Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (poniedziałek 29 kwietnia 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: W tym regionie najwięcej nowych mieszkań
Belgia: Mniej podróżujemy? Spadek liczby rezerwacji hotelowych
Parlament Europejski opowiada się za zrównoważonymi opakowaniami
Belgia: Praca gorsza niż wykształcenie? To częste
Belgia: Te gminy się wyludniają
W ciągu ostatnich 20 lat w Belgii wykryto pięć razy więcej nowotworów skóry
Niemcy: Nadszedł czas na ograniczenie prędkości na autostradach?
Belgia: Tylu ludzi kupuje książki i czasopism przez Internet
Słowo dnia: Teek
Redakcja

Redakcja

Szczepienia na COVID-19 powodują wzrost ryzyka zawału serca?

To MIT! Specjaliści podkreślają, że nie ma żadnych badań, które wykazywałyby związek między zapaleniami mięśnia sercowego a szczepionką przeciwko COVID-19. Co więcej, chroniąc się przed tą chorobą za pomocą szczepienia, zmniejszamy ryzyko zapalenia mięśnia sercowego i zawału.

"W literaturze fachowej opisywane są pojedyncze przypadki zawału mięśnia sercowego po wykonanym szczepieniu przeciw COVID-19. Ale na podstawie tych obserwacji klinicznych nie można wyciągnąć jednoznacznych wniosków co do istnienia związku przyczynowo-skutkowego. Są to raczej przypadkowe związki. Dlatego nie powinniśmy używać tej obserwacji jako argumentu przeciw szczepieniu się przeciw COVID-19” – podkreśla prof. Waldemar Banasiak, specjalista chorób wewnętrznych, kardiolog, kierownik Ośrodka Chorób Serca w 4. Wojskowym Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu.

Pierwsze podejrzenia, że szczepionka przeciwko COVID-19 (ta informacja dotyczyła produktu firmy Pfizer) wywołuje zapalenie mięśnia sercowego, pojawiły się w Izraelu. Jednak zarówno Europejska Agencja Leków i eksperci Pfizera po analizie danych oświadczyli, że taki związek jest mało prawdopodobny.

Nie zaobserwowaliśmy żadnego wskaźnika zapalenia mięśnia sercowego wyższego niż można by się spodziewać w populacji ogólnej. Związek przyczynowy ze szczepieniami nie został ustalony. W chwili obecnej nie ma dowodów na to, że istnieje ryzyko zapalenia mięśnia sercowego związane ze szczepionką BioNTech/Pfizer" - napisano w oświadczeniu firmy Pfizer.

Badania na ten temat przeprowadzili też francuscy naukowcy z Epi-Phare. Naukowcy wzięli pod uwagę wszystkie hospitalizowane we Francji przypadki z powodu zawałów serca, udaru mózgu i zatorowości płucnej między grudniem 2020 r. a marcem 2021 r. u osób w wieku 75 lat i starszych, zarówno zaszczepionych, jak i niezaszczepionych. W sumie było to prawie 30 tys. osób.

Częstotliwość przyjęcia do szpitala z powodu zawału serca, udaru mózgu i zatorowości płucnej u osób powyżej 75 r. ż. i starszych nie różniła się znacząco pomiędzy badanymi okresami” – podsumowano w badaniu.

Zdaniem kardiologa prof. Macieja Banacha z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi  nie powinniśmy, zastanawiając się nad takimi zagadnieniami, uciekać od głównego tematu. Jego zdaniem przyjmowanie szczepionek może skutecznie zapobiec zawałowi mięśnia sercowego u osoby, która zachoruje na COVID-19. Na dodatek tu dysponujemy nie pojedynczymi opisami przypadków, a pokaźną bazą danych.

"Są to dane pochodzące z badania grupy kilkuset tysięcy pacjentów za Stanów Zjednoczonych, Izraela, Wielkiej Brytanii, opublikowane w najlepszych czasopismach świata, które mówią wprost, że zakażenie koronowirusem może przełożyć się na uszkodzenie mięśnia sercowego. Uszkodzenie to może mieć różny charakter: z jednej strony może to być po prostu zapalenie mięśnia sercowego, z drugiej zaś – szczególnie, jeżeli u danej osoby występują czynniki ryzyka takie jak otyłość, cukrzyca, nadciśnienie, zaburzenia lipidowe albo choroba sercowo-naczyniowa - burza cytokin może spowodować niestabilność blaszki miażdżycowej i w efekcie zaburzenia układu krzepnięcia, co przekłada się na zwiększenie ryzyka zawału mięśnia sercowego" – tłumaczy kardiolog.

Podkreśla, że zaszczepienie się przeciwko COVID-19 zmniejsza to ryzyko w sposób znaczący i to nie tylko w okresie ciężkiego przebiegu choroby, ale także w okresie trzech miesięcy po przechorowaniu.

"To kolejna rzecz, która powinna być argumentem dla wszystkich wahających się odnośnie szczepień. Nie szukajmy dziwnych związków przyczynowo-skutkowych, które nie istnieją, a skupmy się na tym, że szczepionka może uchronić bardzo dużą liczbę osób, szczególnie tych które mają jakieś czynniki ryzyka np. cukrzycę (3 mln osób), zaburzenia lipidowe (20 milionów osób),  otyłość (3-4 mln osób), nadciśnienie tętnicze (11 mln osób) przed zawałem serca” – mówi prof. Maciej Banach.

 


02.09.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie // autorka: Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl // rys. Krzysztof "Rosa" Rosiecki

(kw)

 

PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (czwartek 2 IX, www.PRACA.BE)

Polskojęzyczny serwis ogłoszeniowy portalu internetowego NIEDZIELA.BE jest coraz popularniejszy - znajdziesz tu pracę w Belgii, mieszkanie w Belgii, samochód w Belgii, busy do/z Polski, itp, itd.

Zapraszamy do umieszczania ogłoszeń jak również do korzystania z ogłoszeń już tam obecnych na http://OGLOSZENIA.NIEDZIELA.BE

Skrót do ogłoszeń Praca - zatrudnię to PRACA.BE

Jeśli szukasz pracowników lub podwykonawców to daj ogłoszenie na portalu http://OGLOSZENIA.NIEDZIELA.BE - ogłoszenia są bezpłatne :)

 

Jeśli szukasz pracy w Holandii to zaglądnij na holenderski portal Niedziela.NL - a setki ogłoszeń (ponad 1000 wakatów codziennie!) znajdziesz na PRACA.NL

 


02.09.2021 NIEDZIELA.BE - polskojęzyczny portal internetowy Numer 1 w Belgii (wg rankingu firmy Amazon www.ALEXA.COM)

(kmb)

{jcomments off}

 

 

 

 

 

  • Published in Belgia
  • 0

"Bałam się szczepienia". Większość osób, które nie chcą się szczepić, ma inne powody, niż wiara w teorie spiskowe – mówi Magdalena Góralska, antropolożka z UW

Większość osób, które nie chcą się szczepić, ma inne powody, niż wiara w teorie spiskowe – mówi Magdalena Góralska, antropolożka z Uniwersytetu Warszawskiego.

Ja, dziennikarka na co dzień rozmawiająca z naukowcami – ona, dobrze wykształcona antropolożka w trakcie doktoratu, badająca, jak w sieci tworzy się wiedza ekspercka – podczas rozmowy obie przyznałyśmy, że bałyśmy się szczepienia. Ja, dzień przed szczepieniem przeczytałam duży nagłówek, w dużym portalu internetowym: „Zapalenie mięśnia sercowego po Pfizerze?”. Ona zaszczepiła się w marcu, kiedy jedynym dostępnym preparatem był ten wyprodukowany przez Astrę Zenekę.

„Zaraz po moim szczepieniu w marcu zaczęły spływać informacje o możliwych zakrzepach. Nie ukrywam, że zaczęłam się stresować” – przyznała Góralska.

Nasze historie da się skwitować stwierdzeniem, że łatwiej nam było „zaufać nauce”, ale czy tego samego możemy wymagać od reszty społeczeństwa? Kiedy ja cały dzień poświęcam na czytanie najnowszych ustaleń naukowych w temacie koronawirusa, miliony ludzi idą do pracy na budowie, w przedszkolu, w urzędzie, na wsi. Jeśli ja poczułam ukłucie wątpliwości, to co musieli poczuć inni?

Zostańmy przy haśle „ufajmy nauce”. Urlich Beck światowej sławy socjolog, wprowadził do nauk społecznych pojęcie „społeczeństwo ryzyka”. Po przeczytaniu jego książki „Społeczeństwo światowego ryzyka”, ciężko oprzeć się wrażeniu, że z uporem stawia się po stronie społeczeństwa, które w wyniku narastającej modernizacji wpychane jest w coraz większe poczucie ryzyka i niepewności bytu. Nic więc dziwnego, że z czasem utwierdza się w przekonaniu, że jednostka może liczyć tylko na siebie i nie przekonują go hasła „zróbmy to dla dobra ogółu”.

Weźmy taki kryzys klimatyczny. Czy wszystkich dotyka tak samo? Nie. Niby wszyscy przekonują nas, że płyniemy na tej samej łodzi, ale przecież w pierwszej kolejności ucierpią ubogie kraje.

Każdy kryzys ma kapitanów, pasażerów, sterników maszynistów i tonących. Najpoważniejszy spór wokół nowych ustaleń i deklaracji na każdej konferencji klimatycznej COP zawsze dotyczy argumentu, że bogaci znowu chcą ułożyć wszystko pod siebie. Najpierw się wzbogacili na uprzemysłowieniu, a teraz każdemu każą zaciskać pasa po równo – nawet ubogim krajom, które wciąż nie mogą doczekać się modernizacji. Jeśli więc twórcy hasła „ufajmy nauce” naprawdę w nie wierzą, ja powiem – zaufajcie nauce Urlicha Becka, bo dokładnie zbadał, że to hasło nie zadziała na społeczeństwo.

Przede wszystkim życie codzienne nie potwierdza, że nauka wie wszystko. Jest przeciwnie – wzrost wiedzy jest wprost proporcjonalny do wzrostu niewiedzy. Dla przeciętnego odbiorcy szczepionka to połączenie wiedzy z niewiedzą, bo każdy dzień przynosi nowe doniesienia na temat choroby i skuteczności szczepionki na nowe warianty wirusa. Jeszcze bardziej przygnębiające jest słuchanie o „odporności stadnej”, kiedy każdy z nas tak bardzo nie chce czuć się zwykłą daną statystyczną.

„System nie nadąża za potrzebami społeczeństwa. Ludzie domagają się indywidualnego traktowania i uwagi – nie chcemy być traktowani jak +jeden z wielu+, dlatego taką popularnością cieszą się rankingi lekarzy w internecie. Jest też w ludziach niezgoda na to, że medycyna nie zna odpowiedzi na pewne problemy zdrowotne” – mówi Góralska.

Komunikację utrudnia fakt, że medycyna została wciągnięta w kapitalistyczne tryby. Tu też jesteśmy konsumentami i czujemy to na każdym kroku. Jeśli zapłacimy za pakiet medyczny w prywatnej służbie zdrowia, mamy szansę poczuć się lepiej zaopiekowani.

Prywatny pakiet medyczny może przyspieszyć termin wizyty u lekarza, ale w żaden cudowny sposób nie pomoże znaleźć odpowiedzi na skomplikowany problem, który jest zagadką dla całej medycyny. Wtedy przychodzi moment szukania rozwiązań na własną rękę. Internet jest do tego doskonałym narzędziem.

„Nigdy nie mieliśmy takiej idealnej strefy publicznej, w której wszyscy mogą ze sobą dyskutować. Niekorzystanie z tego jest marnowaniem szansy” – mówi Góralska i dzieli się swoimi spostrzeżeniami związanymi z obserwacją otwartych i zamkniętych grup na Facebooku, gdzie członkowie dzielą się swoimi doświadczeniami dotyczącymi rozwiązywania problemów zdrowotnych. – „Ludzie czują, że mogą wziąć sprawy w swoje ręce – mają więcej sprawczości dzięki internetowi. Dodatkowo tu znajdują uwagę i opiekę całej grupy, co jest niezwykle wspierające. Stworzyłam pojęcie +new public care+ żeby opisać to zjawisko. Tłumaczę je na język polski: +społecznościowa opieka zdrowotna+” – opisuje Góralska.

Pytana o spostrzeżenia na temat pseudonaukowych wierzeń czy teorii spiskowych, odpowiada że „osoby myślące na poziomie spiskowym to jest mały procent. Większość osób, które nie chcą się szczepić, ma inne powody niż wiara w teorie spiskowe”. Co zatem najbardziej rzuca się w oczy zdaniem badaczki?

„Do ludzi, którzy łączą rozwiązania wykorzystywane w medycynie tradycyjnej z rozwiązaniami alternatywnymi, docierają logiczne argumenty, ale filtrują je przez inny zasób kulturowy” – zauważa Góralska. I dodaje, że w przypadku oporu wobec szczepień, sposobem na dotarcie do różnych grup społecznych jest zbadanie przy pomocy narzędzi socjologicznych, co jest podstawą tego zasobu kulturowego. Do ludzi na wsi trzeba skierować zupełnie inną kampanię niż do ludzi w mieście. Zdaniem badaczki hasło „zaszczepmy się” nie rozwiązuje żadnej wątpliwości, które rodzą się w głowach opornych wobec szczepień.

„Szczepionki a płodność; zakrzepy, nieprzewidywalność powikłań, zachorowalność po szczepieniu – to są grupy tematów, które trafią do zupełnie różnych odbiorców” – wylicza Góralska i dodaje, że sama spotkała osoby, które zastanawiają się, jaka pora roku jest najlepsza na szczepienie – bo może przyjęcie pierwszej dawki jesienią wpłynie na przesunięcie odporności i ochronę w szczycie kolejnej fali?

W rozmowie z badaczką przywołałam sondaż IPSOS z maja br., w którym aż 43 proc. Polaków podpisało się pod popularnym wśród opornych argumentem, że „nie wiadomo, czy szczepionka jest bezpieczna”. Sama mam poczucie, że media w Polsce sumiennie opracowały ten temat i kto chciał, znalazł przekonujące wyjaśnienia. Góralska uważa jednak, że na obecnym etapie, kiedy z powodu malejącej liczby chętnych do szczepień trzeba szukać nowych sposobów dotarcia, dobrze byłoby pokazać, że szczepionki stworzyli ludzie tacy jak my. Możliwość zobaczenia twarzy naukowców, usłyszenia ich historii ciężkiej, codziennej pracy, wpłynęłaby na wyobraźnię.

Nauka jest nierozerwalnie połączona z polityką. Jako dziennikarce też trudno mi było uwierzyć, jak bardzo decyzje polityczne i związane z nimi finansowanie, wpływają na wydłużanie procesu powstawania rozwiązań medycznych. Dopóki nie poświęciłam tygodnia na rozmowy z naukowcami, nie rozumiałam, dlaczego szczepionki przeciw SARS-CoV-2 powstały szybko, a proces znalezienia leków się wydłuża. Wszyscy przechodzimy przyspieszony kurs wiedzy o tych mechanizmach, więc zasługują one na osobne miejsce w kampanii społecznej – jeśli chcemy, by więcej ludzi o nich usłyszało i przełamało opór przed szczepieniem.

 


01.09.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl // autorka: Urszula Kaczorowska // fot. Mateusz Kropiwnicki / Shutterstock.com

(kw)

 

Polska: 41 lat temu podpisano Porozumienie Gdańskie

41 lat temu, 31 sierpnia 1980 r., w Polsce doszło do jednego z najbardziej zaskakujących wydarzeń XX wieku. Pokojowy bunt doprowadził do zgody władz na powstanie niezależnych związków zawodowych. Porozumienia Sierpniowe stanowiły wyłom w systemie politycznym bloku komunistycznego.

Pod koniec lipca 1980 r. I sekretarz KC PZPR Edward Gierek spędzał urlop na Krymie. Wygaszona kilka dni wcześniej fala strajków była najpotężniejszym zrywem społecznym od czerwca 1976 r. Jej stłumienie poprzez obietnice podwyżek płac i poprawy warunków socjalnych oznaczało, że władze mogą być skutecznie zmuszane do ustępstw. To niepokoiło przebywającego również na Krymie schorowanego przywódcę ZSRS, Leonida Breżniewa. Upominał on Gierka i „sugerował” ostrzejszą walkę z „siłami antysocjalistycznymi”. Z kolei I sekretarz uspokajał swojego zwierzchnika: „Towarzyszu Breżniew, cała ta nasza opozycja jest w naszej garści. […] Ich wszystkich można na palcach policzyć, a poza tym Staszek Kowalczyk, nasz minister spraw wewnętrznych, członek Biura, na każdego opozycjonistę ma czterech swoich ludzi, którzy wszystko wiedzą o całej tej opozycji”.

Jeden z liderów owej opozycji, przywódca Komitetu Samoobrony Społecznej „KOR”, Jacek Kuroń, zdawał sobie sprawę, że zgaszenie protestów z lipca 1980 r. nie oznacza długotrwałego spokoju. „Fala strajków powtórzy się w niedługim czasie” – stwierdził pod koniec lipca. Zdawali sobie z tego sprawę także lokalni działacze PZPR, którzy nie byli zaskoczeni wybuchem strajków sierpniowych. Tymczasem ani Breżniew i jego coraz bardziej wiekowe otoczenie, ani coraz bardziej pasywny Gierek nie potrafili zaproponować koncepcji „ożywienia” sił systemu.

8 sierpnia 1980 r. z pracy w Stoczni Gdańskiej, pięć miesięcy przed osiągnięciem wieku emerytalnego, została zwolniona Anna Walentynowicz. Od 1978 r. współtworzyła podziemne Wolne Związki Zawodowe. 14 sierpnia 1980 r. jeden z działaczy WZZ, Bogdan Borusewicz, i trzech stoczniowców – Jerzy Borowczak, Bogdan Felski i Ludwik Prądzyński – podjęli próbę rozpoczęcia strajku w jej obronie. Po kilku godzinach dołączył do nich przyszły lider protestu Lech Wałęsa, zwolniony z pracy w stoczni w 1976, a od 1978 r. współpracujący z WZZ. Borusewicz i jego koledzy zakładali, że uda się zmobilizować przynajmniej część stoczniowców z niektórych wydziałów stoczni. Po krótkim wiecu, podczas którego minutą ciszy uczczono poległych w grudniu 1970 r., odśpiewano hymn, a pracę przerwały dwa wydziały. W ciągu kolejnych dwóch godzin Borusewicz i jego przyjaciele mobilizowali kolejnych robotników. W tym czasie ukształtowała się również pierwsza lista żądań wysuniętych wobec dyrekcji stoczni. Domagano się przywrócenia do pracy Walentynowicz, ustanowienia dodatku rekompensującego inflację oraz 1 tys. zł podwyżki.

W kolejnych godzinach stoczniowcy zgłaszali kolejne postulaty, m.in. dotyczące zbudowania pomnika ofiar Grudnia ’70, uwolnienia więźniów politycznych i powołania niezależnych od władz związków zawodowych. W kolejnych kilku dniach lista postulatów wydłużała się dzięki robotnikom z innych strajkujących zakładów.

Już w pierwszych godzinach protestu informacja o jego rozpoczęciu wydostała się poza mury stoczni za sprawą żony Bogdana Borusewicza, pielęgniarki w Stoczni Gdańskiej, działaczki WZZ Aliny Pienkowskiej, która niemal w ostatniej chwili przed zerwaniem łączności z resztą Polski przekazała informacje Jackowi Kuroniowi. Ten zaś dostarczył je Radiu Wolna Europa, i w ten okrężny sposób o sytuacji dowiedziała się cała Polska.

Już o poranku 15 sierpnia do Stoczni Gdańskiej dotarły informacje o zakładach przyłączających się do strajku. Dyrekcje niektórych z nich próbowały stłumić protesty obietnicami podwyżek. Załogi odmawiały, stwierdzając, że oczekują na wynik negocjacji w Stoczni. Tym samym liderzy pierwszego strajku wyrastali na liderów całego ruchu, który ogarniał Trójmiasto. Na strategię szybkiego zakończenia protestu nastawiona była również dyrekcja Stoczni Gdańskiej. 16 sierpnia strajk omal się nie zakończył, ponieważ dyrektor Klemens Gniech zgodził się na spełnienie początkowych postulatów – przywrócenie do pracy Walentynowicz i Wałęsy, podwyżkę płac dla każdego zatrudnionego, budowę pomnika ofiar Grudnia ’70, gwarancje nietykalności dla strajkujących. Wałęsa w rozmowie z pozostałymi liderami protestu tłumaczył: „Mamy wcześniejsze postulaty już załatwione. To znaczy: wolne związki. Od razu po zakończeniu sprawy organizujemy, przygotowujemy jako komisja nowe związki”. Prawdopodobnie władze Stoczni Gdańskiej zgodziły się na wolne wybory członków władz dotychczasowych, reżimowych związków zawodowych.

Na wieść o bliskim zakończeniu protestu zareagowali przedstawiciele innych zakładów. Domagali się kontynuowania strajku solidarnościowego. „My reprezentujemy Stocznię Gdańską. Dopiero po załatwieniu [postulatów dot. Stoczni Gdańskiej – przyp. red.] możemy myśleć o innych sprawach” – powiedział przedstawiciel komitetu strajkowego w rozmowie z wysłannikiem Stoczni im. Komuny Paryskiej w Gdyni. W gdańskiej stoczni rosło zmęczenie i napięcie. Wielu witało zakończenie strajku z zadowoleniem i ulgą. Dominowało przekonanie, że udało się uniknąć dramatu roku 1970, a jednocześnie poprawić sytuację stoczniowców i rozpocząć budowę choćby częściowo wolnych związków zawodowych.

Zdaniem większości badaczy nie ma dowodów potwierdzających, że zakończenie strajku było osobistą decyzją Lecha Wałęsy, wynikającą z jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa w latach siedemdziesiątych. Bez wątpienia jednak przedłużenie protestu nie było jego zasługą, lecz grupy działaczy Wolnych Związków Zawodowych i strajkujących w innych zakładach Trójmiasta. Część z nich określiła decyzję o przerwaniu protestu jako zdradę, a podejmujących tę decyzję „łamistrajkami”. Dzięki ich determinacji duża grupa stoczniowców opuściła zakład, część wróciła w ciągu kolejnych dni.

W nocy z 16 na 17 sierpnia powołano Międzyzakładowy Komitet Strajkowy z Lechem Wałęsą na czele. Wówczas też ukształtowała się słynna lista 21 żądań, m.in. podniesienia płac, obniżenia wieku emerytalnego, poprawy zaopatrzenia rynkowego, doboru kadry kierowniczej według kompetencji, a nie przynależności partyjnej, zniesienia przywilejów dla MO i SB oraz powołania niezależnych od władz związków zawodowych. Ten ostatni postulat sformułowano inaczej niż w żądaniach z pierwszych godzin strajku. Teraz miał on charakter polityczny, z punktu widzenia władz wymierzony w podstawy systemu komunistycznego: „Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, wynikająca z ratyfikowanej przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącej wolności związkowych”.

18 sierpnia strajki rozszerzyły się poza Trójmiasto. Tego dnia zastrajkowała komunikacja miejska w Elblągu. 19 sierpnia w Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego powstał drugi Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Na jego czele stanął uczestnik wydarzeń Grudnia ’70 – Marian Jurczyk. Postulaty nowego komitetu były zbliżone do tych sformułowanych w Gdańsku.

W tym samym czasie w Warszawie narastał chaos na szczytach władzy. 15 sierpnia Gierek powrócił z urlopu na Krymie. Podczas posiedzenia Biura Politycznego następnego dnia pytał swoich towarzyszy o bezradność partii. Niektórzy sugerowali, że strajki nie mogą być zrywem robotników, ale spiskiem intelektualistów lub członków Konfederacji Polski Niepodległej. 18 sierpnia na posiedzenie Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku przybył bliski współpracownik Gierka Stanisław Kania. Pośród głosów o konieczności siłowego stłumienia „anarchii” i „kontrrewolucji” zapowiedział, że konflikt zostanie rozwiązany metodami politycznymi. Ta informacja pojawiła się w gdańskim „Głosie Wybrzeża”. Po swoim upadku Edward Gierek oskarżał Kanię o spisek przeciw niemu. Uważał, że jego rzeczywistym celem było przeciąganie kryzysu, tak aby doprowadzić do całkowitej klęski I sekretarza KC PZPR.

Jednak stanowisko wyrażone przez Kanię w Gdańsku znalazło poparcie centralnych władz partii. W wewnętrznych dyskusjach podkreślano, że należy natychmiast podjąć rozmowy, ponieważ czas działa na korzyść MKS-ów. 21 sierpnia do Gdańska przybyła rządowa delegacja z wicepremierem Mieczysławem Jagielskim, a do Szczecina wicepremier Kazimierz Barcikowski. W Szczecinie natychmiast przystąpiono do rozmów, Jagielski przez dwa dni próbował uniknąć bezpośrednich rozmów z MKS. Dopiero 23 sierpnia uznał, że wszystkie atuty znajdują się w rękach stoczniowców, i rozpoczął rozmowy.

24 sierpnia do kompromisu wezwał w przemówieniu na IV Plenum KC PZPR sam Gierek. Wciąż jednak wszyscy członkowie władz partii uznawali, że warunkiem porozumienia jest rezygnacja z postulatu powołania wolnych związków zawodowych. Kilku członków BP zrezygnowało ze stanowisk. Rosła pozycja Kani, coraz słabszy był Gierek. Wieść o zmianach w Biurze Politycznym została zupełnie zlekceważona przez strajkujących.

Równolegle z działaniami dotyczącymi zawarcia kompromisu na warunkach władz trwały przygotowania do rozwiązania siłowego. Powołany sztab cywilno-wojskowy opracowywał plan operacji „Lato 80” zakładającej pacyfikację Trójmiasta. Największego niebezpieczeństwa dopatrywano się w wybuchu strajku powszechnego, obejmującego cały kraj. Kania w rozmowie z przedstawicielem episkopatu, ks. Alojzym Orszulikiem, stwierdził, że jego ogłoszenie mogłoby spowodować interwencję sowiecką. 25 sierpnia doszło do spotkania Gierka (na jego prośbę) z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Rozmowa odbyła się w domu I sekretarza. „Gierek był bardzo zmęczony i biedny. To ma do siebie władza absolutna, która czuje się tak pewnie, że liczyć się nie musi z ludźmi. To wszystko teraz opadło z niego, a przyszedł strach” – relacjonował prymas. Na jego sugestię zawarcia kompromisu w sprawie wolnych związków zawodowych I sekretarz odpowiedział, że „to znaczyłoby zmianę ustroju”.

Następnego dnia komuniści popełnili fatalny błąd. Wieczorem w telewizji wyemitowali ocenzurowane nagranie homilii prymasa na Jasnej Górze. Wycięto fragment, w którym Wyszyński mówił o suwerenności narodu, kampanii ateizacji prowadzonej przez władze i dialogu z protestującymi. Treść homilii była wyważona w tonie, jej ocenzurowanie okazało się więc kompromitacją. Kolejnego dnia episkopat wydał oświadczenie, w którym zaznaczył: „Opublikowany tekst nie jest integralny”. Jeszcze tego samego dnia biskup szczeciński Kazimierz Majdański przekazał pełny tekst wystąpienia prymasa stoczniowcom, którzy odczytali go przez zakładowy radiowęzeł.

Początkowo mało aktywne były środowiska intelektualne i grupy opozycyjne. Wyjątkiem było środowisko KOR, które skupiało się na zdobywaniu informacji o strajkach i przekazywaniu ich Radiu Wolna Europa. 22 sierpnia 64 intelektualistów wystosowało wezwanie o podjęcie rozmów z MKS: „Apelujemy do władz politycznych i do strajkujących robotników, aby była to droga rozmów, droga kompromisu”. Dwóch z sygnatariuszy, Bronisław Geremek i Tadeusz Mazowiecki, którzy przywieźli apel do Stoczni Gdańskiej, weszło w skład utworzonej przy MKS komisji ekspertów. Tworzyli ją też: Bohdan Cywiński, Tadeusz Kowalik, Waldemar Kuczyński, Jadwiga Staniszkis i Andrzej Wielowieyski. Ich zasługą było w kolejnych dniach wynegocjowanie szczegółowych zapisów porozumienia, m.in. potwierdzających „socjalistyczny charakter państwa”, „przewodni charakter PZPR w państwie” (a nie, jak chciały władze, „w społeczeństwie”) i „samorządność niezależnych związków zawodowych (a nie ich wolny charakter, jak chcieli stoczniowcy). Szczeciński MKS zgodził się również na zapis o „socjalistycznym charakterze” przyszłych związków zawodowych.

27 sierpnia spełniały się najczarniejsze wizje Gierka i jego otoczenia. W całym kraju strajkowało 600 tys. osób zatrudnionych w niemal 600 zakładach. 28 i 29 sierpnia protesty objęły przedsiębiorstwa na Śląsku. „Nie ulega wątpliwości dla nikogo, że utrzymywanie takich trendów, takiego procesu musi doprowadzić do skutków, których dziś nie ogarnia nasza wyobraźnia” – orzekł 27 sierpnia Stanisław Kania. Następnego dnia doradzający mu I sekretarz gdańskiego Komitetu Wojewódzkiego Tadeusz Fiszbach pokreślił, że „kluczem do opanowania sytuacji na Wybrzeżu jest Gdańsk, kluczem do opanowania sytuacji w kraju jest Wybrzeże, problemem centralnym jest sprawa związków zawodowych”. Sugerował też dążenie do wygaszenia strajków za cenę obietnicy powstania związków zawodowych.

29 sierpnia powstał MKS w Jastrzębiu, który opracował własne postulaty. Tego samego dnia na posiedzeniu Biura Politycznego Gierek wyraził opinię, która może zostać uznana za przełom decydujący o wydarzeniach kolejnych dni: „Przyznam się, że nie wiem, co można jeszcze robić poza tym, co robimy. […] Co się tyczy wolnych związków zawodowych […] może trzeba wybierać mniejsze zło, a potem starać się z tego wybrnąć”. Na tym samym posiedzeniu uznano propozycję rozwiązania siłowego za nierealną.

Pierwsze porozumienie między stroną rządową a strajkującymi podpisano 30 sierpnia w Szczecinie. Władze zgodziły się na postulaty, w tym na nowe związki zawodowe; MKS wyraził zgodę, by określono je jako „samorządne”. Co ciekawe, Kazimierz Barcikowski podpisał je bez wyraźnej zgody Biura Politycznego. Dokument sygnowano również wbrew ustaleniom z gdańskim MKS, który chciał jednoczesnego podpisania porozumień. W momencie złożenia podpisów pod porozumieniem szczecińskim strajki osiągnęły swój szczyt – obejmowały już ok. 700 zakładów; brało w nich udział ok. 750 tys. osób.

Tego samego dnia V Plenum KC PZPR przyjęło do „zatwierdzającej wiadomości” podpisanie porozumienia szczecińskiego i zaakceptowanie projektu porozumienia gdańskiego. W rozmowach pojawiły się jednak rozbieżności. Andrzej Gwiazda z prezydium MKS i Wałęsa domagali się od strony rządowej natychmiastowego uwolnienia więźniów politycznych i aresztowanych w minionych dniach. Eksperci strajkujących uważali zaś, że sprawa ta może zagrozić powodzeniu negocjacji. Ostatecznie Jagielski uzyskał od Kani zapewnienie, że więźniowie zostaną zwolnieni natychmiast, najpóźniej dzień po zawarciu umowy.

31 sierpnia Wałęsa i Jagielski w sali BHP Stoczni Gdańskiej podpisali porozumienie. Delegacja rządowa zgodziła się m.in. na utworzenie nowych, niezależnych, samorządnych związków zawodowych, prawo do strajku, budowę pomnika ofiar Grudnia ’70, transmisje niedzielnych mszy św. w Polskim Radiu i ograniczenie cenzury. Przyjęto też zapis, że nowe związki uznają kierowniczą rolę PZPR w państwie i „zasady ustroju społecznego i politycznego PRL”. Wydarzenie transmitowała telewizja. Strajkujące w Gdańsku, Szczecinie i Elblągu zakłady podjęły 1 września pracę.

Nadal strajkowały kopalnie na Górnym Śląsku. Rozmowy z MKS w kopalni Manifest Lipcowy rozpoczęła rządowa komisja, której przewodniczył Aleksander Kopeć. Prasa opublikowała protokoły porozumień szczecińskich i gdańskich. 3 września 1980 r. podpisano trzecie porozumienie – w Jastrzębiu Zdroju, gdzie strajk rozpoczął się pod koniec sierpnia. Zakładało ono m.in. wprowadzenie w 1981 r. wszystkich wolnych sobót. 11 września podpisano porozumienie w Hucie Katowice.

Porozumienia nie przesądzały, jaką strukturę będą miały nowe związki. Dopiero 17 września 1980 r. przedstawiciele Międzyzakładowych Komitetów Założycielskich (przekształconych z MKS) przyjęli statut, który rozstrzygał powstanie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” – jednego ogólnokrajowego związku o strukturze regionalnej.

„Uzyskaliśmy wszystko, co w obecnej sytuacji można było uzyskać. Resztę też uzyskamy, bo mamy rzecz najważniejszą: nasze niezależne, samorządne, związki zawodowe. To jest nasza gwarancja na przyszłość” – mówił Lech Wałęsa, przemawiając do stoczniowców tuż po zakończeniu strajku. Dla protestujących porozumienia było dopiero pierwszym krokiem, środkiem do budowy nowych wolnych, instytucji społecznych i rozwoju samorządności społeczeństwa. Dla komunistów były jedynie taktycznym rozejmem, przyjętym w chwili własnej słabości. Kolejnych kilkanaście miesięcy było nie tylko okresem społecznego entuzjazmu wobec „S”, nazywanego dziś karnawałem „Solidarności”, lecz również czasem przygotowań władz do rozprawy z ideałami Sierpnia ’80.

 


31.08.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: Nauka w Polsce www.naukawpolsce.pap.pl oraz www.dzieje.pl // (arch.) Michał Szukała // foto: Solidarity sign on the wall. Solidarity (SOLIDARNOŚĆ) is a Polish trade union federation that emerged on 31 August 1980 at the Gdansk Shipyard under the leadership of Lech Walesa. // fot. Shutterstock, Inc.

(ks)

 

 

Subscribe to this RSS feed