Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Koniec z piciem alkoholu w transporcie publicznym w Brukseli
Belgia: Seniorzy z Gandawy otworzyli myjnię samochodową, aby opłacić wyjazd nad morze
Belgia: W Limburgii odbyło się nielegalne zgromadzenie prawie 1000 tuningowanych pojazdów
Belgia: Pogoda na 10 maja
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (piątek 10 maja 2024, www.PRACA.BE)
Islandzki przewoźnik wprowadzi trzy loty tygodniowo pomiędzy Islandią a Brukselą!
Belgia: Eksperci ostrzegają przed „bezprecedensowym” kryzysem mieszkaniowym
Belgia: Ceny mieszkań? Rosną, ale wolniej
Belgijska skrzypaczka wśród 70 kandydatów do Konkursu Królowej Elżbiety
Niemiecka minister ostrzega przed zagrożeniem klimatycznym podczas wizyty na Fidżi
Redakcja

Redakcja

Dr Bagniewska: młodym naukowcom trudno wrócić do Polski

Młodzi polscy naukowcy pracujący za granicą myślą o powrocie do kraju, ale powrót utrudnia im sam proces rekrutacji w rodzimych instytucjach i obawy przed osobami "z zewnątrz"; po doktoracie chciałam wrócić, ale nie bardzo miałam do czego - mówi dr Joanna Bagniewska.

Dr Joanna Bagniewska jest zoologiem i wykładowcą z University of Reading w Wielkiej Brytanii. W 2014 roku wygrała trzecią polską edycję konkursu FameLab, dla naukowców, którzy w zajmujący sposób potrafią mówić o nauce. W czerwcu w Warszawie odbędzie się - współorganizowana przez nią - konferencja "Polish Scientific Networks", poświęcona m.in. zagadnieniu powrotów młodych polskich naukowców do kraju.

PAP: Jak wielu młodych polskich naukowców, których spotykasz w Wielkiej Brytanii, chciałoby wrócić do Polski? Czy mówią o powrocie, czy swoją karierę wiążą raczej z Wielką Brytanią?

Dr Joanna Bagniewska: Badania przeprowadzone w ramach Forum Ekonomicznego na London School of Economics wykazały, że około 70 proc. młodych Polaków, którzy studiują albo pracują naukowo w Wielkiej Brytanii, myśli o powrocie do kraju. Chociaż ankiety przeprowadzono na specyficznej grupie młodych ekonomistów i biznesmenów, to ja się tym danym nie dziwię. Wśród studentów dużo się mówi o powrocie do Polski. Jest też sporo kampanii wśród polskich studentów w Wielkiej Brytanii zachęcających do powrotów i kontynuowania kariery w Polsce.

PAP: A jaki Ty masz plan? Chciałabyś wrócić do Polski?

J.B.: Bardzo chciałam wrócić do Polski po doktoracie i bardzo się starałam, ale nie miałam dokąd wracać. Szukałam ofert pracy. To było jeszcze zanim wygrałam FameLab i jedyne, co wtedy mogłam zaoferować, to doktorat z Oxfordu. To niestety nie wystarczyło. Wysłałam naprawdę sporo aplikacji, ale zwyczajnie nie miałam na nie odpowiedzi. Nie wiem, czy moje maile nie docierały, czy nie pasowałam do profilu grupy badawczej. Po prostu nie miałam informacji zwrotnej.

PAP: Jakie w takim razie są najważniejsze bariery, które utrudniają młodym naukowcom powrót do Polski?

J.B.: Po pierwsze, w Polsce jest bardzo trudno znaleźć oferty pracy dla naukowców, bo nie ma jednego takiego miejsca, strony internetowej, gdzie można ich szukać. Jest ich wprawdzie dużo na stronie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, ale nie są to wszystkie. Aby je znaleźć, trzeba przeszukiwać strony i podstrony uniwersytetów. Wiele z tych ofert, które znalazłam, było już przeterminowanych i to nie o trzy tygodnie, tyko o rok.

Tak więc, po pierwsze, znalezienie oferty pracy jest problemem. Jeśli się ją już znajdzie, to nie wiadomo, ile można w takiej pracy zarabiać. W Wielkiej Brytanii jest normą, że podaje się widełki płacowe. Ja nie mówię, że uczelnie powinny podać co do grosza, ile będę zarabiała, ale chciałabym wiedzieć, na co się piszę, skoro mam zmienić nie tylko pracę, ale i kraj zamieszkania.

Poza tym jeśli wyślę moje zgłoszenie, to wysyłam je w kosmos, nie mając odpowiedzi. Teraz nawet nie wiadomo, czy podany adres mailowy działa czy nie. Nie muszę otrzymywać spersonalizowanego listu, ale ucieszyłabym się nawet z automatycznej odpowiedzi: dziękujemy za zgłoszenie. Jeżeli zostanie Pani zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną, to odezwiemy się w ciągu dwóch tygodni.

Czasami, aby sprawdzić wyniki rekrutacji, pojawia się komunikat na stronie: o wynikach rekrutacji będziemy informować poprzez pismo wywieszone na tablicy przed aulą Uniwersytetu Gdańskiego. Komuś, kto mieszka za granicą, trudno przyjechać do Polski, tylko po to, aby sprawdzić wyniki rekrutacji. To są sprawy, które bardzo odpychają osoby z zagranicy.

PAP: Jak w takim razie proces rekrutacji przebiega na brytyjskich uniwersytetach i instytucjach naukowych?

J.B.: W Wielkiej Brytanii jest strona internetowa www.jobs.ac.uk, gdzie są właściwie wszystkie oferty pracy związane ze środowiskiem akademickim. Można sobie wybrać dział, który nas interesuje: biologię, fizykę czy cokolwiek innego. Jeśli jakiś uniwersytet albo firma będą ogłaszały konkurs na stanowisko naukowe, to właśnie tam będą one ogłoszone.

Jeśli wysyła się aplikację, to dostaje się odpowiedź. A jeśli dostanie się zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną, na którą trzeba dojechać, to firma zwraca koszt przejazdu. Nie mówię, żeby w Polsce od razu zwracać takie koszty, ale jeśli jadę z Wielkiej Brytanii na rozmowę do Polski, to chciałabym przynajmniej wiedzieć, czy w tej pracy będę zarabiać godziwie, czy opłaca mi się wydawać pieniądze na bilet.

Jeżeli nawet rozmowa kwalifikacyjna się nie powiedzie, to mam informację zwrotną i konkretną informację, co poszło nie tak np.: wypadła Pani idealnie, ale inny kandydat wypadł równie dobrze, ale dodatkowo miał większe doświadczenie badawcze. W Polsce na razie nie bardzo mogę na to liczyć.

Poza tym fajnie by było, aby prace na stanowisku wykładowcy, jeżeli wymaga ona np. języka angielskiego, były ogłaszane też w zagranicznych stronach internetowych. Czasami można je znaleźć na New Scientist lub Nature Jobs, ale w czasie swojego szukania pracy znalazłam może dwie takie oferty z Polski.

PAP: Czy oprócz wad procesu rekrutacji są jakieś inne, głębsze problemy, które nie sprzyjają powrotom do Polski?

J.B.: Po doktoracie jest bardzo dużo osób, które mają już doświadczenie badawcze, ale nie czują się na siłach, aby zakładać własną grupę. To jest dość naturalne i jest problemem na całym świecie. Te osoby aplikują na stanowisko postdoca, czyli osoby będącej na stażu podoktorskim. W Polsce jest bardzo dużo grantów umożliwiających rozpoczęcie własnego projektu czy założenie własnej grupy, co oczywiście popieram. Jednak jeżeli chcemy ściągnąć do Polski młodych naukowców tuż po doktoracie, to należałoby im umożliwić start na pozycji postdoca w grupie badawczej, która już działa w Polsce.

Trzeba też wspomnieć o obawach związanych z przyjmowaniem osób z zewnątrz. W wielu grupach jest tak, że jeżeli ktoś zrobił doktorat w jednym instytucie, to postdoc należy im się w tej samej placówce. A tu przychodzi jakaś "przybłęda" z Oxfordu i zacznie się "mądrzyć". Wtedy ta rodzinna solidarność bierze górę.

PAP: Rząd wkrótce rozpocznie realizację programu, który ma umożliwić najlepszym studentom darmową naukę na najlepszych zagranicznych uniwersytetach. Jednak w zamian miałyby one w 10 lat od zakończenia studiów co najmniej przez pięć lat pracować w Polsce, odprowadzając składki. Co sądzisz o tym pomyśle?

J.B.: Ja jestem na tego typu stypendium z Fundacji Crescendum Est - Polonia. To jest ten typ programu, w którym muszę pracować w Polsce lub na rzecz Polski przez pięć lat po zakończeniu studiów. Właśnie dlatego starałam się wrócić do Polski, ale naprawdę nie miałam dokąd wracać. Gdyby była jakaś pozycja stażu podoktorskiego czy wykładowcy, to oczywiście bym chciała do czegoś takiego wrócić.

Z drugiej strony teraz pracuję na rzecz Polski, bo popularyzuję naukę w Polsce tak bardzo, jak się da, pracuję dla "Gazety Wyborczej" i "Focusa". Staram się organizować różnego typu wydarzenia związane z Polską np. konferencję "Science. Polish Perspectives". W grudniu wysłałam grupę swoich studentów w Beskidy, aby badali rysie i wilki. Kraj na mnie korzysta, nie czuję się darmozjadem, nie wzięłam pieniędzy i z nimi nie uciekłam. Cały czas się staram, aby Polska coś ze mnie miała.

Jeśli ktoś wyjeżdża na studia, powiedzmy do Wielkiej Brytanii i bierze pożyczkę, którą potem spłaca z własnej kieszeni, to ma poczucie, że niczego Polsce nie zawdzięcza. Nie ma poczucia, że ma jakiś dług wdzięczności czy przywiązania, sentymentu. Pomysł ze stypendiami nie jest zły, bo mógłby zainteresować osoby, którym do tej pory nie przyszło do głowy, że mogłyby bardziej związać się z Polską.

 

Ewelina Krajczyńska, Polska Agencja Prasowa

  • Published in Świat
  • 1

Czołowi menadżerowie zarabiają „tylko” 154.000 euro miesięcznie

Ich zarobki nadal są olbrzymie, ale w 2014 r. skurczyły się aż o 17% w porównaniu z rokiem 2013  – szefowie wielkich belgijskich firm nie zaliczą ubiegłego roku do najbardziej udanego.

W 2014 r. szefowie dwudziestu największych belgijskich firm giełdowych zarabiali średnio 1,85 mln euro rocznie (czyli ok. 154 tysięcy euro miesięcznie). To wciąż zawrotne sumy, nieosiągalne dla większości zwykłych obywateli.

Jednak w porównaniu z rokiem 2013 zarobki czołowych menadżerów kraju wyraźnie spadły. W 2013 r. średnie zarobki szefów największych belgijskich firm giełdowych wynosiły 2,23 mln euro rocznie (czyli ok. 185 tysięcy euro miesięcznie).

Dane na ten temat przedstawiły m.in. dzienniki „De Tijd” i „Het Laatste Nieuws”. Według tych gazet zarobki top-menadżerów spadły do najniższego poziomu od początku światowego kryzysu gospodarczego w 2008 r.  

W kilku firmach – na przykład państwowych Belgacom i Bpost – w 2014 r. zarobki szefów skurczyły się nawet o połowę. Najlepiej zarabiającym szefem belgijskiej firmy giełdowej był w minionym roku Roch Doliveux, szef firmy farmaceutycznej UCB. Zarobił on w 2014 w sumie 4,28 mln euro (czyli 356 tysięcy euro miesięcznie).

 

11.04.2015 ŁK Niedziela.BE

  • Published in Belgia
  • 0

Najstarsza Belgijka wyjaśnia sekret długowieczności

- Nie zamartwiać się i każdego dnia kanapka z mięsem z befsztyka tatarskiego – tak tajemnicę własnej długowieczności wyjaśnia Alicia Van den Berghe-Corveleyn, obecnie najstarsza mieszkanka Belgii.

Alicia Van den Berghe-Corveleyn urodziła się 8 stycznia 1905 r. w Ostendzie. W trakcie pierwszej wojny światowej uciekła z rodzicami do Wielkiej Brytanii, a obecnie mieszka w domu spokojnej starości Lacourt, informuje flamandzki dziennik „De Standaard”.

110-letnia kobieta tytułem najstarszej Belgijki pochwalić się może od początku kwietnia 2015 r. To właśnie wówczas zmarła Anna De Guchtenaere, o rok starsza od Alici mieszkanka belgijskiego Zwijnaarde.

Mężczyźni zazwyczaj żyją krócej niż kobiety i podobnie jest w przypadku belgijskich seniorów-rekordzistów. Najstarszy mężczyzna w Belgii ma „tylko” 106 lat. Jest nim urodzony 1 marca 1909 r. były kwiaciarz, mieszkający obecnie w domu spokojnej starości w Zaffelare (prowincja Flandria Wschodnia).

 

10.04.2015 ŁK Niedziela.BE

  • Published in Belgia
  • 0

UK: Nowa dwufuntowa moneta ma twarz Polki

Britannia, która jest damską personifikacją Wielkiej Brytanii, od teraz będzie miała twarz pochodzącej z Polski kobiety - informuje "Daily Mail".

Brytyjska mennica ogłosiła, że w tym roku Britannia powróci na nową dwufuntową monetę. Jak zaznacza gazeta, wydarzenie to – ogłoszone z wielką pompą – może spowodować, że Nigel Farage będzie potrzebować soli trzeźwiących. Dlaczego? Portret nowej Britannii – która jest symbolem brytyjskiej tożsamości narodowej - został bowiem stworzony w oparciu o twarz polskiej imigrantki, Doroty Rapacz.

Autorem projektu jest wybitny rzeźbiarz Antony Dufort, który przy tworzeniu wizerunku Britannii inspirował się swoją pochodzącą z Lubonia małżonką. 44-letnia Polka przybyła do Wielkiej Brytanii w 2001 roku, wkrótce po ślubie z Brytyjczykiem.

“To możliwe, że nowy portret jest wzorowany na mojej żonie” - przyznał 66-letni Dufort. “Musiałem długo zastanawiać się nad tym, jak stworzyć wizerunek silnej, młodej kobiety, który będzie zarazem nośnikiem tradycyjnych wartości”.

Artysta jest autorem wielu wybitnych posągów, w tym rzeźby Margaret Thatcher, która stoi naprzeciwko pomnika Winstona Churchilla w brytyjskiej Izbie Gmin. Mennica (Royal Mint) przywróciła Britannię po sześciu latach nieobecności. Wcześniej jej postać mogliśmy zobaczyć na rewersie monety 50 pensowej.

Britannia to “bohaterka ludu” oraz “symbol odradzającego się optymizmu”. Dufort zaproponował unowocześniony wizerunek kobiety, który ukazuje jej głowę i ramiona w większym zbliżeniu.

“Kto mógł się spodziewać, że Jej Królewska Mość – która znajduje się na drugiej stronie monety – będzie dzielić tak zaszczytne miejsce z polską imigrantką?” - pyta prowokacyjnie “Daily Mail”.

Polacy stanowią najliczniejszą grupę obcokrajowców w Wielkiej Brytanii. Naszym rodakom od 2002 roku zostało wydanych 1,2 mln numerów ubezpieczenia (National Insurance Numbers). Ze wszystkich mniejszości na Wyspach to Polki rodzą najwięcej potomstwa - w zeszłym roku wydały na świat około 21 300 dzieci.


10.04.2015 MM, Londynek.net

  • Published in Świat
  • 0
Subscribe to this RSS feed