Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Przełomowy tekst medyczny z XVI wieku powróci do Leuven
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (poniedziałek 20 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Niewielki wzrost bezrobocia w Brukseli
Polska. Nowy zawód: celebrant ślubny. Zastąpiły kiero
Belgijski gigant chemiczny Solvay odnotowuje spadek przychodów o 11,9%
Polska: Butelkę alkoholu przyniesie kurier. Allegro chce sprzedawać piwo, wódkę i wino
Polska. Premier Donald Tusk: Potrzebujemy dziś pełnej mobilizacji i przemyślanego patriotyzmu
Obraz belgijskiego surrealisty sprzedany za 18,14 mln dolarów!
Belgia: Atrakcje turystyczne w Antwerpii lepiej dostosowane do osób z wadami wzroku
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (niedziela 19 maja 2024, www.PRACA.BE)
Redakcja

Redakcja

Website URL:

POLSKA: Przyszły rząd czeka chaos w sądownictwie i wymiarze sprawiedliwości. Uporządkowanie go będzie jednym z większych wyzwań nadchodzącej kadencji

Nowy rząd będzie mieć przed sobą długą listę zadań do realizacji w obszarze sądownictwa i wymiaru sprawiedliwości. Na tej liście prawnicy wymieniają m.in. konieczność przywrócenia praworządności wymaganej przez Komisję Europejską i konstytucyjnej niezależności organów państwa, uporządkowania reformy sądownictwa zapoczątkowanej przez Zjednoczoną Prawicę oraz rozdzielenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości. – Powinniśmy bazować na świętej zasadzie niezawisłości sądów i niezależności prokuratury – mówi Piotr Grabowski, radca prawny, wspólnik zarządzający GWLAW Grabowski i Wspólnicy. Jak podkreśla, tym, co wymaga w Polsce zasadniczej zmiany, jest również definitywny rozdział władzy sądowniczej i wymiaru sprawiedliwości od polityki.

– Podstawowym wyzwaniem dla sądownictwa i w ogóle dla wszystkich organów państwa jest zachowanie klasycznego, konstytucyjnego trójpodziału władzy. Jeżeli te podstawowe mechanizmy wynikające z Konstytucji będą zachowane, to jestem spokojny o wymiar sprawiedliwości, włączając w to sądownictwo – mówi agencji Newseria Biznes Piotr Grabowski.

W wyborach do parlamentu zwyciężyła Zjednoczona Prawica, ale zdobyty wynik nie pozwoli jej samodzielnie rządzić. Dlatego to opozycja – Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica, które uzyskały razem 248 mandatów, prawdopodobnie sformułują nowy rząd. Jednym z najważniejszych wyzwań będzie dla niego uporządkowanie kwestii reformy sądownictwa oraz przywrócenie praworządności wymaganej przez Komisję Europejską. Obejmuje to m.in. likwidację Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego i powtórne rozpatrzenie zbadanych przez nią spraw, reformę systemu dyscyplinującego sędziów, przywrócenie zwolnionych sędziów do orzekania i zakaz karania ich dyscyplinarnie za treść wydawanych orzeczeń sądowych. To część z tzw. kamieni milowych niezbędnych do tego, aby Polska mogła otrzymać środki z Krajowego Planu Odbudowy.

Na początku tego roku Sejm uchwalił nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, która miała odpowiedzieć na oczekiwania Komisji Europejskiej dotyczące przywrócenia praworządności. Jednak prezydent Andrzej Duda skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, a ten nie zajął się nią do dziś z uwagi na trudności związane ze skompletowaniem pełnego składu sędziowskiego. Część sędziów nie uznaje bowiem Julii Przyłębskiej na stanowisku prezes TK.

– Elementem wymagającym poprawy, czy wręcz rewolucji w stosunku do tego, z czym dziś mamy do czynienia, jest niezależność władzy sądowniczej i wymiaru sprawiedliwości od polityków. Niestety dziś to się ze sobą przenika. Najlepszym tego przykładem jest chociażby połączenie funkcji prokuratora generalnego i ministra sprawiedliwości – mówi wspólnik zarządzający GWLAW Grabowski i Wspólnicy.

W Polsce stanowiska ministra sprawiedliwości oraz prokuratora generalnego były połączone w latach 1990–2010. Następnie wskutek nowelizacji ustawy o prokuraturze, która weszła w życie 31 marca 2010 roku, zostały rozdzielone, a prokuratorem generalnym został Andrzej Seremet, który sprawował tę funkcję przez sześć lat. Kolejne zmiany zaszły w 2016 roku, kiedy m.in. przekształcono Prokuraturę Generalną w Prokuraturę Krajową, zapewniającą obsługę urzędów prokuratora generalnego i krajowego, a stanowisko prokuratora generalnego znów połączono z urzędem ministra sprawiedliwości. Objął je i do dziś piastuje Zbigniew Ziobro. Część środowiska prawników od lat podnosi, że obie te funkcje należy rozdzielić, żeby zagwarantować w Polsce niezależność prokuratury.

– To są funkcje, które się kłócą. Jest ewidentny konflikt interesów w przypadku łączenia tych dwóch funkcji – podkreśla Piotr Grabowski.

Ekspert zaznacza, że niestabilny wymiar sprawiedliwości i system prawny w Polsce są dziś jednym z głównych czynników ryzyka dla biznesu. A im mniej bezpieczne i stabilne środowisko do inwestowania, tym większe wahania firm odnośnie do tego, czy lokować kapitał na danym rynku. To z kolei oddziałuje na perspektywy wzrostowe całej gospodarki

– Najgorsze, co może się zdarzyć i co występuje wśród moich klientów, to jest lęk przed tym, że ktoś może wystąpić przeciwko nim albo wydarzy się coś, co zaburzy normalne prowadzenie biznesu. I tutaj wracam chociażby do skali stawianych zarzutów i tymczasowych aresztowań, inspirowanych przez różnego rodzaju agencje państwowe, do skali podsłuchów czy innych incydentów sugerujących przestępstwo – mówi radca prawny. – Podsłuch telefonu w ramach prowadzonego postępowania jest normalną czynnością – pod warunkiem że zachowane są wszystkie reguły gry, związane chociażby z wyrażeniem zgody na włączenie tego typu instrumentów. To wszystko są decyzje, które zapadają na bazie kodeksowej. Natomiast to, co w ostatnich latach było i wciąż pozostaje bolesne, to jest niekontrolowanie tego procesu i wykorzystywanie tego typu nagrań do instrumentalnych, własnych celów.

Eksperci wskazują również na potrzebę usprawnienia procesów sądowych. Jak wynika z raportu przygotowanego przez Fundację Court Watch Polska (na podstawie danych zebranych z sądów, ponieważ autorzy raportu nie mieli możliwości zapoznać się ze statystykami Ministerstwa Sprawiedliwości, a jedynie z wnioskami zaprezentowanymi na konferencji prasowej), w sądach okręgowych średnia długość pierwszoinstancyjnej sprawy cywilnej zakończonej w ubiegłym roku to prawie 11 miesięcy. W sądach apelacyjnych uzyskanie prawomocnego wyroku trwało średnio 37 miesięcy. W sprawach gospodarczych statystyki są podobne – na prawomocny wyrok w sądzie apelacyjnym trzeba czekać średnio 39 miesięcy, o dziewięć miesięcy dłużej niż w 2016 roku. 44 proc. spraw gospodarczych czeka w nich na prawomocne rozstrzygnięcie od chwili złożenia pozwu ponad trzy lata.

– W polskim wymiarze sprawiedliwości powinniśmy również edukować zarówno tych, którzy oskarżają, jak i tych, którzy orzekają. Dzisiaj problemem jest bowiem to, że występując na sali sądowej, ciężko rozmawia się o rachunkowości, matematyce. A to, zwłaszcza w przypadku przestępstw gospodarczych, jest przecież bazą do podjęcia określonej decyzji zarówno przez prokuratora, jak i sędziego – dodaje Piotr Grabowski.


20.10.2023 Niedziela.BE // bron: new seria // tagi: sądownictwo, reforma sądownictwa, sprawy gospodarcze, postępowanie sądowe, praworządność, prokurator generalny, minister sprawiedliwości // mówi: Piotr Grabowski, radca prawny, wspólnik zarządzający, GWLAW Grabowski i Wspólnicy Kancelaria Radców Prawnych // fot. Serhii Yevdokymov, UA / shutterstock.com

(cop)

  • Published in Polska
  • 0

Qczaj: Moja mama miała nowotwór dokładnie rok temu. Teraz właśnie jest po badaniach okresowych i na szczęście już jest zdrowa

Trener wspomina, że rok temu cały jego świat runął w momencie, kiedy jego mama usłyszała diagnozę: nowotwór piersi. Wtedy też zrozumiał, jak ważne są badania profilaktyczne, które pozwalają na bieżąco śledzić, co się dzieje w naszym organizmie. Qczaj zachęca więc wszystkie kobiety do wykonywania mammografii, USG piersi i samobadania gruczołów piersiowych. O regularnych badaniach nie powinni też zapominać mężczyźni. W ten sposób bowiem można wykryć zmiany już we wczesnym etapie choroby.  Jego mamie udało się pokonać raka. Kolejne badania nie dają powodu do niepokoju, ale po tych doświadczeniach cała rodzina zmieniła swoje życiowe priorytety.

Przez ostatni rok Qczaj drżał o zdrowie mamy. Niepokoiła go każda jej niedyspozycja i każde kolejne badanie. Teraz już może nieco odetchnąć z ulgą.

– Moja mama miała nowotwór dokładnie rok temu. Teraz właśnie jest po badaniach okresowych. Są one bardzo stresujące, ale musi je powtarzać co pół roku, żeby zobaczyć, czy nie ma przerzutów ani żadnej remisji tego nowotworu. I na szczęście na razie nie ma. Mama jest zdrowa, dobrze się czuje i tej myśli się trzymamy. Przed tym badaniem ja też z tyłu głowy miałem stres, żeby wszystko było dobrze  – mówi agencji Newseria Lifestyle Qczaj.

Trener personalny nie ukrywa, że choroba mamy w całej rodzinie zapaliła czerwone światło jako sygnał do regularnych badań profilaktycznych. Jego zdaniem, nawet jeśli nie skarżymy się na żadne problemy zdrowotne, to i tak warto co jakiś czas sprawdzać, czy z naszym organizmem wszystko jest w porządku. Eksperci przypominają o regularnych badaniach – dla kobiet powyżej 30. roku życia co najmniej raz w roku USG piersi i dla kobiet od 40. do 50. roku życia mammografia raz na dwa lata, a dla pań powyżej 50. roku życia corocznie. Kluczowe we wczesnej diagnostyce jest także samobadanie piersi.

– My teraz trochę z mamą żartujemy na ten temat, ja mówię: mamo, zobacz, przez całe życie tyle nie chodziłaś do lekarza, co przez ostatni rok miałaś badań, i nigdy nie stosowałaś takiej profilaktyki jak właśnie teraz. I mama też to poczuła, bo wcześniej wyznawała taką zasadę, jak wiele Polek, że: o, nie pójdę do lekarza, nie pójdę się zbadać, bo jeszcze coś mi wykryje. Wiele osób tak po prostu myśli, boją się, że może coś zostać wykryte, więc po prostu pomijają tę profilaktykę. Ale przecież dzięki tym badaniom moja mama ma teraz spore poczucie bezpieczeństwa – mówi Qczaj.

Jego zdaniem niewiedza i brak reakcji w odpowiednim czasie są dużo bardziej niebezpieczne niż nawet najgorsza diagnoza. Bo jeśli wiemy, z jaką chorobą się zmagamy, możemy natychmiast podjąć kurację, a w przeciwnym razie nowotwór się rozwija, a szanse na wyleczenie maleją.

– Jest pewnego rodzaju lęk przed tym, że może się coś wydarzyć i jak ja sobie poradzę z tym problemem, jeśli on nastąpi. Więc co wielu ludzi robi? Odkłada to w myśl zasady: jak nie wiem, to znaczy, że tego problemu nie ma. Ale prawda jest taka, że jeśli coś się dzieje z naszym zdrowiem, to odkładanie tego przyniesie tylko wiadomo jakie efekty – mówi trener personalny.

Qczaj ma nadzieję, że to co najgorsze jest już za nimi. Po tym niezwykle trudnym doświadczeniu teraz jeszcze bardziej cieszą się życiem, sobą nawzajem i doceniają to, co mają.

– Zobaczyliśmy naprawdę, co jest ważne, i doceniamy to. W tym roku bardzo chcę lecieć na święta do Stanów i spędzić ten czas z moją mamą, bo prawda jest taka, że wszyscy nie wiemy, ile czasu nam jeszcze zostało, dlatego trzeba się po prostu cieszyć każdym kolejnym dniem – dodaje.


23.10.2023 Niedziela.BE // bron: new seria // tagi: Qczaj, trener personalny, choroba, rak, rak piersi, nowotwór, badania, profilaktyka, leczenie // mówi: Qczaj, trener personalny

(kop)

Belgia, biznes: Liczba upadłości nadal mniejsza niż przed pandemią

We wrześniu tego roku w Belgii zbankrutowało 989 firm. To o prawie 9% mniej niż we wrześniu 2019 r., a więc jeszcze przed pandemią.

W trakcie pandemii liczba bankructw spadła, bo rząd uruchomił szereg programów pomocowych dla przedsiębiorców. Po zakończeniu tej pomocy upadłości znów było więcej, ale wciąż jest ich mniej niż przed kryzysem pandemicznym.

W porównaniu z ubiegłym rokiem bankructw jest jednak więcej. We wrześniu 2023 r. w Belgii ogłoszono o 2,2% więcej upadłości niż we wrześniu roku ubiegłego - poinformował Belgijski Urząd Statystyczny Statbel.

Jedynie w branży budowlanej oraz w transporcie i logistyce było we wrześniu tego roku więcej bankructw niż w tym samym miesiącu 2019 r. To właśnie w tych branżach bankructw jest teraz relatywnie wiele. W całym 2023 r. w budownictwie odnotowano prawie 1,6 tys. upadłości, a w transporcie i logistyce niespełna pół tysiąca.

We wrześniu tego roku w branży budowlanej zbankrutowało 239 firm. W handlu odnotowano 210 upadłości, a w gastronomii i hotelarstwie 183. W wyniku wszystkich bankructw ogłoszonych we wrześniu tego roku pracę straciło ponad 2,2 tys. ludzi.

23.10.2023 Niedziela.BE // fot. Frantic00, TR / shutterstock.com

(łk)

  • Published in Biznes
  • 0

Jak na filmie: usunięcie prostaty w asyście robota

Obraz w okularach 3D przypomina kolorowe abstrakcje – trochę jak u Witkacego. To wnętrze miednicy mniejszej mężczyzny, u którego właśnie rozpoczyna się operacja usunięcia zajętej nowotworem prostaty. Wrażenie jak podczas oglądania fascynującego filmu. W rolach głównych prof. Marcin Słojewski z PUM wraz z zespołem i… robot.

Już po prawie dwugodzinnej operacji profesor powie, że wewnątrz ciała pacjenta praktycznie nie widać, że zabieg miał miejsce. Do właściwego pola operacyjnego w miednicy mniejszej operatorzy dostali się poprzez malutkie otworki na brzuchu.

Ta metoda robi wrażenie – śledzisz wszystko od środka i to z zapartym tchem. To już zupełnie inny wymiar medycyny. A 62-letni pacjent ma szanse w pełni zachować funkcje urologiczne (trzymać mocz) i seksualne (mieć wzwody i wytryski, choć tzw. suche). Tradycyjna chirurgia nie dałaby mu tego.

Kamera i... akcja!

Piątek, 29 września, Wojskowy Instytut Medyczny – Państwowy Instytut Badawczy przy ul. Szaserów, do którego przyjechał prof. Słojewski , który kieruje Kliniką Urologii i Onkologii Urologicznej Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego Nr 2 Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego. Punkt 9.00 wszystko gotowe na sali operacyjnej i konferencyjnej. Transmisja zabiegu prostatektomii radykalnej – usunięcie prostaty z użyciem najnowocześniejszej techniki chirurgicznej.

Siadam na krześle, prawie jak w kinie. Zakładam okulary 3D i w sekundę przenoszę się do wnętrza jamy brzusznej. Przede mną prawie dwugodzinna podróż w głąb tkanek. Na początku przyzwyczajam się do tego, co widzę. Zawsze chciałam zobaczyć człowieka „od środka”, ale gdy tylko pojawiał się stół operacyjny na ekranie, mrużyłam oczy i dostrzegałam raczej kolory, a nie szczegóły. Poza tym to były tradycyjne operacje – ze skalpelem, krwią i otwartym tzw. polem operacyjnym.

Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Jeśli chodzi o kolory, dominuje brąz, tu i ówdzie czerwień przechodząca w burgund. Zdaję sobie sprawę, że ta gładka, oślizgła powierzchnia poprzecinana siecią czerwonych linii – naczyń krwionośnych, to nie abstrakcyjne bohomazy (mózg jednak szuka porównań, by czuć się pewniej w środowisku, którego nie zna), ale czysta biologia, która zaczyna nabierać znaczenia anatomicznego.

Gdybym była sama, pobłądziłabym. Jednak głos prof. Słojewskiego zaczyna prowadzić krok po kroku po tej przestrzeni. To niezwykle doświadczony chirurg urolog. Szpital, w którym na co dzień pracuje, jest liderem w kategorii placówek opieki publicznej w Polsce, jeśli chodzi o liczbę operacji z użyciem robota (280 zabiegów w 2022 roku).

Prof. Słojewski operuje jednak dzisiaj w Warszawie, w Wojskowym Instytucie Medycznym – PIB. Jest tzw. proktorem, czyli operatorem, który wykonał kilkaset operacji i dzieli się teraz swym doświadczeniem z kolegami, którzy się szkolą. Siedzi za konsolą, która znajduje się kilka kroków od stołu operacyjnego. Nad stołem cztery ramiona robota wprowadzone w operowaną część ciała pacjenta. Trzy ramiona to w uproszczeniu przedłużenie rąk operatora, trzecie pozwala na kontrolę ruchów kamery. Ramiona imitują anatomiczne ruchy nadgarstka operatora w znacznie większym jednak zakresie, niż pozwala na to budowa dłoni ludzkiej.

Prof. Słojewski opiera teraz głowę na specjalnym urządzeniu. Obserwuje operowane pole, podobnie jak my. Bliźniacze obrazy. Trzema palcami obu dłoni (kciukiem, wskazującym i serdecznym) obejmuje małe manetki, które wprawiają w ruch narzędzia widoczne na ekranie. Długie specjalistycznie proste o obco brzmiących nazwach (m.in. Pro-Grasp, Maryland), niektóre złamane w kilku miejscach, by mieć lepszy zasięg i możliwość obracania się wokół swojej osi – nadgarstek chirurga nigdy nie osiągnie takiej precyzji. W zabiegu profesorowi asystuje dr n. med. Ryszard Skiba z WIM-PIB w Warszawie oraz anestezjolog, pielęgniarka anestezjologiczna i instrumentariuszka.

„Dzięki robotowi mamy doskonały wgląd w tę okolicę” – zapewnia prof. Słojewski. Widać, że porusza się jak ryba w wodzie, a raczej osoba, przed którą anatomia nie ma tajemnic.

„Tutaj mamy gruczoł krokowy, spojenie łonowe. To tętnica i żyła biodrowa wewnętrzna, nerw zasłonowy prawy. Tu więzadło łonowo-sterczowe i powięź miednicza. Będę starał się je zaoszczędzić, bo zawiera drobne nerwy i naczynia, które są istotne z punktu widzenia czynnościowego po operacji. Będziemy starali się obustronnie zachować pęczki naczyniowo-nerwowe. Tutaj znajduje się wierzchołek stercza. Stercz anatomicznie ułożony jest >>do góry nogami<<. Tutaj mamy podstawę, tam wierzchołek, a gdzieś tam dalej jest cewka moczowa” – wylicza.

„Idziemy od razu na szyję pęcherza” – dodaje, a ja staram się nadążyć. Szperam w otchłani mojej pamięci, kartkuję stare strony podręcznika z biologii.

„Proszę pociągnąć za cewnik i proszę zmniejszyć ciśnienie śródbrzuszne” – zwraca się profesor do swojego zespołu.

W tym momencie biały cewnik, który przez chwilę był widoczny w kadrze, znika. Uchodzi też „powietrze” z dolnej struktury widocznej na ekranie. Jakby ktoś od spodu przebił balon.

„Stercz jest stosunkowo nieduży, bo ma objętość około trzydziestu kilku centymetrów sześciennych” – kontynuuje chirurg.

Z sali padają pytania dotyczące detali, m.in. stosowanych narzędzi, parametrów przyjmowanych w czasie operacji i pewnych „trików”.

Pacjent śpi

„Z punktu widzenia anestezjologów w czasie operacji są trzy elementy, które są kluczowe. Pozycja ciała pacjenta, ciśnienie śródbrzuszne i czas operacji. Nie na wszystko mamy wpływ, ale możemy zacząć od ciśnienia. Operowanie na niskich ciśnieniach jest możliwe, bez specjalnego ubytku jakości, jeśli chodzi o pole widzenia. Proszę pamiętać, że robot unosi powłoki w sposób mechaniczny, w związku z tym nie trzeba wypełniać gazem jamy otrzewnowej, żeby uzyskać przestrzeń roboczą, przynajmniej w obszarze prostatektomii” – profesor odpowiada na jedno z pytań.

A ja trochę czuję się jak studentka medycyny. Nie przypuszczałam, że będzie to tak wciągające.

Posuwamy się dalej. Idziemy w kierunku podstawy stercza i szyi pęcherza. Powoli widzimy też cewkę moczową – relacjonuje profesor równocześnie prosi o klipsy, które zaciska na przecinanych strukturach.

Uwidaczniają się włókna zwieracza odbytu i nabłonek pęcherza. Dla laika bez większej różnicy. Nadal to błoniasta struktura tkanek.

„Są takie sytuacje kliniczne, gdy szyi pęcherza w ogóle nie zachowujemy przy dużym zaawansowaniu choroby, przy operacjach bez zaoszczędzenia pęczków” – opowiada profesor, zaznaczając, że dotarliśmy do dość trudnego momentu.

Musimy teraz wejść odpowiednio w warstwę pomiędzy sterczem a pęcherzykami nasiennymi, by nie uszkodzić pęcherza, do którego jednak w ogóle nie będziemy zaglądać.

„Dochodzimy do włókien i po ich nacięciu widać, że jesteśmy w odpowiedniej warstwie. Preparujemy nasieniowody – klipsujemy – i pęcherzyki nasienne, a potem pęczki naczyniowo-nerwowe. Zbliżamy się pomału do wierzchołka lewego pęcherzyka. Mamy teraz doskonały wgląd w pęcherzyki nasienne (na ekranie pojawia się struktura, która przypomina białe napompowane baloniki – przyp.red.). Dochodzimy do podstawy stercza. Powoli będziemy odsłaniać powięź Denovilliersa już chirurgom dobrze znaną. Oddziela ona stercz od odbytnicy. Mamy tutaj dobrze zachowane warstwy, nie ma nacieków” – komentuje dalej profesor.

To dobra wiadomość dla uśpionego pacjenta. Lekarz wyjaśnia też, że po takiej operacji pacjenci nie mają wytrysków, bo wycina się dwa narządy uczestniczące w nich - gruczoł krokowy i pęcherzyki nasienne.

„Jeśli uda się zachować wzwody, to pacjent ma satysfakcję w postaci suchych wytrysków i suchych orgazmów. Ewentualnie wiąże się to z niewielkim wytryskiem moczu, na to wskazują niektórzy pacjenci” – zaznacza prof. Słojewski.

Przed nami kluczowy moment operacji – wierzchołek stercza (prostaty). Zmierzamy ku dołowi odbytnicy. Teraz zaczyna się większe krwawienie. Dzięki robotowi – jak wyjaśnia profesor – można wejść głębiej w te struktury niż w laparoskopii.

„Jestem praktycznie przy wierzchołku stercza. Uwaga na powięź! To jest dość trudny moment wytworzenia przestrzeni i znalezienia odpowiedniej warstwy. Tutaj widzimy naczynia. Tu jest pęczek naczyniowo-nerwowy. Chcemy nerwy zaoszczędzić. Stercz jest jakby wyłuszczany z całej swojej otoczki powięziowo-tkankowej” – znowu przybliża nam profesor to wszystko, co widzimy w trójwymiarze.

Dwa rozdziały operacji


To jest operacja, która składa się z dwóch etapów. Części ablacyjnej (usunięcie gruczołu krokowego z powodu nowotworu) i rekonstrukcyjnej (odtworzenie ciągłości układu moczowego). Ten drugi etap, dzięki robotyce, stał się bardzo prosty. Sama operacja – jak skomentował operator – bez „niespodzianek” anatomicznych. Nie ma dużych zagrożeń krwawieniem, a sama technika jest zwykle powtarzalna.

„W laparoskopii zmorą było: zespolenie, zszycie. Część urologów, mówiąc kolokwialnie, wymiękała. Natomiast w technice robotycznej nastąpiło odwrócenie etapów. Ważniejszym i tym trudniejszym etapem stał się etap ablacyjny, a etap rekonstrukcyjny prostszym (…). Mamy też tutaj lepszą widoczność” – wymienił zalety tej nowoczesnej techniki chirurgicznej profesor. Zaznaczył też, że w nauce robotyki wyzwaniem jest wyczucie siły narzędzi.

Proktor zwrócił uwagę, że w tej operacji, z punktu widzenia czynnościowego, kluczowy jest pewien moment. Zbliżyliśmy się do cewki moczowej. Przecinany jest duży splot żylny, prawie nie ma krwawienia i właśnie teraz odbywa się pewien rytuał po to, by pacjent miał szansę trzymać mocz.

„Instrumentariuszka właśnie w tym momencie operacji prosi o jak najdłuższą cewkę. To zapala u mnie czerwoną lampkę i jeszcze te 2-3 mm staram się dodatkowo dodać. Chcę zawsze uzyskać jak najdłuższą cewkę. Nie należy się spieszyć. Nie wolno skracać procedur. Nie ma dróg na skróty. To kwestie bezpieczeństwa” – podkreślił operator.

A teraz szycie

Płynnie przechodzimy do etapu rekonstrukcyjnego – szczelnego i precyzyjnego zeszycia pęcherza z kikutem cewki moczowej. W kadrze pojawia się długa, cienka igła, delikatnie zakręcona jak wysunięty pazur kota, a za nią długa „żyłka”. Pewnie jest grubości włosa.

Profesor wykonuje powolne ruchy, a raczej robią to za niego dwa narzędzia zakończone szczypcami, które napędza siłą swoich palców. Zszywa z lewej do prawej. Zaciska za każdym razem. Szew jest ciągły, tzw. samozaciskający się. Cyk! i odcięcie. Zakotwicza na chwilę igłę. Wbija ją po prostu w tkankę widoczną na ekranie, na końcu zaciska klips. Potem zaczyna od nowa szycie. Wyjaśnia, że tutaj wykorzystać można różne sztuczki.

„Sam stosuję szycie bez robienia pętelki, bo potem może sprawiać pewne napięcia u pacjenta. Szycie zaczyna się od strony pęcherza (dalszy plan). Szyjemy równolegle w dwie strony. Dociągamy „nitkę” na tylnej ścianie, ponieważ później nie ma powrotu do niej i musimy widzieć, że jest szczelna. Musimy nauczyć się delikatności, bo ta tkanka jest bardzo delikatna. Niektórzy stosują do zespolenia dwa imadła. Różne są również techniki szwu na pęcherzu – tzw. rybich ust lub rakiety tenisowej. Nie ma jednak znaczenia, czy szyje się prawo-lewo, czy najpierw lewo, a potem prawo. To trochę jak ze sznurówkami. Technicznie to bez znaczenia, który but zawiążemy najpierw” – zaznacza profesor.

Wielu operatorów laparoskopowych na takim szyciu często „odpadało”. Na tym etapie operacji szkolą się rezydenci lub asystujący chirurdzy. Profesor zaznacza, że zespolenie będzie trzymało pięć dni, a cewnik zakłada się pacjentowi na 10 dni. Pacjent wypisywany jest w drugiej dobie pod warunkiem, że nie ma żadnych powikłań. Ale do tej pory jedyne, jakie się zdarzyło pacjentowi operowanemu przez prof. Słojewskiego, to przepuklina po trokarze asysty (narzędziu do nakłuwania powłok ciała).

„Jeśli zakładany jest drenaż (nie zawsze), to usuwany jest następnego dnia. Pacjent w dniu operacji pije. Wieczorem dostaje kolację. Łączna utrata krwi u naszego pacjenta w czasie operacji nie przekroczyła 150 ml” – podsumowuje chirurg.

W międzyczasie następuje „próba pęcherza”.

„Wpompowuję do pęcherza 100 ml. To uczciwa próba pęcherza” – stwierdza i nawiązuje zaraz później do techniki szycia.

„Stosuję samokotwiczące się szwy, ale i tak je wiążę. Dla pewności. Ostatni etap to zamknięcie przestrzeni po sterczu, tzw. rekonstrukcja powięzi miednicy. Chodzi o to, by było dobrze. Jak w życiu” – mówi chirurg.

Gdy kończy szycie czeka na potwierdzenie asysty, że igła jest już na zewnątrz.

Zalety chirurgii robotycznej

Jakie są zalety chirurgii robotycznej/robotowej (te dwa pojęcia można wymiennie stosować)? Robot pozwala m.in. na eliminację drżenia rąk chirurga, trójwymiarowy obraz w jakości HD, możliwość trakcji, czyli pociągania i uwidocznienia preparowanych tkanek.

Dodatkowo, jak wskazał prof. Słojewski, daje szczególne możliwości identyfikacji i operacji w dwóch skrajnych przypadkach. Po pierwsze, u mężczyzn z nisko zaawansowaną chorobą albo odwrotnie – z wysoko zaawansowanym nowotworem. Kiedyś wielu pacjentów z mocno zaawansowanym nowotworem skazanych byłoby na leczenie paliatywne.

„Teraz robimy operację cytoredukcyjną, nawet wiedząc, że chory po takiej operacji będzie musiał być naświetlony” – wskazuje chirurg.

„Dzięki robotowi – nie chcę za bardzo pochlebiać urologom – ale jesteśmy na pograniczu klasycznej chirurgii z neurochirurgią, bo operujemy także strukturę, która jest silnie unerwiona” – podsumowuje.


23.10.2023 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie // źródło: Pierwsza Ogólnopolska Konferencję Chirurgii Robotycznej, podczas której odbył się m.in. pokaz live surgery*, transmitowany w technologii 3D: TUTAJ // fot. MVIDEOMEDIA, UA / shutterstock.com

(kp)


Subscribe to this RSS feed