Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Kultowy brukselski klub jazzowy Sounds zostanie wkrótce zamknięty
Polacy już się na to cieszą. Sezon rowerowy już się rozkręca
We Flandrii i Walonii ponad 10 tys. bezdomnych nieletnich
Polska: Wybory samorządowe 2024. Kampania bez fajerwerków. Wszystko na jedno kopyto
Belgia: Bank centralny na minusie. I to dużym
Polska: Sweter i jeansy do kosza. Czekają nas poważne zmiany w segregacji śmieci
Belgia: „Koniec z prezentami od rządu”. W budżecie wielka dziura
Polska: Wielkanoc 2024. Jeśli jeszcze nie zrobiłeś świątecznych zakupów, to już wygrałeś
Brukselskie lotnisko spodziewa się, że ponad miliona pasażerów w czasie Wielkanocy
Belgia: Trzy osoby ranne w bójce w Schaerbeek
Redakcja

Redakcja

Website URL:

Polska: Samorządy kontrolują piece. Sprawdź, czy musisz wpuścić urzędnika

Sezon grzewczy to czas zwiększonego skażenia powietrza i wzmożonych kontroli pieców w naszych domach. Lada dzień może do nas zapukać urzędnik, żeby sprawdzić, czym palimy.

Z raportu Europejskiej Agencji Środowiska wynika, że w 2020 roku w Unii prawie 240 tys. przedwczesnych zgonów miało związek z zanieczyszczeniem powietrza. W Polsce z tylko z tego powodu przedwcześnie umiera nawet 50-100 tys. osób rocznie. Niestety palenie śmieciami to wciąż popularna praktyka wśród Polaków. Przez bezmyślność i skąpstwo wielu z nas truje nie tylko sąsiadów, ale i siebie.

Kontrolerzy pukają do drzwi

Kontrole pieców zwykle prowadzone są rutynowo i wyrywkowo, choć zdarza się, że wynikają ze zgłoszenia. Mogą przeprowadzić je legitymujący się odpowiednimi dokumentami strażnicy miejscy (gminni), urzędnicy z urzędu marszałkowskiego, gminy, miasta czy powiatu, a także policja (wyjątkowo). Szerokie uprawnienia kontrolerów pozwalają im na wstęp zarówno do budynków mieszkalnych, jak i punktów usługowych, zakładów przemysłowych... Jedna nieruchomość może być sprawdzana wielokrotnie.

Jeśli na posesji prowadzona jest działalność gospodarcza, kontrolerzy mogą wejść na działkę o każdej porze. Gdy plac nie jest siedzibą firmy, mogą odwiedzić nas wyłącznie w godz. 6-22.

Są uprawnieni, żeby żądać od właściciela okazania dokumentów niezbędnych do przeprowadzenia kontroli oraz istotnych informacji (w formie ustnej lub pisemnej), które pozwolą im ustalić, jakie jest stan faktyczny. Chodzi np. o dokumenty potwierdzające zakup opału.

Próbki popiołu i zdjęcia

Kontrolerzy mogą zapytać o typ ogrzewania, zajrzeć do pieca, zbadać jego wnętrze, pobrać próbki popiołu do badań, zrobić zdjęcia i sprawdzić parametry urządzenia. Swoją pracę kończą spisaniem protokołu.

Kontrolowany ma prawo uczestniczyć w działaniach urzędników, jednak nie może im przeszkadzać ani zatajać przed nimi informacji. Ma prawo nie podpisać raportu i w ciągu 7 dni skierować swoje uwagi odpowiednio do wójta, burmistrza, prezydenta miasta, starosty lub marszałka województwa.

Trujesz? Zapłacisz karę

Niewpuszczenie osoby upoważnionej do przeprowadzenia kontroli jest złamaniem prawa. Uchylenie się od obowiązku uprawnia urzędników do wejścia na posesję w asyście policji. Za próbę udaremnienia kontroli grozi nawet do 3 lat pozbawienia wolności.

Jeśli kontrolę przeprowadzi straż miejska, w przypadku wykrycia nieprawidłowości może nas pouczyć albo ukarać mandatem nie większym niż 500 zł. Skutkiem odmowy przyjęcia mandatu będzie skierowanie sprawy do sądu.

Wówczas musimy liczyć się z możliwością otrzymania grzywny w wysokości 5000 zł.

Urzędnik nie ma prawa wystawić mandatu, ale podobnie jak straż miejska może wnioskować do sądu o grzywnę, karę aresztu do 30 dni lub ograniczenie wolności do miesiąca.

17.12.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sg)

 

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Kursy redukujące punkty karne. 500 zł i nie dla wszystkich

To już pewne. Kierowcy będą mogli zredukować liczbę punktów karnych na swoim koncie. Odpowiednie rozporządzenie zostało już opublikowane.

Do 17 września kierowcy, którzy uzbierali sporo punktów karnych (limit to 24), mogli je zredukować. Musieli tylko zapisać się na kurs w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego. Taki kurs trwał 6 godzin i kosztował około 300 złotych. Jednak ceny różniły się w zależności od WORD-u. Po zakończeniu spotkania kierowca wychodził z sali wykładowej z 6 punktami karnymi mniej na swoim koncie. Takie szkolenie można było przejść raz na pół roku.

Od 17 września tego roku kursów już jednak nie ma. Punkty na koncie kierowcy redukują się automatycznie po 2 latach (wcześniej po roku), ale nie od momentu ukarania, ale opłacenia mandatu.

Problem w tym, że WORD-y na tym zarabiały. Dlatego Ministerstwo Infrastruktury pracowało nad innymi rozwiązaniami. Koncepcji było kilka. Wiadomo już, która wygrała, bo właśnie zostało opublikowane rozporządzenie ministra infrastruktury. Kursy wracają.

28 godzin, po 45 minut każda w 4 dni

Nowy kurs będzie obowiązkowy dla kierowców, którzy przekroczyli limit 24 punktów karnych (lub 20 punktów w przypadku kierowców z rocznym stażem). Jeżeli ktoś nie zapisze się na takie szkolenie, straci prawo jazdy.

Kurs potrwa 28 godzin i będzie realizowany 4 dni. Jednego dnia może się odbyć maksymalnie.

Potem, gdy w ciągu 5 lat kierowca ponownie przekroczy limit 24 punktów karnych, straci prawo jazdy. Będzie mógł je odzyskać w taki sposób, jakby wyrabiał je po raz pierwszy. Będzie musiał zapisać się na kurs i podchodzić do egzaminu. Dodatkowo taki kierowca będzie objęty dwuletnim okresem próbnym.

Nowy kurs kosztuje 500 złotych.

Jakie zajęcia?

Dzień pierwszy – indywidualne przyczyny naruszania zasad i przepisów ruchu drogowego;
Dzień drugi – przypomnienie głównych zasad i przepisów ruchu drogowego i podstawowych zasad techniki kierowania pojazdami;
Dzień trzeci – przyczyny i skutki wypadków drogowych. Warsztaty z symulacji sytuacji drogowych,
Dzień czwarty – skutki jazdy po alkoholu, agresja drogowa, ryzykowane zachowania. Zajęcia z psychologiem.

17.12.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. iStock

(sg)

 

Polska: PiS chce czipowania psów. Będzie obowiązkowe już w przyszłym roku

W najbliższych miesiącach na właścicieli psów spadnie nowy obowiązek: będą musieli zaczipować swojego czworonoga. To pomysł PiS, który pracuje już nad ustawą.

Chcemy wprowadzić ustawę o obowiązku czipowania psów, żeby każdy był odpowiedzialny za to zwierzę, którym się opiekuje, a nie tylko jak jest mu miłe i wygodne. Mam nadzieję, że we współpracy z samorządami, bo one najlepiej wiedzą, jaki jest z tym problem, tego dokonamy – zapowiedział cytowany przez serwis strefeagro.pl minister rolnictwa Hanryk Kowalczyk podczas spotkania z rolnikami w Przysusze.

Odniósł się także do przypadków odbierania czworonogów przez – jak to określił – różne inspekcje „pod pretekstem złego stanu lub złego traktowania”.

Skończymy z tym. Takie wejście do gospodarstwa będą miały tylko państwowe inspekcje, w tym przypadku jest to Inspekcja Weterynaryjna, a nie inspekcje, które się czasami nazywają inspekcjami – zaznaczył, jak relacjonuje serwis.

Co to jest czipowanie?

Pomysł znakowania psów nie jest nowy. Pojawił się już w trakcie prac nad projektem „Piątka dla zwierząt” (projekt ustawy trafił do zamrażarki sejmowej). Takie rozwiązanie zaproponował wtedy Senat. Teraz do tego pomysłu wrócili posłowie PiS.

Czipowanie polega na wszczepieniu zwierzęciu nadajnika. Rozwiązanie to pomaga w namierzeniu psa, gdy ucieknie z domu lub zostanie uprowadzony.

Czip zawiera dane kontaktowe właściciela (adres, numer telefonu) i 15-cyfrowy kod przypisany jednemu zwierzęciu i zarejestrowany w bazie danych.

Czipowanie jest proste, bezbolesne i bezpieczne. Sam zabieg przypomina szczepienia. Urządzenie wykonane jest z materiału, który nie powoduje skutków ubocznych. Jego obecność nie przeszkadza psom czy kotom.

Kto za to zapłaci?

Za czipowanie – jak chcą posłowie PiS, autorzy projektu ustawy – zapłaci właściciel czworonoga. W przypadku zmiany właściciela konieczne będzie aktualizacja danych na urządzeniu. Koszt czipowania wynosi od 50 do 250 zł, w zależności od rodzaju nadajnika i gabinetu weterynaryjnego. W niektórych gminach zabieg finansują samorządy.


14.12.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Pixabay

(sg)

  • Published in Polska
  • 0

Polska: Jedni segregują, drudzy oszukują. Nowy sposób na walkę ze śmieciowym cwaniactwem

Choć chętnie deklarujemy segregowanie śmieci, to robi to tylko część z nas. Sposobem na walkę z tą patologią może być indywidualne znakowanie worków.

Brak wiedzy na temat kwalifikacji różnych rodzajów odpadów i lenistwo to dwa główne powody, dla których nie segregujemy śmieci lub robimy to nieprawidłowo. W egzekwowaniu przepisów pomogą dodatkowe kamery i worki z osobistym kodem.

Za oszustów płacą wszyscy

Mimo że dwie trzecie Polaków deklaruje segregowanie odpadów, w praktyce statystyka rozmija się z rzeczywistością. Wielu z nas po przyjściu do altanki śmietnikowej wyrzuca śmieci do pierwszego kontenera z brzegu. Brak segregacji przez część lokatorów odbija się na wszystkich. Osiedla, na których mieszkańcy nie segregują śmieci, muszą płacić za ich zagospodarowanie nawet czterokrotnie więcej od tych stosujących się do regulaminu. Według prognoz w 2025 roku gminy będą zobowiązane do selektywnej zbiórki odpadów na poziomie aż 55 proc.

Kody na cwaniaków

W walce ze śmietnikowymi oszustwami mogą pomóc etykiety z kodem kreskowym. Dzięki indywidualnemu znakowaniu odpadów będzie wiadomo, kto nie dopełnia obowiązku segregacji. To zaś pozwala odejść od kontrowersyjnej odpowiedzialności zbiorowej.

Kod kreskowy musi być naklejony na każdym worku przygotowanym do odbioru, w miejscu widocznym dla pracowników zbierających nieczystości. Przynależy do konkretnej deklaracji, dlatego nie wolno go pożyczać. Odebrane odpady po odczytaniu kodu zostają przypisane właścicielowi etykiety umieszczonej na worku. Pojemniki nieoznakowane bądź oznakowane niepoprawnie nie są odbierane.

Z tego typu rozwiązania skorzystały różne polskie samorządy, m.in.: miasto i gmina Szczawnica, gminy Ustrzyki Dolne, Wołomin, Radłów czy Wierzchosławice.

Segregowanie nie jest trudne

Żeby zadbać o środowisko, nie potrzeba wielkiego wysiłku. Wystarczy stosować się do zasad, zgodnie z którymi do niebieskiego worka na śmieci wrzucamy papier, do zielonego – szkło, do żółtego – plastik i metal, do brązowego – odpady bio, a do czarnego odpady zmieszane.

Do worka na metale i tworzywa sztuczne należy wyrzucać m.in. plastikowe opakowania po produktach spożywczych, puszki po konserwach, opakowania po środkach czystości czy odkręcone i zgniecione plastikowe butelki po napojach. Nie wrzucajmy tu plastikowych zabawek, zużytych baterii i akumulatorów bądź opakowań po olejach silnikowych.

W niebieskim worku mogą znaleźć się: zeszyty i stare książki, gazety oraz papierowe opakowania po produktach spożywczych. Nie wolno wrzucać do niego m.in. ręczników papierowych, tapet lub mocno zabrudzonego papieru i kartonów po napojach.

W worku na szkło mogą znaleźć się szklane opakowania po kosmetykach oraz butelki (słoiki) po żywności i napojach. Nie wrzucajmy tu: luster, termometrów, szyb albo porcelany.

Do odpadów biodegradowalnych zaliczamy odpady warzywne i owocowe, resztki jedzenia czy skoszoną trawę, liście itp. Nie należy wyrzucać tu leków, ziemi i kamieni, kości zwierząt i impregnowanego drewna.

Do pojemnika z odpadami zmieszanymi należy wrzucić wszystko to, czego nie można odzyskać w recyklingu, z wyłączeniem odpadów niebezpiecznych (np. trujących i żrących).

13.12.2022 Niedziela.BE // źródło: News4Media // fot. Canva

(sg)

 

  • Published in Polska
  • 0
Subscribe to this RSS feed