Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia, Bruksela: 23 kwietnia francuskojęzyczni nauczyciele będą strajkować
Belgia: Koniec z „niespodziankami cenowymi” w piekarniach
W ciągu 10 lat liczba przypadków świerzbu w Belgii wzrosła o 176%!
Niemcy: Rozbito siatkę zajmującą się przemytem obywateli Chin
Mieszkańcy Brukseli protestują przeciwko budowie w pobliżu Bois de la Cambre
Polska: Pociągi już się nie spóźniają tak bardzo. Pomogła im w tym jedna rzecz
Polska: Policzyli, co by się stało, gdybyśmy ze wszystkim chodzili do lekarza
Belgia: Ilu z nas „streamuje” filmy i seriale?
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 20 kwietnia 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Młodzi i zdrowi. To zdecydowana większość
Redakcja

Redakcja

Biznes. Łukacijewska: Brexit jest kosztowny dla obu stron (wywiad)

Biznes. Łukacijewska: Brexit jest kosztowny dla obu stron (wywiad)

Brexit jest kosztowny dla obu stron, z pewnością będzie bardzo kosztowny i dla Polski - choćby dlatego, że Wielka Brytania była drugim pod względem wielkości partnerem handlowym po Niemcach. Jest to kluczowy odbiorca polskich produktów rolno-spożywczych, a więc rozwód Wielkiej Brytanii z UE odczuje bezpośrednio np. polski rolnik - powiedziała PAP europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska.

PAP: Przewodniczący Komisji Handlu Międzynarodowego w Parlamencie Europejskim Bernd Lange oświadczył w poniedziałek, że możliwe są zmiany w umowie handlowej zawartej pod koniec 2020 r. między Wielką Brytanią a Unią Europejską. Jak mówił, niektórzy posłowie "mają wątpliwości, czy zapisy umowy wystarczająco chronią UE przed ewentualnym dumpingiem podatkowym ze strony Wielkiej Brytanii", dlatego ratyfikacja nie jest przesądzona. Pani zdaniem to prawdopodobny scenariusz?

Elżbieta Łukacijewska: PE będzie głosował nad tym tekstem retroaktywnie - nad przepisami, które już obowiązują będziemy głosować prawdopodobnie podczas marcowej sesji plenarnej. Umowę udało się zawrzeć praktycznie w ostatniej chwili i niewykluczone, że posłowie zagłosują nad wprowadzeniem do niej zmian. Ostatecznie PE może również nie zatwierdzić samego tekstu umowy. Wtedy pozostanie procedura koncyliacyjna, czyli uzgodnienie tekstu z Radą Europejską i Komisją Europejską. Na razie trudno przewidzieć, który scenariusz się ziści. W PE właśnie rozpoczęły się prace w poszczególnych komisjach parlamentarnych, odpowiednich dla poszczególnych fragmentów tekstu - odpowiednią opinię będziemy opracowywać również w Komisji Transportu i Turystyki, której jestem członkiem.

Wszystko jest jeszcze możliwe - unijny negocjator Michel Barnier powiedział, że nic nie jest ustalone dopóki całość nie jest ustalona. Faktycznie istnieje obawa nierównej konkurencji, czyli tzw. dumping. Jeżeli Wielka Brytania poluzuje zasady podatkowe, czy choćby niektóre elementy polityki handlowej, np. wymogi środowiskowe, czy aspekty związane z prawami człowieka, to będzie mogła oferować nierówne warunki handlu. Może narzucić również nadmiernie wyśrubowane przepisy dla towarów z UE. Już dzisiaj otrzymujemy sygnały od przedsiębiorców, że nawet jeżeli nie ma taryf celnych, to istnieje całość transgranicznej biurokracji. Zjednoczone Królestwo planuje zaostrzenie wymogów sanitarnych i fitosanitarnych. Ci, którzy dostarczają towary do Wielkiej Brytanii, będą musieli mieć specjalne pozwolenia i dodatkowe certyfikaty. Dostosowanie handlu do nowych zasad spowoduje wzrost kosztów, co przełoży się znów na wzrost cen towarów i usług. Nasi przedsiębiorcy staną się mniej konkurencyjni.

PAP: Jak ocenia pani brexitową umowę handlową z perspektywy Polski?

E.Ł.: Po pierwsze, wszyscy mieliśmy nadzieję, że do Brexitu ostatecznie nie dojdzie - że rząd Theresy May wycofa się z zastosowania art. 50. Jest to proces bardzo kosztowny dla obu stron, z pewnością również i dla Polski. Wielka Brytania jest - a przynajmniej była przed wejściem umowy brexitowej w życie - drugim pod względem wielkości odbiorcą polskich produktów rolno-spożywczych, jednym z głównych odbiorców naszych usług transportowych i dla wielu małych przedsiębiorców kluczowym partnerem. Jeżeli pojawią się pozataryfowe bariery – zwłaszcza sanitarne i fitosanitarne – będą one skutkowały wzrostem kosztów dla naszych eksporterów. Dodatkowym obostrzeniom zostanie poddany transport drogowy - przewoźnik będzie mógł wykonać jedynie dwie operacje na terenie Zjednoczonego Królestwa, do tej pory Polacy zaspokajali 25 proc. brytyjskiego zapotrzebowania na transport międzynarodowy. To ogromne straty dla naszej gospodarki, a znalezienie nowych rynków zbytu nie jest takie proste. Po drugie, Polacy chętnie wyjeżdżali do Zjednoczonego Królestwa na studia w ramach programu Erasmus+, a teraz takiej możliwości nie będzie. Zapewne Brytyjczycy przygotują podobny program, ale nie będzie on bezpłatny i stanie się znacznie trudniej dostępny.

Dużo zmian czeka chętnych do pracy w Wielkiej Brytanii. Obowiązująca do tej pory swoboda przepływu osób ustąpi miejsca systemowi punktowemu, podobnemu jaki obowiązuje np. w Australii. Aby uzyskać brytyjską wizę, która umożliwia podjęcie zatrudnienia na wyspach, będzie trzeba zdobyć określoną liczbę punktów w procesie imigracyjnym. Kandydat lub kandydatka będzie musiała przedstawić sponsorowaną ofertę pracy, mieć opanowany język angielski na poziomie co najmniej B2, a jej wykształcenie i doświadczenie zawodowe musi być zgodne z potrzebami brytyjskiego rynku pracy. Polacy, którzy planują dłuższy niż sześciomiesięczny pobyt, będą zobowiązani ponadto do uiszczenia opłaty imigracyjnej. Ci, którzy już są na miejscu, mają trochę łatwiej - mogą ubiegać się o status osoby osiedlonej i cieszyć się prawami takimi, jak dotychczas. Muszą jednak wykazać, że w ciągu ostatnich pięciu lat co najmniej sześć miesięcy w roku spędzali na terenie Zjednoczonego Królestwa.

Naprawdę trudno dzisiaj przewidzieć dokładne skutki Brexitu i zawartego porozumienia dla UE i polskiej gospodarki. Dla nas najważniejsze jest, aby przepisy chroniły interes wspólnotowy, a Wielka Brytania zapewne chciałaby wolnego handlu, przede wszystkim dla usług finansowych, ale jednocześnie wolności w kształtowaniu swojej polityki handlowej i emigracyjnej, co jest absolutnie niemożliwe, bo stanowiłoby pogwałcenie zasad WTO. Co zaś tyczy się naszego kraju, to sądzę, że kluczowe jest przygotowanie samych przedsiębiorców do nowych wymogów. To przecież bardzo istotny rynek zbytu dla naszych towarów i usług. Zależy nam, aby obciążenia biurokratyczne były jak najmniejsze, chociaż trzeba jasno podkreślić, że ich nie unikniemy, bo Wielka Brytania nie jest już członkiem Wspólnego Rynku.

PAP: Chciałabym jeszcze odwołać się do pani doświadczenia samorządowego, zdobytego najpierw w pracy wójta Cisnej, a później posłanki. Na ile rozstanie z UE będzie odczuwalne dla mieszkańców Cisnej i innych małych, podkarpackich miejscowości?

E.Ł.: Społeczność gminy Cisna nie odczuje w znaczny sposób bezpośrednich skutków, a przynajmniej nie od razu. Niewielu mamy brytyjskich turystów. Nie korzystamy też z tamtejszych towarów i usług, bo nie jesteśmy gminą produkcyjną ani rolniczą. Praktycznie wszyscy mieszkańcy, w tym także ci młodzi znajdują zatrudnienie w sektorze turystyki. Pracują, rozwijają się, wykorzystują wsparcie unijne. Dla mojej gminy ważne jest, aby rządowy lockdown jak najszybciej się zakończył, bo w tej chwili nie mają jak zarabiać. Natomiast jeżeli weźmiemy pod uwagę całość województwa podkarpackiego, to nie należy zapominać, że jest to region, z którego bardzo wielu młodych ludzi wyjechało do pracy do Wielkiej Brytanii. Obecna sytuacja wykreuje tu poważny problem - zwłaszcza dla osób, które nie mają kierunkowego wykształcenia, dużego doświadczenia zawodowego i dotąd wyjeżdżały bez znajomości języka angielskiego, ucząc się go dopiero na miejscu. Nie zapominajmy też, że wielu Polaków studiowało na zasadach wymiany uczelnianej w Wielkiej Brytanii. Po Brexicie koszt studiów wzrośnie, bo nie będzie już wsparcia z programów unijnych.

PAP: Powiedziała pani o najważniejszych zmianach w kwestiach m.in. handlu, usług, emigracji, wymiany naukowej. A co czeka sektor transportowy?

E.Ł.: Zwiększy się liczba obciążeń administracyjnych, niezbędnych aby kontynuować działalność na terenie Zjednoczonego Królestwa. Wielu przewoźników już podjęło decyzję o wycofaniu się z wysp. Czekanie na granicy i poddanie się czynnościom celnym wiąże się z dłuższym czasem wykonania usługi, dodatkowymi kosztami i zaburza naszą konkurencyjność. Oczywiście, cały czas będą obowiązywały przepisy dotyczące delegowania pracowników w obszarze transportu. Jeżeli pracodawca będzie chciał, aby polscy kierowcy wykonywali pracę na terenie Wielkiej Brytanii, musi dostosować się do obowiązujących tam przepisów z zakresu prawa pracy, wynagrodzeń, układów zbiorowych, itd. Pojawią się też większe obostrzenia w prowadzeniu przejazdów kapotażowych. Transport drogowy będzie dozwolony jedynie bilateralnie, czyli dwustronnie - z Polski będzie można wieźć towar do Wielkiej Brytanii i z powrotem, ale jedynie z dwoma doładowaniami po drodze. Wcześniej można było pod drodze zawieźć towar do innego kraju, wykonać kabotaż i potem znowu jechać do Wielkiej Brytanii, czyli koszty się rozkładały, bo odpowiadały faktycznemu zapotrzebowaniu. Odnoszę zresztą wrażenie, że i Brytyjczycy zaczynają sobie uświadamiać, jak duże obciążenie stanowi dla nich rozstanie z UE. Sam koszt Brexitu oblicza się na ponad 203 mld euro. Dla porównania: w ciągu 27 lat obecności Wielkiej Brytanii w UE Brytyjczycy wnieśli do budżetu 215 mld funtów. To się najzwyczajniej w świecie nie opłacało.

PAP: To prawda. W Zjednoczonym Królestwie narastają obawy, a wraz z nimi nasilają się tendencje separatystyczne. W ostatnich dniach Szkocka Partia Narodowa wezwała brytyjski rząd do wypłacenia Szkocji wielomiliardowego odszkodowania za "niszczycielsko wysoką cenę", jaką zapłaci za wyjście z UE. Liderka ugrupowania, premier Szkocji Nicola Sturgeon postuluje referendum niepodległościowe.

E.Ł.: Nie zapominajmy też, że wiele dużych biznesów ze Stanów, Dalekiego Wschodu, czy Półwyspu Arabskiego umiejscowiło swoje europejskie centrale w Londynie, również dlatego że Zjednoczone Królestwo było częścią wspólnego rynku. Wiele państw może wycofać swoje inwestycje właśnie z powodu Brexitu, bo nie ułatwi im to dostępu do wspólnotowego rynku. Obawiam się, że dobra era dla Wielkiej Brytanii może się skończyć. To powinno być również przestrogą dla wszystkich tych, którzy uważają, że Polska poradzi sobie w pojedynkę, i że łatwiej być poza Unią.

Sytuacja Szkocji jest szczególna, ponad 60 proc. obywateli tego kraju głosowało za pozostaniem w Unii - nie dziwię się zatem, że są rozgoryczeni. Nie potrafię przewidzieć, jak potoczą się wewnętrzne sprawy w Wielkiej Brytanii. Mam nadzieję, że uda im się uporać z kryzysem, który już trwa.

Wracając do samej idei separatyzmów, to wydaje mi się, że wszędzie od czasu do czasu znajdą się tacy, którzy podburzają i wzywają do nacjonalizmu, zwiększając podziały społeczne. Teraz wszyscy znajdujemy się w wyjątkowo trudnym momencie. Pandemia spędza nam sen z powiek. Sprzyja raczej egoistycznemu patrzeniu na siebie, bo każdemu państwu zależy, by jak najszybciej z tego wyjść. Jednak nie obawiałabym się politycznych separatyzmów, a raczej ekonomicznego protekcjonizmu. Silniejsze wydaje mi się poczucie odpowiedzialności i świadomość, że przynależność do grupy zawsze stanowi wartość dodaną, a bycie samemu skutkuje osłabieniem i narażeniem się na sytuacje politycznie niekorzystne dla społeczeństwa.

PAP: A więc wierzy pani, że Brexit jednak nie spowoduje w UE kryzysu wiary we wspólnotę państw członkowskich?

E.Ł.: Jest wiele organizacji, które swoim działaniem usiłują osłabić taką nadzieję, ale – jak pokazują badania – mamy świadomość, że jedność jest siłą. Wszystko zależy od tego, w jakim stopniu społeczeństwo ulega populistom i kłamcom, a na ile zachowuje zdrowy rozsądek i trzeźwe myślenie. Spójrzmy na to, co się wydarzyło w Stanach Zjednoczonych, gdy podejście byłego prezydenta Donalda Trumpa naraziło tamtejszą demokrację. Mam nadzieję, że będzie to przestrogą dla wielu "gorących głów" na scenie europejskiej oraz polskiej.

PAP: PE ma być odpowiedzialny za budowanie nowych więzi z Wielką Brytanią. Jakie są na nie pomysły?

E.Ł.: Wiele dotychczasowych działań Wielkiej Brytanii i UE, a także fakt, że udało nam się w ostatniej chwili jednak zawrzeć „brexitowy deal”, pokazuje, że nadal łączą nas bardzo silne relacje. Nie wyobrażam sobie, aby Wielka Brytania nagle wprowadziła barykady, przesadne obostrzenie czy przepisy, które zahamowałyby niepotrzebnie przepływ usług i towarów. Niektóre kwestie mogą być co jakiś czas poddawane negocjacjom. Np. w zakresie polityki rybołówstwa co jakiś czas będą odbywać się negocjacje dotyczące szczegółowych kwot połowów, podobnie jak w zakresie granicy z Irlandią Północną. Wyspecjalizowane zespoły będą na bieżąco analizować skutki rozstania i tego, co ostatecznie zostanie przegłosowane w umowie brexitowej na rozwój UE i koszty, jakie będą ponosić kraje członkowskie. Możliwe są przecież zmiany rządów u Brytyjczyków. W jakiejś mierze niewykluczony jest również powrót do wspólnego stolika, wkroczenie na drogę powrotu do UE.


18.01.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: EuroPAP News // rozmawiała Daria Porycka (PAP) // fot. Shutterstock, Inc.

(kmb)

 

 

 

  • Published in Biznes
  • 0

Płk Witalis Skorupka ps. "Orzeł": Mam 98 lat. Mam dla kogo żyć. Ty również. Bądź bohaterem - zaszczep się! #SzczepimySię [FILM 0:30min]

Narodowy Program Szczepień wchodzi w kolejną fazę. Rozpoczęła się rejestracja seniorów na szczepienia przeciw COVID-19. Do kampanii informacyjnej #SzczepimySię dołączył płk Witalis Skorupka ps. Orzeł. W Internecie możemy obejrzeć najnowszy spot wideo, w którym 98-letni starszy sierżant Armii Krajowej zachęca Polaków do szczepień.


Zaszczep się – chroń siebie i swoich bliskich

"Urodziłem się 16 lutego 1923 roku. Młodość zabrała mi wojna" – tymi słowami rozpoczyna się najnowszy spot zachęcający do szczepień. W swoim mieszkaniu, spoglądając na stare zdjęcia i pamiątki, płk Witalis Skorupka ps. Orzeł przekonuje Polaków, szczególnie seniorów, do zaszczepienia się przeciw COVID-19: "Mam 98 lat. Mam dla kogo żyć. Ty również. Bądź bohaterem. Zaszczep się".

Witalis Skorupka ps. Orzeł walczył w Kedywie, był starszym sierżantem Armii Krajowej. Brał udział w Akcji "Burza". Za swoją działalność na rzecz kraju został aresztowany, był torturowany i skazany na śmierć. Ostatecznie wyrok śmierci został zmieniony na 10 lat więzienia. Podstawą do złagodzenia kary było zabicie przez Witalisa Skorupkę dwóch gestapowców. W 2016 roku został awansowany na stopień pułkownika.

Kampania informacyjna #SzczepimySię

Trwa kampania informacyjna pod hasłem #SzczepimySię, która jest szeroko komunikowana za pomocą wielu środków masowego przekazu. Do skorzystania ze szczepień zachęcamy w telewizji, radiu, Internecie oraz na ulicach miast w całym kraju.

Telewizja i Internet

To już kolejny spot w ramach kampanii informacyjnej Narodowego Programu Szczepień. Od 27 grudnia mogliśmy oglądać spoty z udziałem Mateusza i Stanisława Banasiuków, którzy ponownie wsparli walkę z koronawirusem. W styczniu na naszych ekranach oglądamy ambasadora akcji Cezarego Pazurę, który w spocie kolejny raz zachęca Polaków do szczepień.

Radio

Od 29 grudnia w przestrzeni radiowej można usłyszeć spoty czytane przez profesjonalnych lektorów, które były inspirowane kampanią telewizyjną z udziałem aktorów – ojca i syna, Stanisława i Mateusza Banasiuków. Na początku stycznia wystartowały również spoty z udziałem Cezarego Pazury. Znany aktor zachęca w nich do szczepień oraz wskazuje, gdzie szukać wiarygodnych źródeł informacji na ich temat. Od 12 stycznia słuchacze mogą usłyszeć spoty radiowe inspirowane najnowszym wideo z udziałem Cezarego Pazury.

Billboardy i animacje informacyjne

Na ulicach miast całego kraju zawisły billboardy. Animacje informacyjne na temat szczepień przeciw COVID-19 są już dostępne w mediach społecznościowych Kancelarii Premiera, a także na ekranach LED w całym kraju.

Media społecznościowe

Do kampanii #SzczepimySię dołączyli sportowcy – m.in. Piotr Małachowski, Paweł Fajdek, Maria Andrejczyk. Na swoich profilach w mediach społecznościowych promują rzetelne informacje o szczepieniach, a także zachęcają Polaków do skorzystania ze szczepionki przeciw COVID-19. Do kampanii przyłączyła się także PGE Ekstraliga oraz wszystkie kluby najlepszej żużlowej ligi świata. W mediach społecznościowych Kancelarii Premiera dostępne są infografiki z rzetelnymi informacjami na temat szczepień.


18.01.2021 Niedziela.BE // źródło: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów (KPRM), Warszawa // film: Youtube // fot. Fotokon / shutterstock.com

(kmb)

Unia Europejska rozważa wprowadzenie europejskiego certyfikatu zaszczepienia

Szefowa Komisji Europejskiej, Ursula von der Leyen, opowiada się za wprowadzeniem uniwersalnego, europejskiego certyfikatu potwierdzającego zaszczepienie się przeciwko Covid-19. Byłby on uznawany przez wszystkie kraje członkowskie Unii Europejskiej.  

„Posiadanie certyfikatu zaszczepienia jest absolutnie konieczne po otrzymaniu szczepionki” - w czasie piątkowej konferencji prasowej przekazał portugalski premier, António Costa. Zareagowała na to Von der Leyen, która poinformowała, że prawa wynikające z posiadania takiego certyfikatu muszą zostać przedyskutowane w trakcie unijnej debaty.

Przedstawiciele kilku państw członkowskich wyrazili już obawy, że posiadanie takiego certyfikatu mogłoby prowadzić do dyskryminacji – zaszczepione osoby zyskają wówczas prawo do swobodnego poruszania się po Europie, zaś osoby czekające na szczepienie będę pozbawione takiego prawa. Inni uważają, że istnieje rozwiązanie tej sytuacji – osoba, która nie otrzymała jeszcze szczepionki, również będzie mogła podróżować, ale po otrzymaniu negatywnego wyniku testu na obecność Covid-19.

21 stycznia przedstawiciele krajów członkowskich UE spotkają się na wideo konferencji, aby przedyskutować rozwój pandemii oraz wprowadzenie ewentualnego certyfikatu.


17.01.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

 

 

Belgia: 1 na 7 młodych kierowców regularnie zażywa gaz rozweselający przed prowadzeniem auta

1 na 7 młodych kierowców w wieku poniżej 34 roku życia, zażywa gaz rozweselający przed  prowadzeniem auta – wynika z badania instytutu bezpieczeństwa drogowego Vias. 

Choć substancja nie jest wykrywalna podczas rutynowej kontroli na drodze, ma znaczący wpływ na zdolność do jazdy, a co za tym idzie, bezpieczeństwo na drodze – czytamy w oświadczeniu prasowym instytutu Vias.

Łącznie 6% kierowców przyznało się do zażywania substancji przynajmniej raz w miesiącu tuż przed prowadzeniem auta. Sondaż został przeprowadzony na reprezentatywnej grupie 6 tys. obywateli Belgii. Gaz rozweselający, czyli tlenek diazotu, jest szczególnie popularny wśród młodych Brukselczyków – aż 15% młodych, brukselskich kierowców przyznało się do regularnego zażywania substancji. To trzykrotnie więcej niż w Regionie Flamandzkim oraz w Regionie Walońskim.

Z sondażu wynika także, że mężczyźni (8%) częściej prowadzili auto pod wpływem gazu rozweselającego niż kobiety (4%). W Regionie Stołecznym Brukseli prawie 1 na 3 młodych mężczyzn (31%) przyznał się do prowadzenia samochodu po zażyciu gazu. Co więcej, 5% respondentów prowadziło pojazdy pod wpływem gazu rozweselającego w połączeniu z innymi narkotykami.

Tlenek diazotu powoduje uczucie natychmiastowej euforii, któremu często towarzyszy atak śmiechu, a także halucynacje. Występują również zawroty głowy, nudności, dezorientacja, opóźnione reakcje i ogólne uczucie upojenia. Możliwe jest także przedawkowanie, które może prowadzić do osłabienia, utraty przytomności, zaś w skrajnych przypadkach – do śpiączki lub śmierci.


17.01.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

Subscribe to this RSS feed