Serwis www.niedziela.be używa plików Cookies. Korzystając z serwisu bez zmiany ustawień przeglądarki wyrażasz zgodę na ich użycie. Aby poznać rodzaje plików cookie, cel ich użycia oraz sposób ich wyłączenia przeczytaj Politykę prywatności

Headlines:
PRACA W BELGII: Szukasz pracy? Znajdziesz na www.NIEDZIELA.BE (sobota 18 maja 2024, www.PRACA.BE)
Film „Putin”, w reżyserii Patryka Vegi [zobacz ZWIASTUN 2:30min]
Polska: Kiedy wakacje, ile jeszcze wolnego do końca roku szkolnego?
Szybki pociąg z Brukseli do Amsterdamu ma ruszyć pod koniec 2024 roku
Policjanci ścigali go przez kilkanaście kilometrów. Uciekał, bo miał ważne powody
Polska: Zasiłek pogrzebowy będzie wyższy. Znamy kwotę
Niemiecka policja dokonała nalotu na grupę propalestyńską w Duisburgu
Polska: Kobiety staną przy ołtarzu w czasie mszy. Mocna deklaracja arcybiskupa
Belgia: Samotni rodzice mają większe trudności ze znalezieniem zakwaterowania
Belgia: 30 kobiet z dziećmi eksmitowanych z byłego hotelu w Brukseli
Redakcja

Redakcja

Zdrowie: Czy sztuczne słodziki mogą potęgować głód?

Wiele mówi się na temat wrogiego działania cukru na ludzki organizm. Oprócz aspektu zdrowotnego, jest to równie istotna kwestia z punktu widzenia osób, które usiłują zgubić zbędne kilogramy. Od lat popularne są słodziki, które mają być niskokaloryczne i bezpieczne, np. dla cukrzyków. Czym są te substancje i jak wpływają na ludzkie zdrowie?


Trenerka dietetyczna obala popularne teorie



Od lat substancje słodzące są powszechnie używane zarówno w domach, jak i w przemyśle spożywczym. Niewiele jest jednak badań, które mogłyby jednoznacznie wskazywać, jaki wpływ mają tak naprawdę zamienniki cukru na nasz organizm.



Astrid, która jest trenerką żywieniową i opowiada o jedzeniu na Instagramie pod nickiem antidiet_dietitian, postanowiła głębiej przyjrzeć się temu wątkowi. Na swoim profilu zamieściła wpis, w którym wymienia cztery najczęściej stosowane słodziki: sacharynę, sukralozę, aspartam i stewię.



Ekspertka zaznaczyła, że według niej problemem jest rozpowszechnianie informacji o ich szkodliwym działaniu, choć nie ma na to jasnych, naukowych dowodów. Według Astrid zaobserwowano negatywne skutki tych substytutów, tj. przyrost masy ciała, wahania insuliny i działanie rakotwórcze. Zwróciła jednak uwagę na to, że badania przeprowadzane były na szczurach i w ekstremalnie dużych dawkach. To według niej nie ma żadnego przełożenia na realną korelację zamienników cukru z organizmem ludzkim.



Trenerka żywieniowa zauważa, że bardzo wysokie dawki są toksyczne, ale to dotyczy każdego produktu, nawet wody. Astrid napisała na swoim Instagramie, że jej celem nie jest promowanie słodzików, ale chciałaby, aby zaprzestano rozpowszechniania mitów na ich temat. Uważa, że korzystanie z tych substancji jest przydatne, zwłaszcza dla osób, które walczą z nadwagą.



Słodziki potęgują głód?



Astrid w swoim poście wspomina o ważnej kwestii. Niektórzy twierdzą, że używanie sztucznych słodzików może potęgować uczucie głodu. Tę teorię zdaje się potwierdzać Dorota Wydro, która w swojej publikacji „Ile cukru jest w cukrze?” przytacza badania amerykańskich naukowców z Uniwersytetu Purdue. Z opisywanych obserwacji wynika, że szczury karmione sztucznymi słodzikami, padły ich ofiarą.



"Zwierzęta karmione sztucznym dodatkiem słodzącym, spożywały w ciągu całego dnia więcej kalorii niż grupa kontrolna, szybciej przybierały na wadze oraz miały wyraźnie większe problemy z jej zrzuceniem. Przyczyną zgubnego działania słodzików jest najprawdopodobniej ich zdolność do zaburzania równowagi pomiędzy uczuciem głodu i sytości oraz, co za tym idzie, samokontroli nad ilością spożywanego pokarmu.” – czytamy w publikacji Doroty Wydro z Wyższej Szkoły Kosmetyki i Pielęgnacji Zdrowia w Warszawie.



Rozwiązaniem mogą być słodkie rośliny



W swojej analizie Dorota Wydro wskazuje, że „złotym środkiem” pomiędzy cukrem a słodzikami mogą być rośliny o właściwościach słodzących. Wśród nich wymienia stewię, lukrecję, karob i syrop z agawy. Wszystkie te naturalne substancje są dostępne np. w marketach i sklepach ze zdrową żywnością, w postaci gotowej do użycia. Każda z nich według autorki posiada właściwości, które korzystnie wpływają na zdrowie.



Miód nie jest polecanym zamiennikiem



Choć może to być sporym zaskoczeniem, Dorota Wydro zwraca uwagę na to, że miód, który jest w każdej kuchni, wcale nie jest zdrowszy od cukru.



„Miód jest w dużej mierze bogatą mieszaniną cukrów tj. fruktozy i glukozy, które oddziałują na zęby tylko w nieznacznie mniejszym stopniu niż zwykły cukier (sacharoza). W miodzie nie ma niczego szczególnie zdrowego. Ilości mikroelementów które zawiera, są zbyt małe, aby stanowić znaczący wkład do naszej diety.” – wyjaśnia.



13.06.2021 Niedziela.BE // bron: News4Media // fot.: iStock

(cc)

 

Zdrowie: Diagnoza: rak płuca. O co warto zapytać lekarza

Stwierdzenie choroby nowotworowej to szok. Chory początkowo nie dowierza, może zaprzeczać diagnozie, zamykać się w sobie. Tymczasem niewiele jest czasu – trzeba szybko podjąć ważne decyzje. Doradzamy, o co pytać lekarza po takiej diagnozie i gdzie szukać pomocy.

Człowiek postawiony w obliczu diagnozy onkologicznej jest kompletnie zagubiony, dlatego niezwykle ważne jest podejście lekarza do pacjenta: jego otwartość, życzliwość, stworzenie okoliczności, które w tak trudnym momencie pozwolą nawiązać nić porozumienia, aby wspólnie podejmować ważne decyzje. Ostateczną decyzję co do leczenia podejmuje zawsze pacjent, a lekarz ma obowiązek przekazać mu informacje, które pozwolą mu wybrać najkorzystniejsze dla siebie opcje.

"Lekarz jest najczęściej pierwszym źródłem informacji dla chorego i to on jako pierwszy może podać mu pomocną dłoń. Warto, aby przekazał swojemu pacjentowi informacje o znanych mu grupach wsparcia osób, które przeszły to samo i wiedzą na temat życia z tą choroba więcej niż ktokolwiek inny" – mówi Ewelina Szmytke, wolontariuszka działającą na polu raka płuca w Polsce.

Po pierwszym szoku przychodzi czas na pytania i poszukiwanie odpowiedzi. Często jednak chory ma mętlik w głowie, trudno mu zebrać myśli, zastanawia się, o co powinien zapytać. Uporządkujmy ten chaos. Warto swoje pytania napisać na kartce.

Po pierwsze ważne jest ustalenie, w jakim stadium jest choroba. Stopień zaawansowania warunkuje decyzje o dalszym postępowaniu.

"Najbardziej efektywnymi metodami postępowania w raku płuca są te polegające na całkowitym usunięciu guza lub jego zniszczeniu i zapobiegawczo wdrożeniu chemioterapii, aby zniszczyć komórki nowotworowe krążące w krwiobiegu. Taki rodzaj leczenia możliwy jest jednak jedynie we wczesnym stadium choroby, dlatego w raku płuca szczególnie istotne jest szybkie rozpoznanie" – zwraca uwagę wolontariuszka.

Kolejny element determinujący rodzaj terapii to rodzaj nowotworu - czy mamy do czynienia z drobnokomórkowym czy niedrobnokomórkowym rakiem płuca.

Drobnokomórkowy rak płuca występuje rzadziej, w ok. 20 proc przypadków. Przy takim wskazaniu większość metod leczenia obejmuje jedynie metody tradycyjne. Jeśli zaś mamy do czynienia z dużo częstszym, niedrobnokomórkowym rakiem płuca, warto wykonać badania molekularne.

To dzięki nim można stwierdzić, czy występują określone mutacje, dzięki czemu terapia może być spersonalizowana. Indywidualnie dla danego pacjenta dostosowuje się immunoterapię.
Leczenie innowacyjne: bieg z przeszkodami

Tak dochodzimy do możliwości leczenia refundowanego w Polsce.

"Jeśli wśród refundowanych metod nie ma tej, która byłaby najbardziej efektywna dla danego pacjenta, warto dowiedzieć się czy są prowadzone badania kliniczne w kierunku raka zdiagnozowanego u tego chorego. Czasami innowacyjne metody leczenia są dostępne również w wielu miejscach w naszym kraju" – doradza wolontariuszka.

Każde z badań odbywa się na grupie pacjentów o określonym stanie zdrowia. Aby wziąć udział w takim badaniu, trzeba spełnić określone warunki.

"W opisie każdego badania klinicznego znajdują kryteria wykluczające i kryteria wejścia, na podstawie których kwalifikuje się osoby do udziału w takim badaniu. Jeśli pacjent dostanie się do badania, trafia do jednej z grup - u jednej stosuje się nową metodę leczenia, a u drugiej najlepszą dostępną metodę leczenia w danym wskazaniu. Następnie wyniki tych dwóch grup są porównywane i na tej podstawie sprawdza się czy nowa metoda leczenia jest lepsza niż ta najczęściej używana w danym wskazaniu" – tłumaczy Ewelina Szmytke.

Niektóre z terapii niestosowanych w Polsce mogą być dostępne w innych krajach. Zdarza się jednak, że nie mają jeszcze dopuszczenia do obrotu i nie są w Polsce refundowane. Ale są sposoby, aby i do takich metod uzyskać dostęp.

"Można to zrobić np. poprzez badanie kliniczne, o czym już mówiliśmy, lub poprzez ratunkowy dostęp do technologii lekowych. Polega on na finansowaniu leków potrzebnych do ratowania życia danej osoby. Szpital ma możliwość zwrócenia się do Ministra Zdrowia o pokrycie kosztów takiej terapii. Lek musi być zarejestrowany, ale nieobjęty refundacją. Decyzja w takim przypadku przyznawana jest na trzy miesiące, a kontynuacja jest możliwa, ale tylko w oparciu o potwierdzenie skuteczności leczenia przez lekarza specjalistę i przez złożenie nowego wniosku do Ministra Zdrowia. Niestety, taka procedura sprawia wiele trudności" – wyjaśnia wolontariuszka.

Istnieją też inne metody poszukiwania dostępu do innowacyjnego leczenia. Można próbować dostać się do nich poprzez międzynarodowe projekty, które pomagają chorym przejść właściwą ścieżkę do wykonania badań molekularnych i w przypadku wykrycia mutacji wdrożenia leczenia personalizowanego we właściwym szpitalu.

"Dostęp do leczenia nie ogranicza się do terapii refundowanej w programach lekowych. Są też inne drogi, z których można próbować korzystać, ale warunkiem, aby to zrobić, jest dostęp do informacji na ich temat" – podkreśla Ewelina Szmytke.

Zanim chory zdecyduje się na konkretną terapię, może dopytać swojego lekarza o potencjalne korzyści i zagrożenia zaproponowanego schematu leczenia. Dla pacjenta różne elementy terapii mogą mieć znaczenie, np. to, czy leki podawane są w szpitalu, co wiąże się z kilkugodzinnym pobytem w placówce, czy też dostępne są w postaci tabletek, które można brać w domu.

Bardzo istotną kwestią są też skutki uboczne leczenia i możliwość ich skutecznego łagodzenia. Warto przy tym pamiętać, że leczenie bólu jest integralną częścią terapii.

"Dla wielu pacjentów jakość życia ma o wiele większą wartość niż jego długość w złym stanie. Decyzja o rodzaju leczeniu powinna być podjęta nie tylko z uwzględnieniem stanu pacjenta, ale również o jego potrzeby i priorytetów życiowych" – podkreśla wolontariuszka.

Jeśli lekarz sam nie podejmie tego wątku, można zapytać go, gdzie jeszcze można poszukać wsparcia. Istnieje wiele organizacji pacjenckich, grup wsparcia, formują się różne nieformalne grupy pacjentów, a lekarze często o nich wiedzą.

W Polsce pacjentów z rakiem płuca można kierować np. do Stowarzyszenia Walki z Rakiem Płuca w Szczecinie i w Gdańsku lub do zamkniętej grupy na Facebooku „Rak płuca” oraz strony na Facebooku „Rak płuca – wiedza i wsparcie”.

"Wielokrotnie poza informacjami o chorobie i sposobach radzenia sobie z nią w codziennym życiu pacjenci mogą uzyskać tam również wsparcie emocjonalne i zrozumienie, znaleźć sposoby, jak otworzyć się w tak trudnej sytuacji przed innymi. Te osoby doskonale wiedzą, przez co przechodzi pacjent słysząc taką diagnozę, ci którzy sami przez to przeszli po prostu lepiej się rozumieją" - mówi Ewelina Szmytke.
Potrzeby pacjentów się zmieniają.

W późniejszych etapach leczenia potrzeby pacjentów często ulegają zmianie.  Zgodnie z raportem Life Cancer Europe z 2020 r. który powstał w oparciu o ankiety przeprowadzone m.in. wśród europejskich pacjentów z rakiem płuca i ich opiekunów, największe potrzeby związane są z kwestią kontroli objawów choroby.

Niemal 40 proc. respondentów zadeklarowało, że często nie wie jak radzić sobie ze skutkami ubocznymi leczenia i potrzebują wsparcia lekarza w tym zakresie. Kolejną duża potrzebą (zadeklarowało ją 37 proc. ankietowanych) jest zapewnienie opieki psychologicznej.

"Nastawienie pacjenta do choroby jest w procesie leczenia niezwykle istotne i ma wpływ na efektywność terapii. Bywa, że pacjenci po leczeniu operacyjnym bądź po radioterapii zastosowanej we wczesnych fazach leczenia nie uzyskują pomocy psychologicznej, chociaż jej potrzebują" – przytacza dane z raportu Ewelina Szmytke.

Prawie 33 proc. ankietowanych wskazuje także na potrzebę rehabilitacji. Po trudnych zabiegach często jest ona niezbędna do utrzymania dobrej kondycji fizycznej pacjenta. Tymczasem zdarza się, że  chorzy po leczeniu nie uzyskują długoterminowej opieki rehabilitacyjnej, nawet pomimo utrzymującego się bólu np. w bliznach pooperacyjnych.

Częstym problemem chorych są też kwestie finansowe - ponad 27 proc. osób deklaruje, że ich sytuacja finansowa uległa pogorszeniu w związku z chorobą, jednak jest to kwestia pozamedyczna, lekarze nie zawsze będą potrafili skierować chorego we właściwe miejsce.
Wszystko to sprowadza się do dobrego kontaktu z lekarzem prowadzącym.

"Dobra relacja między chorym i jego lekarzem ma zdecydowanie pozytywny wpływ na wynik i efektywność całego procesu leczenia. Potrzeby pacjenta mogą się różnić na poszczególnych etapach terapii. Warto pamiętać, że dostęp do informacji jest prawem pacjenta, podobnie jak prawo do współdecydowania o leczeniu. Grupy wsparcia i organizacje pacjenckie mogą realnie pomóc osobie obciążonej trudna diagnozą, warto więc aby lekarze przekazywali informacje o działaniu takich grup swoim pacjentom" – uważa wolontariuszka.

Warto też pamiętać, że pacjent ma prawo do tzw. drugiej opinii. W razie wątpliwości może żądać, by jego lekarz zasięgnął opinii innego lub zwołał konsylium. Żądanie drugiej opinii, podobnie jak i ewentualną jej odmowę, lekarz ma obowiązek udokumentować w dokumentacji medycznej.  

Monika Wysocka, zdrowie.pap.pl

Tekst powstał na podstawie wykładu Eweliny Szmytke wygłoszonego podczas II Wiosennej Akademii Immuno-onkologicznej dla Dziennikarzy, która odbyła się 27 maja.

 


10.06.2021 Niedziela.BE // źródło informacji: Serwis Zdrowie // fot. Shutterstock, Inc. /zdjęcie ilustracyjne

(cc)

 

 

 

Polska: Nowy pomysł na płacę minimalną. Zobacz, ile można zyskać

Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców chce zmian w ustalaniu najniższej krajowej. Nie zgadza się z tym, że jej wysokość ustalają politycy i proponuje nowe rozwiązanie.

Płaca minimalna ustanawiana jest w Polsce ustawowo - zależy od wyliczeń i decyzji ministra finansów, który wysokość najniższej pensji negocjuje ze związkami zawodowymi. Te zawsze chcą dużego wzrostu, a rząd niemal zawsze stara się te zapędy hamować. I tak właśnie ustalono, że w tym roku zatrudniony na pełnym etacie pracownik może zarobić najmniej 2 800 zł brutto.

Dużo czy mało? Nie ma jasnej odpowiedzi na to pytanie, bo związkowcy chcą więcej, a pracodawcy narzekają na rosnące koszty pracy. Trzeba uczciwie przyznać, że w ostatnich latach najniższe pensje rosły dynamicznie. Jeszcze w 2019 r. było to 2 250 zł, a już rok później 2 600 zł. W okresie od 2015 do 2020 roku pensja minimalna wzrosła o niemal 50 procent.

Rok 2022

Co do stawek na rok 2022 nie ma jeszcze ostatecznej decyzji. Według danych GUS, a tymi posługuje się rząd, wzrost powinien wynieść przynajmniej 184 zł i 70 groszy i najniższa pensja miałaby wynieść 2985 zł. Tyle, że związki negocjują wyżej i np. OPZZ chce wzrostu o 500 złotych.

I tak jest co roku. Wyjściem z takiej sytuacji może być obliczanie najniższego wynagrodzenia jednym stałym systemem. Zaproponował to właśnie Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców, Adam Abramowicz. To były poseł PiS powołany na obecne stanowisko przez premiera. Na spotkaniu z pracodawcami, związkowcami i przedstawicielami trzech ministerstw Abramowicz mówił, że najniższe zarobki powinny zostać wyłączone spod polityki.

Nowy pomysł

„W sprawie płacy minimalnej powinien być zawiązany szeroki konsensus. My nie chcemy robić czegoś przeciwko pracownikom, przeciwko związkom z zawodowym. To ma być rozwiązanie nie przeciwko, a dla - dobre dla wszystkich: pracodawców, pracowników, budżetu państwa i całości funkcjonowania nas wszystkich.” - mówił Adam Abramowicz i dodał, że ważna jest też w tym aspekcie regionalizacja płacy. Chodzi o fakt, że koszty utrzymania są różne w zależności od województwa. Ale to nie regionalni politycy mieliby ustalać stawki: „Gdybyśmy przekazali to do polityków regionalnych, to dopiero rozpocząłby się festiwal. Moglibyśmy uzyskać zupełnie inny efekt, niż oczekujemy.” – mówił.

Zdaniem Rzecznika najniższa stawka powinna być uzależniona od średniej krajowej i wynosić połowę tej drugiej. I tak na koniec 2020 roku przeciętne wynagrodzenie wyniosło 5973,75 zł, czyli płaca minimalna wyniosłaby w tym roku ok. 2986 złotych.

Przedstawiciele resortu rozwoju, pracy i technologii mówili na spotkaniu, że obecny mechanizm jest wadliwy, ale regionalizacja zarobków nie jest dobrym pomysłem. "Płaca minimalna na poziomie regionalnym wydaje się zbyt daleko idącym krokiem." – ocenił zastępca dyrektora departamentu analiz gospodarczych w MRPiT Mariusz Zielonka, a ekspert Business Centre Club Witold Michałek dodał: „Potrzebna jest dyskusja, nie tyle czy wprowadzać zróżnicowaną regionalnie płacę minimalną, ale w jaki sposób ją wprowadzać”.

Jego zdaniem taki system mógłby pogłębić różnice ekonomiczne między województwami.

13.06.2021 Niedziela.BE // Bron: News4Media // fot.: iStock

(el)

 

Belgia: Koniec ze studiowaniem online? „W przyszłym semestrze wrócimy do normalności”

Od kilkunastu miesięcy studiowanie w Belgii odbywało się w znacznym stopniu w rzeczywistości wirtualnej (nauka online), a nie w murach uczelni. Przyszły rok akademicki ma już wyglądać inaczej.

W minionych tygodniach sytuacja pandemiczna znacznie się poprawiła i znoszone są kolejne obostrzenia. Także fakt, że coraz więcej osób zostało zaszczepionych, pozwala mieć nadzieję na to, że nawet jeśli jesienią dojdzie do kolejnej fali pandemii, to będzie ona już dużo mniej groźniejsza niż poprzednie. Wprowadzanie restrykcyjnych obostrzeń nie będzie już wtedy zapewne konieczne – przewiduje część ekspertów.

Podobną nadzieję wyraził Ben Weyts, minister edukacji we flamandzkim rządzie regionalnym. Do czasu rozpoczęcia roku akademickiego 2021/2022 powinno się udać zaszczepić prawie wszystkich pracowników uniwersyteckich i studentów, którzy wyrażą chęć przyjęcia szczepionki. Oznacza to, że uczelnie będą mogły znów działać tak, jak przed pandemią, uważa minister Weyts.

- Chcemy, by studenci, którzy teraz zdają egzaminy i pragną częstszych kontaktów społecznych, mieli perspektywę powrotu do normalności – powiedział Weyts, cytowany przez portal vrt.be.

10.06.2021 Niedziela.BE // fot. Shutterstock, Inc.

(łk)

 

 

 

  • Published in Belgia
  • 0
Subscribe to this RSS feed