Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Socjaliści walczą o płacę minimalną w wysokości 2500 euro
Belgia: W Brukseli zebrano 700 ton darowizn dla Strefy Gazy
Belgia: Ilu z nas zamawia posiłki online?
Belgia, praca: Tylu ludzi pracuje ponad 49 godzin tygodniowo
Słowa dnia: Echt waar?
Niemcy: Oficer niemieckiej armii przyznał się do szpiegostwa na rzecz Rosji!
Belgia: Starsze małżeństwo zamknięte w piwnicy i znalezione wiele godzin później
Polska: Dzisiaj Dzień Flagi. Data nie jest przypadkowa
Belgia: Pogoda na 2 i 3 maja
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (czwartek 2 maja 2024, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Kondycja fizyczna i psychiczna pracowników coraz ważniejsza dla firm. To zmienia ich podejście do benefitów pozapłacowych

Pandemia była punktem zwrotnym w myśleniu pracodawców o wellbeingu pracowników, szczególnie w kontekście ich kondycji psychicznej. Stres, który odczuwa w pracy ok. 90 proc. aktywnych zawodowo Polaków, a ponad połowa z nich przenosi go do domu, ma bowiem wpływ na ich zaangażowanie i efektywność w pracy, a co za tym idzie – także na kondycję firm. To skłania menedżerów do większej uwagi poświęcanej dobrostanowi pracowników, a jednym z narzędzi, które pomagają im zarządzać tym obszarem, są benefity pracownicze. Oznacza to jednak zmianę w podejściu do oferty świadczeń pozapłacowych, ale też wprowadzenie wskaźnika dobrostanu pracowników oraz dostosowywanie do niego benefitów – podkreślali eksperci podczas konferencji „Wellbeing Summit. Poznaj Algorytm Dobrostanu” zorganizowanej przez Benefit Systems.

Wellbeing to inaczej dobrostan fizyczny i psychiczny. Dotyczy wszystkich aspektów życia: kariery zawodowej, relacji społecznych, finansów i zdrowia. Z badań infuture.institute przeprowadzonych dla Benefit Systems wynika, że Polacy oceniają swój dobrostan tylko na 5,8 w 10-stopniowej skali. 12 proc. twierdzi, że nigdy nie doświadczyło dobrostanu. Ocena uzależniona była od różnych czynników, takich jak sytuacja finansowa, wewnętrzny spokój, ale też poczucie kontroli nad własnym życiem i rozwój osobisty. To pokazuje, że pojęcie wellbeingu wciąż trudno jednoznacznie zdefiniować i jeszcze trudniej zmierzyć.

– Jeżeli chcemy coś poprawiać, musimy to najpierw zmierzyć. Dlatego właśnie już w przyszłym roku wprowadzimy na rynek produkt, który się nazywa Wellbeing Score. Jest to narzędzie do badania dobrostanu, za pomocą którego każda firma będzie mogła zbadać nie tylko dobrostan każdego z pracowników, ale też będzie mogła na bazie tego wskaźnika zaoferować pracownikom odpowiednie benefity, które spełniają ich potrzeby – mówi agencji Newseria Biznes Piotr Szostak, dyrektor zarządzający odpowiedzialny za strategię i rozwój produktu w Benefit Systems.

Jak podczas wystąpienia podkreśliła Natalia Hatalska, CEO infuture.institute, taki wskaźnik pomiaru powinien być holistyczny, czyli uwzględniać różne aspekty stanu psychofizycznego, komfortu życia, relacji, sytuacji rodzinnej i finansowej. Ale musi on być także dynamiczny – zmieniający się wraz z sytuacją badanych. Ostatnie lata różnorakich kryzysów pokazały, jak ważny jest to aspekt. Pierwsza była pandemia, którą eksperci uważają za punkt zwrotny w myśleniu o wellbeingu pracowników. To zupełnie nowe doświadczenie globalne, z którym wiązały się takie problemy jak izolacja, rozpad więzi w rodzinach i zespołach w firmach, obawy o zdrowie najbliższych i sytuację finansową w budżetach domowych. W kolejnych latach stan ten pogłębiły inne wydarzenia, m.in. wybuch wojny w Ukrainie oraz kryzys gospodarczy, którym towarzyszy duży stres.

Jak wynika z tegorocznego badania MultiSport Index, 90 proc. pracowników odczuwa stres w pracy, z czego 28 proc. codziennie lub prawie codziennie, a 18 proc. – kilka razy w tygodniu. Blisko połowa badanych przyznaje, że czuje się przytłoczona obowiązkami. To wszystko przekłada się na ich samopoczucie – bywają rozdrażnieni (35 proc.), mają problemy z koncentracją (29 proc.) i motywacją do pracy (27 proc.). Co 10. ankietowany (8 proc.) z powodu stresu musiał wziąć zwolnienie lekarskie. Do najczęstszych konsekwencji przewlekłego stresu zaliczane są wypalenie zawodowe, zaburzenia psychiczne takie jak nerwica czy depresja oraz uzależnienia. Te statystyki mogą wskazywać, w jakim stopniu kondycja psychiczna pracowników wpływa na działalność firmy.

– Coraz więcej odpowiedzialności za dobrostan pracownika jest przekładane na pracodawców. Będą więc musieli się dostosowywać i tak kształtować tę ofertę benefitową, żeby odpowiadała szerszej gamie ich pracowników – mówi Piotr Szostak.

Podczas Wellbeing Summit przedstawiciele Benefit Systems zaprezentowali nowy wellbeingowy ekosystem operacyjny. Wraz ze zmianą logo firmy, która jest jednym z pionierów rynku benefitów pozapłacowych, zmienia się także podejście do dobrostanu i oferowanych produktów.

– Trzema naszymi kluczowymi produktami, czyli MyBenefit, MultiLife i MultiSport, tworzymy pewien ekosystem, dzięki któremu firmy mogą holistycznie wspierać dobrostan swoich pracowników – wyjaśnia dyrektor w  Benefit Systems.

– Dziś wciąż najpopularniejsza jest karta MultiSport. Po pandemii wróciliśmy do realizacji naszych celów i wyzwań fizycznych, ale też znacznie lepiej rozumiemy, jak pozytywnie sport wpływa na nasze życie, zdrowie i podejście do obowiązków zawodowych. Zmianę widać też w podejściu do benefitów medycznych, gdzie znacznie większy nacisk kładziemy na profilaktykę. Ten aspekt to podstawa MultiLife – wymienia Paweł Kornosz, dyrektor zarządzający ds. platform kafeteryjnych w Benefit Systems.

Platforma MultiLife 2.0 i stale poszerzany jej katalog usług pozwalają pracownikom zadbać o siebie w czterech obszarach: zdrowie, psychologia, rozwój i odżywianie. Dostępne są tam konsultacje online m.in. z dietetykami i  psychologami, zajęcia sportowe czy kursy uważności. W przyszłym roku planowane jest uruchomienie czatu z konsultantami z różnych dziedzin oraz asystenta wellbeingu.

Trzeci element systemu to MyBenefit, czyli platforma kafeteryjna umożliwiająca indywidualny dobór benefitów.

– Pracownicy dziś korzystają z benefitów pracowniczych przede wszystkim w sposób dopasowany, to znaczy zgodny z własnymi zainteresowaniami, wiekiem i sytuacją życiową. I to właśnie, nawiązując do Wellbeing Score, decyduje o tym, w jaki sposób pracownik z benefitów korzysta, bo to on doskonale zna swoją sytuację, a każdy ma jakąś sytuację życiową, rodzinną, zawodową, zdrowotną – mówi Paweł Kornosz.

– Na rynku benefitów pracowniczych mamy dwa główne trendy. Z jednej strony pracownicy oczekują elastyczności, chcą mieć wybór, możliwość dopasowania benefitu do ich potrzeb, ich stanowiska, celów i predyspozycji. Z drugiej strony widzimy, że coraz szersza jest oferta benefitów pozapłacowych – podkreśla Piotr Szostak.

Łączeniu tych dwóch trendów na rynku benefitów służy nowoczesna technologia.

– Istotnym elementem jest rozwój platform sprawiających, że pracownicy mogą lepiej rozumieć wyzwania przed nimi stojące z punktu widzenia problemów, które mają na co dzień, z punktu widzenia wellbeingu, zarówno w formie psychologicznej, jak i fizycznej. Są to platformy, które w miarę zindywidualizowany sposób prowadzą nas w tej ścieżce do rozwiązywania tych problemów – mówi Bartek Pucek, prezes zarządu Forward Operators AI Lab.

Jego zdaniem w tym obszarze coraz szerzej będzie wykorzystywana sztuczna inteligencja i będące dziś na ustach wszystkich takie narzędzia jak ChatGPT. Efekt powinien być taki, że dzięki takim narzędziom pracownicy będą mieć więcej czasu na realizowanie własnych potrzeb i będą szczęśliwsi. Eksperci podczas Wellbeing Summit wskazywali jednak na to, że wdrażanie nowych technologii nie oznacza automatycznego ułatwienia dla pracowników. Mnogość rozwiązań cyfrowych jest przez nich postrzegana wręcz odwrotnie – jako utrudnienie, które potrafi wywołać frustrację. Dlatego, jak wskazują, potrzebne są platformy upraszczające procesy i skupiające w jednym miejscu szereg różnych możliwości.

– W nowej odsłonie MyBenefit stawiamy na ułatwienie zespołom codziennej pracy poprzez integrację wielu usług poprawiających komunikację na linii pracownik–pracodawca za pośrednictwem wyłącznie jednej platformy – zapowiada Paweł Kornosz. – Benefity pracownicze w przyszłości muszą być łatwe do realizacji, czyli takie, po które mogę sięgnąć w dowolnym momencie i właśnie wtedy, kiedy tego potrzebuję. Przykładowo idę na urodziny, potrzebuję szybkiego prezentu, vouchera, wchodzę na kafeterię, składam zamówienie i mam. Potrzebuję szybkiej pomocy lekarskiej, korzystam z opieki medycznej. Potrzebuję szybkiej konsultacji, umawiam się na konsultację.

Wellbeing Summit zgromadził nie tylko ekspertów od HR, technologii i programów kafeteryjnych, lecz również specjalistów na co dzień zajmujących się praktycznymi aspektami dbania o dobrostan, m.in. trenerów zdrowego stylu życia, dietetyków, ekspertów od snu i psychologii sportu.

– Sport jest rozwiązaniem na masę różnych problemów, zarówno zdrowotnych, jak i psychicznych czy społecznych. Dla mnie przede wszystkim to sposób na lepsze samopoczucie, lepiej się czuję w swoim ciele, kiedy uprawiam aktywność fizyczną, ale także lepiej się czuję psychicznie, jestem dużo bardziej pozytywnie nastawiona do otoczenia i innych ludzi, dużo bardziej efektywna w pracy – mówi Maja Włoszczowska, kolarka górska, dwukrotna srebrna medalistka olimpijska, mistrzyni świata i Europy, gość specjalny Wellbeing Summit. – Sport to też świetny sposób na to, żeby poprawiać nasze relacje z otoczeniem, na budowanie relacji, poznawanie siebie nawzajem.

Eksperci podkreślali także rolę wprowadzania w życie innych zdrowych nawyków, m.in. zbilansowanej diety, włączenia do niej zdrowych tłuszczów, wspomagających pracę mózgu, czy odpowiedniego nawodnienia organizmu, zachowywania odpowiedniej proporcji między pracą a snem oraz umiejętności odpoczywania i regeneracji.

Chociaż są to wellbeingowe nawyki, które można i trzeba wprowadzać indywidualnie, pracownicy oczekują wsparcia pracodawców w tym zakresie. Z badań SW Research dla Koalicji Bezpieczni w Pracy wynika, że w opinii 95 proc. respondentów pracowników firma powinna dbać o ich dobrostan, przy czym 35 proc. deklaruje, że dzieje się tak w ich miejscu zatrudnienia.

O tym, jak poważnie firmy podchodzą do wellbeingu, mogą świadczyć wyniki badania Deloitte’a przeprowadzone w firmach w USA, Wielkiej Brytanii, Kanadzie i Australii. Prawie trzy czwarte osób z zarządów uważa, że premie kadry kierowniczej powinny być powiązane ze wskaźnikami dobrostanu pracowników. Podobny odsetek menedżerów wierzy, że kierownictwo firmy powinno się zmienić, jeśli nie będzie w stanie utrzymać akceptowalnego poziomu dobrostanu pracowników. Zdecydowana większość przedstawicieli kadry kierowniczej jest zdania, że organizacje powinny mieć obowiązek publicznego raportowania wskaźników dobrostanu pracowników.

– Oczekiwania pracowników są dziś coraz większe, szczególnie wśród młodego pokolenia. Dlatego uważam, że znaczenie benefitów pozapłacowych w firmach będzie nadal systematycznie rosnąć – podsumowuje Piotr Szostak.


01.11.2023 Niedziela.BE // źródło: newseria // tagi: benefity pozapłacowe, motywowanie pracowników, rynek pracy, świadczenia pozapłacowe, karty sportowe, opieka medyczna dla pracowników, wellbeing pracowników, dobrostan, MultiSport, Benefit Systems // Piotr Szostak, dyrektor zarządzający ds. strategii i rozwoju produktu, Benefit Systems / Paweł Kornosz, dyrektor zarządzający ds. platform kafeteryjnych, Benefit Systems / Bartek Pucek, prezes zarządu Forward Operators AI Lab / Maja Włoszczowska, dwukrotna srebrna medalistka olimpijska, mistrzyni świata i Europy w kolarstwie górskim // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)


Scrollowanie na nowych zasadach. Użytkownicy z większym wpływem na podpowiadane treści w mediach społecznościowych

Na podstawie gromadzonych danych o użytkownikach algorytmy wielkich internetowych platform są w stanie podrzucać im spersonalizowane treści, często niskiej jakości, które głównie żerują na emocjach. – Projektujący te usługi doskonale wiedzą, jak wciągnąć nas w scrollowanie, żebyśmy korzystali z mediów społecznościowych więcej, intensywniej, niż racjonalnie sobie tego życzymy – mówi Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon. Korzystanie z takich feedów ma jednak negatywny wpływ na zdrowie psychiczne, zwłaszcza młodszych pokoleń, i może napędzać depresję, lęki, uzależnienia czy zaburzenia odżywiania. Na mocy nowego unijnego prawa Digital Services Act do 25 sierpnia br. platformy takie jak Facebook czy TikTok były jednak zobowiązane wdrożyć zmiany umożliwiające użytkownikom korzystanie z lepszych feedów. Eksperci zachęcają, by sprawdzać nowe rozwiązania dostępne na social mediach.

– Badania pokazują, że czas, jaki spędzamy na platformach internetowych, scrollując niewysokiej jakości treści, które budzą emocje i sensację, ale nie przekazują nam wartościowych informacji, ma daleko idące skutki dla naszej psychiki. Jest na ten temat cała grupa badań pokazujących negatywne skutki dla psychiki ludzi, szczególnie młodych. Ewidentnie widać wzrost odsetka ludzi z depresją, uzależnionych od urządzeń, którzy mają problemy ze snem, z koncentracją etc. – mówi agencji Newseria Biznes Katarzyna Szymielewicz, prawniczka, współzałożycielka i prezeska Fundacji Panoptykon.

Z Facebooka, TikToka, X (dawniej Twitter) czy YouTube’a korzystają codziennie setki milionów użytkowników. Te największe platformy internetowe gromadzą na ich temat ogromne ilości danych. Dzięki temu algorytmy porządkujące treści w tzw. newsfeedzie są w stanie podrzucać użytkownikom coraz lepiej dopasowane treści, które angażują, żerują na emocjach, przykuwają do ekranów, pożerają czas i uzależniają od scrollowania. Korzystanie z takich feedów ma jednak negatywny wpływ na zdrowie psychiczne, zwłaszcza młodszych pokoleń, i może napędzać depresję, lęki, uzależnienia czy zaburzenia odżywiania.

– Projektujący te usługi doskonale wiedzą, jak wciągnąć nas w scrollowanie, jak wciągnąć nas w to, żebyśmy korzystali z mediów społecznościowych więcej, intensywniej, niż racjonalnie sobie tego życzymy – podkreśla ekspertka.

To, w jaki sposób działanie algorytmów reklamowych i porządkujących treści wpływa na zdrowie psychiczne, pokazało m.in. badanie, które Fundacja Panoptykon przeprowadziła w 2021 roku we współpracy z Piotrem Sapieżyńskim, badaczem z University of Northwestern. Z pomocą fundacji prześledził on ponad 2 tys. reklam, które w ciągu dwóch miesięcy pojawiły się w newsfeedzie jednej z użytkowniczek – młodej matki, dla której zdrowie było drażliwym tematem od czasu śmierci jednego z rodziców na raka. Eksperyment, szeroko opisywany m.in. przez „Financial Times”, dowiódł, że algorytm bazował na jej lęku przez zachorowaniem na nowotwór i niepokoju o zdrowie najbliższych. Dlatego ok. 20 proc. wyświetlanych jej reklam dotyczyło właśnie zdrowia. Do tego na liście zainteresowań badanej, które do celów reklamowych przypisał jej Facebook, znalazło się 21 kategorii związanych ze zdrowiem, w tym onkologia, świadomość raka, wady genetyczne i nowotwory. Użytkowniczka dostała też treści dotyczące zdrowia w określonej kolejności – najpierw te wywołujące u niej najsilniejsze emocje, np. zbiórki na leczenie ciężko chorych dzieci, a następnie zniżki na badania genetyczne w kierunku nowotworu albo innej choroby.

– Dziś w zasadzie wszystkie firmy, które projektują algorytmy serwujące nam treści, opierają się na tym samym modelu. Modelu, w którym zysk pochodzi z angażowania naszej uwagi i z reklamy. Dopóki ten model jest obowiązujący, trudno liczyć na to, że sam algorytm stanie się dla nas łaskawszy, że będzie nam proponował lepsze treści. On jest tylko narzędziem – tłumaczy Katarzyna Szymielewicz. – Jeżeli model się zmieni, jeżeli pod spodem będziemy mieli inne przepływy finansowe, jeżeli ludzie będą płacili za jakościowe treści, będą ich aktywnie szukali i media będą takie treści serwowały, to również algorytm – jako narzędzie doboru treści – nie będzie problemem. To jest wyłącznie pośrednik, który w tym momencie podrzuca nam to, co jest w sieci i na co my prawdopodobnie zareagujemy silnymi emocjami.

Wbrew temu, co deklarują platformy internetowe, ich użytkownicy nie mają możliwości wyeliminowania niepożądanych treści. Eksperyment Sapieżyńskiego i Panoptykonu dowiódł, że nawet wyczyszczenie preferencji w ustawieniach reklamowych Facebooka nie daje żadnego efektu, ponieważ platforma szybko przypisuje użytkownikowi nowe, podobne kategorie zainteresowań.

Istotne jest też to, że w praktyce bardzo trudno jest zrezygnować z użytkowania tej platformy, chociażby ze względu na fakt, że kontakty międzyludzkie w ogromnej części przeniosły się do świata online. Facebook stał się forum wymiany informacji, ale też umożliwia uczestnictwo np. w grupach czy wydarzeniach. Wiele firm wręcz wymaga od swoich pracowników aktywnego korzystania z tego portalu.

– To jest wyścig zbrojeń, w którym człowiek zawsze przegrywa. Dlatego my nie mówimy: „Człowieku, ogarnij się, odłóż telefon, nie scrolluj”, nie proponujemy takiego rozwiązania. Oczywiście tak jest lepiej i jeśli ktoś ma świadomość, że jest uzależniony od telefonu, że scrolluje za dużo, ogląda treści, które powodują negatywne skutki dla psychiki, to powinien coś z tym zrobić. Ale to jest bardzo trudne. Dlatego potrzebujemy prawa i regulacji, które zmienią naturę tych usług, zakażą najgorszych, najbardziej inwazyjnych praktyk. I właśnie to robi dziś Unia Europejska po przyjęciu, po pełnym wdrożeniu w życie DSA, czyli Kodeksu usług cyfrowych, który zakazuje projektowania wciągającego ludzi, manipulowania ich uwagą – mówi Katarzyna Szymielewicz.

Na mocy nowego unijnego prawa – Digital Services Act – wielkie platformy internetowe takie jak Facebook czy TikTok były zobowiązane do 25 sierpnia br. wdrożyć zmiany umożliwiające użytkownikom korzystanie z lepszych feedów. Te zmiany na platformach dotyczą m.in. algorytmów rekomendujących treści. Od 25 sierpnia br. platformy muszą nie tylko wyjaśniać logikę funkcjonowania swoich feedów, ale też proponować użytkownikom możliwość wyboru przynajmniej jednego systemu doboru treści, który nie bazuje na śledzeniu, czyli nie wykorzystuje danych osobowych do rekomendowania treści. Platformy muszą też regularnie oceniać ryzyka związane z działaniem swoich algorytmów i wykazywać, jak starają się im zapobiegać.

– Korzystając z nowych funkcji, jakie platformy wprowadziły pod wpływem nowego prawa unijnego, przede wszystkim możemy dziś wybrać sobie feed, który nie jest profilowany w oparciu o nasze dane. To oznacza, że nie musimy zgadzać się na to, że nasz telefon podpowiada nam treści, które oparte są na śledzeniu naszego zachowania i są obliczone na taki efekt, w którym nie możemy się od tego odkleić. W zamian można wybrać sobie np. strumień aktualności, który pokazuje treści popularne w mojej okolicy, treści jakościowe, które nie są dobrane do mnie, ale mimo to mogą być dla mnie ciekawe. Niektóre platformy poszły innym tropem i pokazują nam np. treści chronologicznie wrzucane przez naszych znajomych, co może być mniej angażujące, ale bardziej wartościowe, jeżeli interesuje mnie właśnie to, co robią moi znajomi. Dlatego zachęcamy do eksperymentowania z tym, jaki feed można sobie ustawić, bo te opcje się pojawiają – mówi ekspertka.

Jak podkreśla, może to mieć skutki także dla debaty publicznej. Dziś – ze względu na sposób działania algorytmów – promowane są treści niskiej jakości, szybkie, clickbaitowe, angażujące emocje. Dlatego też media idą właśnie tym tropem i w ten sposób tworzą swoje treści, bo w ten sposób konkurują o uwagę scrollującego użytkownika

– To jest błędne koło, w którym my dostajemy coraz gorsze treści, bo nie ma lepszych, a nie ma lepszych, bo ludzie klikają w te słabe, a klikają w nie, bo właśnie te słabe, ale angażujące są podbijane najwyżej w newsfeedach. Cały ten model musi się zmienić, żebyśmy zaczęli mieć dostęp do treści jakościowych, karmiących naszą potrzebę wiedzy o świecie, a nie tylko potrzebę bycia zaangażowanym – podkreśla prezeska Fundacji Panoptykon.


01.11.2023 Niedziela.BE // źródło: newseria // tagi: media społecznościowe, platformy internetowe, algorytm, newsfeed, spersonalizowane treści, zdrowie psychiczne internautów, Fundacja Panoptykon // prezeska Katarzyna Szymielewicz w Fundacji Panoptykon // fot. Shutterstock, Inc

(sl)

Humanoidalne roboty mogą usprawnić opiekę nad pacjentami w szpitalach i domach opieki. Francuska firma zamierza je wprowadzić do sprzedaży za dwa lata

Mierzący niespełna 130 cm robot humanoidalny Mirokai sprawdzi się w dostarczaniu leków i posiłków do łóżek pacjentów – przekonuje producent Enchanted Tools, który zaprezentował niedawno prototyp urządzenia na targach IFA w Berlinie. Robot może przenosić ładunki do 3 kg, wykonywać polecenia głosowe i identyfikować przestrzeń, w której się porusza. Urządzenie wyróżnia się wzorowaną na mandze stylistyką, ale i rozwiniętą umiejętnością chwytania, przekładającą się na jego funkcjonalność. Produkcja jeszcze nie ruszyła, ale celem twórców jest dostarczenie 100 tys. robotów do szpitali, jak również m.in. sklepów detalicznych już w pierwszej dekadzie produkcji. Tymczasem analitycy rynkowi przewidują, że w ciągu najbliższych pięciu lat rynek robotów humanoidalnych zwiększy swoje przychody niemal ośmiokrotnie.

– Roboty zaczynają stawać się częścią naszego życia. Myślę, że za kilka lat każdy będzie miał robota. Tymczasem pojawiają się pewne opory wobec humanoidalnych robotów, które trochę nas niepokoją. Ludzie wolą sympatyczne, mniejsze roboty o ograniczonej funkcjonalności – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Innowacje Richard Malterre, dyrektor ds. komunikacji w Enchanted Tools.

Firma na tegorocznych targach IFA w Berlinie zaprezentowała humanoidalnego robota Mirokaia. Łączy on w sobie cechy ludzkie, takie jak dwie ręce i głowa, z cechami zwierzęcymi. W efekcie robot wygląda jak postać z mangi. Urządzenie ma 123 cm wysokości i może przenosić ładunki do 3 kg. Robot nie porusza się na nogach, lecz na toczącej się kuli, dzięki czemu może być bardziej mobilny na płaskich powierzchniach. Zdolność chwytania jest oceniona na 97 proc., podczas gdy standard rynkowy wynosi około 60 proc. Mirokai może dodatkowo wchodzić w interakcje semantyczne i uczyć się wykonywania poleceń głosowych.

– Mamy przekonanie, że nikt inny nie opracował podobnego produktu. Chcemy dopracować logistykę w miejscach wypełnionych ludźmi, aby nasz robot przemieszczał się pośród osób. Zależało nam na projekcie postaci, który byłby zupełnie świeży. Staramy się też upraszczać wiele rzeczy, żeby móc szybko wprowadzić robota na rynek. Mirokai mówi, ale ma ograniczony repertuar, podnosi przedmioty, ale tylko specjalnie do tego zaprojektowane i porusza się na kuli, więc może się przemieszczać, ale nie dostanie się wszędzie, na przykład nie wejdzie po schodach. Upraszczając pewne rzeczy, możemy szybciej wprowadzić naszego robota na rynek – wymienia Richard Malterre.

Uniwersalne uchwyty używane przez Mirokaia współpracują z umieszczonymi w pomieszczeniach znacznikami, dzięki czemu możliwe jest chwytanie przedmiotów i identyfikacja przestrzeni. Jeśli w odpowiednie czujniki zostaną wyposażone wszystkie pomieszczenia, w jakich robot ma pracować, to możliwe będzie wykonywanie przez niego zadań takich jak dostarczanie leków czy posiłków bezpośrednio do łóżka pacjenta. To jednak niejedyne możliwe zastosowania humanoidalnego robota.

– Skupiamy się na dwóch rynkach – pierwszym są szpitale, chcemy wspomóc osoby pomagające innym, np. pielęgniarki. Planujemy jednak także wprowadzić nasze produkty na lotniska i do sklepów detalicznych. Co ciekawe, zaczynamy rozmawiać z przedsiębiorcami i okazuje się, że to, co nie jest możliwe dziś, może dzięki tego rodzaju robotom stać się możliwe w przyszłości – zauważa dyrektor ds. komunikacji Enchanted Tools. – Prezentowany model to bardzo wczesna wersja wykonana przez prawie 50 inżynierów, to nasz prototyp. Liczymy na to, że pierwszy testowy produkt trafi do szpitali pod koniec 2024 roku, a więc w przyszłym roku, a sprzedaż rozpocznie się w 2025 roku.

Jeszcze w tym roku firma chce przeprowadzić drugą turę zbierania funduszy, aby rozpocząć produkcję pierwszych modeli. Po uruchomieniu linii roboty Mirokai zostaną poddane testom w rzeczywistych warunkach, aby mogły się uczyć. Producent nawiązał już współpracę ze szpitalem AP-HP Broca w Paryżu, który specjalizuje się w medycynie geriatrycznej. Debiut rynkowy zaplanowany jest na lata 2025–2026. Celem jest wyprodukowanie 100 tys. robotów w ciągu 10 lat.

Według MarketsandMarkets światowy rynek robotów humanoidalnych osiągnie w tym roku 1,8 mld dol. przychodów. Do 2028 roku jego wartość wzrośnie jednak do 13,8 mld dol. Jednym z głównych czynników napędzających rozwój tego rynku ma być rosnący popyt na roboty humanoidalne, płynący z sektora medycznego.


01.11.2023 Niedziela.BE // źródło: newseria // tagi: robot, robot humanoidalny, targi IFA 2023, Mirokai, roboty w szpitalach, roboty opiekuńcze, medycyna, ochrona zdrowia, opieka zdrowotna, opieka senioralna, personel medyczny, personel szpitalny, roboty szpitalne // dyrektor ds. komunikacji Richard Malterre w Enchanted Tools // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

Nowe elektryki stanowią kilka procent sprzedawanych w Polsce aut. W niektórych krajach UE to nawet 40 proc.

– W Polsce wciąż jesteśmy na samym początku drogi do elektryfikacji naszego sektora transportu – mówi Rafał Bajczuk, analityk Instytutu Reform. Jak wskazuje, pomimo rosnącej liczby nowych rejestracji Polska wciąż odbiega nawet od tzw. nowych państw UE, jak np. Rumunia, które mają bardziej proaktywne polityki w zakresie rozwoju elektromobilności. Problemem jest nie tylko brak zachęt podatkowych i wciąż wysokie ceny elektryków, ale również niedostatecznie rozwinięta infrastruktura ładowania.

Jak pokazuje „Licznik elektromobilności”, uruchomiony przez Polskie Stowarzyszenie Paliw Alternatywnych i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego, na koniec września br. w Polsce zarejestrowanych było prawie 45,2 tys. w pełni elektrycznych samochodów osobowych (BEV, ang. battery electric vehicles). Natomiast liczba samochodów dostawczych i ciężarowych z napędem elektrycznym wynosiła nieco ponad 5,2 tys. To oznacza, że łącznie po polskich drogach jeździ prawie 50,4 tys. całkowicie elektrycznych samochodów osobowych i użytkowych. Tylko w pierwszych trzech kwartałach br. ich liczba zwiększyła się o 16,97 tys. sztuk, czyli o 57 proc. więcej niż w analogicznym okresie 2022 roku. PSPA zauważa, że podobny, stabilny przyrost liczby nowych elektryków na poziomie 60–70 proc. r/r jest obserwowany już od miesięcy. Pod względem liczby i popularności elektryków Polska wciąż jednak odbiega od bardziej rozwiniętych rynków zachodnioeuropejskich.

– Pomiędzy krajami UE jest bardzo duże zróżnicowanie. Najbardziej zaawansowane są państwa Europy Północnej i Północno-Zachodniej, takie jak Holandia, Belgia, Niemcy i kraje nordyckie, gdzie udział samochodów elektrycznych w nowych rejestracjach waha się między 20 a 40 proc. Natomiast Polska jest w tym momencie na czwartym czy piątym miejscu od końca w UE, razem z takimi państwami jak Słowacja, Czechy czy Chorwacja i u nas to jest ok. 3 proc. nowych samochodów na rynku – mówi agencji Newseria Biznes Rafał Bajczuk, analityk w zakresie polityki energetyczno-klimatycznej w Instytucie Reform.

Według danych ACEA (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów) w sierpniu br. średnio co piąty nowy samochód sprzedawany w UE był w pełni elektryczny, a w pierwszych ośmiu miesiącach tego roku na unijnym rynku sprzedano w sumie blisko 1 mln elektryków. ACEA podaje, że pojazdy elektryczne miały we wrześniu br. 14,8-proc. udział w europejskim rynku samochodowym i były trzecim najpopularniejszym wyborem wśród nabywców nowych samochodów (po benzynowych i hybrydowych, a przed dieslami).

– Najbardziej zaawansowanym państwem w Europejskim Obszarze Gospodarczym jest jednak Norwegia, gdzie aż 90 proc. nowych samochodów, które wchodzą na rynek, to są pojazdy bateryjne. Norwegowie planują w 2025 roku całkowicie zakończyć sprzedaż nowych samochodów spalinowych w ich kraju, a w 2040 roku wszystkie samochody, które poruszają się po drogach norweskich, będą elektryczne – mówi ekspert.

Jak wskazuje, pod względem liczby rejestracji nowych pojazdów Polska pozostaje w tyle nie tylko za Norwegią czy Niemcami, ale też za innymi tzw. nowymi krajami UE, które mają bardziej proaktywne polityki w zakresie rozwoju elektromobilności.

– Dla przykładu państwa bałtyckie czy Rumunia są o wiele bardziej zaawansowane niż my pod względem rozwoju tego rynku – wskazuje analityk Instytutu Reform. – Wynika to m.in. z faktu, że w Polsce zakup i użytkowanie nowych samochodów spalinowych wciąż jest tani, związane z tym podatki są bardzo niskie w porównaniu z innymi krajami Unii Europejskiej. Jeśli nowy rząd chciałby odwrócić ten trend i spowodować, żeby nabywcy zaczęli kupować elektryki, to musi wprowadzić instrumenty podatkowe. Trzeba by obniżyć opodatkowanie nowych samochodów elektrycznych, a z drugiej strony niestety podwyższyć opodatkowanie samochodów spalinowych.

Tego typu instrumenty podatkowe funkcjonują na innych europejskich rynkach i przynoszą rezultaty – zakup i użytkowanie samochodu elektrycznego są tam bardziej atrakcyjne niż auta spalinowego.

Z opublikowanego pod koniec ubiegłego roku „Barometru Nowej Mobilności” wynika, że już 42,4 proc. polskich kierowców jest obecnie zainteresowanych i realnie rozważa zakup samochodu z napędem elektrycznym w ciągu nadchodzących trzech lat (w największym stopniu dotyczy to pokolenia Z i milenialsów). Jeszcze w 2017 roku, w pierwszej edycji tego badania, ten odsetek wynosił zaledwie 12 proc. Podstawowym czynnikiem, którego wciąż obawia się duża część potencjalnych nabywców elektryków, jest jednak ich wysoka cena.

– Samochody elektryczne uchodzą za drogie, a producenci oferują w tej chwili stosunkowo małą gamę modeli. Są to przede wszystkim samochody segmentu premium albo SUV-y czy limuzyny, więc one siłą rzeczy są droższe. Rzeczywiście na rynku europejskim brakuje w tej chwili kompaktowych, małych samochodów elektrycznych w cenie ok. 100–120 tys. zł za nowy model. A przypomnę, że w tym momencie cena nowego samochodu osobowego w Polsce to przeciętnie ponad 180 tys. zł – podkreśla Rafał Bajczuk. – Z czasem na rynku będąsię też jednak pojawiać te tanie, bardziej ekonomiczne i dostępne modele samochodów elektrycznych. To nastąpi w ciągu kolejnych około pięciu lat, ponieważ w tym okresie rozliczeniowym prawo europejskie narzuca producentom widełki, aby o 25–30 proc. zwiększyć udział samochodów elektrycznych w sprzedaży. I wtedy na rynku zaczną się pojawiać tańsze pojazdy, tak więc musimy na to poczekać.

W polskich salonach w tej chwili jest dostępnych łącznie 108 modeli samochodów w pełni elektrycznych, z czego 83 z nich stanowią warianty osobowe, a 25 dostawcze. Co istotne, tylko w ciągu ostatniego roku oferta elektryków na polskim rynku zwiększyła się o ponad 1/3. Rosną również pojemności akumulatorów trakcyjnych oraz moce ładowania. Średni zasięg osobowych samochodów całkowicie elektrycznych przekracza już 430 km. Natomiast rozpiętość cenowa jest bardzo szeroka – najtańszym samochodem w pełni elektrycznym oferowanym w Polsce jest Dacia Spring, dostępna od niespełna 97,5 tys. zł (bez uwzględnienia dopłat z programu Mój Elektryk). Na drugim biegunie plasuje się z kolei Porsche Taycan Turbo S Cross Turismo, którego ceny rozpoczynają się od ponad 823 tys. zł (raport „Katalog pojazdów elektrycznych 2023”, PSPA).

– W Polsce głównym nabywcą są nie osoby fizyczne, ale firmy. Dlatego – nawet biorąc pod uwagę wciąż wysokie średnie ceny nowych samochodów elektrycznych – to stać nas w Polsce na to, żeby znacząco zwiększyć sprzedaż i rejestrację nowych elektryków – uważa analityk Instytutu Reform.

– Głównym podmiotem, który kupuje pojazdy elektryczne, są w Polsce firmy zarządzające całymi flotami. To na nie przypada ok. 90 proc. samochodów pojawiających się na rynku – dodaje Jan Ruszkowski, koordynator Rady ds. Czystego Powietrza w Konfederacji Lewiatan. – Firmy patrzą nie tylko na koszt zakupu samochodu, ale i na całkowity koszt jego użytkowania. Najczęściej biorą go w leasing albo wynajem i interesuje je przede wszystkim wysokość raty, którą będą spłacać przez najbliższe lata. A całkowity koszt użytkowania elektryka jest niższy niż samochodu spalinowego i to jest dla firm opłacalne.

Ekspert Konfederacji Lewiatan zauważa też, że za kilka lat firmowe elektryki zaczną trafiać na wtórny rynek używanych samochodów, dzięki czemu staną się bardziej przystępne cenowo dla przeciętnego Kowalskiego.

– To jest rosnąca flota, która w perspektywie kilku lat stanie się flotą samochodów używanych. To będzie całkowicie nowa kategoria samochodów, która pojawi się na rynku. To będą samochody zdecydowanie tańsze, które będą miały baterie o parametrach już nie tak doskonałych i być może trzeba będzie je odnowić albo wymienić, ale to będzie nowy segment samochodów, który stanie się bardziej dostępny również dla osób fizycznych – zapewnia Jan Ruszkowski.

Kolejną z barier utrudniających rozwój elektromobilności w Polsce pozostaje brak infrastruktury ładowania. Według danych PSPA i PZPM na koniec września br. w Polsce funkcjonowało 3068 ogólnodostępnych stacji ładowania pojazdów elektrycznych (6159 punktów), z czego 1/3 stanowiły szybkie stacje ładowania prądem stałym, a 67 proc. – wolne ładowarki prądu przemiennego o mocy mniejszej lub równej 22 kW. W samym wrześniu br. uruchomiono 65 nowych, ogólnodostępnych stacji ładowania. Dla porównania np. w Niemczech te liczby idą w dziesiątki tysięcy.

– W Polsce jesteśmy w tym momencie na samym początku drogi do elektryfikacji naszego sektora transportu. Wydaje się, że największym wyzwaniem będzie właśnie budowa sieci i infrastruktury ładowania samochodów elektrycznych. Potrzebujemy zarówno wolnych ładowarek, co jest problemem przede wszystkim w starym budownictwie i dla kierowców, którzy nie mają dostępu do własnych miejsc garażowych, jak i szybkich ładowarek potrzebnych przy podróżach na długie dystanse, ale też np. dla samochodów ciężarowych i dostawczych, które również będą w nadchodzących latach elektryfikowane – wyjaśnia Rafał Bajczuk.


01.11.20223 Niedziela.BE // źródło: newseria // tagi: samochód elektryczny, elektromobilność, elektryfikacja transportu, ładowarki, infrastruktura ładowania, ceny elektryków, samochody dla firm // Rafał Bajczuk, ekspert ds. polityki energetyczno-klimatycznej, Instytut Reform // Jan Ruszkowski, ekspert w Departamencie Energii i Zmian Klimatu, koordynator Rady ds. Czystego Powietrza, Konfederacja Lewiatan // fot. Shutterstock, Inc.

(sl)

Subscribe to this RSS feed