Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Z belgijskiego muzeum skradziono cesarski, chiński „dzban na wino”
Belgia: Pogoda na 26 kwietnia
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek 26 kwietnia 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Udostępniono dodatkowe bilety do Royal Greenhouses w Laeken!
Polska: Dopłaty do mieszkań? Niekoniecznie. Polacy czekają na inną pomoc. Sprawdź – jaką
Belgia: W ten weekend Hangar Festival powita 10 tys. gości!
Polska: Łowy na grubą zwierzynę pachną grubymi pieniędzmi. Zostawiają je zagraniczni myśliwi
Belgia, Bruksela: Kolejne przypadki agresji wobec pracowników zbierających śmieci
Polska: Pożyczamy coraz więcej. Bo po te pieniądze nie musimy iść do banku
Belgia: Kodeks Dobrostanu Zwierząt na razie nie zostanie przyjęty w Brukseli
Łukasz Koterba

Łukasz Koterba

Mandat w Belgii? Wielu obcokrajowców unika płacenia

Ze względu na wciąż słabą współpracę pomiędzy europejskimi krajami i "problemy językowe" wielu obcokrajowców ukaranych w Belgii mandatem ostatecznie unika zapłaty.

Od 6 listopada 2013 r. obowiązuje w Europie nowa dyrektywa unijna, która teoretycznie miała ułatwić wymianę informacji pomiędzy państwami Unii na temat osób ukaranych mandatem za wykroczenia drogowe. Zapisy prawne są, ale praktyka jest zupełnie inna, wynika z tekstów opublikowanych przez belgijskie dzienniki „Het Gazet van Antwerpen” oraz „La Dernière Heure”. 

Obecnie jedynie Francuzi, Holendrzy, Niemcy i mieszkańcy Luksemburga (oraz, z poza państw Unii, Szwajcarzy), przyłapani na terenie Belgii na wykroczeniu drogowym liczyć się muszą z tym, że belgijskie władze zażądają od nich zapłacenia tej kwoty – również jeśli wrócą oni do swoich ojczyzn. W przypadku obywateli pozostałych 23 krajów UE – a więc też Polaków – kierowca zapłaci jedynie, gdy zostanie zatrzymany na terenie Belgii. Jeśli jednak wróci do ojczyzny, belgijska policja raczej nie będzie się domagać zapłacenia zaległego mandatu, czytamy w „Gazet van Antwerpen”.

Dlaczego? Z dwóch powodów. Pierwszym jest brak umów bilateralnych w tej kwestii pomiędzy Belgią a 23 innymi krajami UE. Drugim jest brak... odpowiednich tłumaczeń treści mandatów na języki narodowe tych 23 pozostałych państw Unii.

- Kierowca z na przykład Hiszpanii ukarany w Belgii mandatem musi dostać mandat w swoim języku. Musi mieć także możliwość odwołania się. Ta kwestia językowa jest nadal kłopotem. Ale wkrótce problem ten zostanie rozwiązany. I wtedy już nikt nie uniknie mandatu – powiedział dziennikowi “Het Nieuwsblad” Thomas De Spiegelaere z FOD Mobiliteit, belgijskiego urzędu odpowiedzialnego m.in. za transport i ruch drogowy.  

 

07.03.2015 ŁK Niedziela.BE

43 tysiące Polaków na belgijskich placach budów

Polacy stanowią drugą największą grupę obcokrajowców zatrudnionych w belgijskim sektorze budowlanym – wynika z danych rządowego instytutu RSZ, które zaprezentował m.in. dziennik „De Tijd”.

W sumie w belgijskim budownictwie pracuje około 200 tysięcy osób, a obcokrajowcy stanowią aż połowę z nich. Najwięcej jest pracowników z sąsiedniej Holandii (62 tysiące), a Polacy stanowią drugą największą grupę (dokładnie 43,418 osób).

 

Co piąty budowlaniec w Belgii to zatem obywatel Polski. 

O tym, że Holendrzy "wypierają" z flamandzkiego rynku belgijskich (i, o dziwo, czasem również polskich!) pracowników budowlanych, belgijskie media informowały już prawie dwa lata temu. Dziennik „Gazet van Anterpen” zamieścił m.in. tekst o tym, że w związku z kryzysem na holenderskim rynku budowlanym tamtejsze firmy coraz częściej decydowały się na realizację zleceń w Belgii.

Obecnie w Belgii pracuje też wielu pracowników budowlanych z Niemiec, Francji, Luksemburga, Rumunii, Bułgarii i Portugalii, informuje „De Tijd”.

Faktyczna liczba holenderskich i polskich budowlańców w Belgii może być wyższa, gdyż w danych RSZ nie uwzględniono obcokrajowców zarejestrowanych jako przedsiębiorcy.  

Z roku na rok zagranicznych pracowników budowlanych w Belgii przybywa. W 2007 r. było ich jeszcze jedynie 24 tysiące, a w roku ubiegłym liczba ta wyniosła już 101 tysięcy. 

 

06.03.2015 ŁK Niedziela.BE

Belgia: „Lepiej trzymać pieniądze w kilku bankach”

Kryzys finansowy z ostatnich kilku lat przełożył się na mniejsze zaufanie Belgów do tutejszych banków. Większość z nich trzyma pieniądze na kilku kontach.

Obecnie jedynie 43% klientów indywidualnych w Belgii korzysta z usług tylko jednego banku. W 2009 r., jeszcze przed apogeum światowego kryzysu finansowego, ponad połowa Belgów związana była tylko z jednym bankiem – wynika z analizy przeprowadzonej przez biuro Roland Berger na zlecenie flamandzkiego dziennika „De Tijd”.

- Obecnie większość Belgów, około 57% z nich, jest klientem dwóch lub więcej banków. System wielobankowy stał się więc standardem – podsumował wyniki analizy Kasper Peters z biura Roland Berger. Aż co czwarty mieszkaniec Belgii ma konta aż w trzech (lub więcej) bankach.

Które banki są obecnie najpopularniejsze? Według „De Tijd” są to KBC, BNP Paribas Fortis, ING België oraz Belfius. Tylko co piąty mieszkaniec Belgii nie ma konta w przynajmniej jednym z tych banków.

Oprócz starych, uznanych, wielkich marek rośnie popularność banków internetowych. Obecnie co dziesiąty Belg trzyma przynajmniej część swoich pieniędzy w banku online. Eksperci przewidują, że za pięć lat będzie to robił już co czwarty Belg.

Największymi bankami online w Belgii są obecnie Rabobank.be z 220,000 klientami oraz Keytrade (200,000 klientów). W 2012 r. na belgijskim rynku pojawiło się aż sześć nowych banków – NIBC, Moneyou, Evi, PSA Bank, Medirect i Hello Bank – i również one zyskują coraz więcej klientów.

 

04.03.205 ŁK Niedziela.BE

„Pan już nie żyje”, dowiedział się Holender od urzędników

- Zmarłem 13 stycznia. Dzień dobry – dziennik „AD” cytuje 84-letniego mieszkańca haskiej dzielnicy Scheveningen, którego żona od początku roku dostaje listy z różnych instytucji w związku ze „śmiercią” jej męża. Głupi błąd urzędnika mocno skomplikował życie haskich seniorów.

- Teraz się śmiejemy, ale z początku byłem bardzo załamany. Czytanie o tym, że nie żyjesz, nie jest miłe – powiedział dziennikarzowi gazety "AD" C.H. Bakker z Hagi.

Tragifarsa zaczęła się od listu od firmy zajmującej się ubezpieczeniami zdrowotnymi. – Byłam wstrząśnięta – opowiada żona Bakkera, która w liście przeczytała o rzekomej śmierci męża. Następnie pani Bakker otrzymała list od SVB, organizacji zajmującej się wypłatami emerytur państwowych AOW. W związku ze "śmiercią" małżonka pani Bakker dostała „bonus” w wysokości 900 euro, ale jednocześnie zatrzymano wypłacanie emerytury "zmarłego". W kolejnych listach pan Bakker przeczytał o zablokowaniu jego paszportu i prawa jazdy.

Skąd cały ten cyrk? 84-latek miał pecha, gdyż w Hadze mieszkał również inny pan C.H. Bakker, który faktycznie zmarł. Pracownik GBA, urzędu zajmującego się prowadzeniem rejestru osobowego, wprowadzając do systemu informację o śmierci tej osoby nie sprawdził numeru BSN (odpowiednik polskiego PESEL) i błędnie uśmiercił żyjącego 84-latka, a faktycznie zmarłemu C.H. Bakkerowi wydłużył (administracyjne) życie.

Wydawałoby się, że błąd ten łatwo naprawić, ale nic bardziej mylnego, przekonuje para z Scheveningen. System jest tak zautomatyzowany, że informacja o śmierci raz wprowadzona szybko trafia do wielu instytucji i aby skorygować błąd trzeba to załatwiać z każdą instytucją osobno. Sfrustrowani państwo Bakker byli odsyłani od jednego urzędu do drugiego. W końcu poprzez sąsiada, znającego dobrze jednego z urzędników miejskich, udało im się nawiązać z owym urzędnikiem kontakt i sprawa miała zostać szybko załatwiona. Jak widać również w Holandii warto mieć znajomości.

Kiedy pod koniec lutego wydawało się, że pan Bakker wrócił już do administracyjnego życia, dostał nowy paszport i odblokowano mu emeryturę, para otrzymała kolejny list zaadresowany do „spadkobierców C.H. Bakkera”. Tym razem w związku z rzekomą śmiercią Bakkera odebrano mu miejsce parkingowe. Tego było już za wiele i mężczyzna skontaktował się z mediami.

Dziennik „AD” pisze, że obecnie również kwestia parkowania została wyjaśniona. Przypadki administracyjnego uśmiercania żyjących obywateli to jednak w Holandii rzadkość, poinformował holenderski rzecznik praw obywatelskich. W minionych kilku latach zdarzyło się to jedynie dwukrotnie. W sumie w Holandii umiera rocznie średnio około 135,000-139,000 osób, wynika z danych niderlandzkiego Centralnego Biura Statystycznego CBS.

Pan Bakker rozumie, że każdy może popełnić błąd, ale nie rozumie jednego: przez wszystkie te tygodnie przekonywania urzędników, że nadal żyje, ani razu nie usłyszał słowa „przepraszam”, czytamy w "AD". 

 

04.03.2015 ŁK Niedziela.BE

Subscribe to this RSS feed