Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
Belgia: Pogoda na środę 1 maja
1 Maja - Święto Pracy (pamiętamy z Polski, ale skąd się wzięło?)
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (środa 1 maja 2024, www.PRACA.BE)
Belgia: Wylecieli, ale bagaże zostały… Problem na brukselskim lotnisku
Polskie F-35A nazwane. Ale będą latały bez szachownicy
Belgia: Zaginęła 30 lat temu. Teraz aresztowano jej… 78-letniego męża
Polska: Majówka 2024 Poradnik: pogoda, sklepy, ceny paliw
Belgia: Sesja ślubna w... supermarkecie?! „Tutaj się poznaliśmy”
Polska: Moneta na wycieraczce. To nie musi być przypadek, to może być ostrzeżenie
Słowa dnia: Hoe gaat het?
Redakcja

Redakcja

Koronawirus w Polsce: Trzecia fala pandemii dotarła do Warszawy. W wielu szpitalach brakuje łóżek, ale też kadry medycznej

W piątek 12 marca br. na SOR w Szpitalu Bródnowskim brakowało 22 łóżek dla pacjentów, a w Szpitalu Bielańskim – 61, które trzeba było uzupełnić dostawkami. Dane z Systemu Informacji o Szpitalach pokazują trudną sytuację warszawskich placówek, które borykają się z trzecią falą pandemii. Przepełnione szpitale miała odciążyć otwarta w lutym placówka na Ursynowie, ale brakuje lekarzy i pielęgniarek, żeby ją zapełnić. W efekcie Szpital Południowy na 300 dostępnych łóżek może w tej chwili przyjąć raptem kilkudziesięciu pacjentów. Ratusz we współpracy z wojewodą mazowieckim prowadzą poszukiwania kadr medycznych, ale tych brakuje już w skali całego kraju.

– Mamy do czynienia z trzecią, dosyć mocną falą epidemii COVID-19, na którą nałożyły się dodatkowe czynniki. Po pierwsze, wielu pacjentów niecovidowych po prostu musiało wrócić do szpitali na różnego rodzaju zabiegi, operacje odłożone w czasie. Ten rok był dość trudny, ponieważ wielu pacjentów przymuszonych sytuacją albo z własnej woli rezygnowało z diagnostyki i leczenia. Dzisiaj to wraca ze zdwojoną siłą. W tej chwili mamy szpitale pełne pacjentów niecovidowych, a do tego dochodzi jeszcze potrzeba kolejnych łóżek dla pacjentów z COVID-19, których intensywnie przybywa – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Renata Kaznowska, wiceprezydent m.st. Warszawy odpowiedzialna m.in. za obszar miejskiej polityki zdrowotnej.

W ostatnich dniach Ministerstwo Zdrowia informuje o rekordowych liczbach nowych zakażeń SARS-CoV-2 od początku roku. Aktualna liczba pacjentów przebywających w szpitalach (19 102) i pod respiratorami (1982) jest najwyższa od początku grudnia i rośnie. Zwłaszcza na Mazowszu, które jest w tej chwili największym ogniskiem COVID-19 i które notuje najwięcej zakażeń od początku pandemii w Polsce. Trzecia fala pandemii dotarła też do Warszawy.

W wielu miejskich szpitalach nie ma już miejsc dla zakażonych, SOR-y są przepełnione, a karetki czekają godzinami na wolne łóżko albo wożą pacjentów od jednej placówki do drugiej. Ciężką sytuację obrazują dane z Systemu Informacji o Szpitalach, według których w piątek po południu na oddziale ratunkowym w Szpitalu Praskim i na Solcu było zero wolnych miejsc, w Szpitalu Bródnowskim minus 22, a w Bielańskim minus 61. Minus określa liczbę dostawek ponad liczbę regularnych miejsc dla pacjentów. To oznacza, że np. w Szpitalu Bielańskim, który dysponuje 23 łóżkami na SOR, w piątek było aż 84 pacjentów. W miejskich szpitalach trwa też ekspresowe przekształcanie oddziałów internistycznych w covidowe.

– Wojewoda podjął decyzję, żeby w naszych szpitalach przekształcać łóżka niecovidowe w covidowe i tych przekształceń jest sporo. Szpital Bielański, który dotychczas miał 31 łóżek covidowych, docelowo ma mieć ich aż 98. Jednak ta decyzja została podjęta 9 marca z realizacją od 10 marca, co jest absolutnie niemożliwe, ponieważ te wszystkie łóżka są zajęte przez pacjentów. Musimy ich najpierw wyleczyć i wypisać albo przekierować do innych szpitali. Dlatego dyrektor szpitala odwołała się od tego terminu – mówi Renata Kaznowska. – Ale oczywiście przygotowujemy się do tego, żeby jak najszybciej i jak najwięcej łóżek przeznaczyć na potrzeby walki z COVID-19, choć ten proces trwa.

Jak podkreśla, dostępność łóżek dla pacjentów z COVID-19 to w tej chwili niejedyny problem, z jakim borykają się przepełnione, warszawskie szpitale. Kolejnym jest brak wystarczającej liczby kadry medycznej.

– Budowane są szpitale tymczasowe, ale szpitale i łóżka nie leczą. Potrzebni są lekarze i pielęgniarki, a z tym jest olbrzymi problem. Widać to na przykładzie naszego szpitala tymczasowego, który został zorganizowany w Szpitalu Południowym. On działa, przyjmuje pacjentów wyłącznie covidowych, w najcięższych stanach. Mamy jednak olbrzymi problem z kadrą medyczną. W tej chwili znalezienie pielęgniarki czy lekarza szczególnie internisty, anestezjologa jest rzeczą niezwykle trudną. Między innymi dlatego, że otwierają się kolejne placówki tymczasowe. W Warszawie jest olbrzymi szpital tymczasowy na Stadionie Narodowym, nasz tymczasowy Szpital Południowy, szpital wojskowy na Okęciu i inne, budowane w całej Polsce, które borykają się z tym samym problemem braku kadry – mówi wiceprezydent Warszawy.

Szpital Południowy na Ursynowie przyjmuje pierwszych pacjentów od 15 lutego, co oznacza, że jego oddanie do użytku zostało przyspieszone aż o pół roku. Było to możliwe m.in. dzięki dodatkowym 22 mln zł przekazanym przez wojewodę na doposażenie placówki. Na razie tymczasowy Szpital Południowy leczy tylko pacjentów zakażonych COVID-19. W odróżnieniu od podobnej placówki na Stadionie Narodowym przyjmuje też pacjentów w cięższym stanie, wymagających intensywnej opieki.

– Do tego szpitala trafiają najtrudniejsze przypadki z miasta. Staramy się zwiększać liczbę łóżek, ale największy problem to właśnie dostępność kadry medycznej. Mamy w tym szpitalu podpisanych 170 umów, ale to są bardzo często kontrakty i zlecenia cząstkowe. Brakuje nam lekarzy i pielęgniarek na dyżury w ciągu dnia, poszukujemy ich – mówi Renata Kaznowska.

Jak wskazuje, w tym tygodniu ratusz podpisał ponad 20 nowych umów z medykami, którzy będą pracować w Szpitalu Południowym. Dzięki temu placówka będzie w stanie zwiększyć liczbę łóżek dla pacjentów do 60, a w perspektywie kolejnego tygodnia przekroczyć 100.

Szpital Południowy to jeden z ośmiu szpitali tymczasowych na Mazowszu utworzonych w ramach planu zabezpieczenia łóżek covidowych. Przy komplecie lekarzy, pielęgniarek i kadry medycznej jest w stanie przyjąć ok. 300 pacjentów, w tym 80 na intensywnej terapii.

– Lekarzy i medyków do obsługi tego szpitala szukamy zarówno my, jak i wojewoda. Jeżeli są chętni i wolni medycy, to my oczywiście zachęcamy, dajemy ogłoszenia i szukamy. Mam nadzieję, że ten szpital będziemy mogli sukcesywnie zapełniać pacjentami – mówi wiceprezydent Warszawy.

Stołeczny ratusz zarządza 10 szpitalami na terenie Warszawy, które w ostatnich latach zostały w większości wyremontowane i doinwestowane. Miejskie szpitale samorządowe mają sprzęt i aparaturę o wartości 380 mln zł, z czego ponad 70 proc. zostało sfinansowane właśnie z budżetu stolicy. Sam koszt rozpoczętej w 2016 roku budowy Szpitala Południowego przekroczył 370 mln zł. Po zakończeniu pandemii koronawirusa nowy miejski szpital zacznie służyć mieszkańcom południowych dzielnic Warszawy.


21.03.2021 Niedziela.BE // źródło: newseria // mówi: Renata Kaznowska, wiceprezydent m.st. Warszawy // tagi: Warszawa, samorządy, szpitale samorządowe, pandemia, COVID-19, koronawirus, szpitale covidowe, Szpital Południowy, szpitale tymczasowe

(kmb)

 

Belgia: 6 na 10 pracowników służby zdrowia ma koronawirusowe przeciwciała

Pod koniec lutego liczba pracowników służby zdrowia, którzy mają w organizmach koronawirusowe przeciwciała, wzrosła do 64% - wynika z najnowszych danych instytutu zdrowia publicznego Sciensano.

Znaczny wzrost przedstawicieli zawodów medycznych, którzy mają we krwi przeciwciała Covid-19, jest związany głównie z krajowym programem szczepień, który rozpoczął się na początku tego roku. Pod koniec lutego 80% pracowników medycznych otrzymało co najmniej jedną dawkę szczepionki przeciwko koronawirusowi.

Dla porównania, pod koniec stycznia liczba pracowników służby zdrowia mających koronawirusowe przeciwciała wynosiła 24%, zaś w okresie od kwietnia do września – jedynie 8-9%.

Około 1/4 biorącego udział w badaniu personelu medycznego, nie miała jeszcze przeciwciał w organizmie, co można wytłumaczyć tym, że wiele osób zostało przebadanych zaledwie sześć dni po otrzymaniu pierwszej dawki szczepionki.


21.03.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

W połowie brukselskich stref policyjnych brakuje defibrylatorów

Obecnie połowa stref policyjnych w Brukseli nie posiada pojazdów awaryjnych wyposażonych w defibrylatory – wynika z najnowszych danych przedstawionych przez ministra-prezydenta Regionu Stołecznego Brukseli, Rudi Vervoorta.

Defibrylatory to urządzenia, które są w stanie przywrócić bicie serca. Jak wynika z badań, w przypadku zawału serca szybki dostęp do defibrylatora znacznie zwiększa szanse przeżycia. Jeszcze w 1990 roku osoba, która doznała ataku serca poza szpitalem miała jedynie 9-procentowe szanse na przeżycie. Obecnie odsetek ten wynosi 25%. Co więcej, jeśli defibrylator zostanie zastosowany w ciągu pierwszej minuty od utraty przytomności danej osoby, jej szanse na przeżycie wynoszą aż 90%.

„Na szczęście nie są to urządzenia, których byśmy potrzebowali na co dzień, ale przynajmniej niektóre pojazdy alarmowe powinny być w nie wyposażone” - w rozmowie z Bruzz, przekazała posłanka, Bianca Debaets.

Strefa Bruksela-Ixelles jest najlepiej przygotowana pod tym względem, ale wiele innych gmin już nie. Defibrylatorów nie posiadają pojazdy alarmowe w następujących gminach: Etterbeek, Woluwe-Saint-Pierre, Woluwe-Saint-Lambert, Anderlecht, Saint-Gilles oraz Forest. Co więcej, nie są dostępne dane na temat kilku innych brukselskich gmin, w tym: Molenbeek-Saint-Jean, Koekelberg, Jette, Ganshoren, Berchem-Sainte-Agathe.


19.03.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(kk)

Wiele nowych słów i militarne porównania. Pandemia zmieniła także polszczyznę

Nowa sytuacja wymaga nowych określeń i tak też się stało w przypadku pandemii. Przez koronawirusa w języku polskim pojawiło się wiele nowych wyrazów, inne – do tej pory używane tylko przez specjalistów – weszły do codziennego użycia, popularna stała się także militarna retoryka. Nie zabrakło także memów i reakcji prześmiewczych, które pozwalają oswoić nieznaną, a przez to budzącą lęk rzeczywistość. Zdaniem Michała Rusinka, byłego sekretarza Wisławy Szymborskiej, a teraz prezesa fundacji jej imienia, ludzie dobrze poradzili sobie z tym zadaniem dzięki poczuciu humoru.

– Generalnie takie sytuacje jak pandemia to są sytuacje lękowe. Nagle cały świat się zmienia, nie wiemy, co będzie dalej, więc musimy sobie jakoś radzić. Myślę, że poradziliśmy sobie z tym całkiem nieźle i to w dużej mierze dzięki różnym zabiegom językowym. Możemy zakląć rzeczywistość i język właśnie do tego służy – mówi agencji Newseria Biznes Michał Rusinek. – Do naszego języka weszły różne określenia związane z koronawirusem, COVID-em, trochę określeń medycznych, np. tajemniczy szpital jednoimienny. Pojawiły się też kwarantanna i lockdown, z którym sobie nie poradziliśmy językowo, musieliśmy go zachować w wersji angielskiej.

Namnożyło się także określeń związanych z utrudnieniami okazji towarzyskich, których zostaliśmy pozbawieni podczas lockdownu – koronaparty, koronalia, koronaferie, powstały także koronakryzys, samoizolacja (dobrowolna kwarantanna), prześmiewczy „koronaświrus” czy nauczanie zdalne, hybrydowe i stacjonarne. Do codziennego użycia weszło też słowo „maseczka”, do tej pory popularne wśród lekarzy i przedstawicieli innych zawodów, którzy stosowali takie zabezpieczenie jeszcze przed pandemią.

W języku polskich polityków dominowała metaforyka militarna: mówiono o ataku koronawirusa, tarczach antykryzysowych i finansowych czy o pracownikach medycznych jako znajdujących się na pierwszej linii frontu walki z pandemią. Michał Rusinek zwraca uwagę, że w języku angielskim takie określenie nie funkcjonowało, zamiast tego używano słowa „key”, czyli „kluczowi”.

 Kiedy zostaliśmy zamknięci w domu i zmuszeni do rozmów przez różnego rodzaju programy online, pojawiło się też sporo określeń związanych z ich nazwami – zwraca uwagę prezes Fundacji Wisławy Szymborskiej. – Akurat w Polsce Zoom nie jest bardzo popularny, ale w innych krajach, gdzie tak jest, bardzo mi się podoba określenie zoombie na kogoś, kto zbyt długo siedzi przed Zoomem i jest już trochę jak zombie. Właściwie wszyscy my, prowadzący zajęcia ze studentami, tak jak ja, jesteśmy takimi zoombie. Bardzo mi się podoba też mem przedstawiający Kartezjusza, który nie mówi: „Cogito ergo sum”, tylko: „Covido ergo Zoom”.

Przytacza też sytuację, z którą zetknął się osobiście podczas spotkania z dziećmi, również prowadzonego zdalnie za pomocą jednej z platform. Gdy zaczął mówić, jedno z dzieci krzyknęło: proszę pana, jest pan zmutowany. Chodziło o wyciszony mikrofon od angielskiego słowa „mute”, ale po polsku znakomicie kojarzy się ono ze sferą związaną z wirusem.

Wydaje mi się, że w innych językach kreatywność była nawet większa. Przykładowo w języku rosyjskim pojawiła się nowa kategoria „sididomcy”, czyli ci, którzy siedzą w domu z powodu koronawirusa, albo „pogulyancy”, czyli ci, którzy mimo wszystko chodzą na spacery w tym okresie – wymienia Michał Rusinek.


22.03.2021 Niedziela.BE // źródło: newseria // mówi: Michał Rusinek, prezes zarządu Fundacji Wisławy Szymborskiej // tagi: język a pandemia, koronawirus, nowe określenia, Michał Rusinek

(kmb)

 

Subscribe to this RSS feed