Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Polska: Takiego odszkodowania za błędy w leczeniu jeszcze nie było
Belgia: Relikwie św. Bernadetty w antwerpskiej katedrze
Polska: Matura poza szkołą? Właśnie pojawiła się taka propozycja
Belgia: Alert bombowy na lotnisku w Charleroi był fałszywy
Polska: Rząd szykuje zmiany w korzystaniu z dowodów osobistych
Temat dnia: Ile pracuje się w Belgii? W Polsce tydzień pracy dużo dłuższy
Polska: Kosiarze weszli między bloki. To bolesna pobudka dla wielu osób
Belgia odpadła z Eurowizji!
Niemcy: Handlarze migrantami zatrzymani przez niemiecką i belgijską policję
Polska: Jutro już ostatni dzień. Bez tego nie zagłosujesz poza domem [WIDEO]
Redakcja

Redakcja

Polska: Kolejny rekordowy miesiąc dla kredytów hipotecznych. Duże wzrosty notują także kredyty gotówkowe i ratalne

Wszystkie rodzaje kredytów dla osób indywidualnych zanotowały w kwietniu dynamiczne odbicie – wynika z danych Biura Informacji Kredytowej. Największy wzrost odnotowano w kredytach gotówkowych, których udzielono blisko dwa razy więcej niż rok temu. Z kolei kredytów mieszkaniowych było o jedną trzecią więcej niż w kwietniu 2020 roku. – Po raz drugi w tym roku ich wartość przekroczyła 7 mld zł miesięcznie i to mimo tego, że w kwietniu w porównaniu do marca były dwa dni robocze mniej – mówi dr hab. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK. We wszystkich kategoriach kredytów hossa dotyczy przede wszystkim produktów wysokokwotowych, co oznacza, że Polacy pożyczają coraz  większe sumy.

– Z danych, jakie banki przekazały do Biura Informacji Kredytowej odnośnie do wartości i liczby akcji kredytowej w kwietniu, wynikają trzy ciekawe obserwacje. Po pierwsze, utrzymuje się zapoczątkowana w listopadzie 2020 roku hossa w kredytach mieszkaniowych. Po drugie, kontynuowany jest trend wzrostowy w kredytach ratalnych, a po trzecie, dynamiczne kwietniowe odbicie w kredytach gotówkowych systematycznie przybliża je do wyrównania strat z pandemicznego roku 2020 – wyjaśnia w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr hab. Waldemar Rogowski, profesor SGH, główny analityk Biura Informacji Kredytowej.

W kwietniu banki udzieliły 22,7 tys. kredytów hipotecznych na łączną kwotę ponad 7,2 mld zł. To oznacza wzrost w ujęciu rocznym odpowiednio o 32 proc. oraz o 41 proc. Liczby te pokazują, że Polacy pożyczają na mieszkania coraz wyższe kwoty.

– Średnia wartość udzielonego kredytu mieszkaniowego osiągnęła rekordowe 318 350 zł w kwietniu 2021 roku i była wyższa o 6,6 proc. od średniej z kwietnia zeszłego roku – podkreśla główny analityk BIK. – Duży wpływ na wynik mają tzw. kredyty wysokokwotowe. W okresie styczeń–kwiecień 2021 roku ponad 53 proc. wartości wszystkich udzielonych kredytów mieszkaniowych stanowią kredyty z przedziału powyżej 350 tys. zł, a kolejne 24,1 proc. sprzedaży stanowią kredyty powyżej 500 tys. zł.

Jak wyjaśnia dr hab. Waldemar Rogowski, wzrost średniej kwoty wnioskowanego kredytu odpowiada mniej więcej średniemu wzrostowi cen nieruchomości. Źródłem tak dobrej koniunktury w tym segmencie rynku, mimo trwającej pandemii, jest z jednej strony wzrost popytu, a z drugiej – coraz łagodniejsze kryteria udzielania kredytów przez banki, m.in. poluzowanie wymagań dotyczących wkładu własnego.

Zwraca naszą uwagę rosnący udział kredytów udzielanych na 30 i więcej lat, obecnie to już ponad 15 proc. wartości wszystkich udzielonych kredytów mieszkaniowych, przy czym rok temu było to 13,8 proc. – wskazuje ekspert. – Na zdolność kredytową wpływa nadal niski poziom stóp procentowych, a także właśnie wydłużanie umownego okresu kredytowania. Kolejnym czynnikiem jest potwierdzony przez GUS wzrost wynagrodzeń, który w I kwartale br. wyniósł 6,6 proc. rok do roku.

W przypadku kredytów ratalnych już od jesieni można mówić o hossie. W kwietniu br. banki udzieliły ich prawie 259 tys. na łączną kwotę 1,2 mld zł. To odpowiednio o 24 proc. i o 75 proc. więcej niż w kwietniu 2020 roku. Średnia wartość kredytu ratalnego wynosi już 4755 zł, czyli o 40 proc. więcej niż rok wcześniej.

Wzrostom sprzyjają okoliczności popytowe, a także – jak w kredytach mieszkaniowych – środowisko ultraniskich stóp procentowych. Polacy ruszyli więc po zakupy na zerooprocentowane kredyty ratalne, zamiast oszczędzać – mówi główny analityk BIK. – W okresie pierwszych czterech miesięcy tego roku największy udział wartościowy, po ponad 54 proc., miały kredyty z przedziału 510 tys. zł, a kredytów w przedziale powyżej 10 tys. zł udzielono na wartość też niemałą, bo wyższą o ponad 46 proc. Najmniej banki udzielały kredytów ratalnych niskokwotowych do tysiąca złotych, w ujęciu kwotowym jest to wyżej tylko o 2,2 proc. w porównaniu z kwietniem zeszłego roku.

Potężne odbicie widać również w kredytach gotówkowych. Wzrost w tej kategorii wyniósł w ujęciu liczbowym ponad 97 proc., a w ujęciu wartościowym – 132 proc.

Także tutaj mamy efekt niskiej bazy z kwietnia 2020 roku, jednak tak wysokie dynamiki są efektem także wzrostu udziału kredytów udzielonych na wysokie kwoty oraz wydłużenia okresu kredytowania [obecnie wynosi już 53 miesiące – red.] wyjaśnia dr hab. Waldemar Rogowski. – Dobra koniunktura na rynku kredytów gotówkowych dotyczy produktów na kwoty powyżej 50 tys. zł, czyli również kredytów wysokokwotowych.

W pierwszych czterech miesiącach roku wysokokwotowe (powyżej 50 tys. zł) kredyty gotówkowe odpowiadały już za 45 proc. sprzedaży. Kredyty z przedziału 30–50 tys. zł stanowią kolejne 20 proc.

We wszystkich trzech produktach, w kredytach mieszkaniowych, ratalnych i gotówkowych, mamy hossę na wysokokwotowych kredytach – ocenia ekspert BIK. – Warto zaznaczyć, że takie kredyty banki udzielają kredytobiorcom już sobie dobrze znanym, z dobrą historią kredytową, niemniej jednak segment tych wysokokwotowych kredytów gotówkowych musi być stale i kompleksowo monitorowany w aspekcie potencjalnego wzrostu ryzyka kredytowego.

Kwietniowy odczyt BIK Indeksów Jakości pokazuje jednak pozytywne tendencje w tym zakresie. W porównaniu do kwietnia 2020 roku spłacalność kredytów poprawiła się w każdej z wymienionych kategorii produktowych. Najmocniej indeks jakości wzrósł dla kredytów gotówkowych.

– Spłacalność kredytów jest na stabilnym, bardzo dobrym poziomie. Nawet po zakończeniu moratoriów kredytowych, wbrew naszym początkowym obawom, jakość spłaty nie pogorszyła się i jakość portfela kredytowego mierzona indeksami jakości właściwie dla wszystkich produktów kredytowych jest na bezpiecznym, niskim poziomie – podsumowuje dr hab. Waldemar Rogowski.


24.05.2021 Niedziela.BE // bron: Newseria // mówi: dr hab. Waldemar Rogowski, profesor SGH, główny analityk Biura Informacji Kredytowej  // fot. Shutterstock, Inc.

(cm)

 

W wielojęzycznej rodzinie lepsze efekty da swobodne podejście do nauki języka

Rodzice, którzy swobodniej podchodzą do uczenia się języków i przekazywania ich swoim dzieciom osiągają lepsze efekty dydaktyczne - wynika z badań rodzin wielojęzycznych. Obiektywne czynniki takie jak poziom biegłości językowej rodziców nie miały tak dużego wpływu na przyswajanie języków w domu - mówi PAP dr Sonia Szramek-Karcz z UŚ.

Językoznawczyni z Uniwersytetu Śląskiego podkreśla, że wielojęzyczność to pojęcie złożone. Różni badacze i naukowcy różnie definiują to zjawisko.

“Jedni uważają, że aby być wielojęzycznym należy od urodzenia znać więcej niż dwa języki i biegle się nimi posługiwać. Jednak bardziej liberalne podejście - reprezentowane m.in. przez szwajcarskiego badacza François Grosjeana, mówi, że aby być osobą wielojęzyczną, wystarczy posługiwać się w stopniu komunikatywnym, w życiu codziennym, więcej niż jednym językiem i/lub dialektem” - tłumaczyła dr Szramek-Karcz.

Definicja zaproponowana przez F. Grosjeana, z którą zgadza się dr Szramek-Karcz, przedstawia wielojęzyczność jako prostszą do osiągnięcia - m.in. przez uczenie się języków na kursach językowych, zajęciach indywidualnych, czy w źródłach internetowych. Mimo to, badania wskazują, że przyswajanie języka od wczesnych lat, na gruncie domowym, jest bardziej skuteczne.

Badania prowadzone przez dr Szramek-Karcz, które objęły rodziny dwu- i wielojęzyczne w Polsce pokazały, że niektóre rodziny swobodnie i efektywnie komunikowały się w dwóch lub więcej językach, podczas gdy inne miały duże trudności we wdrożeniu takiego podejścia. Badanie zostało przeprowadzone w formie obserwacji, a także wywiadów i studiów przypadków. Dotyczyło m.in. zagadnień takich jak poziom znajomości języków obcych u rodziców, miejsca zamieszkania (pod uwagę brane były różne części Polski) czy problemów związanych z wdrażaniem wielu języków w życie rodziny.

Okazało się, że obiektywne czynniki, jak poziom biegłości językowej czy lokalizacja nie miały tak dużego wpływu na przyswajanie języków w domu, co indywidualne cechy takie jak ogólne podejście do życia i światopogląd. "Szukając czynników warunkujących prawidłowy przebieg dwujęzyczności zamierzonej u dzieci odkryłam, że tym czynnikiem jest rodzic i jego podejście do siebie, innych i świata” - tłumaczy autorka badania.

Wyniki pokazały, że osoby, które swobodniej podchodziły do uczenia się języków czy przekazywania ich swoim dzieciom, osiągały lepsze efekty i ich potomstwo chętniej posługiwało się drugim lub kolejnym językiem. Jak tłumaczy rozmówczyni PAP, dzieci są doskonałymi obserwatorami. "Jeśli chcemy nauczyć dziecko jakiegoś języka - uczmy się sami. Oglądajmy filmy, czytajmy książki, artykuły. Po prostu - żyjmy” - podsumowuje dr Szramek-Karcz. Na tyle, na ile jesteśmy gotowi - warto wejść w podejście akceptacji siebie i swoich ograniczeń - także tych językowych - przekonuje.

Podejście do wielojęzyczności wiąże się ściśle, zdaniem dr Szramek-Karcz, z emocjami, które przeżywamy, naszym samopoczuciem. Jak wyjaśnia, nasze osłabienie, przemęczenie, albo zdenerwowanie może wpływać na jakość posługiwania się danym językiem.

Samodzielna nauka języka czy przekazywanie go dzieciom, np. w ramach tzw. dwujęzyczności czy wielojęzyczności zamierzonej jest też, zdaniem rozmówczyni PAP, ściśle powiązane z naszymi przekonaniami o sobie, innych ludziach, czy świecie. Aby skutecznie i swobodnie mówić w wielu językach, warto porzucić podświadome przekonania o tym, że nasza komunikacja w danym języku zostanie negatywnie odebrana czy oceniona.

Przekonania hamujące naukę języków obcych, strach przed oceną i niskie poczucie własnej wartości mogą mieć swe źródło w przeżyciach szkolnych, stąd zaangażowanie rozmówczyni w ogólnopolski, nowatorski projekt nauki swobodnej i rozwijającej, który zostanie ogłoszony na bezpłatnej konferencji już 24 maja 2021, zapisy na www.sercakreacja.com

Dane o znajomości wielu języków obcych przez Polaków zostały ujęte w raporcie agencji badawczej TNS z 2015 r. Przedstawione w nim dane wskazywały m.in, że 38 proc. Polaków zna tylko jeden język obcy, 15 proc. społeczeństwa zna dwa języki obce, 3 proc. – więcej niż dwa, a pozostałe 44 proc. badanych nie zna żadnego języka obcego. Można więc wysnuć wniosek, że 15 proc. Polaków to osoby wielojęzyczne.

Co ciekawe, jeszcze w 2000 roku najpopularniejszym językiem znanym przez Polaków był język rosyjski, co wynikało z jego przymusowej nauki w poprzednim systemie politycznym. Raport z 2015 r. jednak, podobnie, jak dane ujęte w spisie powszechnym z 2011 r., wskazuje angielski i niemiecki jako najpopularniejsze języki, którymi mówią Polacy.


21.05.2021 Niedziela.BE // bron: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl // autor: Gabriela Cąber // fot. Shutterstock, Inc.

(cm)

 

Badanie: mleko matki chorej na COVID-19 jest bezpieczne dla dziecka

Mleko matki nie jest źródłem zakażenia dziecka, a raczej stanowi ochronę immunologiczną; nie znaleziono w nim materiału genetycznego wirusa SARS-CoV-2, ale potwierdzono obecność przeciwciał IgA – wynika z badań dr hab. Aleksandry Wesołowskiej z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego WUM.

Ponadto jej zespół pracuje nad pozyskiwaniem z mleka matki wyselekcjonowanych przeciwciał, które w przyszłości mogłyby wzmacniać odporność – również dorosłych – na tego koronawirusa.

„W żadnej z 110 próbek mleka pobranych od ponad 30 kobiet chorych na COVID-19 nie wykryliśmy materiału genetycznego wirusa SARS-CoV-2. Owszem, w innych badaniach wykrywano pojedyncze takie przypadki, ale w naszym przekonaniu są to zanieczyszczenia manipulacyjne, czyli związane np. z tym, że chora mama dotknęła powierzchni butelki, która nie została następnie zdezynfekowana. Naukowcom nigdy bowiem nie udało się wyhodować z mleka kobiecego wirulentnej, czyli zakaźnej cząsteczki wirusa” – powiedziała PAP ekspertka.

Co więcej, w mleku kobiecym znajdują się różne składniki przeciwinfekcyjne. „Wśród przeciwciał najliczniejsze są przeciwciała IgA, a to one są najbardziej efektywne, jeżeli chodzi o neutralizację wirusa SARS-CoV-2. W przebadanej przez nas grupie u 80 proc. kobiet są one wykrywalne. Oczywiście nie można powiedzieć, że da to stuprocentową odporność dziecka na wirusa - ale jeżeli mama ma przeciwciała, a dziecko jest karmione mlekiem kobiecym, które w ogóle ma bardzo duży potencjał antyinfekcyjny, to zmniejszamy prawdopodobieństwo zachorowania” – dodała Wesołowska, która jest kierownikiem Uniwersyteckiej Pracowni Badań nad Mlekiem Kobiecym i Laktacją przy Regionalnym Banku Mleka w Szpitalu im. Św. Rodziny w Warszawie, adiunktem w Zakładzie Biologii Medycznej Wydziału Nauk o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego WUM oraz prezesem Fundacji Bank Mleka Kobiecego.

Te konkretne przeciwciała wzięli pod lupę badacze z dr hab. Wesołowską na czele. Jak bowiem tłumaczyła ekspertka, w mleku kobiety 90 proc. wszystkich immunoglobulin to wspomniane IgA. Z kolei w surowicy krwi, z której pobierane jest osocze do leczenia chorych na COVID-19, jest ich bardzo mało, m.in. dlatego – w jej ocenie – wyniki nad działaniem osocza ozdrowieńców nie są tak obiecujące, jak na początku się zdawało.

Badacze pracują więc nad pozyskiwaniem z mleka właśnie tej frakcji przeciwciał, które bardzo efektywnie eliminują wirusa SARS-CoV-2 i mogłyby wzmacniać odporność – nawet dorosłych – na tego koronawirusa. „Nie ukrywam, że jest dużo pytań, niewiadomych i wyzwań, ale w przypadku, gdy wciąż nie ma leku na COVID-19, nasze badania mogą mieć duże znaczenie poznawcze i być może praktyczne” – oceniła.

Dr hab. Wesołowska przypomniała również, że obecnie eksperci rekomendują, by u mam chorych na COVID-19 jedynie stosowanie farmakoterapii i ciężki przebieg choroby były uzasadnieniami dla karmienia sztucznego; we wszystkich innych przypadkach dzieci powinny być karmione mlekiem własnych mam. „Oczywiście należy to robić z zachowaniem odpowiednich środków ostrożności np. mama musi mieć założoną maseczkę w czasie karmienia czy odciągania mleka, musi częściej myć czy dezynfekować ręce, powierzchnię itd.” – wskazała ekspertka.

Obecnie również rekomenduje się, by to mama – po uzyskaniu rzetelnej informacji na temat ryzyka i korzyści – miała prawdo zdecydować, czy chce się opiekować dzieckiem podczas swojej choroby, czy poczeka do czasu wyzdrowienia. „Nie mówię tu oczywiście o rzadkich przypadkach, kiedy przebieg choroby u mamy uniemożliwia jej opiekę nad dzieckiem czy kiedy ona wręcz walczy o życie, ale takich sytuacji, jeżeli chodzi o kobiety ciężarne w Polsce, na szczęście nie jest dużo” – powiedziała.

Dr hab. Wesołowska jest jedną z sygnatariuszy, którzy zajęli głos na łamach prestiżowego czasopisma „Lancet” w sprawie znaczenia karmienia piersią w czasie pandemii COVID-19. W przyjętym do druku liście do redakcji naukowcy polemizują z wynikami badań dotyczącymi możliwości zakażenia nowonarodzonego dziecka od chorej na COVID-19 matki oraz wskazują, że podważanie znaczenia karmienia piersią w czasie pandemii COVID-19 nie złagodzi skutków zdrowotnych kryzysu.

„W świetle aktualnej wiedzy szkody wynikające z zaprzestania karmienia piersią w czasie zachorowania na COVID-19 są nieproporcjonalnie wyższe niż ryzyko przeniesienia choroby na dziecko. To nie tylko skutki zdrowotne, ale też społeczne czy psychologiczne” – podsumowała Wesołowska. 


23.02.2021 Niedziela.BE // bron: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl // autor: Agnieszka Kliks-Pudlik // fot: Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

Zdrowie: W 2020 r. w Polsce z banków mleka skorzystało ponad 3,6 tys. dzieci

Ponad 3,6 tys. dzieci skorzystało w Polsce w 2020 r. z mleka pochodzącego od blisko 400 dawczyń pokarmu kobiecego – wynika z danych Fundacji Bank Mleka Kobiecego. W środę 19 maja przypada Światowy Dzień Honorowej Dawczyni Mleka Kobiecego.

Banki mleka to profesjonalne laboratoria, których celem jest gromadzenie, badanie i dystrybucja mleka kobiecego wśród najbardziej potrzebujących pacjentów klinik neonatologii i intensywnej terapii noworodka. W Polsce jest 16 tych placówek, w Europie – ponad 250. Na świecie z mleka z banku mleka korzysta roczne około miliona dzieci.

I choć wśród odbiorców mleka z banku mleka przeważają dzieci przedwcześnie urodzone, przedstawiciele Fundacji postulują zwiększenie dostępu do tego pokarmu, ponieważ zapotrzebowanie jest większe.

„Każde nowonarodzone dziecko pozbawione dostępu do mleka biologicznej mamy ma prawo być karmione naturalnie, a więc także dzieci oddane do adopcji, dzieci kobiet leczących się onkologicznie w okresie okołoporodowym czy też po zabiegach mastektomii. Również dotyczy to maluchów pozbawionych mleka własnej matki z powodu panującej obecnie pandemii COVID-19” - podkreśliła przewodnicząca Rady Naukowej Fundacji Bank Mleka Kobiecego prof. Maria Katarzyna Borszewska-Kornacka, cytowana w komunikacie przesłanym PAP.

Także prezes fundacji, dr hab. Aleksandra Wesołowska podała, że wskazania medyczne i przyczyny życiowe do korzystania z mleka z banku mleka są bardzo różne. „Od trudności w uruchomieniu laktacji po porodzie przedwczesnym, przez ciężką chorobę mamy uniemożliwiającą karmienie piersią z powodu przyjmowanych leków. Zdarza się też, że mlekiem z banku karmione są dzieci, które w przeciwnym razie nigdy nie otrzymałyby kobiecego mleka – dzieci osierocone czy też oddane do adopcji” – powiedziała.

W Polsce działa 16 placówek banków mleka pod patronatem Fundacji Bank Mleka Kobiecego, z czego większość została sfinansowana ze środków publicznych w ramach realizacji Programu „Za Życiem”.

Jak podano, w ubiegłym roku, mimo trudności wynikających z pandemii COVID-19, z mleka z banku mleka skorzystało w Polsce 3660 dzieci (o 200 mniej niż w 2019 r.). I choć liczba karmiących piersią kobiet zarejestrowanych jako dawczynie spadała – z 490 w 2019 r. do 380 w 2020 r. – to objętość oddanego mleka w obu okresach była porównywalna i wynosiła średnio po 5 tys. litrów.

Na stronie Fundacji przypomniano, dlaczego ważne jest karmienia dziecka – szczególnie chorego czy przedwcześnie urodzonego – mlekiem kobiecym. „Zawiera tysiące aktywnych składników, które mają wartość pozażywieniową i są nie do wyprodukowania na drodze procesu technologicznego. Poza tym mleko kobiece jest także idealnie dopasowane do potrzeb żywieniowych noworodka, zawiera wyłącznie gatunkowo specyficzne białka i jest najlepiej przyswajalnym pożywieniem” – czytamy.

Podano tam również, że karmienie dziecka mlekiem innej niż biologiczna matka kobiety wiąże się z pewnym ryzykiem, a jego wyeliminowanie nie jest możliwe bez badań pokarmu oraz samych dawczyń, włączając badanie statusu serologicznego dawczyń. Dlatego mleko z banku mleka jest badane pod kątem czystości mikrobiologicznej i pasteryzowane.

W informacji przypomniano ponadto, że dawczynią może zostać każda zdrowa kobieta w okresie laktacji, która karmiąc własne dziecko zdecyduje się oddawać swoje mleko na potrzeby innych dzieci. Z kandydatką przeprowadzany jest wstępny wywiad, w którym pyta się m.in. o tryb życia, historię dotychczasowych problemów zdrowotnych, przebyte choroby infekcyjne; następnie kieruje się ją na obowiązkowe badania.

Dawczyni pokarmu w okresie współpracy z bankiem mleka kobiecego nie może palić papierosów, pić alkoholu, wypijać dziennie dużej ilości napojów zawierających kofeinę, przyjmować niektórych leków, zażywać narkotyków. Dawczynią nie mogą zostać kobiety, które chorują na ostre lub przewlekłe choroby.

Tegoroczne obchody Światowego Dnia Honorowej Dawczyni Mleka Kobiecego są częścią projektu „Prozdrowotne znaczenie dzielenia się pokarmem kobiecym”, realizowanego dzięki dotacji z Narodowej Agencji Wymiany Akademickiej, którego liderem jest Warszawski Uniwersytet Medyczny, a parterami są: Fundacja Bank Mleka Kobiecego, Europejskie Stowarzyszenie Banków Mleka, Włoskie Stowarzyszenie Banków Mleka, Uniwersytecki Bank Mleka w Turynie, Krajowy Bank Mleka w Holandii w Szpitalu Dziecięcym w Amsterdamie.

Fundacja Bank Mleka Kobiecego powstała, aby promować w środowisku medycznym oraz wśród rodziców ideę dzielenia się naturalnym, przebadanym pokarmem kobiecym zgodnie z zaleceniami WHO/UNICEF.

O polskich badaniach dot. karmienia piersią w czasach pandemii można przeczytać w artykule "Badanie: mleko matki chorej na COVID-19 jest bezpieczne dla dziecka".


19.05.2021 Niedziela.BE // aktualizacja 20.05.2021 // bron: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl // fot. Shutterstock, Inc.

(cm)

 

Subscribe to this RSS feed