Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Logo
Print this page

„Pan już nie żyje”, dowiedział się Holender od urzędników

- Zmarłem 13 stycznia. Dzień dobry – dziennik „AD” cytuje 84-letniego mieszkańca haskiej dzielnicy Scheveningen, którego żona od początku roku dostaje listy z różnych instytucji w związku ze „śmiercią” jej męża. Głupi błąd urzędnika mocno skomplikował życie haskich seniorów.

- Teraz się śmiejemy, ale z początku byłem bardzo załamany. Czytanie o tym, że nie żyjesz, nie jest miłe – powiedział dziennikarzowi gazety "AD" C.H. Bakker z Hagi.

Tragifarsa zaczęła się od listu od firmy zajmującej się ubezpieczeniami zdrowotnymi. – Byłam wstrząśnięta – opowiada żona Bakkera, która w liście przeczytała o rzekomej śmierci męża. Następnie pani Bakker otrzymała list od SVB, organizacji zajmującej się wypłatami emerytur państwowych AOW. W związku ze "śmiercią" małżonka pani Bakker dostała „bonus” w wysokości 900 euro, ale jednocześnie zatrzymano wypłacanie emerytury "zmarłego". W kolejnych listach pan Bakker przeczytał o zablokowaniu jego paszportu i prawa jazdy.

Skąd cały ten cyrk? 84-latek miał pecha, gdyż w Hadze mieszkał również inny pan C.H. Bakker, który faktycznie zmarł. Pracownik GBA, urzędu zajmującego się prowadzeniem rejestru osobowego, wprowadzając do systemu informację o śmierci tej osoby nie sprawdził numeru BSN (odpowiednik polskiego PESEL) i błędnie uśmiercił żyjącego 84-latka, a faktycznie zmarłemu C.H. Bakkerowi wydłużył (administracyjne) życie.

Wydawałoby się, że błąd ten łatwo naprawić, ale nic bardziej mylnego, przekonuje para z Scheveningen. System jest tak zautomatyzowany, że informacja o śmierci raz wprowadzona szybko trafia do wielu instytucji i aby skorygować błąd trzeba to załatwiać z każdą instytucją osobno. Sfrustrowani państwo Bakker byli odsyłani od jednego urzędu do drugiego. W końcu poprzez sąsiada, znającego dobrze jednego z urzędników miejskich, udało im się nawiązać z owym urzędnikiem kontakt i sprawa miała zostać szybko załatwiona. Jak widać również w Holandii warto mieć znajomości.

Kiedy pod koniec lutego wydawało się, że pan Bakker wrócił już do administracyjnego życia, dostał nowy paszport i odblokowano mu emeryturę, para otrzymała kolejny list zaadresowany do „spadkobierców C.H. Bakkera”. Tym razem w związku z rzekomą śmiercią Bakkera odebrano mu miejsce parkingowe. Tego było już za wiele i mężczyzna skontaktował się z mediami.

Dziennik „AD” pisze, że obecnie również kwestia parkowania została wyjaśniona. Przypadki administracyjnego uśmiercania żyjących obywateli to jednak w Holandii rzadkość, poinformował holenderski rzecznik praw obywatelskich. W minionych kilku latach zdarzyło się to jedynie dwukrotnie. W sumie w Holandii umiera rocznie średnio około 135,000-139,000 osób, wynika z danych niderlandzkiego Centralnego Biura Statystycznego CBS.

Pan Bakker rozumie, że każdy może popełnić błąd, ale nie rozumie jednego: przez wszystkie te tygodnie przekonywania urzędników, że nadal żyje, ani razu nie usłyszał słowa „przepraszam”, czytamy w "AD". 

 

04.03.2015 ŁK Niedziela.BE

Niedziela.BE