się z inicjatywami MEN dotyczącymi nauczania religii. Biskupi nalegali, żeby zmniejszanie liczby godzin następowało stopniowo i żeby uczeń nieuczęszczający na religię obowiązkowo chodził na etykę.

Z kolei Stowarzyszenie Katechetów Świeckich zaskarżyło do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu decyzję resortu o możliwości łączeniu w jedną grupę (podczas lekcji religii) uczniów różnych wiekowo. Jeżeli na takie zajęcia chodzi mniej niż siedmioro dzieci, to można łączyć grupy z klas I-III, IV-VI i VII-VIII.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot.Canva

(sk)

Polska: Prezydent miasta trafi za kratki. I nie jest to żart

Za kilka dni Paweł Maj, prezydent Puław, pójdzie siedzieć. Nie zgadza się na zapłacenie nałożonej na miasto grzywny. Brzmi komicznie, ale to nie jest żart. Poszło o szkolne boisko i 5 tys. złotych.

Na swoim profilu facebookowym Paweł Maj umieścił zdjęcie – fotomontaż ze sobą samym siedzącym przy biurku na tle więziennej scenerii.

„To już pewne! 7 kwietnia stawię się przy bramie Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim, gdzie odbędę karę pięciu dni aresztu. Za co? Za to, że umożliwiłem naszym dzieciom korzystanie z boiska Orlik przy SP4” – napisał.

Poszło o boisko przy podstawówce i hałasujące na nim dzieci

Wyrok zapadł jeszcze w 2023 roku i był finałem długiej batalii sądowej. Zaczęło się jeszcze 2018 roku. Poszło o boisko przy podstawówce. Kiedy powstało, sąsiedzi placówki zaczęli się skarżyć na hałas – wiadomo, dzieci, grając w piłkę, krzyczą.

Miasto zleciło ekspertyzy akustyczne i postawiło ekran akustyczny za ponad 240 tys. zł. To nie zmieniło nastawienia narzekających i teraz się skarżyli, że ekran zasłania im widok z okna i szkodzi swobodnemu przepływowi powietrza.

W końcu w 2022 r. sprawa trafiła do sądu i sąsiedzi boiska wygrali. Sąd Okręgowy w Lublinie uznał, że Puławy należy ukarać. I nałożył na samorząd grzywnę w wysokości 5 tys. zł.

Powinno zapłacić miasto, ale prezydent Maj uznał, że tego nie zrobi. W takich sytuacjach kara pieniężna zamieniana jest na areszt. Kto ma siedzieć? Prezydent.

Jeśli chcesz mnie wesprzeć, bądź ze mną przy bramie Zakładu Karnego

Paweł Maj już wie, gdzie i od kiedy spędzi kilka dni za kratami. „Jeśli chcesz mnie wesprzeć, bądź ze mną 7 kwietnia o 10 przy bramie Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim” – apeluje.

I nazywa prawo „bezdusznym” i „kalekim”.

„Przez lata ciągną się wyroki, które są absurdem. Zapłacenie przez miasto grzywny za to, że dzieci mogą ćwiczyć na przyszkolnym boisku, byłoby usankcjonowaniem niesprawiedliwości. Dlatego wybrałem więzienie. To nie są tylko słowa – to czyny” – tłumaczy samorządowiec.

Miasto mogło zapłacić, ale sprawa przeszłaby bez echa

Podkreśla, że jego decyzja jest świadoma. Bo chce zwrócić uwagę na fakt, że do podobnej sytuacji może dojść wszędzie w Polsce.

„Miasto mogło zapłacić 5000 zł i sprawa przeszłaby bez echa. Ale wtedy nikt by o tym nie usłyszał, a niesprawiedliwość trwałaby dalej. Wierzę, że mój gest otworzy oczy decydentom i zmobilizuje ich do zmian. Bo dzieci powinny mieć prawo do sportu i wypoczynku bez przeszkód!” – stwierdza Paweł Maj.


1.04.2025 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Paweł Maj FB

(sk)

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed