Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: 10 osób ewakuowanych po pożarze w Dinant
Niemcy: Rośnie liczba wniosków o azyl kościelny
Polska: Kto zostanie nowym papieżem. Bukmacherzy mają swoje typy
Belgia: Rodzina bez dachu nad głową w po pożarze w Etterbeek
Polska: Majówka 2025. Gdzie grillować bez obaw, że zapłacimy mandat?
Belgia: Co dziesiąte miejsce pracy w Brukseli w branży kulturalnej lub kreatywnej
Belgia: Ale rzeź… Tyle zwierząt zabija się w Belgii
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (poniedziałek 28 kwietnia 2025, www.PRACA.BE)
Belgia: Deficyt budżetowy nadal za wysoki
Polska: Hulajnogą elektryczną nie wjedziesz na chodnik. To nie wszystko
Redakcja

Redakcja

Belgia, biznes: Połowa pracowników biurowych belgijskiej Coca-Coli straci pracę?

Około 95 z 200 pracowników oddziału The Coca-Cola Company znajdującego się w brukselskiej dzielnicy Anderlecht może zostać zwolnionych – poinformował flamandzki dziennik „De Tijd”.

Międzynarodowy koncern-gigant zapowiedział niedawno zmniejszenie liczby pracowników na całym świecie o około 2,2 tys. Także belgijska część firmy ma zostać zrestrukturyzowana. A słowo „restrukturyzacja” to z punktu widzenia pracowników często synonim słowa „zwolnienia”...

Podobnie ma być w Coca-Coli. Belgijski oddział firmy już rozpoczął procedurę, w ramach której można zwalniać pracowników. Przeprowadzone zostały pierwsze konsultacje, a procedura będzie kontynuowana w przyszłym roku.

Być może pracę straci mniej niż 95 osób. W ramach restrukturyzacji powstać mają też nowe miejsca pracy. Część ze zwolnionych pracowników zostanie zapewne zatrudniona na innym stanowisku.
Zmiany w zatrudnieniu dotyczą jedynie pracowników biurowych zatrudnionych w The Coca-Cola Company, poinformował dziennik „De Tijd”.

Belgijscy pracownicy produkcji zatrudnieni są w innej spółce, Coca-Cola European Partners Belgium. Jest ich dużo więcej niż pracowników biurowych, bo około 2 tys. Także w Coca-Cola European Partners Belgium dochodziło w minionych latach do restrukturyzacji i zwolnień, przypominają belgijskie media.

22.12.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

  • Published in Biznes
  • 0

Belgia: Ponad 3 tys. osób ukaranych za brak maseczki ochronnej w pociągu

Od czasu wprowadzenia w Belgii obowiązku noszenia maseczek ochronnych w pociągach, mandatami ukaranych zostało ponad 3 tys. osób, które zdecydowały się zaryzykować i nie zasłoniły nosa i ust.

W Belgii wprowadzono obowiązek noszenia maseczki ochronnej w pociągach w maju. Od tego czasu ukarano 3 tys. obywateli – informuje belgijskie przedsiębiorstwo kolejowe SNCB. Mandaty w wysokości 50 euro wystawiała ochrona pociągów, firma Securail.

Generalnie jednak, z powodu epidemii koronawirusa, która zmusiła wielu obywateli do pozostania w domach, odnotowano znaczny spadek liczby pasażerów kolei. W zeszłym tygodniu liczba pasażerów wynosiła 47% z liczby odnotowanej w analogicznym okresie w ubiegłym roku.

Przedstawiciele SNCB przypominają o aplikacji MoveSafe, która umożliwia sprawdzenie aktualnego obłożenia pociągów.


22.12.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

Ekspert: Jeśli do września zaszczepimy 20-30 proc. społeczeństwa, to wirus może przestać być epidemiczny i stanie się endemiczny

Jeśli do września przyszłego roku zaszczepimy 20-30 proc. społeczeństwa, to możemy osiągnąć stan, w którym wirus przestanie być epidemicznym i stanie się endemicznym, czyli zachorowania będą występować, ale w sposób ograniczony – ocenił dr hab. Egbert Piasecki, ekspert z zakresu wirusologii z PAN.

W rozmowie z PAP dr hab. Egbert Piasecki, kierownik Laboratorium Wirusologii, prof. Instytutu Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk we Wrocławiu, podkreślił, że ważne, aby szczepienia jak najszybciej się rozpoczęły i żeby każdy chętny mógł się im poddać.

"Dobrze byłoby, żeby do września przyszłego roku, czyli przed początkiem następnego sezonu jesienno-zimowego, zaszczepić przynajmniej 20-30 proc. społeczeństwa. Wtedy, zakładając, że 50 proc. przejdzie zakażenie, a 30 proc. zaszczepimy, będziemy mogli mówić, że osiągnęliśmy poziom odporności populacyjnej, czyli stan, w którym wirus przestaje się swobodnie rozprzestrzeniać, przestaje być wirusem epidemicznym i staje się wirusem endemicznym. Zachorowania wówczas występują, ale w sposób ograniczony" – tłumaczył ekspert.

Zaznaczył przy tym, że osoby z grup ryzyka nadal będą zagrożone, jednak zagrożenie będzie znacznie mniejsze i łatwiejsze do opanowania. "Ewentualne ogniska będzie można opanować i wyizolować, co teraz jest nie do osiągnięcia. Obecnie wirus wymknął się spod kontroli, krąży jak chce i jest wszechobecny" – dodał.

Prof. Piasecki ocenił, że w kwestii bezpieczeństwa szczepień powinniśmy być raczej spokojni. "Szczepionki wydają się bezpieczne. Były przetestowane w badaniach klinicznych i upłynęło już kilka miesięcy od ich rozpoczęcia" – powiedział.

"Ewentualne efekty krótkoterminowe zostały już opisane i to, czego możemy się spodziewać, to reakcji układu odpornościowego na podany materiał szczepionkowy, czyli takich efektów, które można zaobserwować na przykład po szczepieniu przeciwko grypie, czyli bólu w miejscu zaszczepienia, obrzęku, stanu podgorączkowego, bólu głowy czy ogólnego rozbicia. To są efekty uruchomienia układu odpornościowego i świadczą o tym, że szczepionka działa. Mogą być one nieprzyjemne, niedogodne, ale nie są to właściwie efekty niepożądane" – tłumaczył.

Profesor dodał, że nie należy się obawiać również niepożądanych efektów długofalowych szczepionki, gdyż – jak mówił – zwykle związane są one z tym, że podany materiał w organizmie odkłada się i w przyszłości wywołuje skutki uboczne.

"Jednak w przypadku szczepionek opartych na mRNA, takich jak te opracowane przez firmy Pfizer i BioNTech czy Moderna, materiał szczepionkowy jest bardzo nietrwały" – wskazał.

"Natura tak to ustawiła, że w organizmie mRNA ma być produkowane wtedy, kiedy komórka chce wytworzyć białko, a zaraz po tym ta produkcja ma ustać. W tym przypadku podajemy mRNA w postaci szczepionki i komórki zaczynają wytwarzać białko przez nie kodowane – białko powierzchniowe wirusa, czyli białko kolca. Komórki będą wytwarzać białko, póki to mRNA będzie, a ono będzie niedługo. W ciągu godzin ulegnie inaktywacji, zostanie zdegradowane i nie będzie odkładane. Wytworzone białko wirusowe też ma ograniczony czas życia. Wywołało odpowiedź układu odpornościowego, który to białko zniszczy, a nawet gdyby tak się nie stało, to i tak nie będzie pełniło żadnej funkcji" – wyjaśnił prof. Piasecki.

Jego zdaniem obaw nie powinniśmy mieć też co do szczepionek takich koncernów jak AstraZeneca czy Johnson & Johnson, choć powstają one na podstawie innej technologii.

"To szczepionki wektorowe, gdzie wektorem jest osłabiony, niereplikujący się w organizmie adenowirus ludzki albo szympansa, który zmodyfikowano tak, żeby zamiast swoich białek eksponował na powierzchni białko S koronawirusa" – wyjaśnił.

Ekspert wskazał, że również w tym przypadku materiał szczepionkowy będzie degradowany szybko. "Układ odpornościowy zareaguje, wytworzy odporność i ta odporność zniszczy materiał szczepionkowy" – dodał.

Prof. Piasecki zwrócił uwagę, że to, jak wysoka będzie skuteczność wszystkich szczepionek, okaże się dopiero po rozpoczęciu szczepień na naturalnej populacji.

"Producenci chwalą się, że ich szczepionki mają skuteczność nawet powyżej 90 proc. Raporty mówią też, że testowane były na osobach zróżnicowanych wiekowo, także z chorobami współistniejącymi. W naturalnej populacji mamy jednak wiele osób, które są niezdiagnozowane, nie leczą się lub zażywają leki nieregularnie. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak organizm zareaguje w tej sytuacji na podanie preparatu szczepionkowego. W tym przypadku skuteczność może być mniejsza, ale nie należy sądzić, że szczepionka będzie niosła jakieś niebezpieczeństwo. Nawet jeśli skuteczność będzie na poziomie 70 proc., to i tak będzie to świetny wynik” – ocenił profesor.

Pytany o to, czy szczepionka może wywołać niepożądane reakcje u osób, które już przechorowały COVID-19, podkreślił, że nie ma informacji, aby wywoływała ona niekontrolowane wzmocnienie odpowiedzi.

"Nie przewiduje się badania osób na obecność przeciwciał przed szczepieniem, co by było wskazane, gdyby były jakieś sugestie, że szczepienie może zaszkodzić takim osobom. Szczepienie najwyżej może być w takich sytuacjach nieskuteczne, bo przeciwciała osoby, która je wytwarza w wyniku przejścia zakażenia, od razu zniszczą szczepionkę. Spodziewać się możemy natomiast efektu wzmocnienia odporności – powstanie więcej przeciwciał, więcej komórek pamięci" – mówił.

Ekspert, odnosząc się do doniesień o nowym wariancie koronawirusa, zidentyfikowanym w Wielkiej Brytanii, stwierdził, że mutacje nie są niczym nowym i co jakiś czas się pojawiają. Jednak, jak podkreślił, SARS-CoV-2 mutuje zdecydowanie wolniej niż inne wirusy RNA, w tym wirus grypy.

"Do mutacji może dojść, gdy wirus jest replikowany przez komórkę. Podczas tego procesu powstaje błąd i nowe kopie wirusa mają zmieniony materiał genetyczny. Koronawirusy mają jednak pewien mechanizm naprawczy – posiadają enzym, który częściowo naprawia te błędy. To odróżnia je na przykład od wirusów grypy, gdzie tej naprawy błędów nie ma" – zauważył profesor.

Zwrócił przy tym uwagę, że mutacje, które do tej pory zidentyfikowano nie mają wpływu na obniżenie skuteczności powstałych szczepionek.

"Celem wszystkich szczepionek jest wytworzenie przeciwciał na białko powierzchniowe wirusa, więc jeśli mutacja dotyczy czegoś innego niż to białko, to nie będzie to mieć żadnego znaczenia. Jeśli dotyczyłaby ona samego białka S i obszaru, na którym mają powstać przeciwciała i który wiąże się ludzkimi komórkami, to jeśli wirus zmutuje, może nie dojść do takiego powiązania, czyli wirus zmutowany straci zdolność do infekcji człowieka. Wtedy szczepionka co prawda nie będzie działać na wirusa, ale przestanie on nam zagrażać. Może być też tak, że powstanie kiedyś taka mutacja, która sprawi, że wirus nadal będzie aktywny u nas, a szczepionka nie będzie działała. Wtedy trzeba będzie zmienić jej formułę" – wyjaśnił naukowiec

Dodał przy tym, że istnieją szczepionki przeciwko wirusom RNA, które są od wielu lat niezmieniane, np. na polio, odrę czy świnkę. "Od wielu lat stosowane są takie same, od czasu do czasu udoskonalane, ale nie dlatego, że wirusy mutują" – wskazał. (NBE)

 

22.12.2020 Niedziela.BE // źródło: Serwis Nauka w Polsce - www.naukawpolsce.pap.pl // autorka: Agata Tomczyńska // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

W czasie pandemii Polacy zmienili podejście do zabezpieczenia finansowego. Aż 90 proc. deklaruje, że będzie oszczędzać

Dbanie o bezpieczeństwo finansowe może być jednym z długotrwałych skutków pandemii i spowodowanego przez nią kryzysu. Dziś tylko 23 proc. Polaków czuje się odpowiednio zabezpieczonych finansowo, czyli posiada oszczędności wyższe niż sześć miesięcznych pensji. Zamiar odkładania na czarną godzinę lub inny dowolny cel deklaruje jednak 90 proc. badanych – wynika z Prudential Family Index. Prawie co trzeci Polak, który odkłada nadwyżki finansowe, zamierza przeznaczać na oszczędności więcej niż dotychczas. Pandemia zwiększyła też skłonność do kupowania polis na życie. Obawy o finanse są w wielu przypadkach silniejsze niż o zdrowie. 

Zgodnie z badaniem Prudential Family Index, które przeprowadziliśmy we wrześniu 2020 roku, jeszcze przed rozpoczęciem drugiej fali pandemii, większość Polaków bała się bardziej o swoje finanse niż o zdrowie. Ponad 1/3 ankietowanych obawiała się pogorszenia sytuacji finansowej, około 1/3 badanych miała obawy zarówno o kwestie finansowe, jak i zdrowotne, a jedynie 16 proc. najbardziej bało się zachorowania – komentuje w rozmowie z agencją Newseria Biznes Jarosław Bartkiewicz, prezes Prudential Polska.

Niepokoje Polaków znalazły odzwierciedlenie w rzeczywistości – ponad połowa respondentów przyznaje, że doświadczyła pogorszenia sytuacji finansowej w wyniku pandemii COVID-19.

Najbardziej dokuczliwym doświadczeniem Polaków jest drożyzna w sklepach (51 proc.), a około 40 proc. ankietowanych było zmuszonych do ograniczenia swoich wydatków. Prawie co trzeci podkreśla, że jego wynagrodzenie/dochody uległy zmniejszeniu. Co czwarty był zmuszony naruszyć swoje oszczędności, a 28 proc. – zrezygnować z wyjazdu wakacyjnego z powodu obaw związanych ze zdrowiem.

– Co ciekawe, wśród pięciu najbardziej dotkliwych doświadczeń związanych z pandemią cztery dotyczą finansów, a tylko jedna dotyka kwestii zdrowotnych – zauważa Jarosław Bartkiewicz.

Jednocześnie ponad 90 proc. Polaków deklaruje, że oszczędza i będzie to robić w przyszłości. 27 proc. twierdzi, że będzie odkładać większe kwoty, ale 14 proc. – że ich oszczędności będą mniejsze niż dotychczas z uwagi na obniżenie pensji bądź konieczność naruszenia posiadanych zapasów finansowych. Spośród osób, które dotąd nie miały w zwyczaju oszczędzać, aż połowa zapowiada, że zacznie to robić.

Silne bodźce, takie jak światowa pandemia, zawsze mają mocne oddziaływanie i skłaniają ludzi do większej refleksji. Miejmy nadzieję, że te pozytywne deklaracje naszych rodaków, wśród których aż 90 proc. oszczędza bądź zamierza to robić, przyniosą długotrwały efekt i zamienią się w czyny – dodaje prezes Prudential Polska.

Eksperci przyznają, że minimalna poduszka finansowa na czas kryzysu powinna wynosić równowartość ponad sześciu miesięcznych pensji. Taką jednak dysponuje jedynie 23 proc. badanych.

– 65 proc. Polaków ma mniejsze oszczędności niż równowartość sześciu miesięcznych pensji. Około 1/3 Polaków deklaruje posiadanie zabezpieczenia na poziomie jednej–trzech pensji – mówi Jarosław Bartkiewicz.

W czasie pandemii równie niezbędne jak oszczędności staje się posiadanie polisy na życie. Ponad 40 proc. Polaków uważa, że takie ubezpieczenie stało się koniecznością. Rośnie także odsetek deklarujących, że jest to przejaw roztropności i rozsądku.

W 2017 roku w naszym badaniu Prudential Family Index około połowy osób odpowiedziało, że ubezpieczenie na życie to przejaw roztropności, a w 2020 roku aż 2/3 ankietowanych jest tego zdania. Oczywiście miało na to wpływ poczucie zagrożenia wywołane pandemią. Dzięki temu wzrosła świadomość klientów, a co za tym idzie przydatność ubezpieczeń na życie i potrzeba posiadania tego typu polis – zauważa prezes Prudential Polska.

Coraz więcej Polaków ma indywidualną polisę życiową. W 2017 roku deklarowało to 40 proc. ankietowanych, a obecnie jest to ponad 56 proc. Rośnie też liczba osób posiadających polisy grupowe zapewniane np. przez pracodawcę.

– Dodatkowe elementy zawarte w polisie na życie, np. ubezpieczenie na wypadek poważnego zachorowania, pobytu w szpitalu czy utraty zdolności do pracy, w trudnych momentach życiowych mogą okazać się realnym wsparciem dla ubezpieczonego i jego rodziny. Posiadanie polisy na życie nie jest już tak często postrzegane jako przywilej dla bogaczy lub wymuszona konieczność. Polacy dostrzegają coraz większą wartość z posiadania tego typu produktów – podsumowuje Jarosław Bartkiewicz.

W ciągu ostatnich trzech lat znacząco spadł odsetek osób bez żadnego ubezpieczenia – z 33 do 19 proc. Jednocześnie dwukrotnie wzrósł odsetek badanych, którzy deklarują, że posiadają więcej niż jedną polisę na życie (z 8 do 16 proc.).(NBE)

 

22.12.2020 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.// tagi: skłonność do oszczędzania, oszczędności Polaków, pandemia, COVID-19, polisa na życie, niedziela.be

(new seria / kmb)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed