Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Koniec z bezdomnością w Brukseli do 2029 roku?
W jakim celu fotografia biznesowa?
Belgia: Seks randka z finałem w sądzie. „Na zdjęciu wyglądał inaczej”
Niemcy: Przywódca skrajnej prawicy oskarżony o użycie nazistowskiego hasła
Belgia: Starzejmy się. Szybko przybywa 80-latków
Belgia: Burmistrz proponuje zakaz używania w nocy e-hulajnóg
Polska: Lepiej zwolnij. Kierowcy wpadają w tych miejscach jeden za drugim
Belgia, Flandria: Aż tylu ludzi chce „ograniczenia imigracji”
Belgia: Pogoda na weekend (19, 20, 21 kwietnia)
Belgia: Pogoda na 19 kwietnia

„Pan już nie żyje”, dowiedział się Holender od urzędników

- Zmarłem 13 stycznia. Dzień dobry – dziennik „AD” cytuje 84-letniego mieszkańca haskiej dzielnicy Scheveningen, którego żona od początku roku dostaje listy z różnych instytucji w związku ze „śmiercią” jej męża. Głupi błąd urzędnika mocno skomplikował życie haskich seniorów.

- Teraz się śmiejemy, ale z początku byłem bardzo załamany. Czytanie o tym, że nie żyjesz, nie jest miłe – powiedział dziennikarzowi gazety "AD" C.H. Bakker z Hagi.

Tragifarsa zaczęła się od listu od firmy zajmującej się ubezpieczeniami zdrowotnymi. – Byłam wstrząśnięta – opowiada żona Bakkera, która w liście przeczytała o rzekomej śmierci męża. Następnie pani Bakker otrzymała list od SVB, organizacji zajmującej się wypłatami emerytur państwowych AOW. W związku ze "śmiercią" małżonka pani Bakker dostała „bonus” w wysokości 900 euro, ale jednocześnie zatrzymano wypłacanie emerytury "zmarłego". W kolejnych listach pan Bakker przeczytał o zablokowaniu jego paszportu i prawa jazdy.

Skąd cały ten cyrk? 84-latek miał pecha, gdyż w Hadze mieszkał również inny pan C.H. Bakker, który faktycznie zmarł. Pracownik GBA, urzędu zajmującego się prowadzeniem rejestru osobowego, wprowadzając do systemu informację o śmierci tej osoby nie sprawdził numeru BSN (odpowiednik polskiego PESEL) i błędnie uśmiercił żyjącego 84-latka, a faktycznie zmarłemu C.H. Bakkerowi wydłużył (administracyjne) życie.

Wydawałoby się, że błąd ten łatwo naprawić, ale nic bardziej mylnego, przekonuje para z Scheveningen. System jest tak zautomatyzowany, że informacja o śmierci raz wprowadzona szybko trafia do wielu instytucji i aby skorygować błąd trzeba to załatwiać z każdą instytucją osobno. Sfrustrowani państwo Bakker byli odsyłani od jednego urzędu do drugiego. W końcu poprzez sąsiada, znającego dobrze jednego z urzędników miejskich, udało im się nawiązać z owym urzędnikiem kontakt i sprawa miała zostać szybko załatwiona. Jak widać również w Holandii warto mieć znajomości.

Kiedy pod koniec lutego wydawało się, że pan Bakker wrócił już do administracyjnego życia, dostał nowy paszport i odblokowano mu emeryturę, para otrzymała kolejny list zaadresowany do „spadkobierców C.H. Bakkera”. Tym razem w związku z rzekomą śmiercią Bakkera odebrano mu miejsce parkingowe. Tego było już za wiele i mężczyzna skontaktował się z mediami.

Dziennik „AD” pisze, że obecnie również kwestia parkowania została wyjaśniona. Przypadki administracyjnego uśmiercania żyjących obywateli to jednak w Holandii rzadkość, poinformował holenderski rzecznik praw obywatelskich. W minionych kilku latach zdarzyło się to jedynie dwukrotnie. W sumie w Holandii umiera rocznie średnio około 135,000-139,000 osób, wynika z danych niderlandzkiego Centralnego Biura Statystycznego CBS.

Pan Bakker rozumie, że każdy może popełnić błąd, ale nie rozumie jednego: przez wszystkie te tygodnie przekonywania urzędników, że nadal żyje, ani razu nie usłyszał słowa „przepraszam”, czytamy w "AD". 

 

04.03.2015 ŁK Niedziela.BE

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież